III RP ściąga imigrantów, ale to repatrianci dostaną zakaz „z przyczyn bezpieczeństwa”nczas.info

III RP planuje rezygnację z programu repatriacji Polaków ze Wschodu. „Financial Times” podał, że chodzi o „względy bezpieczeństwa”. Wiceszef MSWiA Maciej Duszczyk przekonuje, że „nie możemy dopuścić do sytuacji, gdy mamy rosyjskiego obywatela, który ma polską babcię, ale nie wiemy, czy nie jest częścią rosyjskiego KGB”. Jednocześnie państwo na ziemiach polskich nie ma problemu z przyjmowaniem jak leci imigrantów z obcych cywilizacyjnie państw.

Wiceszef MSWiA Maciej Duszczyk rozmawiał w tym tygodniu z brytyjskim „Financial Times”. Przy temacie repatriantów powiedział, że trwa obecnie przegląd programu repatriacyjnego pod kątem zagrożeń.

Jego zdaniem rząd warszawski spełnił „moralne zobowiązania” wobec potomków zesłańców. Program zaś może zostać zamknięty w ciągu dwóch lat.

– Nie możemy dopuścić do sytuacji, gdy, na przykład, mamy rosyjskiego obywatela, który ma polską babcię, ale nie wiemy, czy nie jest częścią rosyjskiego KGB. Musimy wiedzieć, czy to naprawdę są osoby zainteresowane repatriacją – przekonywał szef MSWiA.

Nawet brytyjski dziennik zwraca uwagę, że wielu potomków zesłańców musiało przybyć do Polski na własną rękę. Od 2020 roku o repatriację zwróciło się 17 tys. osób. Obecnie 7,5 tys. wniosków czeka na rozpatrzenie.

NIK w listopadzie poinformowała, że mimo wielkich deklaracji w preambule ustawy o repatriacji, system jest niewydolny. Według obecnej efektywności, kolejka Polaków chcących wrócić do ojczyzny poprzez system repatriacji będzie rozłożona na 22 lata.

Jednocześnie należy podkreślić, że choć wiceszef MSWiA mówi o „zagrożeniu” agenturą wśród repatriantów, to rząd nie ma problemu, by masowo legalizować pobyt zupełnie nieznanych ludzi niemających nic wspólnego nawet cywilizacyjnie z Polską. Chodzi o imigrantów z Afryki, Bliskiego Wschodu czy z Azji centralnej.

http://nczas.info/2025/01/12/iii-rp-sciaga-imigrantow-ale-to-repatrianci-dostana-zakaz-z-przyczyn-bezpieczenstwa/

#repatriacja #nachodzcy #usmiechnietapolska #koalicja13grudnia #kurwy

7

#zbrodniewojenne #koalicja13grudnia

Hołownia mówi o wojnie polsko-polskiej, za uchwałę rządu łamiącą wszelkie prawo ponoć odpowiada Duda - no głupota sięga zenitu. Ktoś da się na to nabrać??

8

Polska pożycza na wysoki procent. Oto co się dzieje na rynku

#usmiechnietapolska #koalicja13grudnia #inflacja #gospodarka

Roczny koszt obługi zadłużenia dobija do 100 mld zł... pożyczajmy dalej na anbitne programy jak dopłaty do y używanych aut elektrycznych z niemiec.

9

Mentalność Kalego ws. Orlenu. Gasiuk-Pihowicz przed i po zmianie władzy [FOTO]nczas.info

Kamila Gasiuk-Pihowicz jeszcze niedawno potępiała promowanie Orlenu, bo stał się „wytwórcą paliwa politycznego” dla rządzącej partii. Gdy rządząca partia się zmieniła, unioposeł sama lansuje się wizytą na Orlenie i do tego przymusowym wspieraniem WOŚP przez stację, jeśli ktoś zakupi na niej kawę.

Jeszcze w 2021 roku Kamila Gasiuk-Pihowicz nie szczędziła krytyki Adrianowi Zandbergowi, gdy ten wrzucił zdjęcie z Orlenu.

Zdjęcie

„Serio??? Chwalić się dziś zdjęciami na Orlenie? Przecież oni z PRODUCENTA PALIW stają się wytwórcą PALIWA POLITYCZNEGO dla PiS… Przecież to z kasy Orlenu jest opłacane przejmowanie prasy lokalnej!” – napisała na X 7 maja 2021 roku Kamila Gasiuk-Pihowicz, komentując zdjęcie, na którym m.in. Adrian Zandberg w covidowym namordniku chwali się wizytą na Orlenie.

„Nie szkoda Wam niezależnych dziennikarzy?” – dopytywała.

Jak się okazuje, po zmianie władzy najwyraźniej już nie jest jej szkoda „niezależnych dziennikarzy”. Bo sama wrzuciła fotkę w tym samym stylu.

„Pyszna kawa z Orlenu i szczytny cel! Wspieramy #WOŚP” – napisała 7 stycznia tego roku, publikując zdjęcie z Orlenu, na którym ona i cala grupa trzyma kawy z Orlenu.

http://nczas.info/2025/01/09/mentalnosc-kalego-ws-orlenu-gasiuk-pihowicz-przed-i-po-zmianie-wladzy-foto/

#usmiechnietapolska #koalicja13grudnia #orlen

7

Z maila

Przymusowa "edukacja seksualna", którą rząd Tuska planuje objąć wszystkie dzieci w szkołach, ma być oparta na wynikach "badań naukowych". Jakie to "badania"?

