#ksiazka #komiks #recenzja #komentarz #wojna #scifi

"The Forever War" ( "Wieczna wojna" 1974) autor Joe Haldeman. Książka która potem była zaadaptowana do komiksu. Miała być komentarzem do wojny w Wietnamie. Nie skupia się jednak na samej fikcyjnej wojnie, a konsekwencjach konfliktu i jego otoczce.

Zdjęcie

- społeczeństwo LGBTPZRTVAGD+

- zinstytucjonalizowany gwałt

- upadek moralny

- przejęcie funkcji rozrodczych (utrzymania ilości populacji) przez państwo

- kłamstwa polityków

- wojna z wrogiem którego się nawet nie zna jak i nie zna się jej przyczyny

- upadek cywilizacyjny

Recenzja książki na nagraniu, była zrobiona przed napaścią reżimu żydowskiego na Palestynę i Iran. Wydaje się mocno aktualna do obecnych wydarzeń. Co było nie zamierzone.

-------------------------------------------------------

http://www.youtube.com/watch?v=mR0fQx_9UMQ

-------------------------------------------------------

9

#ciekawostki #komiks #webcomics #recenzja

Everyting is Fine
🔥

Na monotonnych przedmieściach usianych bliźniaczymi domkami żyje sobie para w kocich maskach na głowach. Życzliwi sąsiedzi, spokojne życie każdy zachowuje się na najwyższym stopniu swojego zachowania nikt nawet nie przeklina. Monitoring widzi wszystko, wszelkie niewłaściwe zachowania mają być zgłoszone, policja regularnie przeszukuje domy.

Nie ma dzieci… wszystko jest w porządku. Nie, nie jest w porządku.

Zdjęcie

Recenzja dystopicznego sieciowego komiksu.

-----------------------------------------------------------

http://youtu.be/S6WbAGwLOH0?si=ohrNvNH90OAv7U96

-----------------------------------------------------------

Bezpośredni link do komiksu:

-----------------------------------------------------------

http://www.webtoons.com/en/horror/everything-is-fine/list?title_no=2578&page=11

-----------------------------------------------------------

5

Z krainy ER-PE-GJE - Pillars of Eternity II: Dead Fire

Nie wiem czy zrobię z tego coś regularnego, bo też nie jestem aż takim gieromaniakiem, ale coś tam pograłem i w sumie to czemu by się nie podzielić opinią. Rzadko czytam jakiekolwiek recenzje, bo przeważnie nie opowiadają mi one należycie o temacie, to może spróbuję to zrobić tak, jak sobie to wyobrażam. czyli opisując wszystkie istotne zagadnienia.

Jako debiut serwuję Pillars of eternity II: Dead Fire

Nie jestem wielkim geekiem, co to wszystko etykietuje, ale na tyle, na ile się orientuję jest to RPG pełnoprawny, z rzutem izometrycznym. Dzieje się to wszystko w gatunku "fantasy"??. W sensie wiecie, krasnoludy, trolle, elfy, ale to nie wszystko. Twórcy gry podeszli do gry dosyć solidnie i pokusili się o stworzenie dosyć dużego, własnego uniwersum, z własnymi rasami, frakcjami, krainami geograficznymi, bóstwami. Skoro już padło hasło bóstwa, to warto dodać, że jest to motyw przewodni całej fabuły. Jesteście sobie chłopem, biorącym udział w grze bogów i od waszych bardzo licznych wyborów będzie zależało jak ta rozgrywka się potoczy i jak będzie wyglądał świat po waszej przygodzie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teraz pozwolę sobie wyszczególnić cechy istotne:

*Gramy w zestawieniu od jednego do pięciu graczy, w sensie takim, że możemy mieć do czterech towarzyszy, ale nie musimy, przy czym warto dodać, że poza wielkim zamiłowaniem do masochizmu nie mamy żadnych korzyści z grania w uszczuplonym składzie.

*Mamy do wyboru grę turową w pełni, lub aktywnie pauzowaną [turówka jest o tyle inna, że bardzo istotne są tury postaci, skipowanie kolejności i nastawienie się na kontrowania działań, lub potęgowanie działań]

*Jest modyfikowalny na różnych płaszczyznach poziom trudności, który jest do tego dynamiczny. Czyli w praktyce możecie go zmieniać w trakcie grania, a naniesione zmiany się aktualizują wraz z wczytaniem nowego obszaru. Co warto dodać, poziom trudności jest właściwie zrobiony. Wraz z jego wzrostem rośnie LICZBA rywali i ich AI + zasób specjalnych zdolności, których używają.

*Co dosyć przełomowe i raczej małospotykane mamy własny statek, jako ruchome centrum dowodzenia. Możemy sobie ten statek zmienić, możemy go ulepszać, możemy [a do pewnego stopnia nawet musimy] przypisać doń załogę. Decydujemy kto będzie bosmanem, kto majtkiem etc, musimy tych ludzi także poić, karmić, leczyć.

*Jak statki, to też i bitwy morskie, w tym strzelanie z armat, manewrowanie, taranowanie, czy abordaże i walki na statkach.

*W grze, jakby tak pozbierać wszystkie klasy, to jest od groma czarów, zdolności [o ile nie jest się jakimś nawiedzonym graczem z glosariuszem otwartym gdzieś indziej, to nie sposób to wszystko spamiętać).

*Gra posiada bardzo dużą mapę, co to znaczy dużą? 100 godzin zajęło mi przejście jej, a mam podejrzenie, że nie zrobiłem nawet 50% contentu.

*W Pillarsach mamy możliwośc handlowania [tutaj warto dodać, że bez moda ceny są absurdalnie wręcz wysokie, polecam zaciągnąć z nexusa]

*Gra jest bardzo specyficznym mixem jeśli chodzi o tempo gry, combat jest straszliwie dynamiczny, a z drugiej strony jest mnóstwo dialogów, gdzie możemy mocno wpływać na to, co się w grze dzieje, bardzo długich okien dialogowych. Generalnie czuć starym Baldurem. Ta gra chyba za cel ma postawić sobie rozbudowę tego pierwowzoru.

*Combat jest bardzo złożony, jest ileś rodzajów trafień, ileś rodzajów uników, ileś tam rodzajów efektów, ileś rodzajów buffów, debuffów, są specjalne summony i generalnie no jest tego mnogo.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No to na koniec podam plusy i minusy, a w zasadzie odwrotnie [wiadomo, najlepsze na koniec].

- Optymalizacja jest kiepskawa, w takim atomowym młynie, który doświadczyłem kilka razy czuć było lagowanko.

