W przeciwieństwie do zachodniego Cesarstwa, w Bizancjum Barbarzyńcom nigdy nie udało się na stałe przejąć władzy

Jeśli chodzi o zatrudnianie barbarzyńskich oficerów i generałów, to sytuacja przypominała tę na zachodzie, aż do momentu dojścia do władzy Gota Gainasa. On sam i jego rywal Tribigild próbowali przejąć absolutną władzę w Konstantynopolu. Wreszcie Gainas zdołał zyskać poparcie cesarza Arkadiusza i zmusił Tribigilda do uznania swej porażki. Następnie wprowadził w stolicy rządy terroru aż do roku 400, gdy mieszkańcy miasta powstali i zabili Gainasa wraz z 7000 jego gockich żołnierzy. Nie zakończyło to okresu wpływów „barbarzyńskich” generałów we wschodniej armii. W 457 roku Aspar z plemienia Alanów zdołał przejąć kontrolę nad armią i stał się de facto władcą wschodu. Cesarz Leon I szukał pomocy u mieszkańców Izaurii – górskiego regionu w południowo-wschodniej Anatolii – w nadziei, że pozwoli mu to przeciwstawić się potędze Germanów. Wspierał także karierę Izauryjczyka Zenona. W 471 roku kazał zamordować Aspara i na jego miejsce mianował właśnie Zenona.

Armia Germanów zdezerterowała i przyłączyła się do Gotów na Bałkanach, w ten sposób wzmacniając ich potęgę. W 474 roku Leon umarł, a cesarzem został Zenon. To właśnie on wysłał Gotów na podbój Italii.

Ostatni kryzys związany z próbą przejęcia władzy w imperium przez czynniki zewnętrzne nadszedł w czasach Anastazjusza, następcy Zenona. Izauryjczycy, którzy mieli działać jako przeciwwaga dla Germanów, sami powstali, jednakże zostali pokonani przez Anastazjusza, który wyzwolił stolicę spod obcej kontroli. Był to punkt zwrotny w walce o zachowanie wolności wschodniego cesarstwa


#bizancjum #historia #rzym

5

Duchy Nowego Świata: magia ludowa, rytuały i symbole ochronne w kolonialnej Ameryce

Od końca XVII wieku, wraz z kolejnymi falami osadników napływających do Ameryki Północnej, magia ludowa zaczęła rozpowszechniać się na całym kontynencie. Praktyki magiczne przyjmowały trzy główne formy: działalność tzw. sztukmistrzów [1] wśród angielskich osadników, praktyki afroamerykańskich czarowników oraz germańską magię ludową kultywowaną przez społeczność znaną jako Pensylwańscy Holendrzy.

Podobnie jak w Starym Świecie, magowie w Ameryce Północnej zwykle działali w dobrej wierze, ich celem było zapewnienie bezpieczeństwa lokalnej społeczności. W swoich działaniach posługiwali się mieszanką zaklęć, leczniczych ziół oraz rozmaitych przedmiotów o symbolicznym znaczeniu, zwłaszcza amuletów i zapisanych zaklęć, które często zakopywano, aby zwiększyć ich skuteczność. Miały one przynosić szczęście i chronić przed złem.

[1] W języku angielskim conjurer może oznaczać także iluzjonistę lub zaklinacza.

1. Magia i przetrwanie: ludowe praktyki wśród osadników i zniewolonych

Ludowi uzdrowiciele  [2] często, choć nie zawsze jawnie, odwoływali się w swoich praktykach do imienia Chrystusa jako formy ochrony. W społeczeństwie kolonialnym wciąż żywa była wiara w złowrogie siły, przed którymi należało się chronić i to nie tylko wśród wolno urodzonych angielskich osadników. Odpowiedników anglosaskich mędrców można było znaleźć także wśród Afroamerykanów, którym również przypisywano zdolności magiczne.

Wspólne było dla nich również przekonanie o sile zakopanych przedmiotów o magicznym znaczeniu. Na Ferry Farm, w domu rodzinnym George’a Washingtona w Wirginii, w fundamenty budynku wmurowano muszle ostryg jako rytualny akt ochrony domostwa i jego mieszkańców. Zasadniczą różnicą między mędrcami a czarownikami był jednak status społeczny: ci drudzy byli niewolnikami, siłą sprowadzonymi do Nowego Świata. Ich rola jako duchowych opiekunów i uzdrowicieli niosła więc nie tylko wymiar religijny czy magiczny, ale także społeczny stając się formą wsparcia i przetrwania.

[2] W języku angielskim cunning folk tłumaczone jest również jako „sprytni ludzie” lub „mądrzy ludzie”.

Fotografia nr 1: Kwadrat Satora

Wczesnochrześcijańskie narzędzie magiczne zawierające palindromiczne słowa, możliwe do odczytania w wielu kierunkach. Mędrcy twierdzili, że znak ten potrafi gasić pożary i chronić bydło przed urokiem.

Zdjęcie

2. Znak z gwiazd: symbolika i wierzenia Pensylwańskich Holendrów

Od początku XVIII wieku niemieckojęzyczni osadnicy w Pensylwanii zaczęli wyraźnie zaznaczać swoją obecność, między innymi poprzez charakterystyczne malunki w kształcie gwiazd. Pojawiały się one na stodołach, a także na przedmiotach codziennego użytku od narzut po maselniczki. Choć niektórzy uważali je za ochronne znaki (tzw. znaki heksadecymalne), ich funkcja mogła być bardziej symboliczna i uniwersalna. Pensylwańscy Holendrzy byli rolnikami, głęboko związanymi z rytmem przyrody. Gwiazdy mogły symbolizować porządek nieba, harmonijny i niezmienny układ, który kontrastował z chaosem ludzkiego życia i oferował poczucie ładu.

Fotografia nr 2: Gwiazdy na stodołach Pensylwańskich Holendrów

Symetryczne, wyraziste gwiazdy malowane na budynkach, prawdopodobnie jako stylizowane przedstawienia kosmicznego ładu i symboliczne tarcze ochronne.

Zdjęcie

W 1820 roku niemiecki uzdrowiciel i mistyk Johann George Hohman opublikował książkę Pow-Wows; or Long-Lost Friend, w której przedstawił nowe podejście do praktyk magicznych. Dzieło to, mimo że w dużej mierze stanowiło plagiat starszych tekstów, zawierało zarówno praktyczne porady jak warzyć piwo, leczyć reumatyzm czy dbać o chore zwierzęta jak i elementy symboliki mistycznej. Według Hohmana samo posiadanie książki miało chronić właściciela przed nieszczęściem.

