Memorandum polskich polityków wysłane do Trzeciej Rzeszy w lipcu 1940 roku
Jan Kowalewski był podpułkownikiem oraz asem polskiego wywiadu, szefem siatki Oddziału II w Lizbonie. Już jesienią 1939 roku nawiązał on kontakty z Niemcami, konkretnie z ambasadorem Rzeszy w Bukareszcie, Wilhelmem Fabriciusem. Rok później doszedł do wniosku, że po upadku naszego najsilniejszego sojusznika (Francji) dalsze kontynuowanie wojny z Niemcami jest dla polskiego narodu zbyt kosztowne.
Kowalewski wkupił wokół siebie grupę innych, myślących w podobny sposób Polaków, czego efektem było sensacyjne, napisane po francusku memorandum skierowane w lipcu 1940 roku do rządu w Berlinie. Znalazła się w nim propozycja zawarcia kompromisu między Polską a Niemcami i powołania centre d'etudes (biura studiów) w oparciu o polskich polityków, którzy nie zgadzali się z probrytyjską polityką rządu na wychodźstwie.
Pod dokumentem znalazły się nazwiska szeregu znanych przeciwników Sikorskiego. Poza najbardziej znanymi, a więc Catem-Mackiewiczem i Tadeuszem Bieleckim, widniały też podpisy piłsudczyka Ignacego Matuszewskiego, przedstawiciela ziemiaństwa Emeryka Hutten-Czapskiego, ekonomisty i byłego ministra Jerzego Zdziechowskiego czy nawet Jana Szamberka, przed wojną zastępcy Józefa Becka, który w tamtym okresie znajdował się w Portugalii.
W memoriale napisano, że po klęsce Francji musi nastąpić "odbudowa Europy", zgodnie z wymogami nowej sytuacji geopolitycznej, oraz, że nie może w niej zabraknąć miejsca dla państwa polskiego. Utrzymanie przejściowego prowizorium, jakim była okupacja i Generalne Gubernatorstwo, skazywało Polskę na dalszą ruinę gospodarczą i szerzenie się na jej terenie wpływów bolszewickich. To zaś nie mogło oczywiście leżeć ani w interesie Niemców, ani w interesie Polaków. Kompromis miał oczywiście podłoże antysowieckie. Autorzy memoriału oczekiwali, że w zamian za ustępstwa terytorialne na rzecz Niemiec na zachodzie, oczekiwaliby, aby Rzesza powiększyła granicę Polski na wschodzie.
Co ciekawe, cała delegacja była gotowa udać się do Włoch, by stamtąd rozpocząć akcję polityczną. Nastawiony przyjaźnie wobec Polski Mussolini gotów był patronować całemu przedsięwzięciu. Jak wskazywał historyk Krzysztof Strzałka, odbudowa państwa polskiego i wprowadzenie go do sojuszu państw osi znajdowało się bowiem "wśród istotnych celów" włoskiej polityki zagranicznej
Sam Kowalewski tak pisał kilka miesięcy później o całej sprawie:
Fragment książki Zychowicza "Opcja niemiecka"
#jfe #iiwojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
Kowalewski wkupił wokół siebie grupę innych, myślących w podobny sposób Polaków, czego efektem było sensacyjne, napisane po francusku memorandum skierowane w lipcu 1940 roku do rządu w Berlinie. Znalazła się w nim propozycja zawarcia kompromisu między Polską a Niemcami i powołania centre d'etudes (biura studiów) w oparciu o polskich polityków, którzy nie zgadzali się z probrytyjską polityką rządu na wychodźstwie.
Pod dokumentem znalazły się nazwiska szeregu znanych przeciwników Sikorskiego. Poza najbardziej znanymi, a więc Catem-Mackiewiczem i Tadeuszem Bieleckim, widniały też podpisy piłsudczyka Ignacego Matuszewskiego, przedstawiciela ziemiaństwa Emeryka Hutten-Czapskiego, ekonomisty i byłego ministra Jerzego Zdziechowskiego czy nawet Jana Szamberka, przed wojną zastępcy Józefa Becka, który w tamtym okresie znajdował się w Portugalii.
W memoriale napisano, że po klęsce Francji musi nastąpić "odbudowa Europy", zgodnie z wymogami nowej sytuacji geopolitycznej, oraz, że nie może w niej zabraknąć miejsca dla państwa polskiego. Utrzymanie przejściowego prowizorium, jakim była okupacja i Generalne Gubernatorstwo, skazywało Polskę na dalszą ruinę gospodarczą i szerzenie się na jej terenie wpływów bolszewickich. To zaś nie mogło oczywiście leżeć ani w interesie Niemców, ani w interesie Polaków. Kompromis miał oczywiście podłoże antysowieckie. Autorzy memoriału oczekiwali, że w zamian za ustępstwa terytorialne na rzecz Niemiec na zachodzie, oczekiwaliby, aby Rzesza powiększyła granicę Polski na wschodzie.
Co ciekawe, cała delegacja była gotowa udać się do Włoch, by stamtąd rozpocząć akcję polityczną. Nastawiony przyjaźnie wobec Polski Mussolini gotów był patronować całemu przedsięwzięciu. Jak wskazywał historyk Krzysztof Strzałka, odbudowa państwa polskiego i wprowadzenie go do sojuszu państw osi znajdowało się bowiem "wśród istotnych celów" włoskiej polityki zagranicznej
Sam Kowalewski tak pisał kilka miesięcy później o całej sprawie:
"Powiew zwrotu w kwestii Polski dał się odczuć po zwycięstwie nad Francją, kiedy Niemcy i Włochy liczyły na szybkie zakończenie działań na Zachodzie przez rozbicie Anglii. Toteż w tym okresie stale słyszeliśmy ze strony włoskiej, że po doprowadzeniu do pokoju z Anglią, państwa Osi automatycznie odwracają fronty na wschód i idą na zlikwidowanie ZSRR, bez którego żaden pokój w Europie nie będzie utrwalony. Na tym tle Włosi widzieli możliwość postawienia jako ewentualnej sprawy odbudowy nowego Państwa Polskiego, którego tereny byłyby uzupełnione na Wschodzie, przesuwając w ten sposób Polskę o kilka stopni geograficznych na wschód."Memorandum, noszące datę 24 lipca 1940 roku, zostało przekazane Niemcom za pośrednictwem barona Oswalda von Hoyningena-Huene. Ten zaś niezwłocznie o całej sprawie poinformował niemieckie MSZ w Berlinie. III Rzesza, zachłyśnięta sukcesem, jakim było rozbicie Francji, ucięła całą sprawę. W niemieckim resorcie dyplomacji stwierdzono jedynie, że ludzi ci "chcą opuścić obóz Sikorskiego i związać się z nami", po czym poproszono Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy o wydanie opinii. Odpowiedź skrajnie nieprzychylnej Polsce instytucji była negatywna. Sprawę przeciął ostatecznie Ribbentrop, wydając dyplomatom polecenie, aby wszelkie "polskie próby zbliżenia" pozostawić bez odpowiedzi.