Zbigniew Izdebski, koordynator podstawy programowej do nowego przedmiotu, jest od lat powiązany z Instytutem Kinseya. Założyciel tego Instytutu Alfred Kinsey współpracował z hitlerowskim zbrodniarzem Friedrichem von Balluseckiem, komendantem okupowanych przez Niemców w trakcie II wojny światowej miast Tomaszów Mazowiecki i Jędrzejów. Balluseck odpowiada za liczne zbrodnie na Polakach, w szczególności za seryjne gwałty na polskich dzieciach, opisane ze szczegółami w dziennikach przekazanych następnie do "badań" Kinseyowi. Balluseck wybierał sobie schwytane polskie dzieci do gwałtów dając im wcześniej "wybór" - seks albo komora gazowa. Wspomnienia zbrodniarzy takich jak Balluseck Alfred Kinsey przekształcił następnie w "dane naukowe" na temat seksualności dzieci. Właśnie tego typu "badania" stoją za współczesną "edukacją seksualną".

Seksuolog prof. Zbigniew Izdebski, którego rząd Tuska mianował koordynatorem zespołu tworzącego podstawę programową do obowiązkowej "edukacji seksualnej" w szkołach, jest nazywany "polskim Kinseyem". Sam Izdebski to długoletni współpracownik Instytutu Kinseya - seksuologicznej instytucji "naukowej". W 2010 roku Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł pod tytułem "Nasz człowiek w Instytucie Kinseya", w którym napisano:

"Wyróżnienie to zostało przyznane Profesorowi jako wyraz uznania dla jego pracy badawczej oraz wkładu w rozwój naukowy Instytutu Kinsey'a. Prof. Izdebski jest jedynym Polakiem, którego zaproszono do tego grona badaczy."

Co to za Instytut i kim był Alfred Kinsey?

Kinsey to amerykański biolog, który prowadził badania nad owadami, a następnie zajął się "badaniami seksuologicznymi". Kinsey znany był z licznych homoseksualnych relacji ze swoimi studentami i współpracownikami. W trakcie wyjazdów ze studentami organizował m.in. "sesje grupowego onanizmu". Kinsey ożenił się z kobietą, z którą pozostawał w "otwartym związku" - zarówno on jak i ona wchodzili w seksualne relacje z innymi osobami.

Jego najbardziej znanymi publikacjami są tzw. Raporty Kinseya opublikowane w latach 1948 i 1953. Wedle "badań" Kinseya, ponad połowa Amerykanów zdradza swoje żony, a 26% Amerykanek mężów. Kinsey twierdził też, że 10% Amerykanów to homoseksualiści, a 37% miało w swoim życiu przynajmniej jedno doświadczenie homoseksualne. Z "badań" wynikało też, że wielu młodych Amerykanów utrzymuje stosunki seksualne ze zwierzętami.

Skąd Kinsey wziął te liczby, które nawet dzisiaj wydają się radykalnie zawyżone, a co dopiero gdy odnieść je do społeczeństwa lat 30-40 XX wieku?

Alfred Kinsey na swoją grupę "badawczą" wybrał przede wszystkim... przestępców seksualnych, do których miał łatwy dostęp w więzieniach, homoseksualistów, prostytutki płci obojga i ochotników, którzy chętnie opowiadali o swoim życiu seksualnym. Nic dziwnego, że przy tak dobranych respondentach, raporty stworzyły obraz zakłamanej i rozwiązłej Ameryki. Wyniki "badań" przeprowadzone na takiej właśnie grupie przełożono następnie na całe społeczeństwo amerykańskie. Na tej podstawie ogłoszono konieczność dalszego "wyzwolenia seksualnego", a Raport Kinseya dostarczył paliwa rozpętanej wkrótce obyczajowej rewolucji seksualnej.

Alfred Kinsey uważał też, że maleńkie dzieci, już noworodki, są zdolne do "pełnych przeżyć seksualnych". Na jakiej podstawie doszedł do takich wniosków? Skąd uzyskał dane mówiące o tym, że dzieci już od pierwszych dni swojego życia są "gotowe na seksualną aktywność"? Współpracował z pedofilami, którzy gwałcili dzieci i opisali mu wszystko ze szczegółami.

Jednym ze współpracowników Alfreda Kinseya był Friedrich von Balluseck. To niemiecki prawnik i nazista, od 1930 roku członek Oddziałów Szturmowych NSDAP. W trakcie wojny Balluseck był komendantem okupowanego przez Niemców Tomaszowa Mazowieckiego, a następnie komendantem Jędrzejowa. Korzystając ze swojej funkcji dopuścił się licznych zbrodni na Polakach, w szczególności seksualnego wykorzystywania polskich dzieci. Friedrich von Balluseck z pedantyczną dokładnością prowadził dziennik, w którym szczegółowo opisał dokonane przez siebie gwałty na polskich dzieciach. Zgodnie z powojennymi doniesieniami prasowymi, Balluseck dawał schwytanym dzieciom "wybór" - "albo komora gazowa, albo ja".

Po wojnie Friedricha von Ballusecka okrzyknięto "najważniejszym pedofilem w kryminalnej historii Berlina", odpowiedzialnym za "seksualne wykorzystywanie dzieci przez ponad trzy ostatnie dziesięciolecia". Balluseck nawiązał kontakt z Alfredem Kinseyem, któremu przekazał swój dziennik. Kinsey prosił hitlerowca o dokumentacje pedofilskich zbrodni i sugerował mu, aby "był ostrożny" i "pilnował się", pomagając tuszować przestępstwa Ballusecka.

