#smiecizglowy epizod 25

Boję się nieśmiertelności.

Większość ludzi boi się śmierci. Woli o niej nie myśleć i zapominają o niej, trwając w swoim życiu nie dopuszczając myśli, że oni kiedyś zginą lub po prostu ignorują ją traktując jako coś czym trzeba będzie martwić się później. Wizja śmierci za 60 lat jest taka odległa, że niemal nierealna.

Ja nie boję się śmierci. Boję się czegoś innego, mianowicie tego, że mógłbym nigdy nie umrzeć.

Nasza podróż zaczyna się od narodzin i trwa do ostatniego oddechu. To nieuniknione, że pewnego dnia umrzemy. Może nawet dziś, jutro, za tydzień, za rok. Nigdy nie wiesz co i kiedy zabierze twój ostatni oddech i zabierze cię z tego świata. Możecie uznać mnie za szalonego, ale wizja tego, że kiedyś umrę jest dla mnie niesamowicie kojąca i uspakajająca.

Byłbym przerażony, gdybym nie mógł zakończyć mojej wędrówki i trwałaby ona wiecznie.

Miałem kiedyś sen. Głupi i bezsensowny, jednak nie liczył się ten sen, a to co następowało po nim. Zazwyczaj we śnie gdy spadasz z wysokiej wysokości, albo giniesz, automatycznie się przebudzasz. Koszmar się kończy. Jednak gdy ja spadłem, stało się coś innego. Tak bardzo wierzyłem w to, iż zginąłem, że zamiast się przebudzić, sen trwał dalej i był on najbardziej kojący w całym moim życiu. Utknąłem w jakiejś próżni. Nie czułem, nie widziałem, nie słyszałem. Miałem wrażenie, że unosiłem się w próżni i żadne bodźce do mnie nie docierały. Myśli były całkowicie czyste. Nie myślałem i nie byłem w stanie. Po prostu tkwiłem w tym stanie, a potem się obudziłem i dalej żyłem.

Tak sobie wyobrażam śmierć i wcale mnie nie przeraża, a wręcz przeciwnie, oczekuję jej. Jednak nie mam zamiaru jej pomagać. Czas prędzej czy później mnie wykończy, od śmierci nie ma odwrotu, a po co w takim razie się bezsensownie tam pchać? Wystarczy poczekać, a może życie czymś jeszcze dobrym mnie zaskoczy?

I tak sobie trwam, żyję. Zajmuje się swoimi sprawami, które zawsze wydają mi się mdłe i nijakie. Robię to co muszę, żeby przeżyć kolejny dzień i po prostu czekam. W razie czego, gdyby życie było dla mnie zbyt dużym ciężarem i zbyt wiele wysiłku musiałbym poświęcić to zawsze mam jakieś wyjście. Jest tyle sposobów na opuszczenie tego świata. Ludzkie ciała są takie kruche i delikatne. Jak znudzi mi się czekanie to po prostu trzeba wykorzystać jeden z wielu sposobów na zakończenie cierpienia.

I ta myśl jest dla mnie kojąca i pozwala mimo wszystko przeć do przodu. Zawsze mam wybór, zawsze mam wyjście. Wrócę z powrotem do tej nicości i cały ten balast zniknie. Będę tam uwięziony wieczność? Nie będę miał umysłu, który byłby w stanie to przeanalizować i stwierdzić, że mam przesrane. Jestem więźniem i zakładnikiem mojego ciała i mózgu. Uwalniając się od jego jarzma, będę wolny.

Co złego mi się przydarzy, jak bardzo będę miał przekichane to i tak prędzej czy później. Zginę. Nawet jeśli skończę jako warzywo to może nie będę w stanie sam się zabić, ale wystarczy, że będę cierpliwy. Każde cierpienie się kiedyś skończy.

Poddam się? Co w tym złego? Mam walczyć dla samej walki? Grać dla samej gry? Żyć dla samego życia? Nawet jeśli mówię, że czas mamy ograniczony to może warto walczyć?

Ja tam walczę, ale zawsze mam inne rozwiązanie w razie gdybym już się tym znudził i byłbym zbyt zmęczony. Po prostu.

I boję się dlatego nieśmiertelności i boję się tego, że pewnego dnia, będzie dla nas ona osiągalna. Nie życzę nikomu być uwięzionym w wiecznym paśmie męki i cierpienia, z którego nie ma ucieczki. Wszelkie nasze cierpienie kiedyś się skończy. Zawsze! Nieśmiertelność uwięzi cię w nim na wieczność.

Już dziś słyszy się o przenoszeniu świadomości do komputerów. Kombinowaniu z genetyką, etc. Boję się, iż dożyję czasów, kiedy to będzie realne. Kiedy będzie można uwięzić nasze umysły w maszynach, komputerach, dyskach, internecie. Będziemy skazani na życie i odbierze nam się śmierć. Naszą drogę ucieczki, nasz koniec drogi. Będziemy żyć w wiecznym cierpieniu i bólu.
#przemyslenia #samobojstwo #smierc #depresja

8

Czy można być szczęśliwym grzesząc?
#przemyslenia #pytania

7

Niektórzy doznają bardzo niebezpiecznej nostalgii za latami 90tymi. A ja uważam, że lata 90-te to moment, w którym sumienia ludzi zostały uśpione. Zarówno na zachodzie - konsumpcjonizmem i poczuciem zwycięstwa nad całym światem. Wiecie, upadek komuny, koniec historii, demokracja liberalna rządzi niepodzielnie.

Z kolei ludzie z bylych demoludów zostali całkowicie pochłonięci walką o życie w nowym systemie i mozolnym budowaniu dobrobytu, przez co dzieci czy życie duchowe zostało całkowicie na bocznym torze. Kościół Katolicki w Polsce ten okres całkowicie przespał, będąc zapatrzonym w papieża, a tymczasem procesy gnilne nie zaczęły się przedwczoraj.

Konsumpcjonizm z Hameryki świętuje swój monopol jako wzór kulturowy. W radiu i telewizji królują autentyczne rozpustnice, króluje muzyka power pop, czyli pop z pierdolnięciem, nie to co biadolenie neoromanticu w latach 80 czy też nihilizm po 2010. Kręcące dupami i święcące cyckami Carey, Spears czy Aguleira (nawet nie pamiętam nazwiska dokładnie). To wszystko, jak i aspekt gospodarczy (pełne półki) czyniły liberalizm bardzo atrakcyjnym. Pewnym systemowym błędem jest Polska, ponieważ u nas katolicka matryca wartości, wyznawana także w dużej mierze przez ludzi średnio lub mniej wierzących, nałożyła się na pragnienie ekonomicznego awansu, przez co mieliśmy Korwina, "konserwatywnego liberała". Na żadnej innej ziemi niż polskiej taki Korwin by się nie urodził. Ani w Czechach czy w innej Estonii.

Ale wracając do lat 90-tych. Gry kosztują pół wypłaty miesięcznej i są klasykami do dzisiaj (Counter-Strike, Diablo, Starcraft, Baldurs Gate), internet jest ograniczony. Dzieciaki spędzają czas na tzw. "rzygownikach" placach zabaw, gdzie masz huśtawkę i piaskownicę, może bujaczkę i absolutnie nic poza tym, sprawiając, że nawet trzepak jest bardziej atrakcyjny. Na imprezach w USA polewa się whiskacz, rządzi Clinton obmacujący lewe panienki. W filmach typu American Pie domówki odprawia się w małych willach z basenem.

W Polsce mamy pewne biedackie naśladownictwo, na lufie czołgu siada Aleksandra Jakubowska (która w 2019 przyzna że się nawróciła i jest przeciw aborcji), rządzi postkomuna (bardziej pokrewna Clintonowi niż by się mogło zdawać), bezrobocie 20%, a na imprezach w plenerze leje się wino Komandos. Domówki młodzieży są obskurne i w obskurnym towarzystwie sypiących się meblościanek albo w paskudnych akademikach, a rzeczy, które się na nich działy, nie nadają się do przedstawiania bez cenzury.

Rodzice zaharowują się na śmierć, najczęściej w szarej strefie lub na saksach, nie mają czasu dla swoich dzieci, nawet na urlopie, bo urlop to jest czas kiedy można zrobić remont i wstawić nowe meble. Część dzieciaków ma dość cukierkowej atmosfery Spice Girls i zaczyna słuchać depresyjno-agresywnego numetalu, podtrzymująć życie zdechniętego rock and rolla o jakieś 10 lat.

Aktualnie, to właśnie te lata 90 są czasami, gdzie królestwo porno-kultury święciło swoje największe tryumfy, od filmów, gdzie obligatoryjnie musiała być scena soft-porno, przez teledyski typu Ricky Martina czy Christiny Aguillery, do bilboardów z reklamami typu "szczucie cycem" czy kiosków/wypożyczalni video, gdzie "gorące cycki 3" były widoczne dla każdego.

To czas stracony, przespany, spędzony na bezmyślnym cyklu ciężkiej harówy i bezmyślnej rozrywki. Dzisiejsze Julki i Oskarki to potomkowie ludzi, którzy właśnie wtedy mieli dorosnąć. Ale nie dane im była żadna duchowa refleksja.
--------------------------
Tekst pochodzi ze strony Nowe Średniowiecze na FB>
#przemyslenia #lata90 #kapitalizm #socjalizm #postkomunizm

7

Tłumacze ciekawy wpis jest on trochę na amerykańskie warunki, ale wielkie korporacje działają tak samo na całym świecie, więc:

Bycie "anty-białym" *jest* odwrotnością "rasizmu"

Rasizm jest jednokierunkowy. To jest ich mały sekret

Jeśli weźmiesz 100 ludzi i poprosisz ich o "narysowanie rasizmu", 100 narysuje białego człowieka który robi jakąś krzywdę czarnoskórej osobie, nigdy odwrotnie i jest to zamierzone.

Dlaczego to jest takie trudne do zrozumienia lol

Kiedy lewicowcy mówią "sprzeciwiamy się rasizmowi", mają na myśli "sprzeciwiamy się dyskryminacji białych wobec nie-białych".

Odwrotne zjawisko (dyskryminacja białych) jest nie tylko przez nich akceptowane, ale wręcz je uwielbiają i promują.
Gdyby "rasizm" oznaczał "dyskryminację rasową niezależnie od tego, jakiej rasy dotyczy", wówczas lewacy/liberałowie, którzy są "antyrasistami", nie byliby tak religijnie antybiali, jak są.

Czy to ma sens? Czy ja zwariowałem, czy wszyscy są opóźnieni w rozwoju?
Problem w tym, że lewicowcy przekonali wszystkich, że "rasizm jest zły", a "antyrasizm jest dobry", tyle że oni mają inne rozumienie "rasizmu" niż Ty

Wy uważacie, że "rasistą" jest każdy, kto dyskryminuje rasowo.

Oni wierzą, że "rasistą" jest po prostu Biała osoba.
Więc kiedy mówią "jesteśmy antyrasistami", mają dosłownie na myśli "jesteśmy antybiali".

W międzyczasie Ty jesteś jak "o tak, to super, ja też jestem antyrasistą! Zróbmy antyrasizm!".

Dla nich "antyrasizm" oznacza dosłowną eksterminację Białych Ludzi.
Logiczną konkluzją "antyrasistowskiej" polityki, której domaga się lewica, jest eksterminacja Białych Ludzi na całym świecie.

Musisz zacząć rozumieć, że oni mają na myśli coś zupełnie innego, gdy mówią o "rasizmie", niż Ty masz na myśli.

To jest jak feministki które mówią "jesteśmy anty-gwałcicielkami", a ty na to "oh yea gwałt jest zły" myśląc, że odnoszą się do aktu gwałtu bez względu na to kto go dokonuje, podczas gdy w rzeczywistości dla nich "gwałciciele" to tylko kod dla "mężczyzn" więc są dosłownie po prostu anty-mężczyźni... przeciwko mężczyznom.

W międzyczasie budują "antygwałcicielskie" ruchy polityczne i wybierają "antygwałcicielskich" polityków i organizują "antygwałcicielskie" szwadrony śmierci, a ty jesteś jak "o zajebiście, oni próbują wyeliminować gwałt", podczas gdy w rzeczywistości próbują po prostu wytępić wszystkich mężczyzn.
To samo z "antyrasizmem".

Jesteś zdezorientowany, bo nie jesteś na tej samej stronie co oni, kiedy mówisz o "rasizmie".

Dla lewicowca "rasista" oznacza po prostu Białą osobę i nikogo nie obchodzi, czy uważasz, że powinno być inaczej, dla nich to właśnie oznacza.
Możesz powiedzieć "ale czekaj kobieta też może być "gwałcicielem". Mogłaby teoretycznie przywiązać faceta do łóżka i dać mu viagrę, a następnie pokazać mu porno, aby jego kutas stał się twardy i wskoczyć na jego kutasa".

Ok yea fajny hipotetyczny scenariusz bracie ale nie. Dla feministek "gwałciciele" to po prostu słowo kodowe dla mężczyzn.
Jeśli weźmiesz 100 feministek i poprosisz je o "narysowanie gwałciciela", wszystkie 100 z nich narysuje mężczyznę, a nie kobietę.

Podobnie jeśli weźmiesz 100 liberałów i poprosisz ich o "narysowanie rasisty", wszyscy 100 z nich narysują białą osobę, a nie ciemnoskórą.
Dlaczego to podkreślam? Ponieważ tak długo, jak konserwatyści wierzą, że "rasista" oznacza "osobę, która dyskryminuje ze względu na rasę", nie mogą zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi lewicy.

Lewica nie chce "powstrzymać dyskryminacji rasowej", ona chce eksterminacji Białej rasy.
Sześć milionów razy widziałem konserwatystów mówiących "Chwileczkę! Jeśli ci liberałowie są tak prawdziwie antyrasistowscy, to dlaczego nienawidzą Białych ludzi?".

To dlatego, że "rasista" dosłownie oznacza dla nich "Białą osobę", obudźcie się, kurwa.
Gdy lewicowcy mówią "chcemy wyeliminować rasizm" to jest to dosłownie kod dla "chcemy wyeliminować Białą rasę".

Sami dosłownie przyznają, że Biali Ludzie są z natury rasistami i są winni "rasizmu" od urodzenia, bez względu na to co zrobisz.
Przeliteruję to dla Ciebie

Rasista = Biała osoba
Rasizm = akt istnienia Białych Ludzi
Wyeliminowanie rasizmu = wyeliminowanie Białych Ludzi
Osiąganie równości = eliminowanie Białych ludzi
Osiąganie różnorodności = eliminowanie Białych ludzi
Osiąganie postępu = eliminowanie Białych Ludzi
#przemyslenia #globalizm #polityka #bekazlewactwa #bekazprawactwa

5

Czasem się zastanawiam po kiego grzyba samorządy wyznaczają te wszyskie ścieżki rowerowe skoro cykliści i tak jeżdżą gdzie chcą i jak chcą? Dzisiaj minąłem z pięciu kolarzy śmigających po asfalcie chociaż obok mieli DDR.
#rowery #przemyslenia

9

#szybkiesmieci odcinek 1

Pewnego razu, grupka uczonych założyła, że oświetlenie ma znaczący wpływ na produktywność pracowników.