Fragment książki Zychowicza "Opcja niemiecka"
#jfe #iiwojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
7
Der Giftpilz to książka napisana przez Ernsta Hiemera, o tematyce antysemickiej, adresowana do niemieckich dzieci, wydana w 1938 przez należące do Juliusa Streichera wydawnictwo Sturmverlag, będąca lekturą w niemieckich szkołach w okresie III Rzeszy
Licząca 64 strony książka jest zbiorem opowiadań, których bohaterami są dzieci. Każda z kolejnych historii prezentuje jako prawdziwe stereotypowe wizerunki Żydów i związane z nimi uprzedzenia, często popierając je elementami ideologii narodowego socjalizmu. Otwierająca książkę opowieść, od której pochodzi także i tytuł, przedstawia matkę z dzieckiem zbierających grzyby w lesie. W pewnym momencie synek pokazuje mamie muchomory. Ta tłumaczy mu zaś, że tak jak istnieją grzyby jadalne i trujące, tak istnieją rasy ludzi dobrych i rasy ludzi gorszych
https://www.jewishpress.com/wp-content/uploads/Der-Giftpilz.jpg
#jfe #ciekawostkihistoryczne #trzeciarzesza
Licząca 64 strony książka jest zbiorem opowiadań, których bohaterami są dzieci. Każda z kolejnych historii prezentuje jako prawdziwe stereotypowe wizerunki Żydów i związane z nimi uprzedzenia, często popierając je elementami ideologii narodowego socjalizmu. Otwierająca książkę opowieść, od której pochodzi także i tytuł, przedstawia matkę z dzieckiem zbierających grzyby w lesie. W pewnym momencie synek pokazuje mamie muchomory. Ta tłumaczy mu zaś, że tak jak istnieją grzyby jadalne i trujące, tak istnieją rasy ludzi dobrych i rasy ludzi gorszych
https://www.jewishpress.com/wp-content/uploads/Der-Giftpilz.jpg
#jfe #ciekawostkihistoryczne #trzeciarzesza
7
Lato 1939 rok, członkowie Hitlerjugend czekają na dworcu Wrezen na pociąg do Brandenburgii, aby pomagać tam w żniwach. Młodzież była w okresie letnim wykorzystywana przy wielu pracach społecznych, aby wzmacniać ducha narodu, np członkini Bund Deutscher Mädel zajmowały się opieką nad małymi dziećmi, w celu odciążenia niemieckich matek.
#trzeciarzesza #jfe #ciekawostkihistoryczne
#trzeciarzesza #jfe #ciekawostkihistoryczne
7
Kościoły można burzyć, synagog w żadnym wypadku. Obłuda marksisty Roosvelta.
Widmo pojednania Hitlera z Żydami stanęło przed syjonistami amerykańskimi w całej swej grozie w 1938 roku, gdy generał Smuts wysłał swego ministra Obrony, Oswalda Pirow do Niemiec, z misją załagodzenia kwestii żydowskiej. Brytyjski Premier Neville Chamberlain przyklasnął tej inicjatywie: powiedział Pirowi, że największą przeszkodą w unormowaniu stosunków angielsko-niemieckich jest nacisk ze strony międzynarodowego żydostwa, i że łatwiej byłoby mu oprzeć się temu naciskowi, gdyby udało się utemperować Hitlera
Z tymi instrukcjami Mr Pirow udał się do Niemiec. Jak powiada, Hitler pozytywnie przyjął przedstawioną mu konkretną propozycję, i porozumienie stało się możliwe. W tym momencie zainterweniował jednak "los", podobnie jak w przypadku Huye Longa, hrabiego Stołypina, cara Aleksandra II i wielu innych zwolenników pokojowych rozwiązań. W Paryżu młody Żyd zastrzelił niemieckiego dyplomatę, Herr von Rath'a. W Niemczech nastąpiły zamieszki, stanęły w ogniu synagogi, kładąc kres misji Pirow'a. Rabin Wise zaprezentował znajomy obraz doprowadzonego do ostateczności "pół obłąkanego młodzieńca".
Mr Roosvelt natychmiast zareagował:
Co więcej, na chwilę przed wygłoszeniem tego przemówienia wysłał serdeczny telegram aprobujący zajęcie Czechosłowacji przez Hitlera, nie dostrzegając w tym nic sprzecznego z cywilizacją XX wieku. W tym właśnie momencie porzuciłem dziennikarstwo, nie mogąc dłużej znieść sytuacji, gdzie kłamstwo poczęło dominować nad "wiadomościami"
https://www.henrymakow.com/upload_images/fdr-poster.jpg
Fragment książki "Tajemnice Syjonu"
#jfe #usa #ciekawostkihistoryczne
Widmo pojednania Hitlera z Żydami stanęło przed syjonistami amerykańskimi w całej swej grozie w 1938 roku, gdy generał Smuts wysłał swego ministra Obrony, Oswalda Pirow do Niemiec, z misją załagodzenia kwestii żydowskiej. Brytyjski Premier Neville Chamberlain przyklasnął tej inicjatywie: powiedział Pirowi, że największą przeszkodą w unormowaniu stosunków angielsko-niemieckich jest nacisk ze strony międzynarodowego żydostwa, i że łatwiej byłoby mu oprzeć się temu naciskowi, gdyby udało się utemperować Hitlera
Z tymi instrukcjami Mr Pirow udał się do Niemiec. Jak powiada, Hitler pozytywnie przyjął przedstawioną mu konkretną propozycję, i porozumienie stało się możliwe. W tym momencie zainterweniował jednak "los", podobnie jak w przypadku Huye Longa, hrabiego Stołypina, cara Aleksandra II i wielu innych zwolenników pokojowych rozwiązań. W Paryżu młody Żyd zastrzelił niemieckiego dyplomatę, Herr von Rath'a. W Niemczech nastąpiły zamieszki, stanęły w ogniu synagogi, kładąc kres misji Pirow'a. Rabin Wise zaprezentował znajomy obraz doprowadzonego do ostateczności "pół obłąkanego młodzieńca".
Mr Roosvelt natychmiast zareagował:
"Wiadomości ostatnich paru dni z Niemiec głęboko wstrząsnęły opinią publiczną w Stanach Zjednoczonych…Trudno mi uwierzyć, że w cywilizowanym dwudziestym wieku mogą wydarzyć się podobne rzeczy….Poinstruowałem naszego ambasadora w Berlinie, aby natychmiast powrócił na konsultacje"Słowa te odnosiły się do palenia synagog (o morderstwie Mr Roosvelt nie wspomniał ani słowa.) Środkowe zdanie było oczywiście nieprawdą, jako że Mr Roosvelt "był świadkiem" wysadzania dynamitem chrześcijańskich kościołów i katedr w skomunizowanej Rosji, co nie przeszkodziło mu rozpocząć swej prezydentury od niezwłocznego uznania rządu odpowiedzialnego za te czyny.