- Poziom trudności ten nawet najwyższy był bardzo łatwy [zdecydowanie polecam granie na najwyższym, bo to się wiąże z i tak rzadkim wczytywaniem, a jednak wymusi to na graczu pewne dopasowanie się do konkretnych potyczek].

- Tendencyjne przedstawienie frakcji, gra dość niewybrednie sugeruje, kto jest bez wad, więc z kim trzymać.

- Absolutny pierdolnik na ekranie w niektórych sytuacjach. Dla zobrazowania; 5 członków drużyny, każdy z nich może mieć jakiegoś summona, do tego niezależnie może przyzwać czarem coś innego. Przeciw wam jest w porywach do 15 rywali, część z nich też coś może przyzwać. Średni cast time to około 2.5 sekundy, do tego z 1 sekunda samego zadziałania, efekty trwają po naście-dziesiątk sekund [jednemu może wejść, drugiemu nie] i teraz weźcie to wszystko śledźcie. No po prostu jest to niemożliwe do zrealizowania.

- Handel, który trzeba modować, bo inaczej statek będzie na przykład kosztował tyle, że przez całą grę chyba na nieg bym nie uzbierał [no joke].

- Bitwy morskie trochę jednak powtarzalne.

- Za mało przedmiotów, szczególnie niektórego rodzaju [musiałem modować, by ten drop wyglądał].

- Trochę mało ciekawe postacie towarzyszące.

- Nie da się podejrzeć drzewka talentów poza momentem awansu i rozdawania punktów.

***+++++****

+ Na szczęście jest ich więcej, niż minusów;]

+ Bardzo ładne spolszczenie.

+ Zacznijmy od świata, no jest cholernie wielki; spotkacie malutkie wysepki z cyklu "co ja robie tu?? nie u-u, tylko zbieram jagody ****a!", spotkacie archipelagi, będziecie podróżować na różne morza, będzie w przeróżnych posiadłościach, twierdzach, budynkach, dungeonach.

+ Świetne zróżnicowanie gameplayu na podstawie wyborów podklas. Te różnice są na tyle dalekoidące, że mocno inaczej gra się barbarzyńcą - zabójcą casterów, a barbarzyńcą - artystą furii

+ Wiele z zamkniętych lokacji, czyt. dugeony, twierdze, posiadłości itp. są przepięknie zrobione, gra pod tym względem jest niesamowicie estetyczna, a przypomniam, że to jest gra sprzed 7 lat. + za to, że te lokacje są wielopoziomowe i spójne, a nie, że jest tylko wincyj, żeby było wincyj.

+ Świat jest bardzo obszernie przedstawiony: są dokładnie wytłumaczone efekty, mechaniki, uniwersum, czyli bóstwa, rasy, kultury, poszczególne detale, gra ma nawet własny "język" z przypisami etc.

+ Podklasy w połączeniu z multiklasowością dają ogromną różnorodność tworzenia postaci.

+ Muzyka jest bardzo dobra, szanty podczas żeglowania - piękna sprawa

+ Ogromna paleta spelli i zdolności pozwala bardzo mocno personalizować własne podejście do walki

+ Ogromna paleta aktywnych jednorazowych przedmiotów: całe pęczki zwojów, potionów, granatów, flaszek do rzucania, pułapek, no cuda na kiju

+ Całkiem ciekawe modele postaci [przeważnie dobrze oddają avatar]

+ Całkiem ciekawe modele przedmiotów; tz. itemy wyglądają adekwatnie i na przestrzeni gry zbierzesz ich wywrotkę i bardzo fajnie zostały oddane akcenty, przez to jak wpadnie coś z gatunku "wow", to wygląda to dosyć wyjątkowo i jest z tego duża satysfakcja.

+ Bossy, przynajmniej większośc wygląda spektakularnie, a oddanie wielkości Eothasa [fabularnego gwoździa programu] jest jak na izometrię chyba jakimś dziełem sztuki, no przecudnie się prezentuje. Na screenie jest on, a u dołu screena, tóż nad oknem tekstowym jest do połowy jeden z moich "ziomeczków".

+ Różnorodne questy: od wątka głównego, przez jakieś questy, które warunkują kto będzie nas lubił, a kto nie i jak bardzo, po jakieś wielowątkowe questy, wieloetapowe questy towarzyszy, które by móc realizować trzeba będzie robić questy gdzieś tam nas wpuszczające, aż po "idź i zabij X".

+ Animacje spelli - świetnie wyglądają i też dobrze oddają opis.

+ Różnorodność spelli; enchanty, buffy, debuffy, obszarówki, przywołania, odparcie śmierci, leczonka, regeneracje i wiele innych.

+ Ciekawe rodzaje broni i bardzo wiele tego, samych tarcz są trzy klasy, a broni, to będzie tak z 20 rodzajów.

+ Bardzo ciekawy system ulepszeń itemów; itemom legendarnym możemy podbijać tiery + wybierać ulepszenia na zasadzie albo/albo. Te ulepszenia są bardzo oryginalne, a do zrobienia ich potrzebujemy materiałów + kaski [dosyć sporo kaski].

+ Liczba materiałów i różnych reagentów, od groma.

+ Nawiązanie do Rpgów klasycznych, czyli czytanie scenek i pytanie od game mastera "co robisz?:"

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ode mnie dostaliby solidne 8.5/10 i mogę z czystym sumieniem polecić.

#recenzja #grypc #kultura #fantasy #rpg #pillarsy

5

Poszedłem się upewnić czy #restauracja noah taka godna polecenia jak pisałem w jednym z poprzednich wpisów. I tak podtrzymuje to! Jedzenie super, zmienili menu bo zima a mają sezonowe. Fakt dziś zamiast 9.5 dałbym 9 ale to ciągle odkrycie tego roku Rewelacyjny tatar, buraki z serem i granatem czy pasternak z dodatkami . Drink niestety słabszy niż ostatnio ale ciągle dobry a może nawet bardzo dobry @reflex1 pozwalam zawołać bo byłeś zainteresowany. Desery też zmienili ale 2 naprwno są rewelacyjne trzeci pewnie też ale niestety wszystkiego nie da się spróbować . Prawie #recenzja #kuchnia #jedzenie #turteliancontent #turteliantestuje

7

Dziś trochę mniej wykwintnie i zaskakująco ale równie smacznie i przyjemnie

Jeśli lubicie #kuchnia meksykańska to wpis dla was

Restauracja Los Gorditos - sam lokal jakoś specjalnie się nie wyróżnia ot restauracja jak jedna z wielu. Menu bardzo proste bo do wyboru mamy tak naprawde tylko : Burrito, Burrito bowl, Tacos, Quasedille i Nachosy. Do każdego wybieramy sobie jakie mięso(ew. kalafior dla vege) i sosy i ewentualne dodatki typu guacamole, ser czy dodatkowe mięso.