Żeby sprawdzić założoną przez siebie tezę, ruszyli w teren i dogadali się z pewnym właścicielem fabryki i przystąpiono do pracy. Wymieniono oświetlenie na całej hali i naukowcy przystąpili do badań.
Przez tydzień obserwowali jaki to ma wpływ na produktywność pracowników i wyniki tych że obserwacji, były dla nich niesamowite. Produktywność skoczyła o x procent w górę!
Szefcio zadowolony, naukowcy też. Pracownicy to nie wiem, bo nikt ich nigdy o zdanie nie pytał. I uczeni wrócili do swojego miejsca pracy i zaczęli rozwodzić się nad tym co zaobserwowali.
Wizja nobla niestety została szybko rozwiania, bo w następnym tygodniu, szef wielkiej hali zadzwonił i stwierdził, że jego pracownicy pracują tak jak pracowali, przed wymianą światła.
I co się okazało?
To nie oświetlenie miało wpływ na ich pracę!
Pokaż spoilerTylko to, że byli cały czas pod obserwacją naukowców.

O podobnych błędach w eksperymentach i o uzależnieniach zapraszam do dłuższego wpisu:
https://lurker.land/post/hLhz5ZJEY
#przemyslenia #ciekawostki #tworczoscwlasna #praca #pracbaza

12

Wpis powstał na podstawie filmu na youtube pt. Jak działa uzależnienie: https://www.youtube.com/watch?v=H_Jq4F3sP4I a także na podstawie moich doświadczeń, opisów innych internautów oraz we współpracy z Międzynarodowym Instytutem Danych z Dupy. Serdecznie zapraszam.

Ocena całej sytuacji i wszystkie spostrzeżenia są czysto subiektywne.

Uzależnienia są skutkiem problemów, a nie ich przyczyną

Opisując ostatnią historię: (https://lurker.land/post/bIZxyDwzR Nie jest potrzebna do zrozumienia wpisu, a jest tylko dodatkiem i moim eksperymentem) chciałem przedstawić jedną z wielu historii, jakie ludzie znają i co poniektórzy mogą się identyfikować, aby wyjaśnić dlaczego ludzie popadają w uzależnienia. Do napisania tego wpisu skłonił mnie jeden komentarz, pod jednym z moich ostatnich wpisów, brzmiał on mniej więcej tak:
Dawanie klapsów dzieciom jest wstępem do bicia, tak samo jak marihuana jest wstępem do cięższych narkotyków.
Udzieliłem wtedy prostej odpowiedzi: Jeśli jesteś słaby psychicznie i sobie nie radzisz to tak właśnie jest.

Tematem wpisu było zupełnie co innego i nikt tego nie ciągnął, więc postanowiłem rozwinąć go teraz. Dawanie klapsów dzieciom było wstępem do ich bicia w wielu przypadkach. Gdy dziecko, krzyczy, awanturuje się, wchodzi ci na głowę to koniec końców, któregoś dnia możesz zastosować użycie klapsa, by je uspokoić (klaps czyli uderzenie otwartą dłonią w pośladki dziecka) i nagle przekonasz się jak proste jest to rozwiązanie i jak szybko udało się ci ustawić dziecko do pionu. Rozmowy nic nie dawały, a klaps tak? Opisywałem to szerzej w mojej trylogii odnośnie bicia dzieci (https://lurker.land/post/EvMJE8cZn) dlatego nie będę się rozwodził na ten temat. Skupię się na tym co następuje w osobach słabszych psychicznie, nie radzących sobie z problemami.

Przekonując się że to działa, rozpocznie regularne dawanie klapsów, co szybko przerodzi się w bicie. Skończą się krzyki, bicia, awantury, a dziecko stanie się całkowicie podległe swojemu katowi. Proste rozwiązanie dające spokój.

Osoby popadające w uzależnienia to zazwyczaj jednostki z problemami psychicznymi, wynikającymi z wielu czynników, niekoniecznie zależnych od nich samych. Mogą to być warunki rodzinne, ekonomiczne, genetyczne, które kształtują zachowanie i poglądy danej jednostki. By zrozumieć szerzej ten temat, opiszę eksperyment z szczurzym parkiem, który został omówiony w wyżej wymienionym przeze mnie filmiku.

Ogólnie założenie wielu naukowców, mediów, zwykłych szarych ludzi, było proste. Jak dasz komuś możliwość wzięcia używek to on z nich skorzysta, dlatego powinno się zabronić sprzedawania narkotyków, alkoholu i innych, ponieważ ludzie są idiotami i każdy tylko myśli, żeby się upić, naćpać i walić bez gumy.

Na potwierdzenie tych argumentów, naukowcy przeprowadzili eksperyment na szczurach, które zamknięto pojedynczo w klatkach i miały do wyboru dwa dozowniki: jeden to była zwykła woda, drugi woda z heroiną. Oczywiście szczury w większości wybierały wodę z heroiną, a badania posłużyły mediom, dużym firmom i politykom do udowodnienia swoich racji. Ludzie są tacy sami i jak dasz im wybór to będą woleli się naćpać. Przez wiele lat to kłamstwo było tak skutecznie propagowane, że do dziś zwłaszcza u osób starszych można usłyszeć, że marihuen to wstęp do gorszego świństwa. Co jest nieprawdą, ale tutaj też wchodził czynnik związany z ekonomią i polityką. Szerzej ten temat, mogę omówić, gdy ktoś będzie ciekawy. Jeśli mam opisać to w skrócie to powiem tak: Koniec prohibicji, doprowadził do tego, że potrzeba było przyczepić się do czegoś innego. Duże firmy dużo by straciły, bo wytwarzały materiały, szkodząc środowisku i za wiele większą kwotę, niż można by to było robić z konopi indyjskich.

Wracając do tematu. Szczury to zwierzęta stadne, więc jakiś co bardziej rozgarnięty facet stwierdził, że badanie to jest dziurawe i niezbyt miarodajne, więc wymyślił, że przeprowadzi ten eksperyment po swojemu. Jako iż trochę na szczurach się znał to wiedział: potrzebne są im zabawy i co najważniejsze drugi szczur. To takie podstawy w ich hodowli.

Zbudował szczurzy park rozrywki, zapewniając im wszelkie wygody i zabawy jakich potrzebują, a także ogarnął stadko, które wpuścił do zbudowanej przez siebie placówki. Nie zapominając oczywiście o dwóch dozownikach: z wodą i heroiną.

I co? Nagle okazało się, że szczury jednak nie lubią heroiny, a mając zapewnione wszystkie swoje potrzeby nie tykały używki Nawet jeśli parę się takich osobników trafiło, to szybko przestawały korzystać z tej możliwości, bo były wykluczone przez resztę zgrai. Co ciekawsze, szczury wcześniej zamknięte w jednoosobowych celach, które uzależniły się od hery, lądując w szczurzym parku, szły na dobrowolny odwyk i wracały do życia społecznego.

Jednak ludzie są inni od zwierząt czyż nie? No nie do końca. Zasada działania jest ta sama, tylko mamy bardziej skomplikowany system społeczny, jednak zaraz do tego wrócę.

W filmie został podany przykład z żołnierzami, którzy podczas wojny w Wietnamie, popadli w nałóg i zaczęli regularnie brać heroinę, bo nie mogli sobie poradzić z wojną, ciągłą wizją śmierci itp. Media wtedy trąbiły na alarm, że po ich powrocie zaleje ich fala naćpanych zombie, którzy nie będą mogli funkcjonować w społeczeństwie. Tak się jednak nie stało i większość osób, które się uzależniły po powrocie do domu i swoich rodzin. Przestało brać i wrócili bardzo szybko na łono społeczeństwa. Niczym te szczury, wykluczone społecznie.

Dopiero ten eksperyment, rzucił inne światło na temat uzależnień ich przyczyn i skutków. Jednak w świadomości ludzkiej lata tłuczenia czegoś innego doprowadziło do tego, że ludziom ciężko jest to zrozumieć i nadal patrzą na osoby uzależnione, jak na kogoś gorszego. Kto po prostu nie miał tyle siły i samozaparcia jak oni, żeby nigdy nie popaść w nałóg.

Historia Mirka, którą opisałem, opowiadała o gościu bez perspektyw, życia towarzyskiego itp. Taka osoba idealnie nadaje się do tego by popaść w nałogi: alkohol, narkotyki, papierosy, pornografia, media społecznościowe. Każda z tych rzeczy pozwala mu zastąpić to, czego nie jest w stanie dostać w prawdziwym życiu. Alkohol zagłusza ból istnienia, narkotyki poprawiają nastrój, papierosy uspakajają, pornografia daje ujście popędowi seksualnemu, media społecznościowe dają złudną iluzję relacji międzyludzkich. Wszystkiego z tych rzeczy mu brakuje i musi znaleźć to wszystko gdzie indziej. Są oczywiście inne przyczyny jego stanu, ale dzisiaj się skupiamy na skutkach, a nie przyczynach jego problemów. Skutki są takie jak napisałem wyżej i póki potrzeby te nie będą zaspokojone to niemal zabójcze dla niego będzie ich odstawienie. Bo człowiek bez spełnienia swoich podstawowych potrzeb, tylko coraz bardziej się zatraca. Zabranie mu tych zamienników wcale mu nie pomoże.

Ludzie z uzależnieniami wokół nas to podobne istoty. Są pewne podstawowe potrzeby ludzkie, które muszą być spełnione, jeśli nie, to wasz mózg wywrze na was presję, aby te potrzeby spełnić. Idealnym przykładem jest tutaj Piramida Maslowa.

Potrzeby fizjologiczne (ciekawe jak szybko poczujecie głód i jak bardzo będzie on dla was uciążliwy)
Potrzeby bezpieczeństwa (Ciekawe jak uspokoicie swój umysł wiedząc, że żyjecie z miesiąca na miesiąc, a w każdej chwili możesz stracić pracę. Jedna wypłata dzieląca cię od bycia bezdomnym)
Potrzeby przynależności (Czyli relacje międzyludzkie)
Potrzeby uznania (na ten moment nieważne)
Potrzeby samorealizacji (Czyli coś co pasuje do wielu rodziców. Jeśli dziecko nie ma zapewnionych wszystkich potrzeb powyżej to jak możesz oczekiwać, że ono będzie się realizować? Sam nie potrafisz, a zmuszasz kogoś!)

Zazwyczaj osoby, które kończą z depresją, nerwicą itp. Nie mają zapewnionych nawet tych trzech podstawowych potrzeb z samej góry. Mówienie Mirkowi, żeby poszedł na kursy, studia itp. Jest bezsensowne, bo bez zaspokojenia podstawowych potrzeb jak ma to zrobić? NO JAK?! Zaczynanie od dupy strony to nie jest rozwiązanie. Jak masz bałagan na strychu to zaczynasz od piwnicy.

Może powinien zacząć rozmawiać z ludźmi w pracy? Tylko, że przez tyle lat był tak pomiatany i wykluczony społecznie, że nie był w stanie przez najmłodsze lata zbudować relacji. Jak ma to zrobić teraz, będąc w sumie społecznym inwalidą? No jak?

Rady, które otrzymuje to tylko puste słowa osób, które mając zaspokojone podstawowe potrzeby, potrafią komuś mówić co ma robić i nie potrafią wczuć się w sytuację tej osoby. Niczym Oskarek, któremu skarżysz się, że nie stać cię na mieszkanie, a on beztrosko ci mówi żeby ci rodzice kupili tak jak jemu i nie będziesz miał problemu. Super rada! Tak samo bezużyteczna jak kazanie komuś w depresji się uśmiechnąć, albo żeby sobie kogoś znalazł, albo żeby wyszedł do ludzi. Super! Rodzice wam już kupili to mieszkanie czy nie?

Przepaść między ludźmi ,,normalnymi” a tymi z depresją jest tak wielka, jak bananowych dzieci w stosunku do zwykłych ludzi. Rady przez nich dawane są tak samo bezwartościowe jak Oskarka, żeby rodzice kupili ci dom.
#smiecizglowy epizod 18
#uzaleznienie #przegryw #depresja #nerwica #psychologia #przemyslenia

6

O dwóch systemach w naszym mózgu. Na podstawie nieprzeczytanej całej książki pt. ,,Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym”

To moje subiektywne przemyślenia, które naszły mnie po napisaniu wpisu odnośnie schematów: https://lurker.land/post/VOliuhjVm Gdzie opisuję, dlaczego ludzie robią to co robią, niekoniecznie myśląc nad sensem swoich czynności i dlaczego narzucają je innym oraz czemu jest tak ciężko zmienić swoje przyzwyczajenia, poglądy, myśli. Dlaczego człowiek w depresji, podświadomie zostaje w utartych schematach itp. Itd.

Wpis wyżej nie jest potrzebny do zrozumienia tego o czym teraz napiszę. Nie ma to większego znaczenia. Bardziej mi chodzi o to, aby przedstawić wam dwa systemy działające w mózgu, a zrozumienie ich, pozwoli na pewno coś zmienić w waszym życiu.

Jeżeli dotrwałeś do tego akapitu, to teraz postaram się, aby cię zatrzymać na dłużej i dam ci pewne zadanie. Chcę ci pokazać jak ciężko jest zmienić schematy i jaki to wysiłek kosztuje twój mózg. Zadanie jest proste. Wyobraź sobie dowolną czterocyfrową liczbę, najlepiej jeśli liczby nie będą się z niej powtarzać, a teraz spróbuj tę liczbę przeczytać do tyłu np. Wymyśliłeś liczbę 6859, od tyłu to będzie 9586. Ważne jest abyś nie zapisywał tej liczby, ani nie mówił jej na głos, zrób to po prostu w myślach i powtórz to ćwiczenie kilka razy. Ile podjąłeś prób, zanim zacząłeś się mylić, albo poczułeś zmęczenie?
Jeśli nie, spróbuj zwiększyć ilość cyfr w liczbie.

To właśnie moi drodzy, nazywamy systemem 2, jest on bardziej zaawansowany i bardziej wymagający niż system 1. Zaczynam od złej strony, jednak zaraz wszystko nabierze sensu i opiszę to bardziej jasno.

System 1, jest to system, który działa podświadomie w każdym z nas i jest zaprogramowany poprzez nasze myśli, przeżycia i otoczenie. On podejmuje większość waszych decyzji i działa bardziej emocjonalnie i jest energooszczędny dla mózgu.
System 2, jest z kolei jego przeciwieństwem, podchodzi na chłodno, odpowiada za logiczne myślenie i jest niesamowicie żarłoczny na energię, czego przykład, dałem akapit wyżej.