Co więcej, na chwilę przed wygłoszeniem tego przemówienia wysłał serdeczny telegram aprobujący zajęcie Czechosłowacji przez Hitlera, nie dostrzegając w tym nic sprzecznego z cywilizacją XX wieku. W tym właśnie momencie porzuciłem dziennikarstwo, nie mogąc dłużej znieść sytuacji, gdzie kłamstwo poczęło dominować nad "wiadomościami"
https://www.henrymakow.com/upload_images/fdr-poster.jpg
Fragment książki "Tajemnice Syjonu"
#jfe #usa #ciekawostkihistoryczne
12
Weterani Powstania Styczniowego przyglądający się defiladzie. Rok 1936
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
#historia #ciekawostkihistoryczne
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
#historia #ciekawostkihistoryczne
9
Amerykanie przyznają: Serbia trafiła dwa F-117defence24.pl
W czasie Operacji Allied Force w marcu 1999 roku serbska obrona powietrzna zdołała trafić nie jeden, jak dotychczas podawano, ale dwa bombowce F-117 Nighthawk. Przyznaje to w podcastowym wspomnieniu Afterburn płk Charlie „Tuna” Hainline, który nad Belgradem omal nie stracił swojego skrzydłowego. Sprawę opisał na początku grudnia portal The Drive.
#lotnictwo #usa #serbia #technologia #ciekawostkihistoryczne #historia #samoloty
https://www.defence24.pl/amerykanie-przyznaja-serbia-trafila-dwa-f-117
#lotnictwo #usa #serbia #technologia #ciekawostkihistoryczne #historia #samoloty
https://www.defence24.pl/amerykanie-przyznaja-serbia-trafila-dwa-f-117
10
Genetycy: Białorusini i Polacy to genetyczni bliźniacy, Rosjanie to nawet nie Słowianie.
Genetycy: Białorusini i Polacy to bracia bliźniacy, Rosjanie to nawet nie Słowianie
20.08.2018, 17:15 / remove_red_eye18996 / chat_bubble0
Badania naukowców nad pulą genów obalają pojęcie „wschodnich Słowian”, w tym mit tak zwanego „państwa związkowego”, że Rosjanie i Białorusini to prawie jeden naród: Białorusini są genetycznie dalecy od Rosjan, ale w rzeczywistości są identyczni z Polakami.
Genetycy: Białorusini i Polacy to bracia bliźniacy, Rosjanie to nawet nie Słowianie
Zdjęcie: postnauka.ru
Białorusini i Rosjanie są tak różni, że po wiekach propagandy o „pokrewnej krwi Białorusinów i Rosjan” trudno w to uwierzyć, ale wydaje się to konieczne. Wyniki badania mówią same za siebie: genetycznie Rosjanie wcale nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale Finami. A genetyczni Białorusini też nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale… Zachodni, a Białorusini praktycznie nie różnią się genetycznie od Polaków, to znaczy nie od Rosjan, ale od Polaków, Białorusini są „braćmi bliźniakami” na poziomie genetycznym. Vadim Rostov, gumilev-center.ru pisze o sensacyjnych badaniach .
Co więcej, grupa „Słowian Wschodnich” została wymyślona przez rosyjskich propagandystów czasów carskich, aby usprawiedliwić zniewolenie sąsiednich ludów - okazuje się, że Ukraińcy, podobnie jak Rosjanie, nie mają nic wspólnego ani ze „Słowianami Wschodnimi”, ani ze Słowianami w ogóle.
„Rosyjscy naukowcy ukończyli i przygotowują do publikacji pierwsze na dużą skalę badanie puli genów narodu rosyjskiego. Publikacja wyników może mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla Rosji i porządku światowego ”- tak rewelacyjnie zaczyna się publikacja na ten temat w rosyjskim wydaniu Vlast. A sensacja okazała się naprawdę niesamowita - wiele mitów na temat narodowości rosyjskiej okazało się fałszywych. Włączając do tego okazało się, że genetycznie Rosjanie wcale nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale Finami.
ROSJANIE BYŁY FINNAMI
W ciągu kilkudziesięciu lat intensywnych badań antropologom udało się ujawnić wygląd typowego Rosjanina. Są średniej budowy i wzrostu, jasnobrązowe z jasnymi oczami - szarymi lub niebieskimi. Nawiasem mówiąc, w trakcie badań uzyskano również werbalny portret typowego Ukraińca. Standardowy Ukrainiec różni się od Rosjanina kolorem skóry, włosów i oczu - jest ciemnoskórą brunetką o regularnych rysach twarzy i brązowych oczach.
Jednak antropologiczne pomiary proporcji ludzkiego ciała nie są nawet ostatnimi, ale przedostatnimi badaniami nauki, która od dawna dysponuje najdokładniejszymi metodami biologii molekularnej, pozwalającymi na przeczesywanie wszystkich ludzkich genów. Obecnie najbardziej zaawansowane metody analizy DNA to sekwencjonowanie (odczytywanie literami kodu genetycznego) mitochondrialnego DNA i DNA ludzkiego chromosomu Y. Mitochondrialne DNA było przekazywane przez linię żeńską z pokolenia na pokolenie, prawie niezmienione od czasu, gdy przodka ludzkości, Ewa, zeszła z drzewa w Afryce Wschodniej. Chromosom Y jest obecny tylko u mężczyzn i dlatego też jest praktycznie niezmieniony przekazywany potomstwu płci męskiej, podczas gdy wszystkie inne chromosomy, przekazywane z ojca i matki na dzieci, są z natury tasowane, jak talia kart przed rozdaniem.
Zatem w przeciwieństwie do znaków pośrednich (wygląd, proporcje ciała), sekwencjonowanie mitochondrialnego DNA i DNA chromosomu Y jest niepodważalnym i bezpośrednim dowodem stopnia pokrewieństwa ludzi - pisze czasopismo „Vlast”.
Na Zachodzie genetyka populacji ludzkiej z powodzeniem stosuje te metody od dwóch dekad. W Rosji wykorzystano je tylko raz, w połowie lat 90. XX wieku, przy identyfikacji szczątków carskich. Przełom w sytuacji z wykorzystaniem najnowocześniejszych metod badania tytularnego narodu Rosji nastąpił dopiero w 2000 roku. Rosyjska Fundacja Badań Podstawowych przyznała stypendium naukowcom z Laboratorium Genetyki Ludności Człowieka Centrum Medyczno-Genetycznego Rosyjskiej Akademii Nauk Medycznych.
Po raz pierwszy w historii Rosji naukowcy przez kilka lat mogli w pełni skoncentrować się na badaniu puli genów Rosjan. Uzupełnili swoje molekularne badania genetyczne analizą częstości występowania rosyjskich nazwisk w kraju. Metoda ta była bardzo tania, ale jej zawartość informacyjna przerosła wszelkie oczekiwania: porównanie geografii nazwisk z geografią markerów genetycznego DNA wykazało ich prawie całkowity zbieg okoliczności.
Wyniki badań genetyki molekularnej pierwszego w Rosji badania puli genów narodowości tytułowej są obecnie przygotowywane do publikacji w formie monografii „Russian Gene Pool”, która ukaże się pod koniec roku nakładem wydawnictwa „Luch”. Magazyn Vlast zawiera dane badawcze.
Okazało się więc, że Rosjanie wcale nie są „wschodnimi Słowianami”, tylko Finami. Nawiasem mówiąc, te badania na kawałki obaliły słynny mit o „wschodnich Słowianach” - że podobno Białorusini, Ukraińcy i Rosjanie „stanowią grupę wschodnich Słowian”. Jedynymi Słowianami z tych trzech narodów byli tylko Białorusini, ale okazało się, że Białorusini wcale nie są „wschodnimi Słowianami”, tylko zachodnimi, bo praktycznie nie różnią się genetycznie od Polaków. Tak więc mit „pokrewnej krwi Białorusinów i Rosjan” został całkowicie zniszczony: Białorusini okazali się praktycznie identyczni z Polakami, Białorusini genetycznie są bardzo daleko od Rosjan, ale bardzo blisko Czechów i Słowaków.