Publikacja spopularyzowała również termin „pow-wow” jako nazwę tej półmagicznej praktyki, a jej adeptów zaczęto określać mianem „pow-wowów”. Nazwa ta prawdopodobnie stanowiła zniekształcenie słowa używanego przez rdzennych mieszkańców Narragansett [3] na duchowe zgromadzenie, choć mogła też być przekształceniem angielskiego słowa power (moc, siła).

[3] Rdzenne plemię Ameryki Północnej, które pierwotnie zamieszkiwało tereny dzisiejszego stanu Rhode Island.

Fotografia nr 3: Ilustracja z „Szóstej i Siódmej Księgi Mojżesza”

XVIII-wieczny rysunek przedstawiający mężczyznę z mieczem oraz symbole magiczne. Księgi te, łączące elementy żydowskie, chrześcijańskie i rzymskie, były inspiracją dla Pow-Wows Hohmana.

Zdjęcie

#historia #ciekawostkihistoryczne #ciekawostki #ameryka #kolonializm #tradycja #wierzenia #religia #magia #occulto

5

Z wizytą w zamku w Stobnicyszaryburek.pl

Niedawno wybraliśmy się, aby zobaczyć na własne oczy słynny zamek w Stobnicy. Jest to kontrowersyjna inwestycja, która od początku budzi ogromne emocje. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że zamek został wybudowany zgodnie z prawem. Przeszliśmy się płatną ścieżką edukacyjną i zdecydowaliśmy się na rejs łodzią po jeziorze wokół zamku. Usłyszeliśmy także kilka ciekawostek, o tym owianym pewną aurą tajemnicy obiekcie.

http://www.szaryburek.pl/2025/06/08/z-wizyta-w-zamku-w-stobnicy/

#fotografia #polska #historia #ciekawostki #podróże

8

I Powojenna Konferencja Żydoznawcza w Polsce z 7 czerwca 2025 r.

Konferencja zorganizowana przez środowisko Magna Polonia. Nagrania z wykładami z konferencji http://banbye.com/watch/v_ap2jA3__KpAs

Zdjęcie

Obecnie słucham wykładu prof. Jerzego Roberta Nowaka. Warto dodać, że ten zasłużony dla obrony dobrego imienia Polski i demaskowania antypolskich kłamstw profesor jest w trakcie przygotowywania dwutomowego opracowania o historii żydów w Polsce.

Zachęcam do odsłuchania!

#zydzi #historia #polityka

25

Kibicowanie Izraelowi w wojnie z Iranem to wspieranie bandytyzmu, także oszustów jak było w przypadku Art_B.

#historia #izrael #ciekawostki

5

Przepowiednia Alberta Pike'a dotycząca trzeciej wojny światowej (dwie poprzednie świetnie przewidział) to wojna pomiędzy syjonistami a światem Islamu. Żydzi syjonistyczni i talmudziści to biblijni Edomici "Będziesz żył z miecza", zobaczcie ile na Bliskim Wschodzie wojen od 1948 roku, to nie przypadek, a ja jestem niezmiernie rad, że wszystko to rozumiem, codziennie modlę się do Boga o jak najwięcej mądrości.

http://teoria.fandom.com/pl/wiki/Plan_III_wojen_%C5%9Bwiatowych_Alberta_Pikea

#edom #ezaw #historia

11

Gdy słowo leczy, a duch strzeże: Tradycyjna magia ludowa w średniowiecznej Europie

Od V wieku chrześcijaństwo zaczęło rozprzestrzeniać się w całej Europie, a religie pogańskie zostały zepchnięte na margines. Wczesny Kościół utożsamiał magię z pogaństwem i demonami, jednak ludowa tradycja magiczna nie tylko przetrwała, lecz nawet rozkwitła w średniowiecznej Europie. Obejmowała różnorodne praktyki, często w skomplikowany sposób powiązane z chrześcijaństwem, i była uprawiana przez szerokie grono ludzi od lekarzy po duchownych. W przeciwieństwie do elitarnej magii badanej przez uczonych, ludowe praktyki magiczne były dostępne także dla zwykłych ludzi, którym oferowały pomoc w codziennych problemach, takich jak trudności w relacjach, choroby czy nieurodzaj.

1. Mowa posiada moc: o potędze słowa

W średniowieczu magiczne słowa, zaklęcia i inkantacje odgrywały ważną rolę, wzywano je zarówno w celu zapewnienia bezpiecznej podróży, jak i sprowadzenia choroby lub śmierci na konkretną osobę. Wierzono, że słowa mają większą moc, gdy są wypowiadane na głos, a nie zapisywane. Ludzie nosili amulety z wyrytymi magicznymi formułami, które pełniły przede wszystkim rolę przypomnienia o słowach mocy przeznaczonych do wypowiedzenia.

Zaklęcia często miały formę rymowanych wersów o regularnym metrum, co ułatwiało ich zapamiętywanie i recytację, czym przypominały wiersze. Wiele anglosaskich zaklęć zapisywano w księgach medycznych, ponieważ uważano je za skuteczną metodę leczenia rozmaitych dolegliwości. Stosowano je jednak także do ochrony przed kradzieżą, nieurodzajem czy nawet krwotokiem z nosa. Jednym z najsłynniejszych anglosaskich zaklęć było Wið færstice [1], używane do uśmierzania ostrego bólu. Słowa zaklęcia sugerują, że ból pochodzi od kobiecej włóczni lub niewidzialnych strzał elfów (tzw. elf-shot) [2].

[1] Przybliżona wymowa: ŁiTH faerstisze; ze staroangielskiego na współczesny angielski: Wið – against (przeciw), Fær – sudden (nagły), Stice – pain (ból); pol.: Przeciw nagłemu bólowi.

[2] Np. w wersji współczesnej: „If it were shot by the elves or the gods…” (Jeśli zostało to wystrzelone przez elfy lub bogów…). Wyrażenie to odnosi się do przeszywającego, nagłego bólu, przypisywanego istotom nadprzyrodzonym.

Fotografia nr 1

Pierścień z Bramham Moor, odnaleziony w Yorkshire, datowany jest na IX wiek.Wyryte na nim runy do dziś pozostają nieodszyfrowane, jednak powszechnie uważa się, że miały one znaczenie magiczne.