Jak działa system 1? Kolejny przykład:

Zgadnij kim jest Mirek:

Mirek jest spokojnym chłopakiem, typem introwertyka. Spokojny, ułożony, ma rodzinę. Nie kierują nim emocje i do wszystkiego podchodzi na chłodno. W wolnym czasie czyta książki.

Mirek jest bibliotekarzem czy rolnikiem?

Pomyśl chwilę i zastanów się jaka była pierwsza reakcja i odpowiedź na pytanie? Nie do każdego będzie pasował opis poniżej, ale pozwoli on na zrozumienie tematu.

System 1 nasuwa od razu myśl, że jest bibliotekarzem. Jego opis pasuje idealnie. Cichy, spokojny chłopak, nie działa impulsywnie, nie krzyczy. Podświadomość krzyczy, że idealnie nadaje się na to stanowisko. Jeśli tak to zostawisz to tak właśnie będziesz uważał, ale jeśli się zastanowisz, uruchomisz system 2, który stwierdzi:
- Wiele osób nie pracuje w zawodach jakich chcą, albo do jakich pasują.
- Rolników jest 20 razy więcej niż bibliotekarzy.
- Nie bez powodu ktoś ci daje taką zagadkę, mówiąc o jakiś dwóch systemach i jest tutaj coś podchwytliwego.
Pierwszy podsunął ci rozwiązanie podświadomie na podstawie zlepka informacji, drugi przeanalizował to i wysunął własne wnioski.

Podświadomość jest prostym narzędziem i nie wymaga za dużo wysiłku. Zlepek informacji wystarczy, żeby szybko podjąć za ciebie decyzję i nasunąć pierwszą myśl, jaka mu przyjdzie do głowy. Wielu ludzi dla własnej wygody nie używa systemu 2, ponieważ jak mogłeś się przekonać na przykładzie z cyfrą jest to zbyt uciążliwe i zbyt wymagające. Taka osoba pójdzie do sklepu i zobaczy promocję 5zł zmniejszone na 4zł, mimo że produkt poprzedniego dnia był za 3zł. Podświadomość zadziałała i narzuciła najprostsze rozwiązanie. Bierz to, bo jest w promocji. Osoby od marketingu, doskonale zdają sobie sprawę z działania obu tych systemów i wykorzystują to bardzo często. Nawet jeśli uważasz, że u ciebie system 2 jest bardziej wykształcony to i tak możesz dać się nabrać na niektóre zagrywki.

Temat opisany w skrócie, aby zrozumieć działania serca i rozumu, jeśli ciekawi kogoś temat to może przeczytać więcej w książce ,,Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym”. Całość do tej poty była tylko moim subiektywnym przedstawieniem tematu.

Znając schemat działania tych dwóch programów. Możemy inaczej spojrzeć na ludzi, ich myśli i zachowania, a także przyjrzeć się swoim.

Ja doszedłem do prostych wniosków, biorąc pod uwagę istnienie tych dwóch systemów. Bardziej opłacalne i prostsze jest używanie systemu 1 i nic dziwnego, że ludzie tkwią w swoich zachowaniach, poglądach i schematach narzuconych przez innych, ponieważ korzystanie z drugiego systemu jest zbyt męczące. Im człowiek starszy tym gorzej zmienić jego poglądy.

Depresja odcisnęła na mnie olbrzymie piętno i wryła się w system 1. Zmiana tych zachowań kosztowała mnie olbrzymi wysiłek i przeprogramowanie go, a także zużywanie wszystkich zasobów na system 2. Niemożliwym było dla mnie podczas takiej terapii funkcjonowanie czy to w pracy, czy w kontaktach międzyludzkich. Ponieważ będąc wśród ludzi, pracy itp. Nie mogłem używać systemu 1, który stał się dla mnie destrukcyjny, a cały czas był używany system 2, abym mógł normalnie funkcjonować. Wyobraźcie sobie cały dzień robić ten przykład z czwartego akapitu. Nie jest to możliwe i system 1 przejmuje kontrolę. Każdy dzień w pracy był dla mnie udręką i resztę czasu leżałem w wyrze nie mogąc nic z siebie wykrzesać, a dłuższy czas doprowadził mnie na skraj wytrzymałości.

Ludziom ciężko jest wyjść z depresji, ponieważ wiele rzeczy zostało w podświadomości zakodowane i utrwalone. Osoby z fobią społeczną, czasem mają przebłyski i mogą spędzić czas z ludźmi, dając wrażenie, że wszystko z nimi ok. Jednak jest to tak męczące, że jedno takie spotkanie może się skończyć leżeniem w łóżku potem kilka dni. Zmiana swojego zachowania i podejścia kosztuje olbrzymi nakład pracy i ciężko to osobom postronnym zrozumieć. Rób do skutku przykład z akapitu czwartego, a przez chwilę poczujesz się jak osoba w depresji, lub z innym schorzeniem i wyobraź sobie, że ma coś takiego cały czas, za każdym razem, kiedy próbuje z tego wyjść.

Oczywiście pamiętajcie, że to są moje osobiste przypuszczenia i wnioski, mogące mieć nikły związek z prawdą. Jednak tutaj skupiłem się na osobach chorych. Jednak myślę, że jeśli wysilicie swój system 2 to odpowiecie mi w komentarzach na poniższe pytania:

Dlaczego tak ciężko zmienić cudze schematy i zachowania? Dlaczego nie możesz komuś przetłumaczyć, że ta promocja to kłamstwo. Dlaczego twoi rodzice, znajomi itp. Tak ślepo wierzą w to co widzą w telewizji?
#smiecizglowy epizod 17
#psychologia #przemyslenia

5

💎Sygnalizacja i "kontrsygnalizacja" - moda, "udawanie mądrego", rozwodzenie się nad subtelnymi korzyściami💎

Osoba należąca do klasy wyższej będzie wyraźnie sygnalizować swoją zamożność, kupując trudno dostępne towary. Osoba należąca do elity zasygnalizuje, że nie czuje potrzeby wyraźnego sygnalizowania swojego bogactwa, celowo nie kupując i nie nosząc trudno dostępnych dóbr.



Osoba, która jest w pewnym stopniu inteligentna, będzie wyraźnie sygnalizować swoją inteligencję, głosząc trudne do zrozumienia poglądy, celowo używając skomplikowanych wyjaśnień - czytaj więcej na temat "niezrozumiałego blefu" - ( https://lurker.land/post/orB3hYDVq ). Osoba bardzo inteligentna będzie wyraźnie sygnalizowała, że nie czuje potrzeby wyraźnego sygnalizowania swojej inteligencji, nie wygłaszając trudnych do zrozumienia opinii, a w dyskusji kierować się zwięzłością na tyle, ile pozwala na to temat.


Proces ten można nazwać kontrsygnalizacją i można znaleźć jego charakterystyczne wzorce w wielu dziedzinach życia. Ci, którzy zajmują się ludzkimi relacjami romantycznymi, ostrzegają mężczyzn, aby nie "podchodzili do tego zbyt poważnie (a przynajmniej dawali takie wrażenie)". Totalny nieudacznik może podejść do kobiety bez odrobiny romantyzmu, nic jej nie obiecać i zażądać seksu. Bardziej wyrafinowany mężczyzna może kupować prezenty dla kobiety, pisać jej wiersze miłosne, unosić się na jej każde życzenie, etc; to oznacza, że nie jest on całkowitym nieudacznikiem. Ale najbardziej pożądani mężczyźni mogą celowo unikać robienia miłych rzeczy dla kobiet, próbując zasygnalizować, że mają tak wysoki status, że nie muszą tego robić. Przeciętny mężczyzna próbuje odróżnić się od totalnego nieudacznika tym, że jest miły; wyjątkowo atrakcyjny mężczyzna próbuje odróżnić się od przeciętnego mężczyzny tym, że nie jest szczególnie miły.

We wszystkich tego typu przykładach, ludzie na szczycie piramidy w końcu wykazują cechy podobne do tych na dole. Hipsterzy celowo noszą te same ubrania, które noszą niefajni ludzie. A bardzo atrakcyjni mężczyźni podchodzą do kobiet z takim samym brakiem subtelności, jakiego użyłby totalny frajer.

Ale to, co jest tu naprawdę interesujące, to fakt, że ludzie na każdym poziomie piramidy nie tylko przestrzegają zwyczajów panujących na ich poziomie. Lubią przestrzegać zwyczajów, dobrze się czują mówiąc o tym, jak przestrzegają zwyczajów i poświęcają sporo energii na obrażanie ludzi z innych poziomów. Na przykład, mężczyźni, którzy nie muszą adorować kobiet, nazywają tych, którzy to robią "simpami". Zawsze, gdy zajmowanie jakiejś pozycji sprawia, że czujesz się lepszy i fajnie się o tym rozmawia, to dobry znak, że pozycja ta jest nie tylko praktyczna, ale i związana z sygnalizacją.

🔷Moda - celem mody jest sygnalizowanie statusu. Ale osoby o niskim statusie chciałyby obalić ten sygnał. Dlatego celem ludzi z niższej klasy jest wyglądać jak ludzie z klasy wyższej, a celem ludzi z klasy wyższej jest nie wyglądać jak ludzie z klasy niższej.

Jednym z rozwiązań jest noszenie przez klasę wyższą ubrań tak drogich, na które niższa klasa nie mogłaby sobie na to pozwolić - patrz streetwear (chyba, że jest coś nowego, wybaczcie, nie interesuje się modą). Kiedy klasa niższa nosi już modny przedmiot, klasa wyższa już nie jest nim zainteresowana. Muszą wybrać nowy element ubioru, który będzie sygnałem statusu, po krótkim okresie niższa klasa też to kopiuje i cykl zaczyna się od nowa.

Znacznie bardziej efektywnym sposobem sygnalizowania wysokiego statusu jest widoczne oburzenie. Załóż koszulkę z napisem "FUCK" wielkimi literami (lub, jeśli wolisz, FUCK U ALL) do pracy, na uroczyste przyjęcie czy na inne wydarzenie tego rodzaju. To sygnalizuje "Mam tak wysoki status, że mogę nosić słowo "FUCK" wielkimi literami na koszulce podczas tego wydarzenia i ujdzie mi to na sucho - mało tego! Masz szansę na to, że media opiszą cie jako osobę ekscentryczną, z poczuciem humoru etc. To całkiem dobry sygnał. To sygnał: pieprzyć to, co myślicie, jedynymi ludźmi, którzy byliby w stanie, czy to ekonomicznie czy psychologicznie, zwrócić mi uwagę, są osoby o wyższym statusie (a takich jest mało).

🔷Sztuka. Kupno obrazu "sztuki nowoczesnej" które jest tylko białym płótnem z czarną linią, ma sygnalizować "Jestem tak bogaty, że stać mnie na zapłacenie dużych pieniędzy za obraz, nawet jeśli jest on niepopularny i trudny do docenienia", albo nawet "Jestem tak pewny siebie w swojej kulturze, że mogę poprzeć tę sztukę, która jest niskiej jakości według wszystkich dotychczasowych standardów, a ludzie nadal będą szanować mnie i moje gusta.

🔷I ostatni przyład - hierarchia środowisk szkolnych - osoby na samym dole bezefektywnie starają się mieć dobre oceny równocześnie będąc "luzakami", uczniowie powyżej przeciętnej próbują wyróżnić się od tych na dole ciężko się ucząc i zdobywając świetne oceny, za to elita to ci, którzy na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie osoby z najniższej hierarchi, ale w rzeczywistość jawnie sygnalizują swoją niechęć do "kujonów" (podobna sytuacja jak z "simpami"), sygnalizują, że mogą mieć totalną olewkę na naukę, bo są na tyle inteligentni / uzdolnieni, że wymaga to od nich minimalnego wysiłku, aby mieć dobre oceny. W czasie gdzie "kujony" siedzą godzinami przy biurku, oni poświęcają ten czas na rozwój swoich hobby, zainteresowań czy na życie społeczne.

📌Udawanie mądrego📌
Zapytaj jakiegokolwiek pięcioletniego dziecka, a powie ci, że śmierć jest zła. Śmierć jest zła, ponieważ spowoduje stratę twoich bliskich i finalnie twojej świadomości. Nie ma w tym nic subtelnego i nie musi być. Śmierć powszechnie wydaje się złe dla prawie wszystkich przy pierwszej analizie.

Obok gigantycznych kosztów, śmierć niesie ze sobą kilka małych korzyści. Zmniejsza przeludnienie, pozwala nowemu pokoleniu rozwijać się bez ingerencji starszych, daje motywację do szybkiego załatwiania spraw, w pewnym sensie nadaje sens życiu. Właśnie dlatego, że korzyści te są o wiele mniejsze niż koszty, trudno je zauważyć. Trzeba mieć wyjątkowo subtelny i bystry umysł, żeby je wymyślić. Każdy idiota może ci powiedzieć, dlaczego śmierć jest zła, ale trzeba być bardzo szczególnym rodzajem "idioty", aby uwierzyć, że śmierć może być dobra

Zatem wskazywanie na to nie powszechne stanowisko, że śmierć ma pewne korzyści, jest potencjalnie sygnałem wysokiej inteligencji. Nie jest to bardzo wiarygodny sygnał, ponieważ gdy pierwsza osoba go wysunie, wszyscy mogą go po prostu skopiować, ale jest to tani sygnał. I dla rodzaju osoby, która może nie być wystarczająco mądra, aby wymyślić korzyści ze śmierci, i tylko zauważa, że mądrzy ludzie wydają się o tym wspominać, może wydawać się super ekstra mądre, aby powiedzieć, że śmierć to naprawdę całkiem dobra rzecz. A jeśli inni ludzie przeciwstawiają się opinii takiej osoby - cóż, jest to opinia pięcioletniego dziecka. Stąd tytuł dla tej mentalności: "Udawanie mądrego".

Jeśli nie rozwodzenie się nad korzyściami płynącymi ze zła, to możesz również udawać mądrego, rozwodząc się nad kosztami wielkiego dobra. Biorąc wszystko pod uwagę, współczesna cywilizacja przemysłowa - jej zaawansowaną technologią, jego wysoki standard życia, brak głodu, chorób i skąpej edukacji - jest całkiem godna pochwały. Ale współczesna cywilizacja przemysłowa ma również wiele kosztów: wyobcowanie z natury, anonimowość życia w wielkim mieście, zanieczyszczenia, hałas, choroby psychiczne. Są to realne koszty i z pewnością warto je poważnie brać pod uwagę, niemniej jednak tłumy emigrantów próbujących przedostać się z Trzeciego Świata do Pierwszego i brak tłumów w przeciwnym kierunku sugerują, że korzyści przewyższają koszty. Mimo to ludzie spędzają o wiele więcej czasu na rozwodzeniu się nad negatywami niż nad pozytywami, a większość ludzi wróciwszy z kraju Trzeciego Świata musi mówić o tym, jak bardzo ich sposób życia jest autentyczny i jak wiele moglibyśmy się od nich nauczyć. Takie rozmowy brzmią mądrze, podczas gdy rozmowy o tym, jak miło jest mieć autobusy, które nie psują się codziennie, brzmią trywialnie i egoistycznie.