Także 4 dania które możemy przystosować do siebie, nie wyróżniający się lokal a jednak to jak dla mnie najlepsza "meksykańska" w #krakow.

Porcje spore - po zjedzeniu burrito, spróbowaniu quasedilli i tacosa byłem optymalnie objedzony. Ceny przyzwoite i co najważniejsze smak - jedzenie było po prostu bardzo dobre. Burrito wołowe z sosem chipotle rewelka! Balans pomiedzy mięsem a warzywami idealny, równowaga smaków od umami, kwaśnego do ostrego. W okolicy nie raz będę tam wpadał zamiast kebaba

Z rzeczy dodatkowych:

Słabym punktem są desery - te polecam jako że na kazimierzu wszystkiego jest w opór zjeść gdzie indziej. Zwykle ciastko kruche z śliwką obłędnie słodkie - jakbym miał zgadywać kupowane gdzieś wcześniej hurtem. Do zjedzenia ale nic specjalnego.

Drinki - ładnie podane i bardzo dobre. Piliśmy różnego smaku margarrity i wszystkie byly ok

Kolejki - sporo chętnych więc czasem można obejść się smakiem.

Knajpa na pewno warta polecenia zwłaszcza na wypad w grupie znajomych - koszta raczej akceptowalne dla każdego, opcja dostosowania dania do siebie, dobre drinki i luźna atmosfera.

Dziś idę testować restauracje "ORZO" - na bieżąco co nie co pewnie wrzucę na instagram http://www.instagram.com/turtelian/

#recenzja #gotowanie #jedzenie #turteliantestuje #turteliancontent trochę #meksyk

9

Moje odkrycie kulinarne roku 2023 - restauracja Noah na krakowskim kazimierzu. Wyższa półka ale jeszcze nie absurdalnie drogo. Kuchnia polsko-żydowska z lokalnych składników. Zamówione 8 pozycji - każda bardzo dobra, niektóre rewelacyjne. Kurki marynowane z humusem, kebabiki baranie, okoń, "maluhabeih", grzyby z palonym masłem. Wszystko było podane przepięknie a co najważniejsze smakowało obłędnie. Wszystkie dania były zrobione w nieoczywisty sposób, łącząc różne smaki często z pozoru niepasujące do siebie produkty w taki sposób, że po prostu robiło to efekt WOW. Takie kurki z humusem np. okazało się że były marynowane (chyba zgaduje po smaku) w occie jabłkowym, pierwszy raz spotkałem i kurde to pasuję! Kebabik świetne mięso podane na pałeczce cynamonu co dodawało i smaku jak i ułatwiało jedzenie.

Co ciekawe drinki również były rewelacyjne - brak smaku "alkoholu" a dokładniej spirytusu i idealny balans smaków.

Każdego dania nie będę rozdzierał na czynniki pierwsze - ciężko też by było je ustawić w kolejności od najlepszego do najgorszego. Jednym z gorszych były wspomniane przezemnie kurki - a były bardzo dobre i jestem zadowolony że je zamówiłem.

Nieoczywiste połączenia, bardzo dobrej jakości produkty, rewelacyjne drinki, przyjemny wystrój i bardzo fajna obsługa. Polecam serdecznie na jakąś okazję jeśli będziecie w Krakowie.

Podobny post z pewnie innymi zdjęciami wrzuciłem na insta @turtelian jakby ktoś bardziej chciał podrążyć temat. Tam też wrzucam storki z "finebitowych" przygód, jakby ktoś chciał na bierząco mieć jakieś kulinarne inspiracje/

PS: obecnie można zjeść ze zniżką poprzez Finebite - a wtedy ceny już robią się "przystępne".

#turteliantestuje #recenzja #kuchnia #restauracja #krakow #jedzenie #turteliancontent

9

#lurker #algorytm #recenzja #porno

Obrazek jaki chciałem wrzucić na lurka i algo zablokowało go jako pronografię. Zmiana rodziałki nic nie dała, ale odwrócenie już tak. @Thanos trochę słabe te algo jak da się odwracać i wchodzi, bo siusiak jest pośrodku, a cycki są dwa.

8

#wiedzmin #netflix #wiedzminbloodorgin #ogladajzlurkiem #recenzja #seriale #memrys
Dożyliśmy czasów, gdzie każde uczciwsze zdanie o tym co robi Netflix z uniwersum Wiedźmina zaczyna się wstępem "Nie jestem rasistą, ale…". Z drugiej strony od czegoś trzeba zacząć, a sprawy obsady i scenariusza są na tle artystycznie nijakie i urągające materiałowi źródłowemu, że jest to wygodny punkt, aby rozpocząć gorzkie żale.
Najzabawniejsze jednak jest to, że ten cały Wiedźmin - Blood Orgin jest najlepszą rzeczą jaką pod patronatem Netflixa udało się wyprodukować w świecie pana "he/hi$" Spakowskiego. I mówię tu tylko o kwestii warsztatowej; ktoś tam w końcu temu beztalenciu, pani "she/her" Hissrich zabrał "taśmy" i wykroił z sześciu godzin pierwotnego meteriału te cztery, które są całkiem spójne pod odgrzewany barszcz z uszkami. Trzeba tylko na dokładki uważać, bo raz się odbija Conanem Barbarzyńcą, innym razem Mulan, czy Flashem Gordonem, by znów zaraz zaciągnąć Herkulesem. Posmaku samego Wiedźmina w tym nie ma, ale hej... czy ktoś się jeszcze łudził?

5

Kończy mi się darmowy Amazon Prime, a więc kończy się też moja przygoda z Pierścieniami Władzy. Serial jest tak słaby, że nawet nie będzie mi się chciało go dociągnąć z torrentów. Zresztą plucie pod wiatr daje więcej frajdy niż oglądanie tego głupiego, nudnego i przepłaconego serialu, nawet jak przewija się gadki - szmatki. Gwałt na baśniowym świecie Tolkiena oraz szerzej, sztuce scenopisarstwa się dokonał. Po co i dla kogo takie rzeczy powstają?
#ringsofpower #pierscieniewladzy #amazon #tolkien #seriale #recenzja #memrys