Zdjęcie

2. Wierzenia zapisane w przedmiotach i znakach natury

W magii ludowej wierzono, że pozornie zwyczajne przedmioty takie jak kamienie, rośliny czy zwierzęta mogą posiadać niezwykłą moc. Tradycje uczonych i religijne, obecne na przykład w lapidariach [3] i bestiariuszach [4], przenikały również do kultury ustnej. Niektórym roślinom przypisywano naturalne właściwości magiczne. Wykorzystywano je do sporządzania mikstur i amuletów lub sądzono, że nabierają mocy, jeśli zostaną zebrane o określonej porze, przy wypowiadaniu specjalnych słów, albo umieszczone w odpowiednim miejscu. Przykładowo: bylica zebrana przed wschodem słońca i włożona do buta miała chronić przed zmęczeniem. Niektóre magiczne przedmioty były jeszcze bardziej osobliwe np. bóle zębów leczono przez noszenie na szyi zęba pochodzącego z czaszki zmarłego. Z kolei pierścienie „nasycone mocą niebios” miały chronić właściciela przed demonami lub chorobami.

Fotografia nr 2

Wielu zwierzętom przypisywano magiczne właściwości. Jeleń, na przykład, często symbolizował szybkość, siłę oraz męskość i pojawiał się w zaklęciach o takim właśnie charakterze. W jednym z manuskryptów z XIV wieku zalecano wykorzystanie jąder jelenia jako środka pobudzającego (afrodyzjaku).

Zdjęcie

Z drugiej strony, aby poznać przyszłość, ludzie zwracali się do osób wyspecjalizowanych w sztuce wróżenia. Praktyka ta polegała na odczytywaniu znaków i wzorców występujących w przyrodzie na przykład poprzez augurię [5] lub kleromancję [6]. Prości ludzie korzystali z bardziej intuicyjnych metod, jak np. przewidywanie pogody na podstawie przysłów i ludowych mądrości, np.: „Czerwone niebo o poranku – znak ostrzeżenia dla pasterza.”

[3] Księgi opisujące właściwości kamieni wykorzystywanych w magii i medycynie.

[4] Zbiory moralizujących opowieści o zwierzętach (niekoniecznie mitycznych).

[5] Wróżenie poprzez obserwację zachowania zwierząt lub lotu ptaków.

[6] Wróżenie przez rzucanie kamieni bądź kości.

Fotografia nr 3

Zamożni ludzie również korzystali z kamieni szlachetnych i talizmanów. Amulet ten łączył biblijne sceny i fragmenty mszy z elementami magicznymi, takimi jak słowo „Ananizapta”, które uważano za zaklęcie chroniące przed epilepsją. Wierzono również, że niebieski szafir ma właściwości lecznicze, pomagał łagodzić różne dolegliwości, w tym wrzody i bóle głowy.

Zdjęcie

3. Bonus: Magia i wierzenia z krain, gdzie żyją rusałki, wilkołaki i Baba Jaga

W świecie dawnych Słowian wiara w magię wywodziła się z pogaństwa i przetrwała aż do późnego średniowiecza. Wielu Słowian opierało się chrystianizacji aż do momentu, gdy została ona narzucona zarówno siłą, jak i z woli lokalnych władców. Znaczącą rolę odegrały też wyprawy wojenne prowadzone w XII wieku przeciwko ludom bałtyckim.

Słowianie czcili jednego najwyższego boga, ale wierzyli również w wielu pomniejszych bogów oraz duchy. Ich świat zamieszkiwały istoty magiczne związane z naturą: duchy wód (ukr. mavka, pol. rusałka), lasów (pol. leszy, ukr. lisovyk) oraz pól (ukr. polovyk). Szczególnym szacunkiem otaczano duchy domowe (pol. domownik, rus. domovyk) oraz duchy przodków, którym przypisywano zdolność przewidywania przyszłości i ochrony przed złem.

Czarownice, szamani i mądre kobiety odgrywali istotną rolę w słowiańskiej tradycji magicznej. Zajmowali się wróżbiarstwem, ochroną przed złymi duchami oraz zaklęciami leczniczymi. Kapłani i kapłanki nosili miano volkhvy, pochodzące od słowa volk (pol. wilk) oraz imienia jednego z rosyjskich bogów magii, muzyki i podwodnego świata.

W Rosji uważano, że volkhvy wywodzili się od czarowników zdolnych do przemiany w wilki lub niedźwiedzie. Na Bałkanach (szczególnie w Serbii, Macedonii i Bułgarii) wierzono natomiast, że niektóre czarownice pochodziły od smoków. Potomkowie volkhvy, nosiciele „czarodziejskiej krwi”, według legend mieli przetrwać do dziś, zwłaszcza na terenach współczesnej Ukrainy.

W mitologii słowiańskiej szczególne miejsce zajmuje postać Baby Jagi - dzikiej, budzącej grozę staruchy obdarzonej potężną magią. Bywała okrutna, ale potrafiła też okazać pomoc. W rosyjskich baśniach do dziś przedstawiana jest jako istota latająca w moździerzu, dzierżąca tłuczek, mieszkająca w chacie stojącej na kurzych nogach a w niektórych wersjach sama Baba Jaga ma kurze nogi.

Fotografia nr 4

Zamiast latać na miotle, Baba Jaga z rosyjskiego folkloru zasiada w moździerzu i używa tłuczka niczym wiosła w tym przypadku, by gonić dziewczynkę. Baba Jaga to postać niejednoznaczna, jednocześnie dobra wróżka i zła czarownica.

Zdjęcie

#historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #wierzenia #tradycja #kultura #religia #sredniowiecze #europa #occulto

6

W czasach przedchrześcijańskich mieszkańcy dzisiejszej Finlandii żyli w bliskiej więzi z naturą i duchowym światem. Ich wierzenia były głęboko zakorzenione w szamanizmie, kulcie zwierząt i przekonaniu o istnieniu wielu dusz. Zarówno codzienne życie, jak i rytuały związane ze śmiercią czy łowiectwem przeniknięte były magią i symbolicznymi praktykami.

1. Kim byli przodkowie współczesnych Finów i w co wierzyli?

Obszar dzisiejszej Finlandii był zamieszkany od ponad 11 000 lat przez ludy fińskie i saamskie, które przybyły tam w pogoni za stadami jeleni, gdy lodowce ostatniej epoki lodowcowej zaczęły się cofać. Obie społeczności prowadziły koczowniczy tryb życia jako myśliwi-zbieracze i głęboko wierzyły w hatija [1], duchy zwierząt. Wiadomo również, że już co najmniej 10 000 lat temu praktykowały szamanizm.