Moja hipoteza jest więc taka, że jeśli pewna strona jakiegoś zagadnienia ma bardzo oczywiste punkty na jego poparcie, a druga strona opiera się na dużo bardziej subtelnych punktach, których przeciętny człowiek nie jest w stanie pojąć, to przyjęcie drugiej strony zagadnienia stanie się sygnałem inteligencji, nawet jeśli ta strona argumentacji jest błędna.

Działa to tylko w kwestiach, które są tak zawiłe na początku, że nie ma faktów w sprawie, lub gdzie fakt w sprawie jest trudny do wyodrębnienia: więc nikt nie próbuje zasygnalizować inteligencji mówiąc, że 1+1 równa się 3

Średnie IQ z mojego środowiska internetowego to około 135. Ludzie na tej grupie różnią się od głównego nurtu tym, że są bardziej skłonni powiedzieć, że śmierć jest zła, bardziej skłonni powiedzieć, że nauka, kapitalizm i tym podobne są dobre, a mniej skłonni powiedzieć, że istnieje jakiś głęboki filozoficzny sens w 1+1 = 3. To sugeruje, że ludzie o tym poziomie inteligencji osiągnęli punkt, w którym nie czują już potrzeby odróżniania się od ludzi, którzy nie są na tyle inteligentni, by zrozumieć, że śmierć może przynieść korzyści. Zamiast tego, są na poziomie, na którym chcą się odróżnić od nieco mądrzejszych ludzi, którzy uważają, że korzyści uboczne śmierci są wspaniałe.

Jeszcze cztery następujące triady przychodzą mi na myśl:

- Rasista / politycznie poprawny liberał / "ale są naukowo udowodnione różnice genetyczne"
- mizoginizm / ruch na rzecz praw kobiet / ruch na rzecz praw mężczyzn
- konserwatywny / liberalny / libertariański
- nie dbają o Afrykę / "udzielajmy pomocy Afryce" / "nie udzielajmy pomocy Afryce"

To, co jest interesujące w tych triadach, jest to, że ludzie czerpią głęboką osobistą satysfakcję z argumentowania na rzecz tych stanowisk, nawet jeśli ich argumenty prawdopodobnie nie zmienią polityki - i że ludzie identyfikują się z tymi stanowiskami do tego stopnia, że spory o nie mogą stać się osobiste.
#frgtn #sygnalizacja #spoleczenstwo #psychologia #przemyslenia

12

W damskiej ubikacji jest napisane "gupi Kaowiec"
#przemyslenia #heheszki #cytaty

6

Pamiętacie jeszcze stare gry Wapstera na telefony komórkowe, wydawane chyba z dekadę temu?

Ja pamiętam, bo mimo upływu lat, były to pierwsze gry, które mnie czegoś nauczyły, że ludzie to zachłanne stworzenia, aby czytać ze zrozumieniem, nie ma nic za darmo i jeszcze parę rzeczy, którę tutaj opiszę, ale po kolei.

Dla niewtajemniczonych: Dawno, dawno temu, niedaleko stąd, gdy nie było jeszcze smartphonów, a raczej były one dla najbogatszych, albo wchodziły dopiero na rynek. Za czasów, kiedy płaciło się kilka złotych za parę mb internetu w telefonie i gry chodziły w jme (java micro ediction), a wujek czesio, żeby obejrzeć gorący filmik z panią Irenką, musiał zapłacić ponad 10zł, żeby móc dostać link, a następnie go pobrać. Były sobie bieda gry za kupę kasy na te starocie. Jedna gierka kosztowała powyżej 10 zł co było kosztem niewiarygodnie dużym dla małego berbecia, a potem i tak wychodziły problemy z pobraniem, odpaleniem itp., a nawet jeśli gra jakimś cudem zadziałała to zabawy starczyło max na godzinę. Gry były powtarzalne, banalne i nudne. Od czasu do czasu trafiały się perełki, ale one też były na krótki czas. Poza tym mama z tatą zabraniali pobierania takich gierek, nierzadko ludzie mieli abonamenty, a wtedy to już ciągnęło kasę ostro. Jak miałeś telefon na kartę to gdy kończył ci się hajs, po prostu nie mogłeś już korzystać z internetu, wysyłać smsów, dzwonić. Gdy ktoś miał abonament to rachunki mogły przyjść na kilkaset złotych, jeśli się nie uważało.

Naprzeciwko naszym oczekiwaniom, przyszła pewna firma, która udostępniała w tych starych gazetkach gry całkowicie za darmo! ZA DARMO! No Scam, 100% legit. Pobierasz, grasz i jest cud miód orzeszki. Za darmo to uczciwa cena. Pierwszą grą, którą oczywiście pobrałem było: Odpicuj Furę. Wysłałem darmowego sms-a, wszedłem w darmowy link i pobrałem darmową grę. I powiem wam, że to był 100% legit darmowa gra. F2P, mimo że nie wiedziałem nigdy co to jest i czy w ogóle ta definicja wtedy istniała. Pograłem chyba z kwadrans i zaczęły się problemy.

Zasady gry były takie, mogę coś przekręcić i musicie mi wybaczyć: Dostawałem furę i brałem udział w wyścigach, zarabiałem kasę, ulepszałem auta, zdobywałem lepsze auta, żeby startować w lepszych wyścigach. W sumie standardowa gierka, ale był w tym pies pogrzebany. Nie pamiętam dokładnie, ale codziennie (nie czas gry, a rzeczywisty) dostawało się pieniądze, żeby móc dalej grać. Kasa szybko się rozchodziła i nie mogłeś startować w wyścigach, bo nie miałeś paliwa. Musiałeś czekać do następnego dnia, żeby dostać troszkę kaski. Hej, hej, a co to?

Na ekranie wielkimi literami jest napisane, że pan Miecio ci zatankuje lewym paliwem, za hehe, prowizoryczną opłatę. Godzisz się? Jeszcze się pytasz głupio. Klikam tak, coś tam wyskakuje, ale kto to będzie czytał i sru, wracam na tor. Znów nie ma wachy? Dziękuje pan Mieciu! Nie chce mi się dalej grindować kasy na nową furę. No przecież jest bank, w nim są pieniądze, wystarczy tylko brać. Biorę pieniądze za darmo, żeby odpicować furę. Znowu nie ma wachy? O! Pan Mietek, jak miło. LEJ! Dlaczego nie lejesz? DLACZEGO NIE LEJESZ?

I nagle przyjaźń z bankami i panem Mietkiem się skończyła, a ja nie mogłem zrozumieć jako 12-latek dlaczego, wszyscy się ode mnie odwrócili i już nie chcieli mi dawać tak chętnie i ochoczo pieniędzy jak to miało miejsce na samym początku. Zostając sam na sam z moimi myślami i brakiem wachy, postanowiłem, że pobiorę jeszcze inne darmowe gry od mojego wspaniałego przyjaciela Wapstera, który mi biednemu chłopcu udostępniał gry za darmo na końcu telegazety. Dziękuję pan Wapster.

Tylko, że nie mogłem wysłać nawet darmowego smsa i jeszcze bardziej zacząłem się zastanawiać o co tutaj chodzi?

Sprawdziłem stan konta: 0,00zł

Miałem 90 zł! Gdzie są moje pieniądze? Nie wiem wtedy jak powiązałem fakty jako dzieciak, ale trochę podukałem, przejrzałem wiadomości i zorientowałem się, że wysłałem jakieś wiadomości. Spojrzałem na godzinę, kiedy to było. Było to przez ten krótki czas, gdy grałem w moją ,,darmową” grę. I tak dodając dwa do dwóch, zorientowałem się, że wysyłałem smsy w trakcie gry i zorientowałem się, że bank mnie oszukał, pan Mietek mnie oszukał, pan Wapster mnie oszukał. Wszyscy mnie oszukali, a za tę kwotę kupiłbym 7 gier z wyższej półki.

Rodzicom nawet się nie przyznawałem do tego co zrobiłem. Przez trzy miesiące z drobnych, które uzbierałem, kupowałem doładowania do telefonu tak żeby się nie zorientowali co zrobiłem. Dostałem cenną nauczkę i wtedy jako berbeć się czegoś nauczyłem:

1. Nie ma nic za darmo.
2. Ludzie są z tobą, póki masz pieniądze.
3. Nikt ci nic nie da.
4. Czytaj ze zrozumieniem.
5. Czytaj co podpisujesz.
6. Sprawdzaj na co dajesz zgodę aplikacji.
7. Nie bierz telefonu w abonamencie
8. Płać za swoje błędy.
9. W takich grach działa przestawienie daty.

Dostałem wtedy cenną lekcję i jestem zdziwiony, że tak mnie to dotknęło, bo moi ,,koledzy” potrafili przepuścić w tej grze kilka stów i dalej nie wyciągnąć żadnych wniosków, co nauczyło mnie jeszcze jednej rzeczy.

10. Ludzie to idioci.

I tak dalej w to grałem, tylko tym razem uważałem i przestawiałem datę. Teoretycznie, grając 3 miesiące można było wszystko w grze osiągnąć co się da. Grałem jeszcze w parę gierek tej firmy. Moja rybka, miss wapster. Z czasem do gry został dodany tryb multi to siedząc na miss wapster, pisałem jako małolat z jakimiś laskami. Najbardziej zapadła mi w pamięć historia 30-latki narzekającej wtedy mi, że jej małżeństwo nie wyszło. W odpicuj furę, byłem pierwszy w rankingu, nie wydając wtedy ani grosza, po prostu przestawiając datę. Jak z kimś o tym pisałem w wiadomościach to mnie straszył sądem i policją, bo łamię zasady gry.

11. Trzeba kombinować.

Ogólnie moja historia była z happy endem, ale wiele z nich nie było. Wtedy rekordzistą to był jakiś dzieciak, który wydał 5000zł w abonamencie, a rekord na pewno był pobity przez kogoś innego. Nie interesowało mnie to zbytnio. Popyt był, coraz więcej tych gier wychodziło, a co Wapster się nachapał to jego. Jak ktoś zna dalszą relację całej tej sytuacji to chętnie posłucham.

W każdym razie cieszę się z tej lekcji i te 90zł niech sobie wezmą. Niech się wypchają, a ja jako dzieciak dowiedziałem się wiele ciekawych rzeczy i dostałem nauczkę.

12. Pilnuj dzieciaka co robi w telefonie! (Oczywiście jeśli nie byłby mną)
#smiecizglowy epizod 12
#nostalgia #staregry #wapster #przemyslenia #poradnik

8

Nie pamiętam dokładnie ile miałem lat, kiedy to się zaczęło. Chyba sześć, nie wiem i to bez znaczenia. Kupę jednak czasu byłem zamknięty w swojej głowie. Nie miałem innego wyjścia i teraz gdy na to patrzę to mam wrażenie, że tylko to pozwoliło mi nie zwariować w moim małym sterylnym i zamkniętym świecie.

Nie pamiętam jak to się zaczęło, ale było to tak jak z dziećmi, które bawią się zabawkami i rozgrywają różne historie w swojej wyobraźni. Dziecko zajmie się samo, dorosły jednak nie chwyci zabawek i nie będzie rozgrywał swoich wymyślonych historii. Nie wiem dlaczego, ale stwierdziłem, że jestem już za duży na zabawki i starałem się zajmować czas inaczej. Byłem w takim wieku, że już chodziłem do szkoły i niestety było to dla mnie dosyć traumatyczne przeżycie. Nie pamiętam, żeby rodzice mnie na to przygotowywali, nie pamiętam rozmów na ten temat. Nic. Po prostu pewnego dnia mama mnie wsadziła do samochodu, zawiozła do jakiegoś brzydkiego budynku, pomogła założyć buty, a potem mnie zostawiła samego z grupą krzyczących dzieci i jakiejś starej pani. Nie wiedziałem co to jest szkoła, co ja tutaj robię i czemu mnie ktoś tu zostawił. Chyba to był też pierwszy raz kiedy miałem styczność z rówieśnikami. Byłem tak odizolowany od innych ludzi, że jedynie znałem dzieci starsze ode mnie o kilka lat, lub młodsze o kilka lat, zawsze to było plus/minus 3 lata różnicy i też bardzo rzadko z kimś się spotykałem.

Szok z szkołą był tak silny, że pamiętam to tak jakbym pierwsze dni stał pod ścianą i nic nie robił. Grupy już się tworzyły, a gdy mój szok minął nie potrafiłem wpiąć się do żadnej grupy i zostałem sam jako ten dziwny dzieciak. Mniejsza z tym.

Rodzice wiedzieli co jest przyczyną tego mojego wyobcowania. Oczywiście to że nigdy nie miałem kontaktu z rówieśnikami, że nie wiedziałem o szkole i o tym że wywiną mi taki numer, że jednak dziecko to nie pies i trzeba z nim rozmawiać. Rodzice wyciągnęli wnioski, zaczęli mnie traktować jak człowieka i wszystko potem dobrze się ułożyło.

Oczywiście żartuje. Winą obciążyli gry komputerowe (dwie godziny w weekendy i odmierzany czas) i telewizję (trzy kanały: polsat, tvp1, tvp2. Codzienna wieczorynka i jakieś bajki rano w weekendy, jeszcze na polsacie leciały pokemony, albo dragonball, których nie mogłem oglądać, bo za dużo było przemocy) Nie jest to wszystko istotne, ale koniec końców nie miałem co robić w wolnym czasie. Zabita dechami wieś, nic nie ma wokół.

Nie wiem skąd mi się to wzięło, czy podpatrzyłem mojego dziadka, czy może kogoś innego, ale któregoś dnia wziąłem jakiś kijek i zacząłem chodzić w kółko. Chodziłem i chodziłem, aż w końcu miałem wytyczoną ścieżkę po ubitej trawie. Chodziłem aż się zmęczyłem, chwila odpoczynku i znowu. W głowie natomiast zaczęło się coś dziać. Gra, która w tamtym czasie mnie wciągnęła był Croc Legends of the Gobbos. Zacząłem wtedy rozmyślać o tej grze, a w głowie zaczynałem tworzyć różne scenariusze. Na początku to było po prostu co to zapadło mi najbardziej w pamięci, wyobrażałem sobie go jak skacze po tych tratwach na lawie, podwodne poziomy, albo walka z tą okropną biedronką w rękawicach bokserskich. Nie potrafiłem tworzyć, ale mając to co znałem odgrywałem moje historie w głowie i trochę je zmieniałem. Po czasie potrafiłem skopiować fabułę z innej bajki, nadać moim postaciom głosu i raz po raz wskrzeszać i zabijać głównego złego, którego teraz imienia nie mogę sobie przypomnieć. Gdy odkryłem dwójkę, to już w ogóle mieszałem wszystko jak leci, a nim się obejrzałem zdeptana trawa, zamieniła się w wydeptaną ścieżkę.

