Dwa ostatnie tygodnie spędziłem w delegacji. Ktoś powie, że piękna sprawa lecieć za ocean za czyjeś pieniądze, ale dwa tygodnie w hotelach, lotniskach, biurach to absolutnie nic przyjemnego, zwłaszcza jak się to robi w miarę regularnie.
Ale za to wymyśliłem jak można ocalić nasza demokrację. Otóż trzeba robić komisję wyborczą na piętrze jakiegoś budynku z windą. I to wystarczy żeby odsiać 99% debili, czyli na oko 70% wyborców.
Pierwszy filtr to już samo przywoływanie windy. Dwa guziki oznaczone strzałkami. Wybór zgodnego z kierunkiem w którym się chcę jechać - zaliczenie testu. Wybranie przeciwnego - drugi etap. Wciśniecie obu - odpada.
Drugi etap, jeśli ktoś nie zaliczył pierwszego - wsiadanie do windy jadącej w pożądanym kierunku. Te światełka czy strzałki nad wejściem nie zapalają się przecież losowo. Jeśli więc wsiadasz do windy jadącej w przeciwnym kierunku - odpadasz. Pytasz w która stronę jedzie i i tak wsiadasz nawet jak w inna niż trzeba - wsiadasz i ban na rok. Pytasz, wsiadasz nawet jak jedziesz w przeciwną i narzekasz, że chciałeś w inną stronę - wypad i ban na 5 lat.
Prosty, banalny i 100% skuteczny test. Testowane w Warszawie, we Frankfurcie, w Atlancie, w Los Angeles. W hotelach, biurach i lotniskach więc duża grupa testowa, i przy okazji pełne dajwersity, bo przecież to miejsca gdzie spotyka się ludzi z całego świata. Więc wiadomo, że z automatu wypracowane zostało najlepsze rozwiązanie.
Alternatywnie, jeśli gdzieś naprawdę nie ma windy - praca w grupach, wypracowanie na temat - czy jeśli minąłem 30 tablic z napisem we wszystkich językach że nie wolno brać płynów do samolotu, jeśli stojąc w kolejce oglądam jak zabierają te płyny innym debilom, jeśli zabrali mi te płyny podczas poprzednich kontroli bezpieczeństwa - to czy może tym razem jednak mogę zabrać ze sobą dwulitrową butelkę wody?
#podrozujzlurkiem