Ale Finowie z Finlandii okazali się genetycznie znacznie bliżej Rosjan niż Białorusini. Tak więc na chromosomie Y odległość genetyczna między Rosjanami a Finami w Finlandii wynosi tylko 30 konwencjonalnych jednostek (bliski związek). A dystans genetyczny między Rosjaninem a tak zwanymi ludami ugrofińskimi (Mari, Wepsowie, Mordowianie itp.) Mieszkający na terytorium Federacji Rosyjskiej wynosi 2-3 jednostki. Mówiąc najprościej, są genetycznie IDENTYCZNE. W związku z tym magazyn Vlast zauważa: „A twarde oświadczenie estońskiego ministra spraw zagranicznych z 1 września na posiedzeniu Rady UE w Brukseli (po wypowiedzeniu przez stronę rosyjską traktatu granicznego z Estonią) o dyskryminacji narodów ugrofińskich rzekomo spokrewnionych z Finami w Federacji Rosyjskiej traci sens. ... Jednak ze względu na moratorium zachodnich naukowców, rosyjskie MSZ nie mogło zasadnie oskarżać Estonii o ingerowanie w nasze wewnętrzne, można nawet powiedzieć, sprawy ściśle z nimi związane ”. Ta filipińska jest tylko jednym aspektem masy sprzeczności, które się pojawiły.
Ponieważ najbliższymi krewnymi Rosjan są Finno-Ugryjczycy i Estończycy (w rzeczywistości to ci sami ludzie, bo różnica 2-3 jednostek tkwi tylko w jednym narodzie), to rosyjskie dowcipy o „zahamowanych Estończykach” są dziwne, kiedy sami Rosjanie są tymi Estończykami. Ogromny problem dla Rosji pojawia się także w samoidentyfikacji siebie jako rzekomo „Słowian”, ponieważ genetycznie Rosjanie nie mają ze Słowianami nic wspólnego. W micie o „słowiańskich korzeniach Rosjan” rosyjscy naukowcy postawili gruby punkt: w Rosjanach nie ma nic ze Słowian. Istnieje tylko prawie słowiański język rosyjski, ale zawiera również 60-70% słownictwa niesłowiańskiego, więc Rosjanin nie jest w stanie zrozumieć języków Słowian, chociaż prawdziwy Słowianin rozumie wszystkie języki słowiańskie ze względu na podobieństwo (z wyjątkiem rosyjskiego).
Wyniki analizy mitochondrialnego DNA wykazały, że jeszcze jednym bliskim krewnym Rosjan, poza Finami z Finlandii, są Tatarzy: Rosjanie od Tatarów znajdują się w tej samej odległości genetycznej 30 jednostek konwencjonalnych, co ich oddziela od Finów.
Nie mniej rewelacyjne okazały się dane dotyczące Ukrainy. Okazało się, że pod względem genetycznym populacja wschodniej Ukrainy jest ugrofińska: Ukraińcy wschodni praktycznie nie różnią się od Rosjan, Komi, Mordowian, Mari. To jeden z Finów, który kiedyś miał własny wspólny język fiński. Ale w przypadku Ukraińców z zachodniej Ukrainy wszystko okazało się jeszcze bardziej nieoczekiwane. To wcale nie są Słowianie, tak jak nie są to „rusofini” Rosji i wschodniej Ukrainy, ale zupełnie inna grupa etniczna: dystans genetyczny między Ukraińcami ze Lwowa a Tatarami wynosi tylko 10 jednostek.
Tak bliskie pokrewieństwo zachodnich Ukraińców z Tatarami można tłumaczyć sarmackimi korzeniami starożytnych mieszkańców Rusi Kijowskiej. Oczywiście we krwi zachodnich Ukraińców jest pewien składnik słowiański (są oni genetycznie bardziej zbliżeni do Słowian niż Rosjan), ale to nadal nie są Słowianie, tylko Sarmaci. Antropologicznie charakteryzują się szerokimi kośćmi policzkowymi, ciemnymi włosami i brązowymi oczami, ciemnymi (a nie różowymi, jak u rasy kaukaskiej) sutkami.
W magazynie pisze: „Możesz reagować, jak chcesz, na te stricte naukowe fakty, które pokazują naturalną istotę referencyjnych elektoratów Wiktora Juszczenki i Wiktora Janukowycza. Nie da się jednak oskarżyć rosyjskich naukowców o fałszowanie tych danych: wtedy oskarżenie automatycznie rozprzestrzeni się na ich zachodnich kolegów, którzy od ponad roku zwlekają z publikacją tych wyników, każdorazowo przedłużając moratorium. Pismo ma rację: dane te jasno wyjaśniają głęboki i trwały rozłam w społeczeństwie ukraińskim, gdzie w rzeczywistości pod nazwą „Ukraińcy” żyją dwie zupełnie różne grupy etniczne. Co więcej, imperializm rosyjski weźmie te dane naukowe do swojego arsenału - jako kolejny (już poważny i naukowy) argument za „poszerzeniem” terytorium Rosji o wschodnią Ukrainę.
A co z mitem o „Słowianach-Rosjanach”?
Rozpoznając te dane i próbując je wykorzystać, rosyjscy stratedzy mają tu do czynienia z tak zwanym „mieczem obosiecznym”: w tym przypadku cała narodowa samoidentyfikacja narodu rosyjskiego jako „słowiańskiego” będzie musiała zostać zrewidowana, a koncepcja „pokrewieństwa” z Białorusinami cały świat słowiański - nie na poziomie badań naukowych, ale na poziomie politycznym.
Magazyn publikuje również mapę wskazującą obszar, na którym nadal zachowały się „prawdziwie rosyjskie geny” (czyli fińskie). Geograficznie terytorium to „zbiega się z Rosją w czasach Iwana Groźnego” i „wyraźnie pokazuje konwencjonalność niektórych granic państwowych” - pisze magazyn. Mianowicie: ludność Briańska, Kurska i Smoleńska wcale nie jest rosyjska (czyli fińska), ale białorusko-polska - identyczna z genami Białorusinów i Polaków. Ciekawostką jest fakt, że w średniowieczu granica między Wielkim Księstwem Litewskim a Moskwą była właśnie granicą etniczną między Słowianami i Finami (nawiasem mówiąc, wtedy przebiegała przez nią wschodnia granica Europy). Dalszy imperializm Rosji moskiewskiej, która zaanektowała sąsiednie terytoria, wyszedł poza etnicznych Moskali i przejął już obce grupy etniczne.
CZYM JEST ROSJA?