Mama głośno i wyraźnie na mnie narzekała, zniszczyłem jej trawnik i brzydko to wyglądało, dodatkowo robiłem to w takim miejscu, że ludzie mnie widzieli i zaczęli gadać, że nie do końca ze mną jest wszystko dobrze. Chociaż już nie pamiętam czy rodzice podjęli jakieś środki, by coś z tym zrobić. Zapamiętałem jedynie jeden raz jak przyjechali w goście ciocia z wujkiem oraz kuzynka i ja dalej chodziłem po tej ścieżce. Mama głośno gadała na mnie, już nie pamiętam co. Kuzynka to podłapała i podeszła do mnie po cichu i zaczęła mnie podsłuchiwać. Zazwyczaj to wszystko działo się w mojej głowie, ale czasem jakieś słowo mi się wymsknęło z ust. Kuzynka poleciała potem do rodziców, powiedziała że udaje że jestem superbohaterem i wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać. Nie przejmowałem się tym, Croc musiał znowu pilnować doktora gobbosa, żeby zamknąć złola w potralu. Chociaż mnie to zabolało.

Gdy była zima, latałem po prostu po pokoju i odbijałem piłkę od ścian. Gdy zrobiło się cieplej zrezygnowałem z kija oraz wydeptanej ścieżki i zacząłem po prostu odbijać piłkę do koszykówki i chodziłem wokół domu. Gdy już miałem zamontowany kosz tam sobie chodziłem i tam było już najlepiej.

Moje historie zaczęły jednak ewoluować i stawać się coraz bardziej złożone. Oglądałem różne bajki. Najbardziej lubiłem filmy pixara i to z nich dużo ciągnąłem. Potwory i spółka, iniemamocni, dawno temu trawie. Mieszałem postacie że były w jednej historii, albo pomagały Crocowi znowu zabić złola, który już po tylu razach miał tylko oko ze swojego ciała, bo tak to wszystko były protezy.

Nie wiem dlaczego, ale któregoś razu połączyłem sobie doktora who z atlantydą disneya. Tylko mój doktor był tym napakowanym gościem z atlantydy i latał i przeżywał przygody w czasie. Ja się robiłem coraz starszy, moje historie się zmieniały. Mieszałem, kombinowałem, improwizowałem. Później już miałem telewizor w pokoju i codziennie o 21.00 na kanale Hyper leciały jakieś anime. Death Note, Fullmetal Alchemist, Black Lagoon i wiele innych bardzo ciekawych produkcji. Mieszałem to wszystko, w mojej historii Raito przeżył i leciał dalej z zabijaniem. L co chwilę ginął, ale wracał. W Black Lagoon Levy latała w dwiema spluwami i zabijała nimi ludzie na odległość kilometrów. To była moja głowa, ja byłem dzieckiem i historie były jakie były. Dla mnie były one arcydziełami i tworzyłem lepsze historie niż to co oglądałem, no chyba że zobaczyłem coś lepszego, wtedy to trafiało do mojej głowy.

To była moja wyobraźnia i moje historie, nikt mnie nie będzie sądził za łamanie praw autorskich czy coś i nigdy się z tym z nikim nie dzieliłem.

Gdy już dorosłem, nie pozbyłem się tego. Miałem osiemnaście lat i dalej chodziłem grać dalej w kosza, a gdy tego nie robiłem przez kilka dni to czułem się jakbym miał delirkę. Byłem uzależniony od tego, a moje historie ewoluowały w taki sposób, że były pełnoprawnymi powieściami, filmami czy jak by to tam się zwało i jak się to widziało.

Stworzyłem własny świat, swoje uniwersum i zasady, postacie i ogólne założenia, a potem ruszałem to w ruch. W pewnym momencie miałem wrażenie, że to nie ja mam kontrolę, a wręcz przeciwnie. Któregoś razu byłem trochę wystraszony, ale bardzo szybko byłem zachwycony tym co zrobiłem. Mój świat i moje postacie ożyły. Nie miałem nad nimi władzy, one same wiedziały co mają robić. Ruszyłem machinę i tylko obserwowałem ten świat i to co się z nim dzieje, a sam jedynie zmieniałem coś gdy uznałem, że tak może być lepiej.

Widziałem co moje postacie robią i jaki ma to wpływ na mój świat, oglądałem gdy któraś z nich umierała i nic z tym nie robiłem. W pewnym momencie uznałem, że cofanie decyzji ,,czasu“ nie wychodzi temu na dobre. Moja historia, w mojej głowie i ona się toczy jak chce i jest tylko moja.

Opowiem wam po krótce o czym była to historia. W moim uniwersum ludzie mieli ,,dusze“. Była to energia, która po prostu zasilała ciało i gdy energia się skończyła, bądź człowiek umarł przedwcześnie dusza ulatywała z ciała i zasilała coś innego. Coś ala reinkarnacja, chociaż temat byłby bardziej złożony i byłoby to twistem dosyć solidnym. Jednak w wyniku ,,Wielkiej Wojny“ duża część tych dusz została zabrana i nie mogła zasilić reszty świata. Ciało bez duszy umierało, tak samo jak na przykład wszelka roślinność itp Ludzie wtedy skryli się na wyspie, odgrodzili magiczną barierą od zewnętrznego świata i nie pozwalali resztce tej energii ulecieć poza nią, ponieważ było za mało ,,dusz“ na tak duży świat i nie mogli pozwolić na stratę tej energii.

Oto jak wyglądał mój świat, miałem stworzoną historie przed. Historia teraz, działa się teraz. Miesiące mijały na rozwijaniu tej mojej historii i tak ona sobie trwała i trwała u mnie w głowie. Byłem jak na haju, jakbym oglądał super serial, albo dobrą książkę.

Niestety, zatraciłem tą umiejętność, a świat teraz jest martwy, a w mojej głowie pustka. Chociaż może stety? Zawsze uważałem że jestem głupi, nienormalny, albo nawet cofnięty w rozwoju, że robiłem coś takiego. Wstydziłem się tego i nie pozostał po tym żaden ślad, poza obręczą do kosza i trochę pomazane ściany od piłki, którą odbijałem. Wam zostawiam ten ślad z mojej głowy, mojego dawno martwego świata.
#smiecizglowy epizod 11
#tworczoscwlasna #przemyslenia #oswiadczenie

8

"Ignorancja i arogancja to dwie nierozłączne siostrzyce." ~Giordano Bruno
Jeśli TL;DR - nie czytaj tego wpisu, zajrzyj do komentarzy po materiał

Wpisy powiązane: https://lurker.land/post/gZb-g32DA - naiwny realizm
https://lurker.land/post/sNH1BpwX_ - słowa zagrażające tożsamości
https://lurker.land/post/6wNvKgTfj - hierarchia merytoryki argumentu

Przebywam na forach internetowych od kiedy pamiętam. Kiedy byłem młodszy byłem przekonany, że moje opinie są słuszne i chciałem, żeby inni internauci je zrozumieli, więc spędzałem niezliczone godziny na angażowaniu się w dyskusje. Ale potem zdałem sobie sprawę, że prawdziwy powód, dla którego to robiłem, był inny:

Czułem się w pewien sposób dumny z posiadania właściwych poglądów, a debatowanie było tylko sposobem na poprawienie sobie samopoczucia poprzez porównywanie mnie z ludźmi, których uważałem za nieco gorszych. To nie było zdrowe uczucie, zbudowałem w głowie demonizowany obraz drugiej strony i powtarzałem sobie, jaki jestem dobry i mądry. Nie wiem, czy rozpoznajesz siebie w tym opisie, ale w każdym razie zadaj sobie pytanie:
Dlaczego to robię? Czy naprawdę wierzę, że mogę zmienić zdanie ludzi poprzez argumentację i logiczną gadkę? Co chcę przez to osiągnąć?

Jeśli masz odrobinę zdrowego rozsądku, od razu zauważysz, że zmiana czyjegoś zdania poprzez kłótnie w Internecie jest wysoce nieprawdopodobna, nie biorąc pod uwagę faktu, że wielu ludzi pisze tam wszelkiego rodzaju bzdury tylko po to, aby cię zdenerwować.

Więc zrób sobie przysługę i przestań zwracać uwagę na to, co widzisz w Internecie, zamiast patrzeć na ludzi, którzy mają gorsze opinie, spójrz na tych, którzy są o wiele lepsi od ciebie i ucz się od nich, może to być bolesne na początku, ponieważ zdasz sobie sprawę, jak mało wiesz, ale to jedyny sposób. Chodzi mi o to, że jeśli porównujesz się z ludźmi, którzy są "gorsi" od Ciebie, będziesz czuł się dobrze, ale niczego się nie nauczysz i nie staniesz się mądrzejszym człowiekiem. Powinieneś być pokorny i otaczać się ludźmi lepszymi od siebie, nawet jeśli sprawi to, że poczujesz się nieadekwatny, głupi i niedojrzały.

Lurker i prawdopodobnie większość stron które znasz nie zapewnią ci dużych ugrupowań ludzi od których z czystym sumieniem mógłbyś się uczyć. A jeśli znasz to podziel się w komentarzach
Krytyka
Najczęstszy zarzut, jaki otrzymywałem, brzmiał następująco: "Czy nie powinieneś zawsze podchodzić do argumentów z otwartą ciekawością, motywowany chęcią nauki?".

Jest to w pewnym sensie zabawna rzecz, na którą mam odpowiedzieć, ponieważ tak często piszę i mówię o zaletach dążenia do zmiany własnego zdania.

Myślę, że "próba zmiany zdania" jest wspaniałym celem, do którego powinniśmy dążyć, ale w większości debat prawdopodobieństwo, że nam się to uda jest bardzo niskie i nie powinniśmy udawać, że jest inaczej.

Argumenty, w które się angażuję w nadziei na zmianę własnego zdania:

1. Argumenty, które brzmią źle, ale osoba je wygłaszająca wydaje się inteligentna i intelektualnie uczciwa, więc może coś mi umyka
2. Argumenty, w które powątpiewam, ale zostały pozytywnie przyjęte przez ludzi, których zdanie szanuję
3. Argumenty, których wcześniej nie słyszałem, które brzmią źle przy pierwszym podejściu, ale są interesujące i warte głębszego zastanowienia

Argumenty, którymi prawdopodobnie po prostu nie zawracałbym sobie głowy, gdyby moim głównym celem była zmiana własnego zdania:

1. Argumenty, które słyszałem już wiele razy
2. Argumenty, które wydają się w oczywisty sposób błędne, a w źródle nie ma nic obiecującego, co sugerowałoby, że mogę coś przeoczyć
3. Argumenty kogoś, kto daje znaki, że źle myśli. Na przykład, jeśli ktoś jest agresywny i przekręca słowa innych ludzi, to nie jest to zachęcający znak, że mogę się od niego uczyć

Zdecydowanie popieram poszukiwanie debat z kategorii (1), w celu zmiany własnego zdania, i dużo o tym mówię. Po prostu nie widziałem nikogo, kto przedstawiłby dobry argument za tym, dlaczego (2) może być również wartościowym wykorzystaniem czasu.
Tożsamość poszukiwacza prawdy
Cytat z wpisu https://lurker.land/post/sNH1BpwX_
Może być kilka rzeczy, których włączenie do swojej tożsamości jest korzystne. Na przykład, bycie naukowcem lub racjonalistą. Naukowiec nie jest zobowiązany do wierzenia w dobór naturalny w taki sam sposób, w jaki fundamentalista biblijny jest zobowiązany do odrzucenia go. Wszystko, do czego się zobowiązał, to podążanie za dowodami, dokądkolwiek one prowadzą. Uważanie się za naukowca/racjonaliste jest równoznaczne z postawieniem znaku na szafce z napisem "ta szafka musi być pusta". Wkładasz coś do szafki, ale ona nadal pozostaje pusta.


Ostatnio oglądałem wspaniałą debatę pomiędzy Jordanem Petersonem, profesorem psychologii klinicznej, a Samem Harrisem, neurobiologiem, dwoma intelektualnymi gigantami.
To tytanami w swoich szanowanych dziedzinach. Ale sposób, w jaki potrafią dyskutować z pojedynczymi osobami, wyróżnia ich spośród innych. Bez względu na to, kto stoi przed nimi.
Nawet jeśli podczas debaty mieli wiele przeciwstawnych poglądów. Pozostali spokojni i opanowani. Nigdy nie zachowywali się emocjonalnie. Wszystkie swoje argumenty budowali merytorycznie i z szacunkiem.

To dało mi do myślenia. Dlaczego tak źle radzimy sobie z argumentacją? Czy jest jakiś dobry powód, by kłócić się dla samej wygranej?
Jasne, po wygranej czujemy się dobrze. Ale prawdziwe pytanie brzmi: "Czy to czyni cię lepszym?

To, że jesteś werbalnie bardziej uzdolniony w konstruowaniu argumentów na gorąco, nie czyni cię bardziej prawym.

Kiedy mylisz się co do ważnego punktu, to tak jakbyś miał mapę, która nie pasuje do ulic, po których chodzisz. Może się zdarzyć, że trafisz do dzielnicy, w której nie chcesz się znaleźć.
Nawet jeśli, dajmy na to, osoba, z którą rozmawiasz, chce cię pokonać, jeśli wyjdziesz z rozmowy z większą wiedzą, mimo wszystko wygrałeś.

Jeśli wiesz, że zbliża się kłótnia, możesz się przygotować. Jeśli masz jasny cel w głowie, masz możliwość wynieść coś z dyskusji, albo uniknąć tej bezproduktywnej.
Jeśli więc następnym razem trafisz na kłótnię, zadaj sobie te pytania, zanim zaczniesz:
Czy wolę, żebym był otwarty z moimi myślami i pytaniami, czy zachował je dla siebie?
Czy chce, abyśmy przekonywali się nawzajem do swoich racji, czy też zamierzamy z otwartym umysłem wysłuchać poglądów każdego z nas?
Czy chcesz dowiedzieć się, co jest prawdą i co z tym zrobić?
Czy spierasz się ze mną, czy starasz się zrozumieć mój pogląd?


Oczywiście to, że ktoś coś mówi, nie oznacza, że musisz to zaakceptować. Ponownie, staraj się zrozumieć. Nie ślepo podążać za słowami lub by wygrywać kłótnie.

Cytat z wpisu: https://lurker.land/post/x8cIR_-Nn
Dlaczego chcemy produktywnych argumentów?
Z tego samego powodu dla którego chcemy Wikipedii: aby ludzie byli bardziej kompetentni. Istnieje tu "samolubna" intencja: kłótnie zwiększają wiedzę i poszerzają perspektywę, gdy inny spierający się ma lepsze argumenty.