Kinsey współpracował także z innymi pedofilami. Zebrane od nich informacje przekształcił następnie w "dane naukowe" dotyczące seksualności dzieci. Jego współpracownicy i kontynuatorzy przyznali, że Kinsey zachęcał pedofilów do molestowania dzieci i przesyłania do Instytutu Kinseya informacji o pedofilskich zbrodniach. Właśnie to, razem z ankietami przeprowadzanymi wśród gwałcicieli, prostytutek i przestępców seksualnych, dało fundamenty dla współczesnej seksuologii i "edukacji seksualnej".

Stworzone w Niemczech Standardy Edukacji Seksualnej, wedle których ma być prowadzona "edukacja seksualna" w polskich szkołach, zakładają, że dziecko jest "istotą seksualną" od początku swojego życia, dlatego "edukację seksualną" trzeba prowadzić już od urodzenia, oswajając dzieci z masturbacją i homoseksualizmem. Standardy Edukacji Seksualnej zakładają również, że w dzieciach w wieku 6-9 lat należy rozwijać umiejętność wyrażania zgody na seks. Warto w tym momencie przypomnieć, że Zbigniew Izdebski to uczeń prof. Andrzeja Jaczewskiego, który opowiadał się za legalizacją seksu dorosłych z dziećmi. Zdaniem Jaczewskiego, dobrowolne i świadome kontakty seksualne dorosłych z dziećmi od 9 roku życia nie powinny być karalne, a pedofile są rzekomo często dobrymi wychowawcami. Pogląd ten zbiega się z niemieckimi wytycznymi mówiącymi, że 9-letnie dzieci powinny uczyć się o pierwszych doświadczeniach seksualnych i wyrażaniu zgody na seks. W tym kontekście istotna jest także informacja, że Zbigniew Izdebski jako pierwszy Polak w historii został uhonorowany medalem przez Niemieckie Towarzystwo Społeczno-Naukowych Badań nad Seksualnością (DGSS) za „szczególne zasługi w dziedzinie badań nad seksualnością człowieka i edukację seksualną”. Prezesem DGSS był homoseksualista Helmut Kentler, który w ramach „eksperymentu seksuologicznego” przez 30 lat przekazywał bezdomne dzieci do adopcji pedofilom.

Panie Marku, Andrzej Jaczewski nazwał Zbigniewa Izdebskiego, swojego ucznia i współpracownika, "polskim Kinseyem". Teraz, ten "polski Kinsey" odpowiada za stworzenie podstawy programowej do przymusowej "edukacji seksualnej", którą rząd Tuska chce objąć wszystkie dzieci w szkołach już od 1 września.

Wedle ujawnionej przez MEN podstawy programowej, powstałej pod kierunkiem Zbigniewa Izdebskiego, dzieci już od 4 klasy szkoły podstawowej mają uczyć się m.in. o masturbacji, LGBT, różnych "orientacjach seksualnych" i "tożsamościach" płciowych, rodzajach związków nieformalnych i homoseksualnych, rozwodach, aborcji, antykoncepcji, bezdzietności, popędzie seksualnym, wyrażaniu zgody na seks oraz różnych formach aktywności seksualnej.

Taka "edukacja" już po wakacjach ma być przedmiotem obowiązkowym. To, czy plany deprawatorów wejdą w życie, zależy od oporu społecznego i stopnia świadomości Polaków, przede wszystkim rodziców. Dlatego nasza Fundacja w całym kraju organizuje niezależne akcje i kampanie informacyjne, w trakcie których docieramy do społeczeństwa z prawdą na temat ogromnego zagrożenia, jakim jest systemowa "edukacja seksualna" polskich dzieci.


#usmiechnietapolska #koalicja13grudnia #zboczency #lgbt #gender #dzieci #hitler

10

Nowa odsłona cenzury. Hennig-Kloska chce walczyć z „dezinformacją klimatyczną”. Bosak kpinczas.info

Wydaje się, że zielona bańka coraz mocniej pęka. Uśmiechnięty rząd Tuska chce jednak z tym walczyć. Jak wynika z zapowiedzi Ministerstwa Klimatu i Środowiska, jednym z priorytetów polskiej prezydencji w Radzie UE będzie… próba cenzury nieprawomyślnych opinii o polityce energetycznej i klimatycznej UE.

Zdjęcie

Niestety, to nie żart. Minister Paulina Hennig-Kloska chwali się, że jednym z priorytetów polskiej prezydencji będzie „walka z fake newsami i dezinformacją klimatyczną kwestionującą politykę energetyczną i klimatyczną UE”. Taki zapis znajdujemy w oficjalnym komunikacie opublikowanym na stronie rządowej.

To nic innego jak próba wprowadzenia cenzury w sowieckim stylu. Sam termin „dezinformacja klimatyczna” jest tak bardzo nieprecyzyjny, że może oznaczać dosłownie wszystko. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, że każda krytyczna analiza polityki energetycznej UE, nawet jeśli jest ona merytorycznie uzasadniona, ale niepasująca do narracji obecnego etapu mądrości, będzie klasyfikowana jako fake news.

Wszystkie mechanizmy „walki z dezinformacją” finalnie prowadzą do tłumienia niewygodnych opinii. Prawdziwa debata wymaga otwartości na różne perspektywy i możliwości kwestionowania dominujących teorii. Próby administracyjnego określania, co jest „prawdą”, a co „dezinformacją” w tak złożonej materii jak klimat, stoją w sprzeczności z fundamentalnymi zasadami swobodnej wymiany myśli.

Priorytety Hennig-Kloski i spółki krótko w mediach społecznościowych skomentował wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak.