Te nowe odkrycia rosyjskich naukowców pozwalają na świeże spojrzenie na całą politykę średniowiecznego Moskwy, w tym na jego koncepcję „Rusi”. Okazuje się, że „naciąganie rosyjskiego koca na siebie” przez Moskwę tłumaczy się czysto etnicznie, genetycznie. Tak zwana „Święta Rosja” w koncepcji RKP Moskwy i rosyjskich historyków została ukształtowana przez powstanie Moskwy w Hordzie, a jak napisał np. Lew Gumilow w książce „Z Rosji do Rosji”, z tego samego powodu Ukraińcy i Białorusini przestali być Rusinami. przestał być Rosją.
Jest jasne, że istniały dwie zupełnie różne Rusi. Jeden, zachodni, żył własnym życiem Słowian, zjednoczonych w Wielkim Księstwie Litewskim i Rosji. Inna Rosja - Rosja Wschodnia (a dokładniej Moskiewska - bo wtedy nie była uważana za Rosję) - weszła na 300 lat do bliskiej etnicznie Hordy, w której następnie przejęła władzę i uczyniła z niej „Rosję” jeszcze przed podbiciem Nowogrodu i Pskowa do Hordy-Rosji. To właśnie tę drugą Rosję - Rusię fińskiego etnosu - Rosyjska Cerkiew Prawosławna w Moskwie i rosyjscy historycy nazywają „Świętą Rosją”, pozbawiając jednocześnie Zachodniej Rosji prawa do czegoś „rosyjskiego”. ). Znaczenie jest jasne: ten fiński Rosjanin miał niewiele wspólnego z oryginalnym słowiańskim rosyjskim.
Wielowiekowa konfrontacja Wielkiego Księstwa Litewskiego z Moskwą (którzy wydawali się mieć coś wspólnego w Rosji z Rurykowiczami i w wierze kijowskiej, a książętami Wielkiego Księstwa Litewskiego Witowt-Jurij i Jagiełło-Jakow byli od urodzenia prawosławni, byli Rurykowiczami i wielkimi książętami Rosji, poza rosyjskim nie było innego języka wiedział) - jest to konfrontacja między krajami różnych grup etnicznych: Wielkie Księstwo Litewskie skupiło Słowian, a moskiewskie - Finowie. W rezultacie przez wiele stuleci zderzały się ze sobą dwie Rusie - słowiańska ON i fińska moskiewska.
Tłumaczy to także rażący fakt, że Moskwa NIGDY podczas pobytu w Hordzie nie wyraziła chęci powrotu do Rosji, uwolnienia się od Tatarów, wstąpienia do Wielkiego Księstwa Litewskiego. A jego zdobycie Nowogrodu było spowodowane właśnie negocjacjami Nowogrodu w sprawie przystąpienia do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tę rusofobię Moskwy i jej „masochizm” („jarzmo Hordy jest lepsze niż WKL”) można wytłumaczyć jedynie różnicami etnicznymi między pierwotną Rosją i etniczną bliskością ludów Hordy.
To ta różnica genetyczna ze Słowianami wyjaśnia odrzucenie przez Moskwę europejskiego stylu życia, nienawiść do Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polaków (czyli Słowian w ogóle), wielką miłość do tradycji wschodnich i azjatyckich. Dane badawcze rosyjskich naukowców muszą znaleźć odzwierciedlenie w rewizji ich koncepcji przez historyków. W tym przez długi czas konieczne jest wprowadzenie do nauki historycznej faktu, że nie było jednej Rosji, ale dwie zupełnie różne: Rusia Słowiańska i Ruś Fińska. To wyjaśnienie pozwala zrozumieć i wyjaśnić wiele procesów z naszej średniowiecznej historii, które w obecnej interpretacji wciąż wydają się pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.
O BIAŁORUSIACH
Szczególnym tematem niniejszego opracowania jest tożsamość genetyczna Białorusinów i Polaków. Nie stało się to przedmiotem uwagi rosyjskich naukowców, bo poza Rosją. Ale to jest dla nas bardzo interesujące.
Sam fakt tożsamości genetycznej Polaków i Białorusinów nie jest zaskakujący. Potwierdza to sama historia naszych krajów - główna część grupy etnicznej Białorusinów i Polaków to nie Słowianie, ale słowiańscy Bałtowie Zachodni, ale ich genetyczny "paszport" jest tak bliski słowiańszemu, że praktycznie trudno byłoby znaleźć różnice w genach między Słowianami i Prusami, Mazurami, Dainową , Yatvyagami itp. To jednoczy Polaków i Białorusinów, potomków słowiańskich Bałtów Zachodnich.
Ta wspólnota etniczna tłumaczy również powstanie Państwa Związkowego Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Słynny białoruski historyk V.U. Lastovsky w „Krótkiej historii Białorusi” (Wilno, 1910) pisze, że negocjacje w sprawie utworzenia Związku Białorusinów i Polaków rozpoczęły się dziesięciokrotnie: w 1401, 1413, 1438, 1451, 1499, 1501, 1563, 1564, 1566, 1567. - i zakończył się po raz jedenasty wraz z utworzeniem Unii w 1569 roku. Skąd taka wytrwałość? Oczywiście - tylko ze świadomości społeczności etnicznej, ponieważ grupa etniczna Polaków i Białorusinów powstała po rozpadzie Bałtów Zachodnich.
Ale Czesi i Słowacy, którzy byli również częścią pierwszych w historii Słowiańskiego Związku Narodów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, nie odczuwali już takiej bliskości, ponieważ nie mieli w sobie „komponentu bałtyckiego”. A jeszcze bardziej wyobcowanie było wśród Ukraińców, którzy dostrzegali w tym niewielkie pokrewieństwo etniczne iz czasem weszli w całkowitą konfrontację z Polakami.
Badania rosyjskich genetyków pozwalają spojrzeć na całą naszą historię inaczej, ponieważ wiele wydarzeń politycznych i preferencji politycznych narodów Europy w dużej mierze tłumaczy się genetyką ich grupy etnicznej - która do tej pory pozostawała ukryta przed historykami. To genetyka i genetyczne pokrewieństwo grup etnicznych były najważniejszymi siłami w procesach politycznych średniowiecznej Europy. Stworzona przez rosyjskich naukowców genetyczna mapa narodów pozwala spojrzeć na wojny i sojusze średniowiecza z zupełnie innej perspektywy.
WNIOSKI
Wyniki badań rosyjskich naukowców na temat puli genów narodu rosyjskiego zostaną przez długi czas zasymilowane w społeczeństwie, ponieważ całkowicie obalają wszystkie nasze idee, sprowadzając je do poziomu nienaukowych mitów. Tę nową wiedzę nie tyle trzeba rozumieć, ile trzeba się do niej przyzwyczaić. Teraz pojęcie „Słowian Wschodnich” stało się absolutnie nienaukowe, kongresy Słowian w Mińsku, na których w ogóle nie zbierają się Słowianie z Rosji, ale rosyjskojęzyczni Finowie z Rosji, którzy nie są genetycznie Słowianami i nie mają nic wspólnego ze Słowianami, są nienaukowe. Sam status tych „kongresów Słowian” został całkowicie zdyskredytowany przez rosyjskich naukowców. Zgodnie z wynikami tych badań, naród rosyjski został nazwany przez rosyjskich naukowców nie Słowianami, ale Finami. Ludność wschodniej Ukrainy jest również nazywana Finami, a ludność zachodniej Ukrainy jest genetycznie sarmacka. To znaczy,
Jedynymi Słowianami ze „Wschodnich Słowian” są genetycznie nazywani Białorusinami, ale genetycznie są identyczni z Polakami, co oznacza, że wcale nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale genetycznie Zachodnimi Słowianami. W istocie oznacza to geopolityczny upadek Słowiańskiego Trójkąta „Słowian Wschodnich”, bo Białorusini okazali się genetycznie Polakami, Rosjanami - Finami, a Ukraińcami - Finami i Sarmatami.