Argumenty mogą być również produktywne negatywnie, jeśli wszyscy oddalają cię od prawdy. Mogłoby się tak zdarzyć, gdyby na przykład prawda zostanie przyćmiona przez nasze naturalne błędy poznawcze, logiczne, agresja jednej ze stron czy jak już wspominałem - bronienie twarzy i statusu, a nie dążenie do prawdy.

Prawdopodobnie największą przeszkodą w produktywnych argumentach jest chęć kłótni, aby zachować twarz i uniknąć publicznego przyznania się do błędu. Oczywiście trudno jest uzyskać dokładniejsze poglądy i wiedzę, jeśli żadna ze stron nie wyciągnie wniosków.

Ten problem pogłębia się, gdy argumentujący dyskredytują się nawzajem. Często w internecie jeśli upominasz drugą osobę, stajesz się jego wrogiem. Wynika to z tego, że w internecie mamy ograniczoną ilość informacji (nie słyszymy tonu głosu, nie widzimy mimiki twarzy itd.) Aby głębiej to zrozumieć rzuć okiem na mój wpis dotyczący chamstwa w internecie: https://www.lurker.pl/post/HhNsN3Uzj
Ludzie mają niezdrowy pogląd dotyczący dyskusji - przyznanie racji oznacza poddanie się wrogowi. I nikt tego nie lubi. Czujemy się poniżeni.
Dyskusja to potężny środek samodoskonalenia

Weźmy na przykład boksera - może on albo uderzać w worek, trenować z instruktorem, spa z kolegą z siłowni, albo wejść na ring i walczyć. Wszystko z tego ma różne korzyści - ale tylko jeden sprawi, że poprawi się jako rzeczywisty wojownik.

To samo odnosi się do rozwoju zdolności umysłowych - możesz pasywnie przyswajać informacje poprzez media, aktywnie przyswajać je poprzez czytanie lub badania, wspólnie zdobywać je poprzez uczestnictwo w kursie i uczenie się od ekspertów lub możesz wdać się w kłótnię i stoczyć bitwe.

Podobnie jak na ringu bokserskim, istnieje możliwość spotkania się z nieczystymi wojownikami, lepszymi od ciebie, tchórzami itp. To wszystko jest częścią wyzwania, jakim jest konfrontacja z kimś na ringu w kłótni.

Dla boksera, walka w ringu pomaga stać się lepszym wojownikiem podobnie jak spieranie się pomaga stać się lepszym dyskutantem. Rozwijasz lepsze umiejętności rozumowania, lepsze umiejętności słuchania, lepsze riposty, stajesz się szybszy w myśleniu na gorąco, uczysz się być lepiej przygotowanym, uczysz się wybierać potencjalnie produktywne spory, uczysz się kontrolować swoje emocje i zdolność precyzyjnego zadawnia pytań, itp.

Słowami kończącymi - spieranie się ma sens - jest po to, by rozwijać swój umysł - ale jest wartościowe tylko dla ludzi, którym zależy na byciu dyskutantami - nie spotkasz tej postawy tak często jak ludzi twierdzących, że są kompetentnymi dyskutantami.
https://lurker.land/post/nJvjwuk2I - @Wokulski - "Władza to iluzja"

Więcej podonych treści znajdziesz pod tagiem #frgtn
#dyskusja #spoleczenstwo #psychologia #przemyslenia

10

WIĘCEJ NIŻ CHCIAŁBYŚ WIEDZIEĆ: UTYLITARYZM VS SZTUKI I PRZEDMIOTY HUMANISTYCZNE
Część 1/?

>>> #wiecejnizchcialbyswiedziec <<<

Wpis powiązany: Literatura - jak ucznić swój umysł piękniejszym https://lurker.land/post/p-AHdGwhp

Mam świadomość, że niektórzy nie mają czasu czytać tego wszystkiego, a chciałbym abyście w pewnym stopniu nabrali zrozumienia i pokory wobec nauk humanistycznych, więc podlinkuje wypowiedź Jordana Petersona.

Dodatkowo odwołuje się tym na etos Petersona.
https://www.youtube.com/watch?v=cG4HtXS0jlk
Szczęście
Jedną z miar tego, jak trudno jest przedstawić argumenty za wartością edukacji wyższej, jest to, że musisz wykorzystać założenia tych, którzy jej nie cenią, aby przekonać ich, że ma ona wartość. Wiem, że to za dużo powiedziane. chcę przez to powiedzieć, że ilekroć prosi się was o podanie powodu, dla którego ktoś potrzebuje wykształcenia w zakresie sztuk i nauk humanistycznych, oczekuje się od was podania wyjaśnienia na wskroś utylitarnego, wyjaśnienia, które ktoś z wyższym wykształceniem natychmiast dostrzegłby jako nie tylko nieistotne, ale wręcz wywrotowe w stosunku do samych celów tego rodzaju nauki. Pomyśl o tym przez chwilę: wierzysz w edukację, która uczy uczniów rozróżnienia pomiędzy rzeczami wyższymi i niższymi - pomiędzy celami i środkami - pomiędzy tym, co jest ważniejsze i mniej ważne - i co to pociąga za sobą dla porządku naszego życia. A jednak masz wyjaśnić to ludziom w sposób, który ignoruje to rozróżnienie i to, co ono za sobą pociąga.

Założenie stojące za utylitarnym sposobem myślenia jest takie, że najważniejsze w życiu są rzeczy materialne, takie jak pieniądze, wiedza techniczna i doświadczenie lub umiejętności rynkowe. Te rzeczy z pewnością są bardzo ważne w życiu - w końcu musisz jeść, żeby w ogóle myśleć o tym, co jest w życiu ważne, a żeby jeść, musisz mieć pieniądze (i przypuszczalnie pracę).
Jedną z rzeczy, które mam nadzieję, ludzie otrzymują z przedmiotów humanistycznych jest sposób, aby uniknąć kłopotów Paula Orbersona, to człowiek, który był na szczycie piramidy Excel w latach 90-tych.

Orberson był z małego miasteczka, pewnego dnia przyszedł i przemawiał w kościele. Mówił o swoim sukcesie finansowym i o tym, co mu to przyniosło. Ale był tam również po to, aby podkreślić to, czego mu to nie przyniosło. Mówił o tym, że w końcu osiągnął to, do czego dążył przez całe życie, i jak pewnego dnia, siedząc w swoim dużym drogim domu na Florydzie z dokiem i kilkoma łodziami, zadał sobie pytanie: "I co teraz?…".
Ten, kto naprawdę odnajduje swoje szczęście w samym zdobywaniu pieniędzy, może być szczęśliwy, ale w sposób płytki. Jest on szczęśliwy tylko w tym sensie, że wyczerpał swoją niewystarczającą zdolność do bycia szczęśliwym. Jego szklanka może być pełna dobrych rzeczy, ale jego szklanka jest bardzo mała. Jedną z rzeczy, którą właściwy rodzaj edukacji robi dla ciebie, jest poszerzenie twojej zdolności do szczęścia - poszerzenie liczby i rodzaju rzeczy, które sprawiają, że jesteś szczęśliwy. To właśnie czyni dla ciebie kształcenie uczuć - jeden z istotnych aspektów edukacji. Poprzez kultywowanie smaku w wyższych rzeczach, których inaczej nie byłbyś w stanie docenić, nie tylko zdobywasz więcej rzeczy, z których możesz być szczęśliwy, ale poszerzasz swoją zdolność do bycia szczęśliwym.

Tak może być w przypadku literatury lub muzyki. Osoba może znaleźć natychmiastową satysfakcję w tandetnej powieści, ale nie być w stanie docenić "Anny Karenina" Tołstoja, ponieważ nigdy nie przygotowała się odpowiednio, by docenić jej wielkość. Może też lubić natychmiastowe przyjemności płynące z jakiejś formy mdłej muzyki pop, ale z powodu braku doświadczenia i znajomości jakiegokolwiek innego rodzaju muzyki, nie tylko nie lubi bardziej wyrafinowanych form muzycznych, ale nie jest w stanie polubić niczego innego - ponieważ jej gust w odniesieniu do bardziej subtelnych rzeczy nie był kultywowany.

Jak piszę w moim wpisie o "anty-ciekawości" ( https://lurker.land/post/H8Rx7LoJp ):
[…]Aby bardziej rozjaśnić co mam na myśli weźmy przykład trudnych i złożonych gier. Miałem przyjaciela, który ma przegrane tysiące godzin w grach strategicznych typu total war czy hearts of iron, jest nimi zafantazjowany i niezwykle głęboko wciąga się grając w nie (osiąga tzw. "efekt flow"). Niestety złożone gry (Polecam EVE online) mają wysoki próg wejścia, byłem przytłoczony ilością opcji, zasad i wiedzy, która trzeba posiadać, aby czerpać przyjemność z gier tego typu. I to właśnie podwyższało we mnie poziom anty-ciekawości, potrzebowałem wkładać intelektualny wysiłek, aby zdobywać doświadczenie w grze, która nieustannie mnie przytłaczała, lecz prawdopodobnie dokładnie tak samo czuł mój przyjaciel. Dzięki cierpliwości i wytrwałości teraz cieszy się każdą minutą gry.
Są rzeczy, które są głębsze i bogatsze, których moja wrażliwość po prostu nie jest w stanie docenić, ponieważ nigdy nie kultywowałem swojego uznania dla nich.

Wino jest jedną z naturalnych rzeczy na świecie, która została doprowadzona do największej perfekcji, i oferuje sobą spory zakres przyjemności i uznania. Można uczyć się o winach i realizować edukację swojego podniebienia z wielką przyjemnością przez całe życie, podniebienie staje się bardziej wykształcone i zdolne do uznania i masz stale rosnącą przyjemność i uznanie dla wina.

Wiem wystarczająco dużo o winie, aby wiedzieć, co mi się podoba. Ale mam przyjaciół, którzy kultywowali swój smak w winie i ich wiedzy na temat kunsztu i produkcji wina. Potrafią je docenić w sposób, w jaki ja nie potrafię. Potrafią się nim cieszyć na poziomie, na którym ja nie potrafię. Rzeczy, które wcześniej by mnie znudziły, rzeczy, które nie miałyby dla mnie żadnego uroku, rzeczy, które wymagają pewnego wysiłku, a nawet edukacji, aby je odpowiednio docenić, mogą później stać się środkiem do głębszej radości lub spełnienia. Podchodząc w ten sposób do ważnych rzeczy nie tylko staniesz się szczęśliwszy, ale też będziesz potrafił być szczęśliwy głębiej. To tak jak z każdą umiejętnością czy siłą - im więcej z niej korzystasz, tym większa się staje.
Tego typu uznanie nie różni się od uznania wobec literatury, muzyki, czy sztuki
Łatwo jest nam - czasami przez zwykłe lenistwo - być zadowolonymi z nieistotnych rzeczy. To nie jest tylko problem z rzeczami, ale z nieadekwatnością naszego zadowolenia. Potrzeba trochę pracy, aby być naprawdę szczęśliwym.
Mądrość
Jednym z głównych celów wyższej nauki jest zdobycie mądrości, którą można definiować jako zdolność do "właściwego porządkowania rzeczy". Ale żeby dobrze uporządkować rzeczy, trzeba znać ich względną wartość, a żeby znać względną wartość rzeczy, trzeba znać ich prawdziwą lub ostateczną wartość. Nie można powiedzieć, że coś jest "lepsze" lub "gorsze", jeśli nie ma się jakiegoś ostatecznego standardu, który nadaje znaczenie tym terminom. Coś jest "lepsze", jeśli zbliża się do dobra, do którego się odnosi, lepiej niż rzecz, która jest "gorsza".

To jest wiedza, którą dają sztuki i przedmioty humanistyczne. Wiedza o ostatecznej wartości rzeczy, abyś mógł wszystko inne właściwie uporządkować. Ten rodzaj nauki uczy was nie tylko odróżniania prawdy od fałszu, lecz także odróżniania prawd ważniejszych od mniej ważnych; uczycie się nie tylko różnicy między dobrem a złem, lecz także odróżniania dóbr ważniejszych od mniej ważnych. Uczysz się nie tylko różnicy między tym, co piękne i brzydkie, ale jak określić różnicę między tym, co bardziej i mniej piękne.

Pamiętam moment jak ktoś powiedział mi, że "piękno jest w oku patrzącego", zapytałem go, "Jeśli to prawda, jak w takim razie, moglibyśmy powiedzieć, że Hamlet Szekspira jest większym dziełem artystycznym niż, powiedzmy, książki o Gęsiareczce?".

Grzech nie jest wyborem zła nad dobrem. Nigdy nie wybieramy zła dobrowolnie: zawsze wybieramy coś, co wydaje nam się lepsze od czegoś innego. Cenić siebie jest dobrze, jeśli cenimy siebie słusznie. Ale cenić siebie ponad Boga jest złem (pychą), ponieważ cenić Boga jest większym dobrem niż cenić siebie. Chęć posiadania czegoś nie jest zła, ale chęć posiadania danej rzeczy kosztem innej (Zazdrość) jest przedkładaniem własnych materialnych pragnień nad większe dobro, jakim jest dobro drugiego człowieka. Pożądanie seksu nie jest złe samo w sobie, ale pożądanie go poza jego przeznaczeniem jest przedkładaniem mniejszej rzeczy (naszej zmysłowej satysfakcji) nad większą (intymność w związku lub wychowanie dzieci w prawdziwej tradycyjnej rodzinie). To samo dotyczy wszystkich grzechów.

Jeśli to prawda, to znajomość względnej wartości rzeczy jest niezbędna nawet do prowadzenia prostego moralnego życia.
W praktyce
Oczywiście - ludzie o niewielkim wykształceniu (ale o dużej mądrości nabytej przez doświadczenie i kultywowanie) mogą być nieraz mądrzejsi od tych, których życiorysy są przyozdobione zaawansowanymi stopniami naukowymi. Jest wielu ludzi, którzy są niezwykle inteligentni, ale po prostu nie pojmują względnej wartości rzeczy. Oni nie są mądrzy.

Pamiętam, że wypowiadałem się niegdyś na ten temat i w czasie pytań i odpowiedzi znajomy powiedział, że chce bronić edukacji zawodowej przed moim twierdzeniem - że szeroka edukacja jest lepsza niż ta czysto zawodowa. Najpierw zwróciłem uwagę, że to nie było dokładnie to, co powiedziałem (nie ma nic złego w edukacji zawodowej, o ile jest ona prawidłowo priorytetowana), ale on i tak próbował argumentować swoje stanowisko. Niefortunnie dla niego, nie posiadał umiejętności, aby kompetentnie to zrobić. A powodem, dla którego nie miał umiejętności, by to zrobić, był brak odpowiedniego wykształcenia (czy chociażby zrozumienia) w przedmiotach humanistycznych. Edukacja zawodowa może nauczyć cię wielu dobrych i przydatnych rzeczy, ale niestety obrona edukacji zawodowej (lub czegokolwiek innego) nie jest jedną z nich. Gdyby posiadał zrozumienie wykształcenia, mógłby o wiele sprawiej i merytoryczniej bronić szkolnictwa zawodowego.