17

#thenorthman #wikingowie #film #kino #ogladajzlurkiem #recenzja #memrys
---
Zobaczyłem The Northman, reklamowany jako coś świeżego w gatunku kina kostiumowego i łooo bosze, jakie to było złe, nudne, a czasem głupawe. Ni to baśń, ni to kino historyczne, za to scenariusz na poziomie generycznych przygód z gierek RPG. Nie wiem w ogóle skąd ta maniera tworzenia bohaterów, którym widz do niczego nie jest potrzebny, a narrację stara się nadrabiać eksploracją świata. A nie! Wiem! To naleciałość z gierek komputerowych właśnie, i to tych słabszego sortu, rodem z sandboxa Bethesdy.
Najbardziej bawi mnie jednak tak podnoszone przez fanów tego filmu, rzekome przywiązanie do detali. No nie bardzo właśnie, ale nie chce mi się tego punktować, bo film nie jest wart aż takich inwestycji czasowych. Wystarczy powiedzieć, że jak już się wali przed walką mieczem o tarczę dla kurażu, to trzeba to robić płazem, a nie krawędzią tnącą.
Marudzę, bo współczesne filmy rzadko oglądam, a jak już to chciałbym, aby było to kino dobre, a tu kolejna mina.
---
Z klimatów baśniowo - wikińskich Northmena bije na głowe stary i dobry Beowulf & Grendel z 2005, którego kiedyś nabyłem za psięć złotych w marketowym koszu, a który teraz można nawet za darmoszę na tubie zobaczyć:
https://youtu.be/dxvBgwGVtvM

8

Nareszcie przeszedłem "God of War 2018". W skrócie można by to podsumować tak:


A nieco bardziej szczegółowo? [małe i większe spoilery]

Plusy dodatnie:

+ Główny bohater Kratos mówi niewiele i nadal jest maszyną do rozwalania - przez większość czasu.
+ Jego syn Atreus ("BOJ") mówi wiele, głównie krzyczy, narzeka i płacze, ale dobrze pomaga strzelając z łuku, więc to się wyrównuje.
+ Wciągająca fabuła oraz wielki, pełny sekretów świat, który chce się zwiedzać.
+ Satysfakcjonujące i zróżnicowane pojedynki oraz techniki walki.
+ W grze pojawiają się dwaj podejrzani handlarze o egzotycznych rysach. Nie można ich bić, bo antykrasnoludyzm, ale wykuwają, skupują i sprzedają dużo pożytecznych rupieci, a poza tym są zabawni.
+ "Głowa" Mimir jako towarzysz podróży.
+ Ładna pani wiedźma.

Plusy ujemne:

- Po jakimś czasie misje poboczne i zbieractwo robią się wtórne.
- Czarne charaktery są za mało zarysowane, rzadko wchodzą na scenę główną fabuły.
- Z biegiem czasu Kratos Pokaż spoilercoraz mniej przypomina dawnego siebie, a zamiast tego (głównie pod wpływem syna) zaczyna przejawiać symptomy jakiegoś kruchego pacyfisty, mamroczącego nagle o zakończeniu cyklu przemocy oraz konieczności bycia kimś lepszym.

Martwi mnie też przyszłość tej serii. Cory Barlog, jej twórca, jest podobno fanatycznie zapatrzony w neila druckmanna (celowo z małej litery) i jego pokraczny, fanowski twór o nazwie "The Last of Us Part II" - a jeśli wprowadzi do swojej gry rozwiązania fabularne na wzór tamtej chały, no to umarł w butach.

Mimo wszystko polecam. Nie nudziłem się w trakcie tej rozgrywki, potyczki z przeciwnikami są fajne i ostatecznie to jednak dobra zabawa, a nie kolejny manifest polityczny zlewaczałego absolwenta szkoły frankfurckiej.

Zobaczymy, co wymyślą w kolejnej części.
#godofwar #gry #humorobrazkowy #recenzja

6

Przypomnienie gry - Franko: The Crazy Revenge - polski beat`em up z lat 90youtube.com

Zapraszam serdecznie do zapoznania się z takim starszym polskim tytułem (sądzę, że mało znanym dla Państwa). Jest to gra z 1996 roku i chciałbym przypomnieć ją i narysować jej kontekst w kilku słowach. Osobiście bardzo dobrze ją wspominam i sporo czasu spędziło się na graniu w niej.

Franko: The Crazy Revenge – gra komputerowa typu beat ’em up ze scrollowanym ekranem, wyprodukowana przez World Software i wydana w 1994 roku przez Mirage Software. Głównymi bohaterami gry są tytułowy Franko oraz jego przyjaciel Alex.
https://www.youtube.com/watch?v=CYOInlQSl18
#gry #gameplay #recenzja #staregry #grykomputerowe #grypc

8

Przesłuchałem w formie audiobooka Diunę i chyba zrozumiałem dlaczego Denis Villeneuve podzielił swoją ekranizację na dwie części. Samej ekranizacji jeszcze nie oglądałem, bo wolę poczekac na część drugą, a potem jeszcze poczekać na wersję reżyserską, aby za jakieś 5 lat zobaczyć finalny produkt nieprzycięty kijowym marketingiem kinowego formatu wymyślonym przez księgowego z wytwórni. Szkoda mi czasu, wiedząc że film ma podobne tempo do Blade Runnera 2049, który to mi się nie podobał i wynudził. Poczekam więc jak wyjdzie całość aby 2x nie oglądać.
No ale o książce…
A tu jestem nieco rozczarowany, bo są to jakby dwie książki. Pierwsza połowa to szczegółowy rys świata, bohaterów, przyrody i wszelakich smaczków zapowiadajacych wszystko co najlepsze dla fantasy w kosmosie. Ten typ opowieści urywa się nagle w połowie, by w drugiej części książki dostać przeskoki czasowe, ekspozycje na epicką akcję wspomnianą tylko w dialogach, a nie opisaną tak abyśmy ją przeżyli. Widać ogólny pośpiech, właściwy dla zdolnego ucznia, który rozpisawszy się zauważa, będąc w połowie zadań z klasówki, że do zebrania kartek przez panią zostało 10 minut. Wygląda to jakby wydawca gonił z zastrzeżeniem, że chce wydać całość w jednym tomie i to w najbliższy poniedziałek, a jest właśnie niedziela wieczór.
Wszystko to sprawia, że domknięcie wątków postaci jak i wielkich intryg politycznych rozgrzebanych w pierwszej połowie książki jest dla mnie niezadowalające, a potencjał niewykorzystany.
I tu pytanie do Was, czy warto sięgać po inne książki z tego uniwersum, z założeniem, że interesuje mnie bardziej styl z pierwszej części książki, a zupełnie nie interesuje sposób pisania opowieści właściwy dla jej drugiej części? Ktoś z Was przerobił cykl i czy poleca?
#ksiazki #diuna #memrys #pytanie #fantastyka #recenzja

13

Jakoś tak się uchowałem, że za dzieciaka oglądałem tylko pierwszą w kolejności (IV wedle kanonu) część Gwiezdnych Wojen. Więcej nic i nigdy. Idą święta, czas więc nadrobić i poznać na dobre to uniwersum. Pod tagiem autorskim #memrys zbiorę wszystkie mini recenzje GW, oglądane chronilogicznie dla lore. Jak kogoś moja dłubanina zainteresuje, czy rozbawi to zapraszam do śledzenia.
------------------
Jak mi poszło ze #starwars VI Powrót Jedi?