Oczywiście propaganda nadal będzie próbowała ukryć ten fakt przed ludnością, ale nie da się ukryć wszytego worka. Podobnie jak nie zamykanie ust przed naukowcami, nie ukrywanie ich najnowszych badań genetycznych. Nie można zatrzymać postępu naukowego. Dlatego odkrycia rosyjskich naukowców są nie tylko naukową sensacją, ale BOMBĄ zdolną do podważenia wszystkich istniejących podstaw idei narodów. Dlatego rosyjski magazyn „Vlast” ocenił ten fakt niezwykle zaniepokojony: „Rosyjscy naukowcy ukończyli i przygotowują do publikacji pierwsze na dużą skalę badanie puli genów narodu rosyjskiego. Publikacja wyników może mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla Rosji i porządku światowego ”. Magazyn nie przesadził.
#ciekawostki #genetyka #biologia #ciekawostkihistoryczne #polska #europa #rosja #ukraina
20.08.2018, 17:15 / remove_red_eye18996 / chat_bubble0
Badania naukowców nad pulą genów obalają pojęcie „wschodnich Słowian”, w tym mit tak zwanego „państwa związkowego”, że Rosjanie i Białorusini to prawie jeden naród: Białorusini są genetycznie dalecy od Rosjan, ale w rzeczywistości są identyczni z Polakami.
Genetycy: Białorusini i Polacy to bracia bliźniacy, Rosjanie to nawet nie Słowianie
Zdjęcie: postnauka.ru
Białorusini i Rosjanie są tak różni, że po wiekach propagandy o „pokrewnej krwi Białorusinów i Rosjan” trudno w to uwierzyć, ale wydaje się to konieczne. Wyniki badania mówią same za siebie: genetycznie Rosjanie wcale nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale Finami. A genetyczni Białorusini też nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale… Zachodni, a Białorusini praktycznie nie różnią się genetycznie od Polaków, to znaczy nie od Rosjan, ale od Polaków, Białorusini są „braćmi bliźniakami” na poziomie genetycznym. Vadim Rostov, gumilev-center.ru pisze o sensacyjnych badaniach .
Co więcej, grupa „Słowian Wschodnich” została wymyślona przez rosyjskich propagandystów czasów carskich, aby usprawiedliwić zniewolenie sąsiednich ludów - okazuje się, że Ukraińcy, podobnie jak Rosjanie, nie mają nic wspólnego ani ze „Słowianami Wschodnimi”, ani ze Słowianami w ogóle.
„Rosyjscy naukowcy ukończyli i przygotowują do publikacji pierwsze na dużą skalę badanie puli genów narodu rosyjskiego. Publikacja wyników może mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla Rosji i porządku światowego ”- tak rewelacyjnie zaczyna się publikacja na ten temat w rosyjskim wydaniu Vlast. A sensacja okazała się naprawdę niesamowita - wiele mitów na temat narodowości rosyjskiej okazało się fałszywych. Włączając do tego okazało się, że genetycznie Rosjanie wcale nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale Finami.
ROSJANIE BYŁY FINNAMI
W ciągu kilkudziesięciu lat intensywnych badań antropologom udało się ujawnić wygląd typowego Rosjanina. Są średniej budowy i wzrostu, jasnobrązowe z jasnymi oczami - szarymi lub niebieskimi. Nawiasem mówiąc, w trakcie badań uzyskano również werbalny portret typowego Ukraińca. Standardowy Ukrainiec różni się od Rosjanina kolorem skóry, włosów i oczu - jest ciemnoskórą brunetką o regularnych rysach twarzy i brązowych oczach.
Jednak antropologiczne pomiary proporcji ludzkiego ciała nie są nawet ostatnimi, ale przedostatnimi badaniami nauki, która od dawna dysponuje najdokładniejszymi metodami biologii molekularnej, pozwalającymi na przeczesywanie wszystkich ludzkich genów. Obecnie najbardziej zaawansowane metody analizy DNA to sekwencjonowanie (odczytywanie literami kodu genetycznego) mitochondrialnego DNA i DNA ludzkiego chromosomu Y. Mitochondrialne DNA było przekazywane przez linię żeńską z pokolenia na pokolenie, prawie niezmienione od czasu, gdy przodka ludzkości, Ewa, zeszła z drzewa w Afryce Wschodniej. Chromosom Y jest obecny tylko u mężczyzn i dlatego też jest praktycznie niezmieniony przekazywany potomstwu płci męskiej, podczas gdy wszystkie inne chromosomy, przekazywane z ojca i matki na dzieci, są z natury tasowane, jak talia kart przed rozdaniem.
Zatem w przeciwieństwie do znaków pośrednich (wygląd, proporcje ciała), sekwencjonowanie mitochondrialnego DNA i DNA chromosomu Y jest niepodważalnym i bezpośrednim dowodem stopnia pokrewieństwa ludzi - pisze czasopismo „Vlast”.
Na Zachodzie genetyka populacji ludzkiej z powodzeniem stosuje te metody od dwóch dekad. W Rosji wykorzystano je tylko raz, w połowie lat 90. XX wieku, przy identyfikacji szczątków carskich. Przełom w sytuacji z wykorzystaniem najnowocześniejszych metod badania tytularnego narodu Rosji nastąpił dopiero w 2000 roku. Rosyjska Fundacja Badań Podstawowych przyznała stypendium naukowcom z Laboratorium Genetyki Ludności Człowieka Centrum Medyczno-Genetycznego Rosyjskiej Akademii Nauk Medycznych.
Po raz pierwszy w historii Rosji naukowcy przez kilka lat mogli w pełni skoncentrować się na badaniu puli genów Rosjan. Uzupełnili swoje molekularne badania genetyczne analizą częstości występowania rosyjskich nazwisk w kraju. Metoda ta była bardzo tania, ale jej zawartość informacyjna przerosła wszelkie oczekiwania: porównanie geografii nazwisk z geografią markerów genetycznego DNA wykazało ich prawie całkowity zbieg okoliczności.
Wyniki badań genetyki molekularnej pierwszego w Rosji badania puli genów narodowości tytułowej są obecnie przygotowywane do publikacji w formie monografii „Russian Gene Pool”, która ukaże się pod koniec roku nakładem wydawnictwa „Luch”. Magazyn Vlast zawiera dane badawcze.
Okazało się więc, że Rosjanie wcale nie są „wschodnimi Słowianami”, tylko Finami. Nawiasem mówiąc, te badania na kawałki obaliły słynny mit o „wschodnich Słowianach” - że podobno Białorusini, Ukraińcy i Rosjanie „stanowią grupę wschodnich Słowian”. Jedynymi Słowianami z tych trzech narodów byli tylko Białorusini, ale okazało się, że Białorusini wcale nie są „wschodnimi Słowianami”, tylko zachodnimi, bo praktycznie nie różnią się genetycznie od Polaków. Tak więc mit „pokrewnej krwi Białorusinów i Rosjan” został całkowicie zniszczony: Białorusini okazali się praktycznie identyczni z Polakami, Białorusini genetycznie są bardzo daleko od Rosjan, ale bardzo blisko Czechów i Słowaków.