Fińscy tietäjät [2] oraz saamscy noaidi [3], szamani swoich pogańskich kultur, byli postaciami obdarzonymi niezwykłą mocą i magiczną wiedzą, cenionymi nawet poza własnymi ziemiami. Gdy Finowie pojawiają się w nordyckich sagach, jest to zawsze znak obecności sił nadprzyrodzonych. Finlandię postrzegano jako krainę czarodziejów, wiedźm, olbrzymów i trolli.

Około 5 000 lat temu kultury fińska i saamska zaczęły się rozdzielać. Finowie porzucili polowania na rzecz rolnictwa, jednak szamanizm przetrwał w obu tradycjach, nawet po chrystianizacji Skandynawii. Saamscy noaidi przetrwali aż do XIX wieku, kiedy to kościoły skonfiskowały ostatnie z ich świętych bębnów.

(pogrubionym akcent na pierwszą sylabę jak w j. fińskim)

[1] fonetyczne brzmienie z fin. hal-ti-ja

[2] fonetyczne brzmienie z fin. tie-tajaet

[3] fonetyczne brzmienie z fin. no-ajdi

Fotografia nr 1

Aby wyruszyć w podróż do zaświatów, rządzonych przez boginię Loviatar, szaman uderzał w bęben, by otworzyć lovi, czyli przejście, które w dawnym języku oznaczało zarówno „drzwi”, jak i „pochwę” prowadzące do tamtego świata.

Zdjęcie

2. Opowieść o wierzeniach – zagubione dusze i kosmiczne niedźwiedzie

Finowie wierzyli w Tuonelę, krainę zmarłych, znajdującą się pod ziemią lub gdzieś daleko na północy, dokąd trafiały dusze po śmierci. Uważano, że szaman potrafi wprowadzić się w trans i odbyć podróż do Tuoneli, by spotkać duchy i zaczerpnąć od nich mądrości. W taką duchową wędrówkę szamani wyruszali przy dźwiękach joiku [4], hipnotyzujących pieśni oraz rytmicznym uderzaniu w bębny. Musieli jednak przechytrzyć przewoźnika, by zgodził się przetransportować ich przez Rzekę Tuoneli i uważać, by nie utknąć tam na zawsze w ciele olbrzymiego szczupaka.

Pogańscy Finowie wierzyli, że człowiek posiada trzy dusze: heinki (siłę życiową), luonto (ducha opiekuńczego) oraz itse (osobowość) [5]. Zarówno luonto, jak i itse mogły oddzielić się od ciała, przez co mogły się zagubić lub utknąć w zaświatach. Wierzono, że prowadziło to do nieszczęść i chorób. Szamani wypowiadali zaklęcia i odprawiali rytuały, które miały na celu uzdrawianie ludzi lub odwracanie złego losu wzmacniając osłabione duchy lub odnajdując te zagubione.

Fotografia nr 2

Saamskie bębny, wykonane ze skóry renifera i ozdobione symbolami, uderzano pałeczką w kształcie litery T, wykonaną z reniferowej kości, zwaną coarve-vaever. Bęben ten odzwierciedlał trzy główne sfery istnienia: niebiosa (u góry), świat ludzi (pośrodku) oraz zaświaty (na dole).

Zdjęcie

Zarówno tietäjät, jak i noaidi odgrywali istotną rolę w zachowaniu ustnych tradycji kultur fińskiej i saamskiej, przekazując je poprzez opowieści. W 1835 roku Elias Lönnrot zebrał pieśni i poematy przekazywane przez tietäjät, tworząc Kalevalę - narodowy epos Finlandii, który stał się zapisem dawnych tradycji magicznych.

Pogańscy Finowie darzyli czcią zwierzęta, na które polowali zwłaszcza łosie i niedźwiedzie. Niedźwiedź był tak święty, że nie wolno było wypowiadać jego prawdziwego imienia. Współczesne fińskie słowo karhu, oznaczające „szorstkie futro”, to jeden z eufemizmów, jakimi się wówczas posługiwano. Wierzono, że niedźwiedź pochodzi z nieba i może odradzać się po śmierci. Za każdym razem, gdy zabijano i spożywano niedźwiedzia, Finowie organizowali rytuał Karhunpeijaiset [6], którego celem było zachęcenie duszy zwierzęcia do powrotu. Po uczcie zakopywano kości, a czaszkę składano pod świętą sosną.

[4] fonetyczne brzmienie z fin. joj-ku

[5] fonetyczne brzmienie z fin. kolejno: hejŋki, luon-to, it-se

[6] fonetyczne brzmienie z fin. kar-hun-pej-jaiset

Fotografia nr 3

Amulet wykonany ze świętego pazura niedźwiedzia miał przynosić szczęście i pomagać duszy właściciela odnaleźć drogę do domu.

Zdjęcie

#historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #finlandia #finowie #wiara #magia #tradycja #occulto

8

Stu na jednego! 11 czerwca 1694 roku 400 Polaków zatrzymało pod Hodowem 40-tysięczną armiękresy.pl

W czerwcu 1694 roku rozegrała się jedna z najbardziej heroicznych bitew w historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów – bitwa pod Hodowem.

Zdjęcie

Starcie to zyskało przydomek „polskich Termopil”, ze względu na niezwykłą odwagę i determinację garstki polskich żołnierzy, którzy stawili czoła miażdżąco liczniejszemu przeciwnikowi.

Na naszych łamach szczegółowo o bitwie pisał Radosław Sikora: „Ataki odpierano pieszo, ogniem broni palnej, a gdy kul zabrakło, ładowano lufy grotami tatarskich strzał. Co ciekawe, również i Tatarzy zeszli z koni do walki zasłony także sobie porobiwszy z desek, koszów słomianych”.

Do bitwy doszło w trakcie wojny polsko-tureckiej (1683–1699), będącej pokłosiem wielkiego zwycięstwa pod Wiedniem. Tego dnia około 400 polskich kawalerzystów – 100 husarzy i 300 pancernych pod dowództwem Mikołaja Tyszkowskiego i Konstantego Zahorowskiego – natknęło się na liczącą nawet 40 tysięcy ludzi armię tatarską, zmierzającą na ziemie Rzeczypospolitej w celu zdobycia jeńców.