„Priorytetem polskiej prezydencji w UE jest ograniczenie wolności słowa – wartości w Polsce konstytucyjnie chronionej. Hej mądrale z rządu i Polski 2050, dawajcie Waszą definicję fejknewsa to się będziemy mieli z czego pośmiać! Na niezdolności jej skonstruowania wyłożyli się PiSowcy (też zapowiadali walkę z „fejkniusami”), więc teraz Wasza kolej!” – napisał Bosak.

http://nczas.info/2025/01/07/nowa-odslona-cenzury-hennig-kloska-chce-walczyc-z-dezinformacja-klimatyczna-bosak-kpi/

#klimatyzm #koalicja13grudnia #usmiechnietapolska #paranoja

12

#media #tv #koalicja13grudnia

Pensje w neoTVP poszły w górę a oglądalność załamała się jak zyski Orlenu. Ale ważne, że PiS nie rządzi

6

#afera #usmiechnietapolska #koalicja13grudnia

Będzie nowa komisja śledcza czy ta stara się też tym zajmie?

16

Zmieniono świnie przy korycie, zamiast zlikwidować koryto. W TVP bez zmiannczas.info

Sąd oddalił skargę Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Oznacza to, że rządowa telewizja nie musi ujawniać szczegółów zarobków swoich czołowych pracowników od programów nazywanych informacyjnymi ani publicystycznych.

W pierwszej połowie ubiegłego roku Sieć Obywatelska Watchdog Polska skierowała do TVP wniosek o udostępnienie informacji publicznych dotyczących wynagrodzeń w firmie. Wskazano, że chodzi o stanowiska menadżerskie jak i „dziennikarzy”.

Zdjęcie

„W odpowiedzi Telewizja Polska przekazała dwa zestawienia: osób zajmujących wskazane we wniosku stanowiska menedżerskie oraz (w innej kolejności) miesięcznych zarobków brutto. W konsekwencji wiadomo jedynie, że wynagrodzenia wynoszą od 11,1 do 48 tys. zł brutto” – czytamy na wirtualnemedia.pl.

– Podano nam szczegółowe informacje dotyczące dwóch pierwszych funkcji – Dyrektor Generalny Tomasz Sygut zarabia 50 000 zł brutto miesięcznie, a Likwidator i Dyrektor Biura Spraw Korporacyjnych Daniel Gorgosz – 48,441,58 zł brutto miesięcznie – powiedziała portalowi Martyna Bójko z Watchdog Polska.

Sieć prosiła też we wniosku o dane o zarobkach innych pracowników reżimówki, którzy prowadzą programy publicystyczne i tzw. informacyjne. Wskazano Marka Czyża, Aleksandrę Kostrzewską, Joannę Dunikowską-Paź, Karolinę Opolską, Zbigniewa Łuczyńskiego, Macieja Orłosia i Jarosława Kulczyckiego.

Władze odmówiły przekazania tych informacji przekonując, że nie pozwala na to „tajemnica przedsiębiorcy i prywatność osób fizycznych”. Sytuację wynikającą z postawy wziętej prosto z czasu terroru PiS Watchdog Polska zaskarżyła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

Portal Radia TOK FM przekazał, że sąd oddalił skargę. Uzasadniano, że „co prawda TVP to jednostka sektora finansów publicznych, ale równocześnie 'jest spółką prawa handlowego, funkcjonującą na konkurencyjnym rynku nadawców telewizyjnych'”.

Sąd twierdził, iż w razie ujawnienia stawek konkretnych pracowników, poznaliby je również konkurenci, co „może wpływać na wzmocnienie ich pozycji rynkowej, jednocześnie osłabiając pozycję TVP i jej możliwości negocjacyjne”.

Watchdog Polska zapowiada, że nie podda sprawy. Złożono skargę kasacyjną i rozważane jest skierowanie sprawy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Swoją drogą widać wyraźnie, że ludzie chcący położyć łapska na TVP nigdy nie mają dobrych intencji. Pierwotnie rządząca obecnie oligarchia, gdy była w opozycji, zapowiadała likwidację TVP. Potem już okazało się, że nie „likwidacja”, tylko „ucywilizowanie”. Teraz zaś, dokładnie jak za PiS, gdy nowa ekipa się urządziła, nie chce ujawnić, ile naszych pieniędzy jest przeżeranych przez twarze rządowej telewizji, którą ogląda – tyle dobrego – coraz mniej osób.

Ponadto widać także plemienność w tym temacie. „Wirtualne Media” przypominają, że „pod koniec grudnia 2023 roku, zaraz po zmianach władz Telewizji Polska, spółka w odpowiedzi na wnioski o informację publiczną skierowane przez posła KO Dariusza Jońskiego ujawniła m.in., ile zarabiali Michał Adamczyk, Marcin Tulicki i Samuel Pereira, tworzący w 2023 roku dyrekcję Telewizyjnej Agencji Informacyjnej”.

I po co to siedlisko propagandy, oportunizmu i mentalności Kalego utrzymywać?

http://nczas.info/2025/01/04/zmieniono-swinie-przy-korycie-zamiast-zlikwidowac-koryto-w-tvp-bez-zmian/

#koryto #tvp #usmiechnietapolska #koalicja13grudnia

19

Polacy bankrutują w uśmiechniętej Polsce Tuska. To historyczny rekordnczas.info

W 2024 r. sądy ogłosiły 21,2 tys. upadłości konsumenckich. To historyczny rekord. Zbankrutowało już 115,7 tys. Polaków – czytamy w piątkowym wydaniu „Pulsu Biznesu”.

Jak informuje dziennik, liczba upadłości osób fizycznych mocno rośnie z każdym rokiem, chociaż „w ubiegłym ten wzrost nie był aż tak spektakularny, jak to bywało wcześniej”.