Ale Finowie z Finlandii okazali się genetycznie znacznie bliżej Rosjan niż Białorusini. Tak więc na chromosomie Y odległość genetyczna między Rosjanami a Finami w Finlandii wynosi tylko 30 konwencjonalnych jednostek (bliski związek). A dystans genetyczny między Rosjaninem a tak zwanymi ludami ugrofińskimi (Mari, Wepsowie, Mordowianie itp.) Mieszkający na terytorium Federacji Rosyjskiej wynosi 2-3 jednostki. Mówiąc najprościej, są genetycznie IDENTYCZNE. W związku z tym magazyn Vlast zauważa: „A twarde oświadczenie estońskiego ministra spraw zagranicznych z 1 września na posiedzeniu Rady UE w Brukseli (po wypowiedzeniu przez stronę rosyjską traktatu granicznego z Estonią) o dyskryminacji narodów ugrofińskich rzekomo spokrewnionych z Finami w Federacji Rosyjskiej traci sens. ... Jednak ze względu na moratorium zachodnich naukowców, rosyjskie MSZ nie mogło zasadnie oskarżać Estonii o ingerowanie w nasze wewnętrzne, można nawet powiedzieć, sprawy ściśle z nimi związane ”. Ta filipińska jest tylko jednym aspektem masy sprzeczności, które się pojawiły.
Ponieważ najbliższymi krewnymi Rosjan są Finno-Ugryjczycy i Estończycy (w rzeczywistości to ci sami ludzie, bo różnica 2-3 jednostek tkwi tylko w jednym narodzie), to rosyjskie dowcipy o „zahamowanych Estończykach” są dziwne, kiedy sami Rosjanie są tymi Estończykami. Ogromny problem dla Rosji pojawia się także w samoidentyfikacji siebie jako rzekomo „Słowian”, ponieważ genetycznie Rosjanie nie mają ze Słowianami nic wspólnego. W micie o „słowiańskich korzeniach Rosjan” rosyjscy naukowcy postawili gruby punkt: w Rosjanach nie ma nic ze Słowian. Istnieje tylko prawie słowiański język rosyjski, ale zawiera również 60-70% słownictwa niesłowiańskiego, więc Rosjanin nie jest w stanie zrozumieć języków Słowian, chociaż prawdziwy Słowianin rozumie wszystkie języki słowiańskie ze względu na podobieństwo (z wyjątkiem rosyjskiego).
Wyniki analizy mitochondrialnego DNA wykazały, że jeszcze jednym bliskim krewnym Rosjan, poza Finami z Finlandii, są Tatarzy: Rosjanie od Tatarów znajdują się w tej samej odległości genetycznej 30 jednostek konwencjonalnych, co ich oddziela od Finów.
Nie mniej rewelacyjne okazały się dane dotyczące Ukrainy. Okazało się, że pod względem genetycznym populacja wschodniej Ukrainy jest ugrofińska: Ukraińcy wschodni praktycznie nie różnią się od Rosjan, Komi, Mordowian, Mari. To jeden z Finów, który kiedyś miał własny wspólny język fiński. Ale w przypadku Ukraińców z zachodniej Ukrainy wszystko okazało się jeszcze bardziej nieoczekiwane. To wcale nie są Słowianie, tak jak nie są to „rusofini” Rosji i wschodniej Ukrainy, ale zupełnie inna grupa etniczna: dystans genetyczny między Ukraińcami ze Lwowa a Tatarami wynosi tylko 10 jednostek.
Tak bliskie pokrewieństwo zachodnich Ukraińców z Tatarami można tłumaczyć sarmackimi korzeniami starożytnych mieszkańców Rusi Kijowskiej. Oczywiście we krwi zachodnich Ukraińców jest pewien składnik słowiański (są oni genetycznie bardziej zbliżeni do Słowian niż Rosjan), ale to nadal nie są Słowianie, tylko Sarmaci. Antropologicznie charakteryzują się szerokimi kośćmi policzkowymi, ciemnymi włosami i brązowymi oczami, ciemnymi (a nie różowymi, jak u rasy kaukaskiej) sutkami.
W magazynie pisze: „Możesz reagować, jak chcesz, na te stricte naukowe fakty, które pokazują naturalną istotę referencyjnych elektoratów Wiktora Juszczenki i Wiktora Janukowycza. Nie da się jednak oskarżyć rosyjskich naukowców o fałszowanie tych danych: wtedy oskarżenie automatycznie rozprzestrzeni się na ich zachodnich kolegów, którzy od ponad roku zwlekają z publikacją tych wyników, każdorazowo przedłużając moratorium. Pismo ma rację: dane te jasno wyjaśniają głęboki i trwały rozłam w społeczeństwie ukraińskim, gdzie w rzeczywistości pod nazwą „Ukraińcy” żyją dwie zupełnie różne grupy etniczne. Co więcej, imperializm rosyjski weźmie te dane naukowe do swojego arsenału - jako kolejny (już poważny i naukowy) argument za „poszerzeniem” terytorium Rosji o wschodnią Ukrainę.
A co z mitem o „Słowianach-Rosjanach”?
Rozpoznając te dane i próbując je wykorzystać, rosyjscy stratedzy mają tu do czynienia z tak zwanym „mieczem obosiecznym”: w tym przypadku cała narodowa samoidentyfikacja narodu rosyjskiego jako „słowiańskiego” będzie musiała zostać zrewidowana, a koncepcja „pokrewieństwa” z Białorusinami cały świat słowiański - nie na poziomie badań naukowych, ale na poziomie politycznym.
Magazyn publikuje również mapę wskazującą obszar, na którym nadal zachowały się „prawdziwie rosyjskie geny” (czyli fińskie). Geograficznie terytorium to „zbiega się z Rosją w czasach Iwana Groźnego” i „wyraźnie pokazuje konwencjonalność niektórych granic państwowych” - pisze magazyn. Mianowicie: ludność Briańska, Kurska i Smoleńska wcale nie jest rosyjska (czyli fińska), ale białorusko-polska - identyczna z genami Białorusinów i Polaków. Ciekawostką jest fakt, że w średniowieczu granica między Wielkim Księstwem Litewskim a Moskwą była właśnie granicą etniczną między Słowianami i Finami (nawiasem mówiąc, wtedy przebiegała przez nią wschodnia granica Europy). Dalszy imperializm Rosji moskiewskiej, która zaanektowała sąsiednie terytoria, wyszedł poza etnicznych Moskali i przejął już obce grupy etniczne.
CZYM JEST ROSJA?