Pierwsze potyczki miały miejsce na przedpolach Hodowa. Polacy ujęli dwóch tatarskich dowódców, ale wobec zbliżania się głównych sił przeciwnika musieli wycofać się do wsi Hodów. Tam, wykorzystując prowizoryczne barykady z beczek, stołów i płotów, okopali się i przygotowali do obrony.

Przez pięć do sześciu godzin Polacy odpierali szturmujące fale Tatarów, walcząc pieszo. Gdy zabrakło amunicji, używali grotów tatarskich strzał jako zastępczych kul. Mimo przeważających sił wroga, Polacy nie ulegli. Tatarzy, ponosząc poważne straty (szacowane nawet na 2000–4000 ludzi), zdecydowali się wysłać do Polaków Lipków –czyli polskich Tatarów, którzy w 1672 roku przeszli na stronę turecką. Ci „podjeżdżając pod naszych radzili aby się poddali, ale słysząc naszych rezolucję, że tam na śmierć zasiedli, donieśli Tatarom: «że my z tymi ludźmi co dzień ubijamy się pod Kamieńcem [Podolskim], że są [to] ludzie niezwalczeni, że wprzód wszyscy wyginiecie, nim wam ich dostać przyjdzie»”. Słysząc to, Tatarzy odstąpili od dalszych ataków i wycofali się.

Bitwa, choć okupiona ciężkimi stratami – zginęło kilkudziesięciu polskich żołnierzy, a niemal wszyscy pozostali byli ranni – zakończyła się moralnym i strategicznym zwycięstwem Rzeczypospolitej. Król Jan III Sobieski uhonorował obrońców datkami pieniężnymi i końmi. Już rok później, w 1695 roku, w miejscu bitwy wzniesiono pomnik upamiętniający bohaterstwo obrońców Hodowa.

http://kresy.pl/kresopedia/stu-na-jednego-11-czerwca-1694-roku-400-polakow-zatrzymalo-pod-hodowem-40-tysieczna-armie/

#Polska #historia

16

#Turcja i #Iran nigdy nie uznaly rozbiorow Polski. Na zdjeciu Zamek w Korniku z widocznym nawiazaniem stylowy. Ponoc znajduje sie tam sala poswiecona Turcji a na suficie mozna zobaczyc inskrypcje "Inshallah". Byl ktorys z Lurkow w tym Zamku?

#historia #zamek #Polska

17

Żandarm był na pokładzie, aby strzelać do każdego, kto odmawiał opuszczenia łodzi desantowej

Zauważacie pewien szczegół?

Zdjęcie

#historia #2ws #zyd

8

"Jaś i łodyga fasoli." - bajka która może mieć ponad 5 tysięcy lat. 🌱 ⛅ 🏰youtu.be

Co jeśli łodyga fasoli Jasia nie była tylko fantazją… ale wspomnieniem czegoś o wiele starszego? Badacze ustalili, że historia jest starsza niż sama Biblia. Co ciekawe wywodzi się pierwotnie od ludów słowiańskich (indo-europejskich). Przekazywana przez tysiąclecia - o gigantach, bogach i niebezpiecznej wspinaczce między światami.

Zdjęcie

----------------------------------------------------------

http://youtu.be/cpfYuXGnVNI?si=RQf1KFYTHrhytA5p

----------------------------------------------------------

#historia #nauka #ciekawoski #legendy #rozrywka

12

Książka „Jak wymyślono naród żydowski”

Opis sprawowania władzy przez Chazarów pióra kronikarza Al-Istachriego z 932 roku. Najciekawsze jest ostatnie zdanie.

Jeśli chodzi o ich system władzy, władca nazywa się Kagan Chazari i stał ponad królem Chazarów, choć to król go koronuje. Gdy chcą intronizować tego Kagana, zaciągają mu jedwabny sznurek wokół szyi i zaciskają, aż zacznie się dusić. I wtedy pytają go <Ile czasu zamierzasz rządzić?>

Jeśli nie umrze przed podanym rokiem, zostaje zabity. Nikt z jego sług nie ma prawa spojrzeć na kagana, prócz tych którzy należą do szlachetnych rodów. Kagan nie ma żadnej rzeczywistej władzy, choć wielbi się go i podziwia, gdy się wchodzi do jego domu. Jedynie garstka ludzi ma do niego dostęp, król na przykład i ludzie z jego rozkazu. Jedynie Żydzi mogą otrzymać godność Kagana


#chazaria #zydzi #historia

11

Pisma brukowe wydawane przez żydów w języku polskim podają często śliskie, lubieżne powieści. Pismo „Aktualne Nowości, którego wydawcą jest żyd, analfabeta, Królicki, podaje piosenki i kuplety kabaretowe o bardzo niskim poziomie i o charakterze pornograficznym. Piśmidła tego rodzaju są tym więcej niebezpieczne, że są bardzo tanie i sprzedawane w dzielnicach robotniczych. Jak podała „Narodowa Agencja Informacyjna z 25 stycznia 1938 r.: „przy ul. Tłomackiej 7 mieści się Księgarnia Komisowa, która wydaje różnego rodzaju broszury pornograficzne.

Księgarnia ta mieści się w domusynagogi, a więc tam, gdzie mieszkają wszyscy funkcjonariusze synagogi i rabin, jeden z najwięcej znanych w Warszawie. Kolportaż tych wydawnictw odbywa się nawet w soboty.

http://polona.pl/item-view/8a0c7c2e-655d-4db5-85b0-869103b7c10e?page=4

#polska #historia #zydzi

12

Józef Cyrankiewicz, czyli kapo z Auschwitznczas.info

23 kwietnia 1911 r. w Tarnowie urodził się Józef Cyrankiewicz, działacz PPS, więzień KL Auschwitz. Po wojnie członek PZPR, najdłużej urzędujący premier PRL, sprawujący swoją funkcję 21 lat. Współodpowiedzialny za stalinowski terror i krwawe represje wobec protestujących robotników w 1956 i w 1970 r. Ale Cyrankiewicz jest także kluczem do tragedii Witolda Pileckiego, zamordowanego w więzieniu na Rakowieckiej 25 maja 1948 r.