Mimo to, z danych Monitora Sądowego i Gospodarczego oraz Krajowego Rejestru Zadłużonych wynika, że w 2024 r. zbankrutowało aż 21,2 tys. osób, najwięcej w historii.

Zdaniem gazety, w ciągu ostatnich 10 lat sądy umożliwiły upadłość konsumencką 115,7 tys. obywateli, którzy nie byli w stanie spłacać swoich zobowiązań.

Na początku takiej możliwości, czyli od 2015 r., podobnych orzeczeń było bardzo mało, mimo że chętnych znacznie więcej. „Dlaczego od kilku lat zjawisko narasta”? – pyta autor tekstu.

I wyjaśnia, że od kilku lat przepisy umożliwiają uzyskanie upadłości konsumenckiej niezależnie od przyczyny niewypłacalności. Dlatego nastąpił tak wyraźny ich wzrost.

http://nczas.info/2025/01/03/polacy-bankrutuja-w-usmiechnietej-polsce-tuska-to-historyczny-rekord/

#koalicja13grudnia #usmiechnietapolska #bankrut #tusk

12

Stek kłamstw, manipulacji, dezinformacji i bezczelnej propagandy. Resort klimatu i środowiska w akcjinczas.info

W „Angorze” ukazał się artykuł reklamowy Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Z tak nagromadzonym stekiem kłamstw, przeinaczeń, manipulacji, dezinformacji i bezczelnej propagandy, dawno się nie spotkałem. Autorzy tych bzdur albo mają ludzi za idiotów, albo sami są idiotami. Dziecko z przedszkola potrafi myśleć bardziej logicznie. Rząd robi wszystko, by ceny energii jeszcze bardziej wystrzeliły w górę, więc ile trzeba kłamstw i dezinformacji, by przygotować tępy materiał propagandowy, który ma wcisnąć tezę, że rząd ma i realizuje plan na niższe ceny energii w Polsce!?

Zdjęcie

Pierwsze zdanie rzeczonego artykułu nie powinno brzmieć „Ministerstwo Klimatu i Środowiska opracowuje właśnie pierwszą konkretną rządową strategię na obniżenie cen energii”, tylko: „Ministerstwo Klimatu i Środowiska realizuje unijną strategię na wystrzelenie cen energii w górę, co zniszczy polską gospodarkę”. A drugie nie powinno brzmieć „Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) to program na bogatą Polskę, który zagwarantuje bezpieczeństwo energetyczne, a przy tym wpłynie na redukcję negatywnego oddziaływania na środowisko”, tylko: „Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) to program na szybkie zubożenie Polski, który zagwarantuje pozbycie się i suwerenności, i bezpieczeństwa energetycznego, a przy tym nie wpłynie na redukcję negatywnego oddziaływania na środowisko”.

Smog i susze

Autorzy artykułu sugerują, że potrzebujemy transformacji energetycznej, bo Polska ma najwyższe ceny energii w Europie. Niestety mylą przyczynę ze skutkiem. W rzeczywistości Polska ma najwyższe ceny energii w Europie właśnie dlatego, że realizujemy transformację energetyczną, w tym płacimy absurdalny europodatek od emisji dwutlenku węgla o nazwie ETS (notabene w tekście koszty ETS w 2022 roku określono na 20 mld zł, podczas gdy według danych tego samego resortu wyniosły one 53,6 mld zł!). I właśnie to negatywnie wpływa na poziom życia ludzi i konkurencyjność polskich firm.

Autorzy tekstu, nie podając źródeł tych liczb, straszą, że „rocznie koszty smogu, jakie ponosimy, to nawet 100 mld zł. Szacuje się, że z powodu zanieczyszczenia powietrza w naszym kraju co roku przedwcześnie umiera ok. 45 tysięcy do nawet 90 tysięcy osób”. Problem w tym, że smog i zanieczyszczenie powietrza mają niewiele wspólnego z energetyką. Smog to skutek przede wszystkim niskiej emisji, a nie wyziewów z kominów elektrowni, które mają zainstalowane – zgodnie z najbardziej restrykcyjnymi unijnymi normami – różne systemy oczyszczające i filtry.

– Wysoka emisja, czyli duże obiekty energetycznego spalania (LCP), podlega unijnym normom wynikającym z konkluzji BAT, które zawierają wytyczne dotyczące prowadzenia instalacji, a przede wszystkim określają wartości graniczne dla emitowanych substancji do atmosfery. W efekcie poprzez stosowane instalacje oczyszczania spalin (instalacja odsiarczania, elektrofiltry i instalacje redukcji tlenków azotu) to, co wydostaje się z komina elektrowni czy elektrociepłowni, jest znacznie czystsze niż to, co się wydobywa z kominów niskiej emisji (domów jednorodzinnych). Niewychwycone zanieczyszczenia emitowane z kominów mających powyżej 100 m wysokości rozrzedzają się w powietrzu na dużych wysokościach, prądy powietrzne rozprzestrzeniają zanieczyszczenia na większe obszary, więc nie powodują dużego lokalnego stężenia szkodliwych substancji, dlatego wysoka emisja nie powoduje smogu. Na dodatek istnieje obowiązek monitorowania spalin i emisji zanieczyszczeń do atmosfery. W kominach są zabudowane układy pomiarowo-rozliczeniowe emitowanych zanieczyszczeń, z których generuje się raporty wysyłane do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska i Urzędu Marszałkowskiego, przez co organy te mają wgląd na wpływ instalacji na środowisko. Co więcej, aby osiągnąć normy konkluzji BAT, już przed spaleniem bada się węgiel i inne paliwa pod względem parametrów fizyko-chemicznych i w przypadku nieodpowiedniej jakości paliw nie są one dopuszczone do spalania – tłumaczy Sławomir Wołyniec, prezes EC Zagłębie Dąbrowskie sp. z o.o.