Edukacja w dziedzinie sztuki i nauk humanistycznych nie uczy, że praktyczne, utylitarne rzeczy nie są ważne, ale uczy, gdzie te rzeczy pasują do naszego życia i jak możemy uporządkować rzeczy w naszym życiu, aby odzwierciedlić wiedzę o tym, co jest bardziej lub mniej ważne.

Miłą rzeczą w edukacji, która uczy o szczęściu, mądrości i różnicy między celami człowieka, jest to, że jest to najbardziej praktyczna edukacja, jaką można zdobyć. Wiedza i umiejętności, które zdobywasz dzięki takiej edukacji, czynią cię lepszym, cokolwiek robisz, niezależnie od tego, czy skończysz jako stolarz, mechanik czy profesor.

Jeśli położymy zbyt duży nacisk na STEM, możemy skończyć z pokoleniem, które wie, jak robić rzeczy, ale nie wie, co robić i w jakim celu.
Inwestujemy tak wiele w rozwój "prawej strony" naszego mózgu, że zapominamy, iż jest to tylko połowa tego, z czym mamy do czynienia.

Zamiast tego zaczęły tworzyć sztuczne środowiska, w których nauki ścisłe i humanistyczne są nie tylko podzielone, ale też stają się odwiecznymi przeciwnikami.

Studiując nauki humanistyczne, ma się możliwość lepszego poznania siebie i innych. Możliwość lepszego zrozumienia i zmagania się ze złożonymi kwestiami moralnymi, złożonością i zawiłością człowieczeństwa.

Konsekwencje radykalnego faworyzowania STEM i zniechęcania do nauk humanistycznych są szkodliwe zarówno dla społeczeństwa, jak i poszczególnych uczniów. społeczeństwo, które produkuje tylko socjologów, prawników czy psychologów jest skazane na porażkę. To samo dotyczy STEM - mając tylko matematyków i inżynierów, kto będzie zapisywał naszą historię? Kto zainspiruje naszą kreatywność? Rzucać wyzwania naszej polityce? Wspierać nasz język?

Oczywiście trudno będzie wyjaśnić to wszystko swojej rodzinie przy świątecznym stole lub twoim znajomym - ale powinieneś przynajmniej zrozumieć to dla swojego całokształtu.
#frgtn #edukacja #przemyslenia #humanistyka

10

Władza to tylko iluzja

W komnacie siedzi trzech wielkich ludzi, król, kapłan i bogacz, który ma złoto, a między nimi stoi najemnik, pozbawiony znaczenia człowiek o podłym pochodzeniu i niewielkim rozumie. Każdy z możnowładców rozkazuje mu zabić pozostałych dwóch. Król mówi: „Zrób to, albowiem jestem prawowitym władcą”, kapłan: „Zrób to, gdyż rozkazuje ci w imieniu bogów, a bogacz: „Zrób to, a całe złoto będzie należało do ciebie”. Powiedz mi, kto ocali życie, a kto zginie?

Ta zagadka z gry o tron, przewija się w sumie przez wszystkie jego sezony, aż do ostatniego i nie można znaleźć na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi i wszystko zmienia się w zależności od okoliczności. Najprostszą odpowiedzą Varysa było to:
Władzę ma ten, kogo ludzie uważają za władce.
I gra o tron była dla mnie najlepszym tego przykładem, w zależności od tego w którym konkretnym odcinku postawić zabójcę, ten wybierze kogoś innego. Chociaż jak już mówiłem jest to nie do końca jasne, a ludzie, a to co my widzieliśmy wpływałoby inaczej na te decyzje. Załóżmy jednak, że to my będziemy zabójcą. Przez pierwszy sezon władzę miał król Robert, mimo że Lanisterowie, mieli wszędzie swoich ludzi, udzielili kredytu królestwu itp. To jednak póki Robert żył, to sprawował on największą władzę i każdy się z nim liczył. Lanisterowie zdobywali swoje wpływy, by przejąć władzę, jednak tak długo jak żył król. Nie mogli nic zrobić. O kapłanie się nawet wtedy nie myślało, bo był on całkowicie bez znaczenia. Po śmierci głowy państwa, jego syn zasiadł na tronie i miał on chwilową całkowitą kontrolę, którą dostał z rozpędu po swoim ojcu. Podjął wtedy głupie wybory doprowadzając do wojny domowej, jednak to szczegół i szybko to ucięto. Joffrey zajął się swoimi sprawami (znęcanie się nad ludźmi) i mało go obchodził los państwa. Za głupi był by rozumieć politykę, ekonomię i wszystkie te inne pierdoły, którymi zajmował się ktoś inny.

Zastosuję skróty myślowe i coś przeinaczę, bo grę o tron oglądałem już dawno temu, a w moim wpisie chodzi mi o coś innego. Władzę przejął potem Tyrion jako namiestnik do czasu powrotu swojego ojca, król był już wtedy tylko marionetką, który nie miał wpływu na ważniejsze losy państwa. Po Tyrione przejął władzę Tywin, po nim Cersei, po niej Wróbel, a potem znów Cersei.

Tyriona pominę, bo teraz opisując Tywina i tak dojdę do tego samego. Władzę przejął bogacz. Przez całe życie króla robił sobie podwaliny, żeby po jego odejściu, jego rodzina przejęła władzę nad krajem. W sumie ludzi ma obsadzonych, gdzie nie spojrzy otaczają go Lanisterowie, komu w łapę miał dać to dał, a śmierć poprzedniego władcy sprawiła, że już w żaden sposób nic go nie ograniczało. Gdy Joffrey się buntował i twierdził, że to on tu rządzi to Tywin odesłał go, żeby poszedł spać, bo jest zmęczony. Załatwił kogoś kto w teorii sprawuje władzę na tym państwem i wysłał go spać jak dziecko, które nim było. Bo poza okrucieństwem, pochodzeniem i wpływami swojego dziadka to nie miał nic i mógł sobie tylko szczekać. Gdy ktoś przybył do stolicy z arystokracji to szedł do Tywina, a do króla tylko żeby zachować niezbędne maniery. Ukłonić się i pójść w swoją stronę do tego kto naprawdę ma tutaj władzę.

W tym momencie zabójca powinien oszczędzić bogacza, ale jak już mówiłem to zależy. My jako widz to widzieliśmy. Arystokracja wiedziała kto sprawuje władzę, a jeśli chodzi o zwykłych ludzi z tego uniwersum to czy oni byli świadomi, kto nad nimi sprawuje faktyczną władzę?

Chyba jeszcze na to kto przeżyje, znaczenie by miało pochodzenie zabójcy, które jest opisane wyżej: ,,pozbawiony znaczenia człowiek, o podłym pochodzeniu i niewielkim rozumie”

I w sumie tu się zatrzymałem, bo to nie jest teraz jednoznaczne kogo wybierze, mimo że Tywin sprawował władzę to jednak iluzja nadal się utrzymywała przy Joffrey’u. W sumie tutaj zostawię to pytanie dla was. Kogo by na ten moment zabił zabójca?

Po śmierci Tywina (najpierw zginął Joffrey i władzę przejął młodszy brat) nie było do końca dla mnie jasne, kto teraz sprawuje, faktyczną władzę. Lanisterowie działali z rozpędu, jednak ich wpływy i to co osiągnął ich ojciec nie były solidnym fundamentem i w każdej chwili ich potęga mogła się zawalić, bo inni gracze (gry o tron) zaczęli krążyć jak sępy i zaczynały podburzać te fundamenty. Wtedy na scenę zaczął wkraczać Wielki Wróbel (kapłan) który zaczynał powoli robić podwaliny pod swoją władzę. Cersei zamiast zobaczyć w nim wroga, ujrzała kogoś, kogo może wykorzystać, by utrzymać swoją władzę. Pozwoliła mu działać i nie powstrzymywała go, a on kroczek po kroczku, zdobywał coraz większe wpływy. Cersei nie widząc zagrożenia, pozwoliła mu działać i wykorzystywała go do pozbywania się swoich wrogów. Nie zauważyła że broń, którą używała przeciwko swoim wrogom, była obusieczna i ostatecznie wylądowała w lochu, zamknięta przez kapłana, któremu dała za dużo władzy.

Wiele zapłaciła za swoją głupotę, naprawdę dużo. Stała się marionetką i jej władza była tak samo iluzoryczna jak władza Joffrey’a (Rządził Tommen, ale stosuję uproszczenie, bo nawet jako postać był taki nijaki i jako widz nie czułem do niego nic, albo żeby miał jakiekolwiek znaczenie, a nawet w tym wpisie szkoda na niego czasu, może przy innej okazji).

Na ten moment nie mam wątpliwości, że nasz zabójca wybrałby kapłana, który królową mógł zamknąć w lochu, na ulicach byli jego żołnierze i zmuszono się ludzi do przestrzegania zasad wiary. Coś jak papież w średniowieczu.

Cersei wyszła z lochu, zorganizowała zemstę i doprowadziła do ludobójstwa, pozbywając się wszystkich swoich wrogów. Pozbyła się wszystkich graczy w walce o tron, a jej syn popełnił wtedy samobójstwo. Przejęła całkowitą kontrolę nad krajem.

Tutaj zabójca nawet nie miałby wyboru, jedynie taki czy zabić króla czy nie. Zabiłby?

Władza to tylko iluzja. Niepewna, chwiejna, na słabych fundamentach. Każdy kto ją zdobył, musiał poświęcić naprawdę dużo by przy niej zostać.

W każdym etapie naszej historii, w każdym kraju, mieście, wsi, pracy, rodzinie jest ktoś kto ma władzę. Zawsze tak to wygląda. Dziecko słucha bardziej jednego z rodziców, który ma według niego większą władzę. W pracy słuchasz się przełożonego, ale też nie do końca, jeśli twój przełożony daje sobie wejść na głowę to nie traktujesz jego słów poważnie, mimo że jest wyżej od ciebie. W teorii to działa inaczej, w praktyce przyjrzyj się swojemu otoczeniu, kto ma nad tobą władzę? Kogo słów nie olejesz? Szef cię może zwolnić, jeśli nie masz wyboru i musisz tam pracować to on ma nad tobą władzę i może kazać ci robić wszystko i to jego dobra wola czy cię wykorzysta czy nie. Rodzic ma władzę nad swoim dzieckiem, może dać szlaban, odciąć kieszonkowe, dać klapsa (kwestia sporna). Władzę może mieć nad tobą bank, gdy weźmiesz kredyt hipoteczny i musisz go spłacać 20 lat. Władzę może mieć nad tobą ktoś kto ci pomoże, bo możesz być zobowiązany potem wobec niego. Ty może masz nad kimś władzę?

Kto rządzi nami? Kto rządzi światem? Kto rządzi krajem?

Mam dwie zagadki:

Mogąc zabić dwie osoby, kogo zabijesz w takim zestawieniu:

Król (Jarosław Kaczyński), Bogacz (wstaw jakiegoś, którego uważasz, że ma największe wpływy), kapłan (niech będzie Rydzyk xd)

Król (Joe Bidden), Bogacz (Xi Jinping prezydent Chin), kapłan (Papież Franciszek)

PS. Król odnosi się do tego, kto iluzorycznie ma władzę, a nie faktyczną władzę, żeby nie było że ktoś się oburza na Jarosława Kaczyńskiego. Jak ktoś ma pomysł kogo zmienić w tym zestawieniu to niech powie.

PS2. Pomijam to, że równie dobrze zabójca może mieć władzę, bo jest ona najmniej stabilna ze wszystkich, jest chwilowa, tak samo jak gwałciciel ma kontrolę nad swoją ofiarą to jednak potem bardzo szybko ją traci.
#smiecizglowy epizod 9
#got #graotron #wladza #przemyslenia

7

dzisiaj youtube zaproponował mi taki oto film o #bron : https://youtu.be/2CSkOTfaULo
z jego treści wynika, że jedyne ograniczenia co do rodzaju broni we włoszech to zakaz broni automatycznej, broni z tłumikiem i broni udającej normalne przedmioty. wydaje mi się, że z takim stanem prawnym powinniśmy codziennie słyszeć o kolejnej strzelaninie w kraju makaronu, a jakoś jest cicho. ciekawe czemu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#przemyslenia #gownowpis

5

Drażni mnie pazerność ludzi na kasę.

I nie chodzi tutaj o to, że pieniądze szczęścia nie dają czy coś w tym rodzaju. Chodzi mi bardziej o to, że ludzie zaślepieni chęcią zysku, zrobią wszystko dla pieniędzy. Absolutnie wszystko. Jeżeli ktoś twierdzi, że nie to powiem tylko, że wszystko jest kwestią ceny. Przypomniał mi się stary żart, kiedyś zasłyszany:

- Oddałabyś się siedemdziesięciolatkowi za milion złotych?
- Tak.
- A za sto złotych?
- Oszalałeś? Za kogo ty mnie masz?
- To już ustaliliśmy, teraz negocjujemy cenę.

Ilu z was mając możliwość zrobić coś niemoralnego, zrobiłoby to za odpowiednią opłatą? Zabiłbyś własną matkę za ten milion złotych? Jeśli nawet powiesz, że nie to zaraz odezwie się twój rozum, który będzie próbował ze wszystkich sił usprawiedliwić ci ten czyn. Robisz za minimalną, masz dwoje dzieci i żonę na utrzymaniu, ten milion byłby dobrym startem w ich życiu, mógłbyś sobie coś kupić. BA! Nawet twoja matka sama ci się pozwoli zabić jak usłyszy za ile i będzie wiedzieć, że poprawi to życie tobie i wnukom!

Przykład wymyślony na poczekaniu, możecie wymyślić własne. Zjeść czyjegoś stolca, pójść z kimś do łóżka, przeparadować po mieście nago itd. Kwestia ceny i pewności, że te pieniądze otrzymacie oraz warunki w jakich żyjecie, mogą co niektórych pchać do takich czynów. Jednak nikt się o tym nie przekona, póki nie przyjdzie taki dzień, kiedy ktoś ci taką ofertę złoży. Możesz się zapierać, że czegoś w życiu nie zrobisz, ale jak ktoś ci podstawi pod nos kasę to jakoś momentalnie te sumienie może zostać uśpione.

Ludzie sprzedają swoją wolność, godność i bliskich za o wiele mniejsze stawki. Gdy jest troje rodzeństwa i jedno mieszkanie po rodzicach to dopiero wtedy można zobaczyć ile te więzy krwi były warte. Gdy jako mąż podupadniesz na zdrowiu i nie będzie szans na poprawę, dopiero wtedy zobaczysz ile znaczyłeś dla swojej żony.