Po naprawdę kapitalnej części IV, bardzo dobrej, intrygującej części V dostaliśmy to
na co z p-e-w-n-o-ś-c-i-ą liczyliśmy w tej historii:
- kuriozalny cyrk u Jabby (beznadziejna śmierć Boba Fetta)
- scigałki w lesie (zieeeew)
- bezbekowe gumisie kanibale (nie nie nie i jeszcze raz nie)

Cały ten szajs sprawia, że film zaczyna się tak naprawdę dziać ok 1 godziny i 25 minut od napisów początkowych, kiedy Luke wyznaje Lei, że są rodzeństwem. Tutaj rola Lei się tak naprawdę kończy. Niestety postać w tej części nie jest już rozwijana i stanowi tylko kwiatek do kożucha, jakim jest slapstickowa strzelanina o jakiś bunkier w lesie.

Wszyscy w tych leśnych scenach walki biegają jak w Bennym Hillu i nie dziwię się, że tak dużo śmieszkowych memów i gifów z tych scen powstaje do dnia dzisiejszego.

To co w tym filmie mogło być ważne to całkiem niezła i przemyślana intryga Palpatine oraz relacja Vader - Luke. Niestety zupełnie nie znajdziemy tu powrotu do propozycji Dartha aby razem obalić Imperatora oraz popadamy w pewną dość mocną i kluczową nieścisłość fabularną…
Bo jak to jest, że zarówno Yoda i Obi-Łan chcą aby Luke zabił Vadera, a tego chce również Imperator, aby gniew wyzwolił Ciemną Moc Skywalkera? Kiedy Luke zapewnia mistrzów Jedi, że chce spróbować przeprowadzić Vadera na Jasną Stronę Mocy to Ci widocznie ubolewają. Albo coś w tej historii przeoczyłem, albo finał się tu kupy nie trzyma.
Już nawet nie pytam o powody śmierci Vadera, ani o to, że Palaptine spadając w komin zginął, a Luke spadający w komin przeżył. Crap.

Ja widzę to tak: Tandem Luke&Vader wymęczony walką między sobą obraca się przeciwko Imperatorowi, a nie mogąc go pokonać Vader ostatkiem sił poświęca siebie rzucając się wraz z Palpatine w otchłań. Luke ledwo żywy z wysiłku opada na tron Imperatora i łapiąc oddech dochodzi do niego na jakim miejscu siedzi.
Zbliżenie. Cięcie. Kurtyna.
Brawa.
Ten film nie jest zły. On jest zwyczajnie niesatysfakcjonujący i przeznacza czas ekranowy na rzeczy niepotrzebne.
---------------------------
Ocena końcowa: 5 ewoków na 10 ewoków
#heheszki #recenzja #film #gwiezdnewojny

5

Jakoś tak się uchowałem, że za dzieciaka oglądałem tylko pierwszą w kolejności (IV wedle kanonu) część Gwiezdnych Wojen. Więcej nic i nigdy. Idą święta, czas więc nadrobić i poznać na dobre to uniwersum. Pod tagiem autorskim #memrys zbiorę wszystkie mini recenzje GW, oglądane chronilogicznie dla lore. Jak kogoś moja dłubanina zainteresuje, czy rozbawi to zapraszam do śledzenia.
------------------
Jak poszło mi ze #starwars V Imperium Kontratakuje?

Od początku widać duży budżet... Potem ktoś się zorientował, że aż tyle pieniądza nie trzeba ładować w tę historię, a że sprytniej jest wydać na głupoty, niż oddawać, więc częściej lepiej, a rzadziej gorzej twórcy poszli w rozszerzanie świata z części IV.

Jest więc całkiem fajny krwawy Yeti, robiące wrażenie, acz zupełnie nieporadne, niczym koszmarki inżynierskie, maszyny kroczące, więcej statków w przestrzeni oraz więcej strzelaniny w kosmosie i w lokacjach.
Bardzo mi się podobał wielki asteroidowy robak i podniebne miasto. Ale kosztem tego wszystkiego wolałbym dostać więcej czasu filmowego na takie trzy aspekty jak:

Moc - w końcu wiem, czym jest. Rozumiana w dość taoistycznym stylu, niczym ogród zen pozwala się nam nauczyć, że o ile ważne są w nim ułożone kamienie, to kluczem do ich ważności jest przestrzeń między nimi. Kukiełkowa postać Jody jest tu rozpisana fenomenalnie i sporo odzyskuje w moich oczach po częściach I-III.
Te całe mitochloriany, czy inne takie to se Dżordżu Lucasie we własną czarną dziurę możesz zaimplementować... Mehhh.

Relację Leia - Han Solo. W części IV wydawało mi się, że to Leia obgryza dla zabawy wokół delicję Hana z czekoladki, zostawiając na później najsmaczniejszą galaretkę, a tu dostajemy zupełną zamianę miejsc. Księżniczka już ani taka wyszczekana, ani dowcipna. Szkoda, bo to mogła być fantastyczna szkoła kreacji naturalnie silnej kobiecej postaci. Bo wiecie, teraz to w filmie, aby kobieta coś znaczyła to musi mieć większe działo, szybsze ciosy karate i tyle samo za dzień zdjęciowy co facet. Było ogólnie znośnie, ale wyobraźcie sobie tę scenę, kiedy chcą zamrozić Hana Solo, a ten ze łzami w oczach mówi:
- Kocham Cię Leio!
- Wiem. - podpowiada oznajmująco księżniczka, wpatrując się obojętnie w oszroniałą twarz byłego, już za niedługo, kochanka.
- W końcu, kim od dla mnie był? Piratem? - zadrwiła w myślach - Nawet prędkość nadprzestrzenna mu się nie odpalała.
- Well... Lando, bądź uprzejmy i odprowadź mnie do komnaty, bo słabo mi się robi od patrzenia na tortury.

Strasznie mi się taka scena dowcipa wydaje i spójna z częscią IV. Ale widocznie to była jedna z tych niesławnych marketingowych decyzji Lucasa, który szybko zlustrował kto na jego filmy przychodzi.