Dalej w sponsorowanym tekście resortu klimatu czytamy dyrdymały (bez podania źródła) o ekstremalnych zjawiskach pogodowych, których rzekomo jest coraz więcej i są coraz intensywniejsze (w domyśle z powodu spalania paliw kopalnych). To oczywiście nie jest prawda, co zauważa choćby prof. Piotr Kowalczak w swojej książce „Zmiany klimatu”. Nie ma dowodów na tezę, że wzrost stężenia dwutlenku węgla spowoduje ekstremalne zjawiska pogodowe, takie jak susze, powodzie i huragany, które staną się częstsze i intensywniejsze. Nawet IPCC „przyznaje, że nie ma pewności, że zmiany klimatyczne mają wymierne, negatywne skutki globalne w postaci częstszego występowania huraganów, tornad, susz, powodzi i innych klęsk żywiołowych. Co ważniejsze, rzeczywiste dane naukowe podobnie wykazują niewielki lub żaden negatywny wpływ wyższej temperatury na rzeczywistość w tym zakresie”.

Większy import i ceny

Autorzy tekstu płaczą, że w 2022 roku Polska wydała na import paliw kopalnych aż 250 mln zł. Problem w tym, że ta kwota dotyczy nie tylko paliw dla energetyki, ale co ważniejsze, to sami rządzący doprowadzili do tego, że kraj, który leży na węglu, musi go importować. Nie potrafią przyznać, że do tego doprowadziła właśnie realizowana pod dyktando UE polityka zamykania kopalń zamiast prywatyzacji górnictwa węglowego. Ale autorzy sami sobie przeczą, bo zapotrzebowanie na gaz według KPEiK do 2030 roku ma znacznie wzrosnąć, a nie spaść, skoro moc zainstalowana w elektrowniach gazowych ma się zwiększyć z 4 GW do 11 GW, więc siłą rzeczy koszty importu gazu znacznie WZROSNĄ. Importować trzeba też będzie uran do elektrowni atomowej (jeśli Bruksela w ogóle pozwoli ją wybudować). Czyli wbrew logice wywodów autorów dezinformującego artykułu dodatkowe koszty w tym zakresie generuje nie brak transformacji, a transformacja! No a paneli fotowoltaicznych, wiatraków, pomp ciepła i samochodów elektrycznych nie importujemy? Oczywiście że tak!

Zdaniem propagandystów resortu klimatu dekarbonizacja spowoduje obniżenie cen energii. W 2030 roku cena produkcji energii spadnie o 13 proc., a w 2040 roku – o jedną trzecią – piszą. Niestety będzie dokładnie odwrotnie. Już teraz koszt wytworzenia energii elektrycznej i cieplnej rośnie w Polsce w zastraszającym tempie – według danych URE średnia cena sprzedaży energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym w latach 2020–2023 wzrosła o 200 proc.! Cena energii w Polsce jest jedną z najwyższych na świecie właśnie z powodu energetycznej rewolucji: budowania OZE i płacenia ETS. Podobnie jest w krajach bardziej zaawansowanych w transformacji, jak Niemcy i Dania. Z kolei badanie zlecone przez BusinessEurope wykazało, że do 2050 roku koszty wytwarzania energii elektrycznej w Unii Europejskiej będą nadal co najmniej o połowę wyższe niż w USA i Chinach w ramach scenariusza, w którym cele klimatyczne są osiągane bez większych zakłóceń. W scenariuszu „trudności transformacyjnych” koszty mogą być nawet trzykrotnie wyższe niż u głównych konkurentów. W tym kontekście warto natomiast przypomnieć banialuki premier Ewy Kopacz, która w 2014 roku mówiła, że po roku 2019 polski prąd nie zdrożeje dla odbiorców. Tyle właśnie są warte słowa polityków i urzędników.

Zdjęcie

Bajdurzenia oderwane od faktów

Na bazie fałszywej tezy o niższych cenach energii w przyszłości autorzy propagandowego materiału snują rozważania o szybszym rozwoju kraju: poprawie konkurencyjności przemysłu, rozbudowie nowych gałęzi gospodarki i powstawaniu nowych miejsc pracy (i to – a jakże! – „w perspektywicznych sektorach gospodarki”). Realizacja KPEiK ma przełożyć się bezpośrednio na wzrost gospodarczy. W rzeczywistości będzie dokładnie odwrotnie. Transformacja doprowadzi nie tylko do utraty konkurencyjności polskiej gospodarki, ale braki energii spowodują jej całkowity upadek. Na razie dotychczasowa transformacja z powodu rażących wzrostów cen energii przyczyniła się do zwijania gospodarki. Według danych opublikowanych przez CEIDG, w 2022 roku ponad 192 tys. przedsiębiorców zakończyło prowadzenie działalności, a w 2023 roku prawie 4 tys. więcej. Z kolei z danych Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że w trzech pierwszych kwartałach 2024 roku do rejestru CEIDG wpłynęło prawie 142 tys. wniosków dotyczących zakończenia prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej. Kolejne firmy realizują masowe zwolnienia pracowników, a więksi inwestorzy przenoszą się z Polski poza UE: do Indii (np. PepsiCo, Infosys, NatWest), Chin (ABB), Maroka (np. TE Connectivity Industrial), Tunezji (np. Lear Corporation) czy Brazylii (np. Stellantis).