Widziałem i słyszałem w życiu wiele sytuacji. Gdy mąż wyrzucił swoją żonę z domu, bo ta była chora na raka i nie robiła mu już obiadków. Gdy rodzeństwo po śmierci rodziców skakało sobie do gardeł, żeby jak najwięcej nachapać dla siebie. Gdy mąż zatrudnił braci swojej żony, a oni mu ukradli firmę i kopnęli w dupę swoją żonę i szwagra, aż ten się powiesił. I wiele, wiele innych.

Tak po prostu się sprzedać i dać sobą rządzić. Nigdy nie parłem, aż tak na pieniądze, żeby robić dla nich wszystko, a znam osoby, które potrafiły po rękach całować szefa, za to że im nadgodziny pozwolił robić i robili po 16 godzin dziennie, a nawet jak im szef pozwolił to przyszli w niedzielę!
Bo przecież więcej kasy. Mimo że traci się wszystko inne. Gdy ja nie chciałem zostawać godzinę dłużej w pracy to jak myślicie kto miał największe pretensje? Szef? Nie! Najbliżsi, który potrafili mnie za takie coś niemal palcami wytykać, obrażać i poniżać.

Bo parę złotych więcej… Tylko, że to byłyby moje pieniądze, a nie ich, a i tak ich strzelała zawiść na to, że nie chcę pracować więcej niż muszę! A i tak ci ludzie z tych pieniędzy nic nie mieli. W zależności od tego czy zarabiają 2k czy 3k to i tak życie się toczy od pierwszego do pierwszego, tylko przy tym drugim nie ma już nic z życia.

Ten facet, który robił po 16 godzin, wracał co parę miesięcy do Polski i wszystko potrafił przepić w jeden tydzień, a za granicą to żył jak robak na głodowych porcjach, bez ogrzewania w domu, oszczędzając na wszystkim.

I pytam się w imię czego? W imię czego to wypruwanie sobie żył? Ojciec, który potrafi właśnie tak pracować i zaniedbywać wszystko inne. Mimo że robi po 12 godzin dziennie, soboty połowę tego, a w niedzielę odpoczywa po całym tygodniu. Zaniedbuje dom, dzieci, żonę. Dzieci nie znają ojca, a z czasem to już go nawet nie chcą widzieć w domu, bo zgrzybiały staruch, wyładowuje na nich swoją frustrację, bo dzieci zamiast robić z siebie niewolników jak on i zamiast poświęcać cały swój czas na naukę, tak jak on na pracę to wolą się bawić i mieć kontakty z rówieśnikami. Żona też się oddala, bo z czasem mąż staje się tylko gościem, który przynosi kasę i nic poza tym.

I potem taki ktoś potrafi mnie umoralniać, że jestem nieodpowiedzialny!

Zmieniłem niedawno pracę, bo umawiałem się inaczej z przyszłym szefem, a ostatecznie zrobił coś innego. Mniejsza z tym co i jak. W każdym razie miało nie być nadgodzin, tylko czasami, a na sam początek słyszę, że praca 9 godzin dziennie i soboty pracujące będą normą. Rzuciłem to w cholerę. I mimo że jestem teraz bez pracy to super się czuję, bo nie jestem niewolnikiem i robolem, który musi żyć by pracować. Już nawet komentarzy nie słyszę wokół siebie, mimo że czuję od bliskich taki chłód, że jak to tak bez pracy zostać? Widocznie już się zmieniłem na tyle, że nikt mi uwagi nie zwróci, ale jednak mam to z tyłu głowy, głupie uczucie, które mnie dobija, wierci i nęka odmęty mojej głowy. Wpajany całe życie kult niewolnika i pracy, aż padniesz z przemęczenia i zdechniesz.

Gdy w nowej pracy szef ogłosił te nadgodziny to nikt nie myślał o tym, że miało być inaczej, albo że nikt ich o zdanie nie pytał. Cieszyli się że mogą godzinę wcześniej zacząć pracę i nie będą musieli siedzieć tak długo (praca była od 8 do 16, a po tym ogłoszeniu od 7 do 16, więc się cieszyli, że nie muszą do 17 robić) a w soboty to tylko będą musieli robić jak będzie brzydka pogoda Następnego dnia przyjechałem normalnie na 8 z zamiarem wypowiedzenia (i tak robiłem na czarno i to była ta jedna z tych rzeczy, które miały być inaczej) to pierwsze co usłyszałem to to, że mi się pospało, a potem zdziwienie, dlaczego odchodzę.

Dobrze zrobiłem? Może nie? Czas pokaże.

Jednak nie jestem niewolnikiem, nie będę się dostosowywał do tego systemu więcej niż muszę, nie będę sobie pozwalał na wszystko w imię paru groszy więcej. Pięć lat takiej pracy i nic z tego nie miałem, oprócz nerwów, zmęczenia, depresji i zniszczonych relacji!
A inni? Nadal się nie uczą na błędach. Nic się nie dorobili, nic nie zyskali, stracili to co powinno być najcenniejsze, a dali się sprzedać za parę groszy. Gdyby coś wydarzyło się z tych rzeczy na samej górze to pewnie by poszli i zrobili to wszystko za jeszcze mniejsze pieniądze. Bo liczy się tylko kasa.

Jest tu ktoś podobny do mnie? Co wy o tym myślicie? Mam rację czy nie? Czy jest szansa na jakąkolwiek zmianę?

PS. Chociaż pewnie chodzi tutaj też o warunki w jakich się żyje. Gdy nie musisz myśleć co sobie kupić, żeby ci starczyło do wypłaty. Za granicą mimo że robiłem za minimalną to nie musiałem patrzeć co chwilę na moje konto ile mi zostało kasy i nie było problemu by iść do restauracji, coś odłożyć itp. Jednak u nas w Polsce za minimalną nie masz takiego spokoju i jest on zarezerwowany dla osób, które zarabiają trochę więcej. Tylko, że to powinien być standard dla każdego człowieka, a nie dla wybranych, więc w sumie się nie dziwię tym ludziom. Jest mi po prostu ich żal.
#smiecizglowy epizod 8
#przemyslenia #pieniadze #praca

16

Wpis powiązany: https://lurker.land/post/_m7I8moWU

Każdego dnia robimy rzeczy, których nie potrafimy łatwo usprawiedliwić. Gdyby ktoś chciał argumentować, że nie powinniśmy tego robić, wygrałby z łatwością. W odpowiedzi wyłączylibyśmy tę osobę z naszego życia i dalej robilibyśmy to samo.

Jeśli zmuszasz ludzi do czytelnego interpretowania wszystkiego, co robią, pod groźbą bycia nazwanym niepoważnym lub złym/niewychowanym, utrudniasz im życie i prawdopodobnie skończysz tak, że będą cię unikać.

Nie mogę wykonywać skomplikowanej pracy intelektualnej, gdy w pokoju jest inna osoba. Po prostu nie mogę. Możesz podać mi dobre powody, dla których się mylę: może ta druga osoba nie będzie robić hałasu. Może po prostu odwrócę się w drugą stronę i skupię się na moim komputerze i nie będę musiał w ogóle zauważać obecności drugiej osoby. Kłóć się ze mną wystarczająco długo, a przegram spór i będę pracował w tym samym pokoju co ty. Nie wykonam żadnej dobrej pracy, a większość czasu spędzę na nienawidzeniu cię i życzeniu, żebyś sobie poszedł.

Albo: nienawidzę dzwonić do ludzi przez telefon. Nie potrafię tego wyjaśnić. Nie mam problemu z rozmową osobiście twarzą w twarz. Ale nie znoszę dzwonić do nich na telefony.

Kiedy byłem młodszy, bardzo starałem się unikać dzwonienia do ludzi. Rodzice zwracali mi uwagę, że to głupie i prosili, żebym to uzasadnił. Nie potrafiłem. Powiedzieli mi, że jestem niepoważny. Więc dzwoniłem do ludzi na telefony i nienawidziłem tego. Gdy tylko nie ma rodziców w pobliżu i nikt nie może mnie zmusić do robienia rzeczy, unikam rozmów telefonicznych.

Moi rodzice nie byli autorytarni. Robili niby poprawną rzecz, używając racjonalnych argumentów, aby przekonać mnie do przyznania, że moja awersja do rozmów telefonicznych była całkowicie nieuzasadniona, i że wykonywanie rozmów telefonicznych ma wiele namacalnych korzyści, a następnie mówili mi, że prawdopodobnie powinienem zadzwonić.
Wstaw X w miejsce "wykonywanie telefonów", a uzyskasz ogólną zasadę, w której większość ludzi znajdzie coś dla siebie.

Staram się być bardzo ostrożny w stosunku do moich bliskich, aby nie pogarszać ich życia w ten sam sposób. Często łatwo jest skłonić ludzi do przyznania, że nie mają dobrego powodu dla tego, co robią; na przykład, osoby autystyczne zazwyczaj nie potrafią wyjaśnić, dlaczego "stymulują się", czyli wykonują dziwne ruchy. Te ruchy są rozpraszające i prawdopodobnie sprawiają dyskmofort ludziom wokół nich. Zapewne łatwo jest przekonać autystyczną osobę do przyznania, że stymulacja jest dla niej negatywna społecznie.

Jednak w jakiś sposób autystycy zawsze kończą nienawidząc ludzi, którzy wygrywają ten spór, i odchodzą gdzieś daleko od nich, aby móc stymulować się w spokoju.

Niewielu ludzi zwraca na to uwagę, ale typowi ludzie również stymulują się, zwykle kiedy są niespokojni. Po prostu mają tendencję do robienia tego rzadziej, i są wygodni dla otoczenia utrzymując swoje stymulacje w zakresie kulturowo akceptowanych zachowań, a nie muszą robić odstających od normy rzeczy jak machanie rękami. Oto lista niektórych kulturowo akceptowanych bodźców: Stukanie palcem lub długopisem, strzelanie palcami, potrząsanie nogą, żucie ołówka, masowanie piłeczki antystresowej, bawienie się włosami, bujanie się lub kołysanie na krześle i inne.

Mam nadzieję, że większość znajdzie przynajmniej jeden z powyższych przykładów, które są dla nich prawdziwe. Jeśli nie - jeśli nie nienawidzisz telefonów, ani nie masz problemów z pracą intelektualną w pobliżu innych, ani nie jesteś autystyczny - i jeśli myślisz "Wszystkie te rzeczy naprawdę wydają się irracjonalne" - Oto kilka potencjalnie alternatywnych punktów:

1. Mężczyźni - czy macie problem z zapraszaniem kobiet na randki? Dlaczego? Najgorsze, co może się stać, to że odmówią, prawda?

2. Czy zdarza Ci się zgadzać na rzeczy, których nie chcesz, bo czujesz się pod presją? Dlaczego? Wszystko co musisz zrobić, to powiedzieć "Wybacz, ale nie, dziękuję".

3. Czy masz problem z szczerością? Czy jeśli kolega namaluje obraz i pyta o zdanie, to masz małą blokadę w umyśle, która nie pozwala powiedzieć ci, że w ogóle ci się nie podoba? Masz prawo do negatywnej opinii. Koniec końców ta osoba przekona się, że warto pytać cię o opinie.

Nie chcę przez to powiedzieć, że te pytania są głębokimi tajemnicami, na które nikt nie może odpowiedzieć. Myślę, że istnieją dobre odpowiedzi na wszystkie z nich - na przykład, istnieją pewne neurologiczne teorie, które oferują całkiem dobre wyjaśnienie tego, jak stymulowanie pomaga autystycznym ludziom czuć się lepiej. Ale chcę powiedzieć, że większość ludzi w takich sytuacjach nie zna wyjaśnień, i że nie należy tego od nich oczekiwać. Wszystkie te działania są "nieczytelne".

Nieczytelność jest skomplikowana i zależna od kontekstu. Fetysze są nieczytelne, ale ponieważ mamy wspólne pojęcie fetyszu, ponieważ większość ludzi ma fetysze, i ponieważ nawet ludzie, którzy nie mają fetyszy, mają "dziwne-jeśli-o-tym-myślisz" nawyk pociągania seksualnego do innych ludzi - mogą po prostu powiedzieć "To jest mój fetysz" i staje się to w pewnym sensie czytelne. Nie kwestionujemy tego. I są tam różnego rodzaju zwroty typu "To wolny kraj" czy "Bo to mnie uszczęśliwia" które w pewnym sensie zwalniają nas z trudnej pracy utrzymania czytelności wszystkich naszych zachowań.

Chyba najgorszy i najgłupszy odbiór to ten, w którym nieczytelne działania grupy zewnętrznej są naturalnie zaokrąglane do "oni są źli i tylko to ukrywają". Pamiętam, jak raz poczułem się źle po wysłuchaniu feministki, która wyjaśniła, że jedynym powodem, dla którego mężczyźni gapią się na atrakcyjne kobiety, jest uciskanie ich, sprawienie, by czuły, że ich ciało istnieje dla przyjemności innych, i ugruntowanie męskiego przywileju. Sam czasami gapiłem się na atrakcyjne kobiety i nie potrafiłem złożyć spójnego powodu - czy ja tylko próbowałem je umniejszyć? Myślę, że prawidłowa odpowiedź na to pytanie powinna dotyczyć sposobu, w jaki przetwarzamy wrażliwość na bodźce - naturalnie wpatrujemy się w najbardziej pociągającą część ciała, a atrakcyjna osoba będzie dla nas naturalnie istotna, bo tak jesteśmy zaprogramowani.

Podsumowanie:
1. Płot Chestertona: spróbuj zrozumieć tradycje, zanim je odrzucisz.

2. Jeśli ktoś robi coś dziwnego, ale nie potrafi wyjaśnić dlaczego, akceptuj go tak długo, jak długo nie krzywdzi innych osób (i nie wymyślaj głupich wymówek, dlaczego jego działania tak naprawdę krzywdzą nas wszystkich). Nie bądźcie tak szybcy, by jako wytłumaczenie podawać "tak naprawdę robią to z wrodzonego zła/niepoprawności".
#frgtn #psychologia #spoleczenstwo #umysl #przemyslenia

7

Ciekawa analiza, ale z wieloma wnioskami się nie zgadzam. Przede wszystkim wcale nam nie minęła fascynacja Zachodem a wręcz przeciwnie, stała się kryterium politycznym. Przypominam, że po śmierci Igora Stachowiaka nikt nie protestował, ale w przypadku George'a Floyda doszło nawet do przypadków niszczenia pomników. Poza tym stabilności, która ówczesnych męczyła, w dzisiejszych realiach urasta wręcz do rangi luksusu
https://www.youtube.com/watch?v=ioEClqxtCn0
#youtube #spoleczenstwo #przemyslenia

8