Relacja Luke - Vader - to najważniejsza oś tego filmu. Sam Darth wydaje się panować od początku do końca nad intrygą i co prawda można by było próbę perswazji na młodym Skywalkerze rozpisać lepiej, ale... czy Vader w czasie walki nie zmienił aby zdania i zamiast wsadzać go do zamrażarki by dostarczyć Imperatorowi, to próbuje przekonać Luka do przejścia na Ciemną Stronę Mocy, ale głównie w celu wspólnego obalenie Imperatora? To zaproponował, prawda?
Przecież mógł mu nie pozwolić spać w ten komin, a pozwolił. Mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie tu część VI.
------------------------------------------------
Porównać film mogę generalnie do wszelkich części II wszystkich trylogii, gdzie kosztem rozwoju samej przygody rozbudowuje się uniwersum, wprowadza wiele postaci pobocznych i pokazuje się upadek i przemianę protagonisty. Nie są to części łatwe ani dla aktorów, ani dla scenarzystów, a zazwyczaj są one najtrudniejsze dla widzów, którzy często mają uzasadnione prawo do oburzenia. Imperium Kontratakuje wypada na tym tle naprawdę solidnie i spokojnie może zawstydzać prequele i sequele nie tylko ze swojego uniwersum.

Ocena końcowa: 8/10
#heheszki #recenzja #film #gwiezdnewojny

6

Jakoś tak się uchowałem, że za dzieciaka oglądałem tylko pierwszą w kolejności (IV wedle kanonu) część Gwiezdnych Wojen. Więcej nic i nigdy. Idą święta, czas więc nadrobić i poznać na dobre to uniwersum. Pod tagiem autorskim #memrys zbiorę wszystkie mini recenzje GW. Jak kogoś moja dłubanina zainteresuje, czy rozbawi to zapraszam do śledzenia.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Jak mi poszło z oglądaniem #starwars Mroczne Widmo? Plusy, minusy, zastrzeżenia.

Na minus:
- Zagmatwana, nielogiczna, naiwna i dziurawa oś intrygi politycznej. Padmé Amidala nie chciała walczyć, tylko negocjować. Potem chciała walczyć, ale że nie miała już czym, więc zawarła sojusz ze śmiesznymi podwodnymi pieskami, których to niby nie szanowała, a któremu to ich przaśnemu przywódcy jako królowa zechciała się, bez cienia godności własnej, pokłonić. Do tego dochodzi zupełny brak wpływów w Senacie, który nie pozwala jej ukarać Federacji Handlowej, ale pozwala wymienić Kanclerza na nowego kandydata z jej własnej planety. Jeszcze ta wieczna groźba zamachu na jej osobę, mimo jej niekompetencji i nierozeznania w układach, a jednocześnie niezrozumiałej sprawczości przy wymianie kluczowego stanowiska w Republice. Najgorsza królowa ever albo najlepszy dywersant. Ostatecznie sama przyznaje, że się do tej roboty nie nadaje, co też może być grą operacyjna.

- Rycerze Dżedaj w heheszkowatej stylóweczce Big Lebowskiego są dość niekompetentną bezpieką Republiki. Kiedy zarząd grzeje ciepłe pufy w kwaterze głównej Rob Roy o chińskiej ksywie robi co chce i z kim chce, mając z jednej strony sporo luzu, z drugiej z jakiegoś powodu nie należy mu się miękka poducha w zarządzie. Przydałoby się lepiej tę postać poznać.

- Wspólny powrót Dżedaj i Amidali na Naboo pokazuje chyba stałą tendencję sił Jasnej Strony w całej serii, że najlepszym planem jest zupełny brak planu i to w zupełności wystarczy aby obalić nawet najlepszy plan Ciemnej Strony Mocy.

Na plus:
- Praca kamer, udźwiękowianie, tempo akcji, lokalizacje, detale, kostiumy, charakteryzacja.
- Wyścig ścigaczy na monitorze 21:9 to prawdziwe widowisko
- Kapitalne potwory wodne wzorowane na prawdziwych monstrach z głębin naszej planety
- Historia wciągająca na tyle aby sięgnąć po kolejną część. Chodzi to konkretnie o warsztatowe proporcje w budowie scenariusza, który mocno wyróżnia się na plus od współczesnych produkcji o podobnej naiwności świata przedstawionego.
- Relacja Rob Roya z Obi Łanem - naprawdę zgrany tandem, super tnący te całe robo - AGD Federacji. Chętnie zobaczyłbym program kulinarny z nimi, jak tańczą i siekają jarzyny w kuchni.

Zastrzeżenia:
- Przewijałem śmiesznego pieska Jar Jar
- Przewijałem kino familijne Anakin - matka
- Przełknąłem familijność i niedostatki CGI bitwy na Polach Peleonnoru (budżet?) oraz lot Anekina na statek Federacji wraz z zniszczeniem głównego generatora, który znajdował się w dokach... omg 😃
- Toczyłem bekę ze szturmu na zamek pod dowództwem Amidali i jej "podstępu".
- Zastanawiam się nad łatwością z jaką Amidala poświęca swoich współpracowników, przechodząc w kolejnej scenie do porządku dziennego, chcąc natychmiast odzyskać sympatię widzów.
-------------
Podsumowując, film jak na pozycję z roku 1999 prawie się nie zestarzał. Pamiętajmy, że wtedy w wysokobudżetowym kinie dominował okropny zielony filtr, szybkie cięcia mające nadawać tempo i tendencje do pseudointelektualnych dialogów. Zestawiając Mroczne Widmo z Matrixem, wydanym w tym samym roku, pierwsza cześć Star Wars wygrywa w każdym aspekcie, nawet jeżeli uwzględnimy jej familijność. Brawo! 5/10
#heheszki #recenzja #film #gwiezdnewojny #mrocznewidmo

6

Mając gówniany humor postanowiłem sobie jeszcze dołożyć, robiąc podejście do nigdy wcześniej nie oglądanej batmanowskiej trylogii Krzysztofa Nolana. Jego filmy generalnie dzielę na długie i nudne oraz na nudne i długie. Czerwona lampka zapala mi się dodatkowo, kiedy widzę, że przy scenariuszu daje zarobić swojemu mniej zdolnemu bratu. I tak było niestety tutaj.

Wybrałem Mrocznego Rycerza z względu na wszędzie polecaną rolę Heatha Ledgera, że taka fajna i w ogóle wariactwo na ekranie. Trzeba przyznać, że napracowane, facet daje radę i aż miło porównać jego kreację z klasyczną kreskówkową oraz tą znaną z filmów Burtona. Nawet myślałem, że tytuł "Mroczny Rycerz" jest o nim, no ale nie jest.