Zdjęcie

„Lista oprawców” to bardzo dziwaczne dzieło. (…) Obok Jacka Różańskiego i Anatola Fejgina, śledczych z UB, którzy sami torturowali więźniów, znaleźli się tam m.in. Józef Cyrankiewicz, wieloletni premier PRL za Gomułki, oraz gen. Wojciech Jaruzelski. Nie wiadomo właściwie dlaczego – a Płużański nigdy nie wyjaśnia, co trzeba było zrobić, by trafić na jego listę. (…) Już w ogóle nie wiadomo, o co oskarżyć Cyrankiewicza poza tym, że był komunistycznym premierem. Nikogo jednak nie skazał ani nie torturował” – nie mógł się nadziwić dziennikarz „Gazety Wyborczej” Adam Leszczyński w recenzji mojej książki „Lista oprawców” (już sam tytuł mówił wszystko: „Emocjonalne rozliczenie »komunistycznych oprawców«”).

Spieszę donieść, że Józef Cyrankiewicz, wieloletni premier PRL za Gomułki, był komunistycznym oprawcą, oprawcą rotmistrza Witolda Pileckiego. I aby zostać oprawcą, wcale nie trzeba skazywać ani torturować. Wystarczy być decydentem i… konfidentem.

Kwaśniewski „zapomniał” o rotmistrzu

Przez cały PRL obowiązywała wersja, że to właśnie Cyrankiewicz był organizatorem konspiracji w KL Auschwitz. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku w obozowym muzeum widniało jego zdjęcie, a o Pileckim – prawdziwym twórcy podziemia obozowego Związku Organizacji Wojskowej – nie było ani słowa. Jeszcze w styczniu 2005 r., podczas obchodów 60. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz, prezydent Aleksander Kwaśniewski, mówiąc o więźniach-bohaterach, wymienił Cyrankiewicza, „zapominając” o rotmistrzu. Pilecki został oczyszczony z zarzutów dopiero w 1990 r., rok po śmierci Cyrankiewicza.

Będą mówić tylko prawdę…

Po zakończeniu wojny z Niemcami Pilecki przedostał się do 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych we Włoszech. Do kraju wrócił na jesieni 1945 r.

– Dla ojca walka się nie skończyła – mówi Zofia Optułowicz, córka rotmistrza. – Składał przecież żołnierską przysięgę na wierność Rzeczypospolitej i jej legalnym władzom. Nowej, ludowej rzeczywistości nie zaakceptował. Marzył o wolnej Polsce.

Pilecki zorganizował konspiracyjną komórkę wywiadu, która przesyłała na Zachód dane o terrorze w Polsce, nastawieniu społeczeństwa do nowych władz. Miał rozładowywać zbrojne podziemie. W skrytce gromadził archiwalia z czasów okupacji. Najważniejsze były te z pobytu w KL Auschwitz…

W czerwcu 1946 r. Pilecki dostał informację o grożącym mu niebezpieczeństwie. Odrzucił jednak propozycję wyjazdu wraz z żoną i dziećmi do Londynu. Zamiast tego wysłał list do premiera Cyrankiewicza, w którym zarzucił mu, że kłamliwie przedstawia swoje zasługi dla obozowej konspiracji. W KL Auschwitz więźniowie przyrzekli sobie, że jeśli przeżyją, będą mówić tylko prawdę…

Cyrankiewicz: „Kto to jest?”

W maju 1947 r. Pilecki został aresztowany przez UB. Eleonora Ostrowska, kuzynka i łączniczka rotmistrza wspominała: – Któregoś dnia przyszło do mnie dwóch panów. Prosili, abym wydała im pamiętnik i wszystkie rzeczy Witolda. Zgodziłam się, bo pokazali upoważnienie z oryginalnym podpisem Pileckiego. Nie wiedziałam wówczas, że jest już na UB. Potem zrozumiałam, że w pamiętniku mogły być materiały podważające rolę Cyrankiewicza w obozie.

W marcu 1948 r. Pilecki, wraz ze współpracownikami, stanął przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Proces był pokazowy, starannie nagłośniony przez reżimową prasę jako sprawa szpiegów Andersa. 15 marca 1948 Witold Pilecki, Maria Szelągowska i Tadeusz Płużański (mój Ojciec) zostali skazani na karę śmierci. Pileckiego „prezydent” Bierut nie ułaskawił. Dobrowolne pójście do KL Auschwitz okazało się… argumentem przeciw rotmistrzowi – komuniści przedstawiali go jako zdrajcę i konfidenta gestapo.

Eleonora Ostrowska zapamiętała, jak podczas rozprawy odczytano list od Cyrankiewicza: „Gdyby oskarżony zechciał powoływać się na mnie, na naszą znajomość z Oświęcimia, nie może to w żadnym wypadku zmniejszyć jego winy i spowodować złagodzenia wyroku. Oskarżony Witold Pilecki jest wrogiem Polski Ludowej, jest bardzo szkodliwą jednostką, dlatego powinien ponieść najwyższy wymiar kary”.

Ostrowska opowiadała dalej: – Gdy Witold usłyszał te słowa, jego palce zacisnęły się bardzo mocno. Dopiero po chwili uścisk zelżał…

List od Cyrankiewicza jest elementem sporu – nie ma go w 20 tomach akt procesowo-śledczych, jego odczytania na sali sądowej nie potwierdzili żyjący w latach 90. ub. wieku współoskarżeni – ani mój Ojciec, ani Makary Sieradzki.

Niezależnie od listu możemy śmiało powiedzieć, że Cyrankiewicz był wystarczająco wpływowy, aby uratować rotmistrza przed śmiercią. Z jakiegoś powodu tego nie uczynił. W latach 80. Zofia Optułowicz poszła do niego, aby pomógł odnaleźć grób ojca. Powiedziała, że jest córką Witolda Pileckiego. Wówczas Cyrankiewicz zapytał: „Kto to jest?”

Rozmowy z gestapo

Według relacji dr Rafała Brzeskiego Pilecki po powrocie do kraju w 1945 r. zwierzył się działaczowi przedwojennej PPS Timofiejowi Jarudze, że w Auschwitz działał konfident o pseudonimie „Tor”. Do obozu trafił z Krakowa, przewieziony następnie do Mauthausen, po wojnie stanął na czele podporządkowanej komunistom Polskiej Partii Socjalistycznej.

Inny więzień Auschwitz, PPS-owiec Stanisław Dubois opowiadał, że „Tor” był widziany podczas rozmowy z szefem Politische Abteilung – oddziału politycznego obozowego gestapo Grabnerem bez wiedzy dowództwa konspiracyjnej organizacji. W wyniku denuncjacji tylko w jednej egzekucji zginęło kilkudziesięciu więźniów, w tym członkowie kierownictwa ZOW, z wyjątkiem trzech osób, których „Tor” nie znał.

