#smiecizglowy epizod 45
Praca na akord.
Powiem wam, że od niedawna mam styczność z tym rodzajem pracy. Wiele lat byłem od tego odcięty, a prace jakie wykonywałem polegały bardziej na robieniu wolniej, a dokładniej. Chociaż moje tempo pracy pozostawiało wiele do życzenia to jednak wolałem się skupiać na dokładności.
Pracując jako monter mebli na wymiar bardzo dużo czasu traciło się przez pośpiech. Zapominało się rzeczy na montaż, źle ustawiło się maszynę etc. Dziwne jest dla mnie, że mój szef tego nie załapał mimo że zawsze źle na tym wychodziliśmy i potem przez te błędy, traciliśmy olbrzymią ilość czasu.
Jedź na montaż 100km dalej i zauważ że nie masz wkrętów, bo zostały na warsztacie, kiedy szef cię poganiał szybciej, szybciej. W takiej sytuacji szukaj czegoś na miejscu, albo wracaj po nie, bo przecież jak masz zamontować cokolwiek jak ich nie masz?
Były szef do dziś tego nie załapał i na pewno przez to ma dalej problemy. Szybko, na odwal się, byle klient zapłacił, a potem iść na kolejny montaż i nie odbierać telefonów.
Czasami taki klient wpadał na warsztat i ich opierdalał. Czasami zadzwonił na inny numer i szef odebrał. Często było tak, że coś mu wypadało i wysyłał mnie na montaż na prostą robotę. Rzadko jeździłem sam, ale zazwyczaj wtedy się okazywało, że klient zaczyna do mnie mieć jakieś pretensje, bo z szefem się ugadywał już od dwóch miesięcy. Oczywiście wtedy wystarczyło krótkie stwierdzenie, że nic mi o tym nie wiadomo, szef mnie nie informował i nie biorę za jego decyzje odpowiedzialności. Wystarczyło by ostudzić najbardziej wkurwionych klientów.
Szef z szefową mają mnie teraz zablokowanego i zrobili ze mną to samo co z klientami. Olali temat, a listami z sądu podpalają sobie w piecu.
Kiedyś wam opowiem moje przeboje w tej śmiesznej firmie.
W każdym razie zmieniłem pracę. Coś niezwiązane w ogóle ze stolarką. Produkcja. Nie chcę dokładnie opisywać na czym polega moja praca. Po prostu odpowiadam za obróbkę plastyczną materiału, gdzie muszę trzymać się dokumentacji, rysunku technicznego. Wiąże się to z używaniem określonych narzędzi, tolerancja wynosi 1mm a możliwości jest kilka tysięcy. Robi się często nowe rzeczy i mimo wszystko nie jest to tak powtarzalna praca. Bo odczytanie rysunku, zrobienie programu i obróbka jest wymagająca i nie każdy do tego się nada.
Nasza praca jest też uzależniona od innych, a inni od nas. Produkcja chodzi cały czas i każdy ma do przerobienia przez ten czas określoną liczbę minut.
Każdy materiał ma określoną liczbę sekund, w zależności od stopnia skomplikowania (teoretycznie). I jest to dla mnie strasznie irytujące doświadczenie.
Czasy są nieintuicyjne i nie wiem kto je robił. Są roboty, które zrobisz w 4 godziny i masz fajrant, a są takie gdzie narobisz się dwa razy więcej, zrobisz dwa razy więcej, a w 8 godzin to możesz tylko połowę wykręcić. Prowadzi to do absurdów i pewnych patologicznych zachowań, których nie doświadczyłem wcześniej.
Zaklepywanie materiału, chowanie go po hali, nawet jeśli ma mniejsze wymiary to do szafek i przychodzenie do pracy godzinę, albo nawet dwie, żeby zaklepać, pochować i podstawić sobie robotę na stanowisko pracy. I cyk fajrant po kilku godzinach i pora na cs-a.
Najstarsi pracownicy nie dają sobie rady i potrafi nad nimi wisieć widmo przeniesienia na inne, zazwyczaj gorsze stanowisko. Pomagają im inni pracownicy i bardziej jesteś uzależniony od grupy niż od własnych umiejętności. Załóżmy, jeśli jesteś wybitny i świetnie ci idzie, ale nigdy nie będziesz miał materiału do zrobienia to nic nie wskórasz, a kierownictwo ma tę sprawę gdzieś. Liczą się tylko zielone tabelki w excelu i wzywanie na dywanik ludzi, którzy mają za mało normy.
Jako nowy pracownik jestem podirytowany całą tą sytuacją i formą tej pracy. Nowi pracownicy dostają najgorsze prace, jednak na początku nikt ich nie sprawdza, a mają się wdrażać. Tylko, że lata temu taką osobę wdrażało się nawet i rok, a teraz sprawdza się ją już po miesiącu i jest zdana na siebie. Znalezienie lepszych robót jest niemożliwe, a chociażby wypruć sobie żyły nie jest się w stanie przerobić określonego czasu. Możliwości i materiału są tysiące kombinacji, a nowy pracownik jest ograniczony to najprostszych i najgorszych robót, których nikt po prostu nie chciał brać i dał to nowemu.
Moje początki były ciężkie. Osoba, która mnie wdrożyła w ciągu miesiąca poszła na urlop, a ja zostałem sam zdany na siebie i mogłem robić tylko to co mi pokazał przez ten czas.
Oczywiście nie robiłem nawet połowy tego co jest wymagane i miałem rozmowy na ten temat. Że za często wychodzę na fajka na przykład, chodzę do łazienki, albo co innego. Moje tłumaczenia nie miały sensu, bo liczy się tylko jedno: Zielony słupek w excelu. Nikt nie brał i każdy miał w dupie okoliczności i mój mały staż pracy. Pracownicy nawet mówili, że wdrażać to można się tutaj latami i z tego co widać to mają rację, bo trzeba kombinować, mieć kontakty i dużo cwaniactwa, żeby zabierać, zaklepywać i chować to co się opłaca robić…
Jest to dla mnie tak dziwne i nienormalne, że tylko myślę o odejściu. Robić szybko, dokładnie, wyrabiać normy, przychodzić wcześniej do pracy, chować, cwaniakować.
Ludzie tam potrafią mi ze stołu zabrać robotę, jak na chwilę odejdę. KURWA! Bo to ich i zaklepali, a ja potrafię chodzić godzinę po hali, bo wszystko schowane, albo jeszcze nie ma nowego.
I potem się tłumacz, że nie masz minut.
To jest normalne czy tak wygląda praca na akord?
#praca #pracbaza