Odnoszę wrażenie, że Nolan musiał być kompletnie zaskoczony kreacją Ledgera i nie był w stanie kontrolować spójności postaci Jokera z rysem reszty bohaterów. Wyszło takie "one man show", tam gdzie Ledger się pojawiał. Już tłumaczę: Kino Nolana jest klasycznym "plot driven story" i to aż do bólu. Akcja determinuje poczynania bohaterów, którzy gdzieś miedzy kolejnymi jej zwrotami prowadzą między sobą dialogi wyjaśniające widzowi, co był właśnie zobaczył. To takie zamaskowane słabiutką ekspozycją aktorską didaskalia.

Ziew totalny, zwłaszcza jak jest się wprowadzanym w meandry dokumentalistyki finansów przestępczości w Gotham i perypetii wymiaru sprawiedliwości. Uczyniło to Batmana kimś na miarę Eliota Nessa ds. przestępczości skarbowej. Nie takiego Batmana mam ochotę oglądać. W każdym razie Ladger widocznie olał nudny jak księgowy raport kwartalny scenariusz i postanowił zagrać "character driven story" wskazując że to nie akcja, a motywacja kreowanej postaci ma wpływ na to co się dzieje.
Powoduje to zupełne rozjechanie się spójności formuły filmu, co przez osoby nieobeznane z teorią sztuki filmowej jest niedostrzegane, bo przecież dostali fajnego Jokera, a dalej... dalej nic pusto i nieciekawie.
Takim szczytem przerostu formy nad treścią jest powierzenie zagrania tej samej postaci mentora i powiernika Batmana aż dwóm aktorom o tej samej, wypróbowanej, wadze gatunkowej - Morgan'owi Freeman'owi i Michael'owi Caen'owi. Bez sensu.

Jakby film zmontować do godziny 1:30, wywalając ten cały wątek księgowo - gangsterski i skupiając więcej uwagi na motywach głównych bohaterów to obraz mógłby być bardzo udany. Z tym co jest przyznaję dwie garści nietoperzowego guana na pięć garści w puli do zdobycia.
Aha, film był długi i nudny.
#batman #joker #nolan #film #recenzja #przemyslenia #memrys

8

Ostatni raz pisałem recenzję jak byłem w technikum, ale pomyślałem dlaczego by nie spróbować znowu? Najwyżej mnie zjedziecie z góry do dołu :’)

Squid Game

Zazwyczaj nie mam ochoty i chęci na oglądanie czegokolwiek, jednak kolega z pracy zachęcił mnie do obejrzenia tego serialu nawet nie próbując mnie przekonać. Nie wiedziałem, że jest jakiś hype na to, oraz że to nowy serial. Wiedziałem tylko tyle: Setki osób, grają w gry, kto przegra ten zginie.

Zawsze ciekawiły mnie takie tematy i aspekty psychologiczne w filmach gdzie ludzie walczą o przetrwanie. Hostel, Circle, Cube, Piła etc. Nigdy nie fascynowała mnie tematyka gore, a raczej to jak ludzie zachowują się w takich sytuacjach i podejście psychologiczne. Ładunek emocjonalny jaki to za sobą niesie i powiem wam szczerze, że ten serial dostarczył mi dokładnie to czego chciałem, a ciężko znaleźć to w zachodnich produkcjach.

No… Może Funny Games był ciekawym zjawiskiem, ale filmy mają to do siebie, że są krótkie i za mało jest informacji i za mało czasu żeby zżyć się z bohaterami. Dlatego wolę książki, albo seriale.

Postaram się bez spoilerów, jednak takowe się zdarzą i postaram się, żeby w razie czego nie zepsuły wam przyjemności z oglądania.

Naszym głównym bohaterem jest numer 456 (łatwiej zapamiętać numery niż ich imiona). W pierwszym odcinku zostaje nam przedstawione jego życie. Największa miernota i nieudacznik jakiego możecie sobie wyobrazić. Kradnie matce pieniądze i przepuszcza na hazard, nie pracuje, tonie w długach i ogólnie postać nie będąca przykładem do naśladowania. Wszystko co może pójść źle u naszego bohatera idzie źle. Raz na jakiś czas los się do niego uśmiechnie, żeby z niego zakpić. Wygrał na hazardzie kasę, a chwilę później zjawiła się lichwa u której miał długi, a uciekając przed nimi zgubił pieniądze i nie miał co dać lichwie, gdy już go złapali. Większość odcinka to przedstawienie naszego bohatera w jak najgorszym świetle. Osobiście był dla mnie irytujący.

Cztery pięć sześć dostaje od tajemniczego nieznajomego wizytówkę i propozycję udziału w grach, w których może zarobić sporo pieniędzy, a żeby mógł odmienić swój żałosny i godny pożałowania los. Bohater się godzi i zjawia się w umówionym miejscu i czasie by zostać przewieziony na teren gier, które mają się odbyć.

Od początku cała otoczka tego wszystkiego była niemal cukierkowa. 456 ludzi zamkniętych na jednej hali, gdzie każdy miał swoje łóżko i takie same stroje tylko z innymi numerami, Ludzie w czerwonych kombinezonach oraz maskach zasłaniających ich twarze, by jak to ujęli zachować zasady fair play.

Nie musicie tu być. Możecie odejść. Nikt was do niczego nie zmusza. Macie obawy? Nie ma sprawy! Możecie wyjść, ale pomyślcie czy macie do czego wracać.

Wszystkie osoby, były w podobnej sytuacji co nasz główny bohater i nie mieli zbytnio dobrego życia. Mimo wątpliwości wszyscy się zgodzili na grę, podpisując odpowiedni dokument i rozpoczynając niedługo potem pierwszą grę.

Wszystko to było takie miłe, ciepłe, niemal infantylne, strażnicy w maskach zwracali się jak do dzieci i bardzo delikatnie w tym co mówili oraz robili. Nawet jak dobrzy rodzice nie wtrącali się, gdy dzieci się kłóciły i zostawiali graczy samym sobie. Równość, wolność, braterstwo. Jeśli nawet w to nie wierzyłeś to serial ze wszystkich sił starał się wywrzeć na tobie takie wrażenie. Dzieci czas do łóżek, dzieci chodźcie się pobawić, dzieci czas na jedzonko!

Umowa, którą podpisywali miała tylko trzy punkty i dwa z nich mówiły coś o wyeliminowaniu. Piękne słowo. Jak przegrasz w grze to po prostu odpadasz. Nikt i nic nie przygotowało ich na to co miało nastąpić za kilka chwil. Lobby było w ładnych jaskrawych barwach jak w pokoiku dla dzieci. Pokój gier z ścianą z błękitnym niebem i trawką. Duża laleczka dla dzieci na drugim końcu i czas w końcu na zabawę drogie szkraby.