Unicestwić świadka

Historia ma jednak z „Torem” problem. W opracowaniach o Związku Organizacji Wojskowej i w relacjach świadków nie pojawia się człowiek o takim pseudonimie. W kierownictwie ZOW była natomiast osoba, której charakterystyka odpowiada opisywanemu konfidentowi. Nosiła pseudonim „Rot”, a był to… Józef Cyrankiewicz.

Cyrankiewicz, członek przedwojennej PPS, trafił do Auschwitz dwa lata po osadzeniu tam Pileckiego, otrzymując milionowy numer. Miał przeżyć tylko dlatego, że dostał funkcję nocnego pisarza w szpitalu obozowym. Zdaniem Adama Cyry, historyka z Muzeum Auschwitz, Cyrankiewicz nigdy nie poznał osobiście Witolda Pileckiego. Wiele o nim słyszał, kojarzył go jednak z więźniem o nazwisku Tomasz Serafiński (pod którym rotmistrz funkcjonował w obozie). Członkiem kierownictwa stworzonej przez Pileckiego konspiracji Cyrankiewicz został dopiero na krótko przed wyzwoleniem Auschwitz.

Z cytowanej już relacji PPS-owca Timofieja Jarugi wynika, że przed aresztowaniem w 1947 r. Pilecki nie zdążył znaleźć drugiego świadka, aby zdemaskować „Tora”: „Pośpiech wykonania wyroku kary śmierci, jest tylko potwierdzeniem, że zdrajca-oberkonfident obozowego gestapo zrobił wszystko, aby unicestwić groźnego dla siebie świadka”.

Historyk prof. Józef Garliński, sam w czasie wojny więzień Auschwitz, napisał: „Temat ruchu oporu w Oświęcimiu został załgany do wszystkich możliwych granic i wykorzystano go do wsparcia kariery politycznej Józefa Cyrankiewicza i innych podobnych oportunistów. (…) Znajomość prawdy o Oświęcimiu Witold Pilecki przypłacił życiem”.

„Element destrukcyjny!”

Edward Padkowski do Auschwitz trafił 25 maja 1941 r., razem ze swoim kolegą – innym studentem z Politechniki Lwowskiej Wincentym Ciesielczukiem. Padkowski pisze, że jego kuzyn Wacław Maliszewski, też osadzony w obozie, poprosił Cyrankiewicza o nawiązanie łączności z partyzantką i uwiarygodnienie.

„Przy następnym spotkaniu Cyrankiewicz zapytał: »Pan był przed wojną w Lublinie prezesem Zarządu Wojewódzkiego Stronnictwa Narodowego?« Tak – odpowiedział Maliszewski – nie widział powodu, aby kryć się z tym przed Polakiem ze ścisłej czołówki obozowej konspiracji. (…) »Takich ludzi na wolności nie potrzeba« – brzmiała odpowiedź Cyrankiewicza”.

Przygotowując ucieczkę Padkowski i Ciesielczuk nie zwrócili się już do Cyrankiewicza. Do bazy partyzantki AK, która mieściła się na strychu stodoły w gospodarstwie państwa Marii i Jana Jedlińskich, dotarli dzięki pomocy łączniczki AK. Spędzili tam cały tydzień, czekając na dowódcę obwodu AK por. Jana Wawrzynka „Danutę”:

„W krótkiej rozmowie wyjaśnił, dlaczego tak długo kazał nam czekać. Wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę – otrzymany z obozu służbowy meldunek »ROTA«”: „Od »ROT« do »DANUTA«. Dnia 11 sierpnia 1944 ucieczka dwóch studentów Politechniki Lwowskiej: Wincenty Ciesielczuk, nr obozowy 16369, Edward Padkowski, nr obozowy 16366. Element destrukcyjny! (–) »ROT«”.

Józef Cyrankiewicz miał zostać przeniesiony z Auschwitz do obozu w Mauthausen za zasługi w kapowaniu członków obozowej konspiracji. W świetle dokumentów „Rot” opuścił obóz w nocy z 18 na 19 stycznia 1945 r., w kolumnie więźniów, którą popędzono aż do Wodzisławia Śląskiego. Stamtąd transportem kolejowym trafił do Mauthausen.

Były więzień KL Auschwitz Stanisław Kłodziński pisze, że Józef Cyrankiewicz „(…) przez cały czas od przybycia do Oświęcimia i aż do marszu ewakuacyjnego stamtąd (…) wyróżniał się twardą i aktywną postawą więźnia konsekwentnie walczącego o przetrwanie własne i społeczności współwięźniów. W czasie udręczającego marszu śmierci z Oświęcimia wykazał odporność, a nawet potrafił innych podtrzymywać nie tylko psychicznie, lecz także fizycznie. Dzięki temu kilkunastu współwięźniom – wycieńczonym, wygłodzonym, przemarzniętym, pokonującym zawieje śnieżne – uratował wtedy życie”.

Odrażający układ

Stanisław Adamczyk opisuje swój pobyt w izbie chorych więzienia we Wronkach, gdzie trafił po wojnie z wyrokiem dożywocia.

Lekarz z Polikliniki UB w Poznaniu o nazwisku Wiktorowicz miał powiedzieć do jednego z więźniów: „»Tak, Kachel, z wami nie jest dobrze, bo ani umrzeć, ani się wyleczyć«. Wtedy Kachel rozpłakał się i podniesionym tonem oświadczył: »(…) tu, w tym więzieniu, razem ze mną powinien się znaleźć pan premier Józef Cyrankiewicz. Jest prawdą, że pełniłem w Oświęcimiu funkcję kapo, ale Cyrankiewicz uprawiał to samo, lecz w nieco innej formie, bo bardziej zawoalowanej«”.

Więzień Kachel stwierdził następnie, że Cyrankiewicz często wręczał mu listy więźniów, którzy mieli zginąć w komorach gazowych, oszczędzał przy tym Rosjan kosztem Polaków. Organizował również zabawy dla SS-manów z udziałem wyselekcjonowanych i dorodnych kobiet.

Potwierdza to były funkcjonariusz Informacji Wojskowej i KGB Maurice Shainberg. Cyrankiewicz jako tajny agent gestapo w Auschwitz był „odpowiedzialny za dostarczanie kobiet żydowskich jako prostytutek dla Niemców. Traktował je brutalnie, skazując na gaz i piece te, które odmawiały służenia nazistom”.