Bajdurzenia oparte o fałszywą tezę idą jeszcze dalej. Transformacja ma spowodować, że więcej pieniędzy państwo będzie wydawać na służbę zdrowia i obronność, bo nie będą marnowane na import surowców i ETS. Ale jeśli już to przecież nie państwo zaoszczędzi te setki miliardów, tylko podmioty gospodarcze. W jaki sposób władze przejmą pieniądze marnowane teraz przez firmy na ETS? A kto przekaże państwu pieniądze, które teraz są wydawane na importowane surowce? Energetyka węglowa, która nie będzie istnieć? A jak na razie to farmy wiatrowe i fotowoltaiczne są dotowane gigantycznymi pieniędzmi. Taka logika rozumowania jest totalne oderwana od faktów i może w nią uwierzyć tylko osoba niemająca kompletnie wiedzy, jak działają finanse publiczne i o co w tej całej transformacji chodzi. A może to autorzy tego propagandowego artykułu takiej wiedzy nie mają?

W tekście jest wyraźnie napisane, że używanie paliw kopalnych ma być zastąpione przez nowe, nieemisyjne technologie. Docelowo zielony miks energetyczny po wyeliminowaniu węgla (i gazu) ma być oparty o OZE i energię jądrową. Problem w tym, że OZE nigdy nie zastąpią paliw kopalnych, bo są pogodozależne, niestabilne, niesterowalne i zwyczajnie nie pozwalają na to prawa fizyki. Energetyka atomowa może jak najbardziej zastąpić energetykę węglową czy gazową. Problem polega na tym, że aktualnie (kwiecień 2024 roku) łącznie moc zainstalowana w węglu i gazie wynosi 37,3 GW (dane PSE), a we wstępnej fazie projektowania znajduje się tylko jedna elektrownia atomowa, która ma mieć łączną moc 3,75 GW i to dopiero około roku 2040. W jaki sposób jedna elektrownia atomowa (która zresztą też jest technologią na paliwa kopalne) zastąpi 10 razy większą moc węglową i gazową? Tego nie wiedzą chyba nawet najstarsi górale. Co więcej, zastosowanie wiatraków, paneli FV, magazynów energii i aut elektrycznych wcale nie oznacza, że przestaniemy używać paliw kopalnych: i węgiel, i metale ziem rzadkich są konieczne do ich budowy.

Według KPEiK już w 2030 roku udział OZE w mocy zainstalowanej ma wzrosnąć do 59 proc. Tymczasem niestabilne źródła odnawialne mogą co najwyżej pełnić w systemie elektroenergetycznym rolę uzupełniającą, a nie być jego podstawą. Warto zwrócić uwagę, że w 2023 roku 49 proc. mocy zainstalowanej w stabilnym węglu (dane PSE na 31.12.2023) wygenerowało ponad 68 proc. energii w miksie energetycznym, 7 proc. mocy zainstalowanej w stabilnym gazie dało nieco ponad 8 proc. energii w miksie, prawie 4 proc. mocy w wodzie wygenerowało nieco ponad 2 proc. w miksie, a ponad 40 proc. mocy zainstalowanej w niestabilnych OZE dało zaledwie minimalnie ponad 21,5 proc. w miksie (mimo że OZE mają pierwszeństwo w dostępnie do sieci!) – por. wykresy. Jak zostanie wyprodukowana energia, kiedy nie będzie słońca i wiatru?

Zdjęcie

Po co oni to robią?

Na dodatek w artykule czytamy o „przechowywaniu energii”. – Energii elektrycznej nie można magazynować. Fizycy o tym doskonale wiedzą. Einstein nieraz powtarzał, że energia elektryczna jest ruchem elektronów, a ruchu nie można zmagazynować – mówi w mojej książce „Sabotaż klimatyczny” prof. dr hab. inż. Władysław Mielczarski, wykładowca Instytutu Elektroenergetyki na Politechnice Łódzkiej. Autorzy omawianego tekstu piszą też nieprawdę, że mamy technologie potrzebne do realizacji planu. W rzeczywistości nie istnieją na świecie technologie wielkoskalowych magazynów energii, dzięki którym teoretycznie OZE mogłyby funkcjonować bez wsparcia technologii konwencjonalnych. Czytamy też o boomie na fotowoltaikę i elektryczne samochody osobowe oraz… ciężarówki. Dlaczego nie napiszą uczciwie, że bez dotacji ze strony podatnika tylko entuzjaści inwestowaliby w fotowoltaikę czy kupowali samochody elektryczne. Rynek tych ostatnich po cofnięciu dotacji w Niemczech czy Norwegii zwyczajnie się zawalił.

Kolejna błędna teza autorów jest taka, że transformacja i tak by się odbyła, ale jak będzie sterowana przez polityków, to potrwa krócej, będzie bardziej korzystna dla ludzi i tańsza. Państwo ma pomagać. Takie bzdury mogą pisać chyba tylko ideowi komuniści, którym się wydaje, że gospodarka centralnie sterowana działa lepiej. A jak już słyszę o odpowiedzialnym planowaniu w wydaniu polityków, to mi cierpnie skóra. Cała gospodarka Polski Ludowej była właśnie planowana i ręcznie sterowana. Wyszliśmy na tym jak Zabłocki na mydle. Zdecydowanie byłoby lepiej, gdyby państwo całkowicie się odczepiło nie tylko od energetyki, ale i całej gospodarki. Tymczasem politycy naprawdę myślą, że rozwiążą jakieś problemy. W rzeczywistości to ich działania są problemem.