Kolor tych barw i ta przesłodzona otoczka, szybko i bardzo brutalnie zostaje zmieniona i nagle wszyscy rozumieją co to znaczy wyeliminowanie z dalszej zabawy. Pozwolę sobie zaspoilerować pierwszą grę z pierwszego odcinka. Był to nasz polski odpowiednik Baba Jaga patrzy. Laleczka miała czujniki ruchu i na podstawie tego eliminowała kolejnych zawodników z karabinków na górze. Mimo, że tego się spodziewałem to jednak cały ten kontrast i uśpienie mojej czujności nie przygotowało mnie na masowe ludobójstwo kilka sekund później. Gdy gracze wpadali w panikę i w popłochu próbowali uciekać tam skąd przyszli… Nikt nie dał rady, a nagle z 456 zrobiło się 201 ludzi.

DLACZEGO NAS ZABIJACIE?
To nieporozumienie. Nie chcemy przecież zrobić wam krzywdy.

Gdy ci którzy przeżyli wracają do hali, proszą i błagają o litość ludzi w maskach. Mam dziecko, chce wrócić do domu etc. Ci przypominają im, że nikt ich nie zmuszał i podpisali umowę, a jednocześnie zgodzili się na przestrzeganie zasad i liczyli się z tym, że to się może stać.

W umowie był ciekawy punkt, który mówił, że gdy większość graczy zgodzi się przerwać grę. Gra zostanie przerwana, a wszyscy wrócą do domu. I o dziwo głosowali. Większość przewyższająca drugą stronę o tylko jeden głos zadecydowała, żeby grę zakończyć.

Pan w masce podziękował za grę. Życzył im szczęścia i wszyscy wrócili do domów.

I to było piękne zagranie psychologiczne i zaplanowane od samego początku. Nikt normalny nie weźmie udziału w takiej grze, choćby nie wiem co. Zwodzimy za nos i mówimy prawdę półsłówkami jak dzieciom. Gdy przyjdzie czas dajemy im wybór, chociaż tak naprawdę wyboru nie ma, bo wszyscy ci gracze to odpady społeczne w takim stanie, że mogli wrócić tylko po to, żeby zginąć w niedługim czasie.

I bardzo szybko wszyscy się przekonują jak bardzo ich życia są żałosne. W jak poważnych tarapatach są i że nic ich nie czeka. Tam mieli szanse, tutaj nie. Życie jest gorsze od śmierci. Kilka dni takich refleksji. Dostanie drugiej szansy i z tych 201 osób do gry wróciło ponad 180. Tym razem wiedząc co ich czeka i są na to gotowi.

Rozegrane po mistrzowsku. Nawet na policję nie mieli po co iść, bo ich wyśmiali. TO ONI ZABILI 200 OSÓB I WAS WOLNO PUŚCILI XD? NAĆPAŁEŚ SIĘ CZŁOWIEKU?

Szansa od losu na zmienienie swojego marnego życia i w sumie nic do stracenia.

Każda gra w tym serialu była emocjonująca i ciekawa. Potrzeba było dużo szczęścia i umiejętności, chociaż bardziej z przewagą tego pierwszego by wygrać. Siedziałem z zapartym tchem i wstrzymywałem oddech, gdy gracze wykonywali powierzone im zadania. Może kogoś to drażni, jednak mi się podobał ładunek emocjonalny i granie na emocjach. Pokazywanie graczy, gdy przegrywali. Ich twarze, mimika oraz gra aktorska. Wszystko mi się podobało. Gdy ktoś narzeka na tego typu zagrywki to wiem, że jest przyzwyczajony do filmów z zachodu, gdzie każdy umiera z godnością lub próbuje walczyć. Tutaj widziałem pustkę, bezradność i determinację by przeżyć za wszelką cenę. W trzeciej grze, gdy teoretycznie nasz główny bohater powinien zginąć. Upór, spryt i chęć przeżycia były tak wielkie, że aż zacisnąłem pięści gdy gra się toczyła. To było coś niesamowitego. Niby widziałem to już nie raz, ale jakimś cudem reżyser mnie przekonał, że oni mogą zginąć i kibicowałem z całych sił głównym bohaterom. Świetna robota! Starzeje się, albo bardzo dobrze to było rozegrane. Wczułem się niesamowicie i czekałem z zapartym tchem na to co się wydarzy.

I takich momentów w serialu było sporo i każdy był emocjonujący. Najbardziej to rozbił mnie odcinek 6, kiedy już gracze nie byli zwykłymi pionkami i tłem dla całej rozgrywki jak z pierwszej gry, ale byli ludźmi z krwi i kości i każdy miał swoją determinację i powody żeby walczyć. 6 odcinek wbił mnie tak mocno w fotel, że musiałem zrobić sobie chwilę przerwy, żeby móc oglądać dalej. Nie zdradzę wam co to była za gra i obejrzenie tylko tego odcinka nie będzie miało sensu bez obejrzenia poprzednich 5-ciu. Bo byliśmy na to przygotowywani cały czas i dlatego to było mocne. Nie potrzebna była krew, flaki i przemoc, by zszokować. Naprawdę niezła robota.

Ten serial można lubić, albo go nienawidzić. Jednak dla mnie to pewien rodzaju powiew świeżości i nie ma co tego porównywać do filmów, które wymieniłem wyżej, bo to zupełnie inny poziom. My do brutalności w popkulturze jesteśmy przyzwyczajeni, a do takich zagrywek psychologicznych nie. Tego serialu nie można oglądać przy okazji, albo przewijając sceny. Trzeba usiąść i go obejrzeć. Dojrzeć i usłyszeć wszystko to, co reżyser chciał nam przekazać, bo tylko dzięki temu można odczuć ten film, a ktoś kto go obejrzał po łebkach już stracił szansę na poczucie tego co ja poczułem, choćby usiadł do niego znowu. Plot twisty i wyjaśnienia, które zostały potem zawarte odbiorą wam całą przyjemność z oglądania tego od początku.

Jeśli lubisz gore, brutalne gry i obskurne pomieszczenia. To odpal sobie dwie pierwsze części hostelu, piłę etc. Squid Game nie jest dla ciebie. To zupełnie inny poziom.
#squidgame #recenzja #tworczoscwlasna

11

Recenzja STALKER - Radziecki symulator przetrwania.youtube.com

STALKER premise is very simple. You play as a delinquent gopnik who just broke to fence of, exclusion zone in Chernobyl, Ukraine.
Which is actually based on fictional country here in Europe…

https://youtu.be/SjugsyOKNvg
#heheszki #humor #gry #rozrywaka #recenzja #komputery #stalker

5