Przebywając po wojnie na terenie Niemiec, Shainberg miał schwytać Cyrankiewicza i przekazać go szefowi drugiej sekcji kontrwywiadu majorowi Bochookowi. „Major zawarł z nim układ, który polegał na spreparowaniu fałszywych dokumentów z okresu wojny, ukrywając jego zaangażowanie i współpracę z gestapo. W sfałszowanych dokumentach stwierdzono, że Cyrankiewicz, udając kolaborację z nazistami, miał pracować dla wojskowego kontrwywiadu sowieckiego. Wszystkie dowody dotyczące tego gryzonia, jakie zebraliśmy, przesłane zostały do archiwów w Moskwie, w celu ukrycia ich, a jego mianowano pierwszym sekretarzem Polskiej Partii Socjalistycznej. Był to odrażający układ polityczny, gdzie w zamian za uniknięcie więzienia Cyrankiewicz miał pełnić rolę kukły polskich komunistów dla Sowietów”.

Z kolei Henryk Pająk przytacza wspomnienie więźnia ze Strzelec Opolskich i Wronek, który po wojnie odsiadywał wyrok razem z Czesławem Karaszewiczem – innym kapo z Auschwitz:

„W jego relacji Cyrankiewicz był tam kapo do specjalnych zadań, których on sam, czyli kapo Karaszewicz nigdy do końca nie poznał. Podczas jednego z widzeń Karaszewicz miał nakłonić swoją żonę, aby poprosiła Cyrankiewicza (ówczesnego premiera PRL) o pomoc, gdyż w przeciwnym przypadku »on wyjawi sporo z jego oświęcimskiej kariery«. (…) Cyrankiewicz okazał się twardy i pewny siebie, bo w niczym nie pomógł swemu kumplowi”.

Nie zrobił również nic w sprawie Pileckiego. Edward Padkowski: „Jako premier mógł na pewno poprzeć prośbę żony skazanego o ułaskawienie przez Bieruta… gdyby tylko chciał”.

Z prośbą o pomoc dla skazanego na śmierć rotmistrza listy do Cyrankiewicza pisali również byli więźniowie KL Auschwitz. Premier nie pomógł. Andrzej Pilecki, syn rotmistrza, pamięta również próby interwencji u Bolesława Bieruta. Interweniowali np. państwo Newerly, uratowani przez rotmistrza w czasie wojny z getta. Bezskutecznie.

Mama Zajączka

A to nieznana szerzej relacja Olgierda Czapińskiego: „W czasie okupacji niemieckiej rotmistrz Pilecki był w AK przełożonym mojej mamy Ireny Czapińskiej. W sklepiku przy ul. Słowackiego na Żoliborzu w Warszawie mama prowadziła skrzynkę kontaktową. Gdy Pilecki wrócił po wojnie do Polski, mama radziła mu, aby wyjechał zagranicę, bo sądziła, a może wiedziała już z doświadczenia, że ludzi z kręgu AK, szczególnie szczebla kierowniczego, czekają prześladowania. Rotmistrz Pilecki uważał jednak, że dowódcy AK powinni pozostać w kraju, aby młodzi żołnierze »wyszli z podziemia« i zaczęli normalnie żyć i pracować.

W rozmowie z mamą rotmistrz Pilecki powiedział, że napisał (lub że ma zamiar napisać) do Cyrankiewicza, że w przypadku, gdy wyda swoje pamiętniki, Pilecki ujawni swoje materiały zebrane w Oświęcimiu. Wkrótce po tej rozmowie został aresztowany. Dokumenty dotyczące działalności okupacyjnej, w tym oświęcimskiej, rotmistrz Pilecki zdążył przed aresztowaniem przekazać mamie do schowania.

Z więzienia do mamy doszedł gryps: »Niech Mama Zajączka zniszczy dokumenty«. Mama zgodnie z poleceniem dokumenty zniszczyła. Przypuszczalnie UB przechwyciło gryps. Przychodzili do nas do domu »mili panowie« i pytali, jak na mnie wołają. UB szukało Mamy Zajączka.

Na mnie po urodzeniu (43 r.) wołano Zajączek z nieznanego mi powodu, a późnej wołano na mnie Bobuś. To zapewne uratowało mnie od sieroctwa (mojego ojca Niemcy zamordowali po upadku Powstania Warszawskiego), jak również to, że rotmistrz Witold Pilecki w śledztwie nie wskazał Mamy Zajączka. Bo gdyby wskazał, to mama siedziałaby na ławie oskarżonych w procesie Pileckiego zapewne z wyrokiem śmierci i nie sądzę, że w tym przypadku prezydent Bierut skorzystałby z prawa łaski”.

„Będzie musiał umrzeć”

I na koniec zeznanie Ruty Czaplińskiej, żołnierza AK i NZW, która po aresztowaniu i półtorarocznym ciężkim śledztwie została skazana w 1947 r. na 10 lat więzienia. W III RP prokuratorowi IPN powiedziała, że na Mokotowie porozumiewała się z Pileckim alfabetem Morse’a. Kiedyś dała mu znać, że idzie strażnik, ale Pilecki nie przerwał stukania. Trafił za to do karceru. Zbigniewowi Nowosadowi, członkowi Stronnictwa Narodowego (1 października 1947 r. skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 15 lat więzienia), Pilecki wystukał, że organizacja wpadła wskutek zdrady jakiejś łączniczki. Jego archiwum oświęcimskie przejął Cyrankiewicz i dlatego on, Pilecki „będzie musiał umrzeć”.

Przed ucieczką z Auschwitz Pilecki miał spotkać się z „Torem” i dać do zrozumienia, że został rozszyfrowany. Przyjacielowi po wojnie przyznał, że rozmowa ta była wielkim błędem.

http://nczas.info/2025/05/11/jozef-cyrankiewicz-czyli-kapo-z-auschwitz/

#Polska #kapusie #donosiciele #iiwojnaswiatowa #pilecki #obozykoncentracyjne #historia

10

#wydarzylosie 8.05.1953

biskupi polscy skierowali do rządu PRL list, który przeszedł do historii pod nazwą Non possumus

#wydarzenia #informacje #ciekawostki #zainteresowania #historia #kalendarium #polska

12

#wydarzylosie 8.05.1945

bowództwo niemieckie podpisało w Berlinie bezwarunkową kapitulację wobec aliantów zachodnich i ZSRR

#wydarzenia #informacje #ciekawostki #zainteresowania #historia #kalendarium

7