Kto się na to wszystko zgodził? To właśnie polscy politycy nałożyli na polską gospodarkę taki unijny kaganiec w postaci konieczności przeprowadzenia transformacji w jedynym słusznym kierunku! Cały problem polega na tym, że zwykli ludzie, którzy nie znają się na tych wszystkich wymienionych wyżej niuansach i faktach, zwyczajnie uwierzą w tę rządową propagandę i dezinformację. Po co oni wciskają nam takie brednie? Władza tak kłamie tylko z jednego powodu: żeby ludzie pod pretekstem ratowania planety zgodzili się na dalsze wyrzeczenia, obniżenie poziomu dobrobytu i żeby z tego powodu nie doszło do masowych protestów antyrządowych. Natomiast świadome społeczeństwo powinno właśnie do takich protestów doprowadzić, by obalić ten antypolski rząd, który coraz szybciej wciska nas w objęcia fałszywej ideologii klimatyzmu.

http://nczas.info/2025/01/03/stek-klamstw-manipulacji-dezinformacji-i-bezczelnej-propagandy-resort-klimatu-i-srodowiska-w-akcji/

#klimatyzm #koalicja13grudnia #usmiechnietapolska

16

#polska #koalicja13grudnia

Może być ciekawie. Chwilowo permier Izraela politycznie schował się w szpitalu ale troche długo by musiał siedzieć...

12

#koalicja13grudnia

I gdzie się podział KOD i obrońcy demokracji?

5

Uśmiechnięta Polska Tuska. Polityk PO przegrał konkurs, ale i tak otrzyma to stanowiskonczas.info

Choć miało być inaczej, partyjni działacze dostają fuchy za nasze pieniądze, bez względu na okoliczności. Polityk PO Andrzej Hawranek ma zostać szefem małopolskiego Sanepidu. I to pomimo tego, że konkurs na to stanowisko przegrał. Wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar z PSL przekonuje, że „potrzebujemy takiej osoby jak pan Hawranek na tym stanowisku” i „polityczna legitymacja nie ma tu nic do rzeczy”.

Zdjęcie

Główny Inspektorat Sanitarny ogłosił, że nowym szefem małopolskiego Sanepidu zostanie Andrzej Hawranek z PO. Ma zająć stanowisko od stycznia.

Sprawa jest dodatkowo bulwersująca, że hucznie ogłoszono, iż stanowiska tego typu będą przyznawane ze względu na kompetencje, a nie według partyjnego klucza. W czerwcu głównym inspektorem sanitarnym został znany poplecznik covidowego terrroru Paweł Grzesiowski.

Grzesiowski podjął jako jedną z pierwszych decyzji przeprowadzenie konkursów na stanowiska wojewódzkich Sanepidów. Dotychczas nie było to praktykowane.

Konkurs w małopolskim Sanepidzie wygrała Ewa Wiercińska. I ona miała objąć to stanowisko.

Ale przepisy – jeszcze z czasów PRL – ułatwiają legalny nepotyzm. Ustawa z 1985 roku podaje, że wojewódzkiego szefa Sanepidu co prawda powołuje główny inspektor, ale za zgodą „właściwego wojewody”.

Krzysztof Klęczar tygodniami zwlekał z wyborem. W międzyczasie „Interia” podała informacje o możliwych układach politycznych. I chyba miała rację.

– Andrzej liczył na to stanowisko. W przeszłości pracował w sanepidzie i jakieś doświadczenie ma. Jednak przeprowadzono konkurs i okazało się, że jest od niego ktoś lepszy. I zrobił się problem – powiedział portalowi jeden z krakowskich polityków PO.

– Rekomendacja nie jest zakończeniem konkursu. Konkurs jeszcze się nie skończył. 12 lat pracowałem w sanepidzie, z czego 10 na stanowisku dyrektora – komentował z kolei sam Andrzej Hawranek.

Po trzech miesiącach, GIS poinformował, że to właśnie Hawranek zajmie stanowisko szefa Sanepidu w Małopolsce.

„To nie pierwszy raz, kiedy Hawranek dostaje pracę w dziwnych okolicznościach. Polityk PO do tej pory pracował w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania w Krakowie. Na stanowisko nie przeprowadzono żadnego konkursu, ani nie opublikowano ogłoszenia o pracę. Z udostępnionego oświadczenia majątkowego z 2022 r. wynika, że polityk, choć jest szeregowym pracownikiem, zarabia więcej niż część kadry kierowniczej spółki” – podaje interia.pl.

– Są ludzie, którzy całe życie pracowali w instytucjach państwowych. W związku ze zmianą opcji politycznych są wyrzucani. Gdzie oni mają iść? Część przyjąłem, część szuka pracy na rynku. Nie widzę nic złego – odpowiedział na pytanie dotyczące zatrudnienia Hawranka w Radiu Kraków były już prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.

Tak więc przejrzystość i kompetencje to jedno. Ale rzeczywistość i obsadzanie według mafijnego klucza to drugie.

Swoją drogą na durnia wychodzi Paweł Grzesiowski. Bo jak w czasie Wielkiej Histerii jego dyrdymały o śmiertelnej pandemii zabójczego koronawirusa okazały się ostatecznie bzdurą, tak samo bzdurą okazały się jego obietnice o przejrzystości w wybieraniu ludzi na suto opłacane stanowiska.

http://nczas.info/2024/12/27/usmiechnieta-polska-tuska-polityk-po-przegral-konkurs-ale-i-tak-otrzyma-to-stanowisko/

#koalicja13grudnia #usmiechnietapolska #nepotyzm

19

#rozdawnictwo #deficyt #inflacja #koalicja13grudnia

Jadą na bogato. 300 mld deficytu przy 600 mld dochodów może nie starczyć.

5

#koalicja13grudnia

Prawdopodobnie siłowo bo po dobroci nie chcieli.

11