Te nowe odkrycia rosyjskich naukowców pozwalają na świeże spojrzenie na całą politykę średniowiecznego Moskwy, w tym na jego koncepcję „Rusi”. Okazuje się, że „naciąganie rosyjskiego koca na siebie” przez Moskwę tłumaczy się czysto etnicznie, genetycznie. Tak zwana „Święta Rosja” w koncepcji RKP Moskwy i rosyjskich historyków została ukształtowana przez powstanie Moskwy w Hordzie, a jak napisał np. Lew Gumilow w książce „Z Rosji do Rosji”, z tego samego powodu Ukraińcy i Białorusini przestali być Rusinami. przestał być Rosją.
Jest jasne, że istniały dwie zupełnie różne Rusi. Jeden, zachodni, żył własnym życiem Słowian, zjednoczonych w Wielkim Księstwie Litewskim i Rosji. Inna Rosja - Rosja Wschodnia (a dokładniej Moskiewska - bo wtedy nie była uważana za Rosję) - weszła na 300 lat do bliskiej etnicznie Hordy, w której następnie przejęła władzę i uczyniła z niej „Rosję” jeszcze przed podbiciem Nowogrodu i Pskowa do Hordy-Rosji. To właśnie tę drugą Rosję - Rusię fińskiego etnosu - Rosyjska Cerkiew Prawosławna w Moskwie i rosyjscy historycy nazywają „Świętą Rosją”, pozbawiając jednocześnie Zachodniej Rosji prawa do czegoś „rosyjskiego”. ). Znaczenie jest jasne: ten fiński Rosjanin miał niewiele wspólnego z oryginalnym słowiańskim rosyjskim.
Wielowiekowa konfrontacja Wielkiego Księstwa Litewskiego z Moskwą (którzy wydawali się mieć coś wspólnego w Rosji z Rurykowiczami i w wierze kijowskiej, a książętami Wielkiego Księstwa Litewskiego Witowt-Jurij i Jagiełło-Jakow byli od urodzenia prawosławni, byli Rurykowiczami i wielkimi książętami Rosji, poza rosyjskim nie było innego języka wiedział) - jest to konfrontacja między krajami różnych grup etnicznych: Wielkie Księstwo Litewskie skupiło Słowian, a moskiewskie - Finowie. W rezultacie przez wiele stuleci zderzały się ze sobą dwie Rusie - słowiańska ON i fińska moskiewska.
Tłumaczy to także rażący fakt, że Moskwa NIGDY podczas pobytu w Hordzie nie wyraziła chęci powrotu do Rosji, uwolnienia się od Tatarów, wstąpienia do Wielkiego Księstwa Litewskiego. A jego zdobycie Nowogrodu było spowodowane właśnie negocjacjami Nowogrodu w sprawie przystąpienia do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tę rusofobię Moskwy i jej „masochizm” („jarzmo Hordy jest lepsze niż WKL”) można wytłumaczyć jedynie różnicami etnicznymi między pierwotną Rosją i etniczną bliskością ludów Hordy.
To ta różnica genetyczna ze Słowianami wyjaśnia odrzucenie przez Moskwę europejskiego stylu życia, nienawiść do Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polaków (czyli Słowian w ogóle), wielką miłość do tradycji wschodnich i azjatyckich. Dane badawcze rosyjskich naukowców muszą znaleźć odzwierciedlenie w rewizji ich koncepcji przez historyków. W tym przez długi czas konieczne jest wprowadzenie do nauki historycznej faktu, że nie było jednej Rosji, ale dwie zupełnie różne: Rusia Słowiańska i Ruś Fińska. To wyjaśnienie pozwala zrozumieć i wyjaśnić wiele procesów z naszej średniowiecznej historii, które w obecnej interpretacji wciąż wydają się pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.
O BIAŁORUSIACH
Szczególnym tematem niniejszego opracowania jest tożsamość genetyczna Białorusinów i Polaków. Nie stało się to przedmiotem uwagi rosyjskich naukowców, bo poza Rosją. Ale to jest dla nas bardzo interesujące.
Sam fakt tożsamości genetycznej Polaków i Białorusinów nie jest zaskakujący. Potwierdza to sama historia naszych krajów - główna część grupy etnicznej Białorusinów i Polaków to nie Słowianie, ale słowiańscy Bałtowie Zachodni, ale ich genetyczny "paszport" jest tak bliski słowiańszemu, że praktycznie trudno byłoby znaleźć różnice w genach między Słowianami i Prusami, Mazurami, Dainową , Yatvyagami itp. To jednoczy Polaków i Białorusinów, potomków słowiańskich Bałtów Zachodnich.
Ta wspólnota etniczna tłumaczy również powstanie Państwa Związkowego Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Słynny białoruski historyk V.U. Lastovsky w „Krótkiej historii Białorusi” (Wilno, 1910) pisze, że negocjacje w sprawie utworzenia Związku Białorusinów i Polaków rozpoczęły się dziesięciokrotnie: w 1401, 1413, 1438, 1451, 1499, 1501, 1563, 1564, 1566, 1567. - i zakończył się po raz jedenasty wraz z utworzeniem Unii w 1569 roku. Skąd taka wytrwałość? Oczywiście - tylko ze świadomości społeczności etnicznej, ponieważ grupa etniczna Polaków i Białorusinów powstała po rozpadzie Bałtów Zachodnich.
Ale Czesi i Słowacy, którzy byli również częścią pierwszych w historii Słowiańskiego Związku Narodów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, nie odczuwali już takiej bliskości, ponieważ nie mieli w sobie „komponentu bałtyckiego”. A jeszcze bardziej wyobcowanie było wśród Ukraińców, którzy dostrzegali w tym niewielkie pokrewieństwo etniczne iz czasem weszli w całkowitą konfrontację z Polakami.
Badania rosyjskich genetyków pozwalają spojrzeć na całą naszą historię inaczej, ponieważ wiele wydarzeń politycznych i preferencji politycznych narodów Europy w dużej mierze tłumaczy się genetyką ich grupy etnicznej - która do tej pory pozostawała ukryta przed historykami. To genetyka i genetyczne pokrewieństwo grup etnicznych były najważniejszymi siłami w procesach politycznych średniowiecznej Europy. Stworzona przez rosyjskich naukowców genetyczna mapa narodów pozwala spojrzeć na wojny i sojusze średniowiecza z zupełnie innej perspektywy.
WNIOSKI
Wyniki badań rosyjskich naukowców na temat puli genów narodu rosyjskiego zostaną przez długi czas zasymilowane w społeczeństwie, ponieważ całkowicie obalają wszystkie nasze idee, sprowadzając je do poziomu nienaukowych mitów. Tę nową wiedzę nie tyle trzeba rozumieć, ile trzeba się do niej przyzwyczaić. Teraz pojęcie „Słowian Wschodnich” stało się absolutnie nienaukowe, kongresy Słowian w Mińsku, na których w ogóle nie zbierają się Słowianie z Rosji, ale rosyjskojęzyczni Finowie z Rosji, którzy nie są genetycznie Słowianami i nie mają nic wspólnego ze Słowianami, są nienaukowe. Sam status tych „kongresów Słowian” został całkowicie zdyskredytowany przez rosyjskich naukowców. Zgodnie z wynikami tych badań, naród rosyjski został nazwany przez rosyjskich naukowców nie Słowianami, ale Finami. Ludność wschodniej Ukrainy jest również nazywana Finami, a ludność zachodniej Ukrainy jest genetycznie sarmacka. To znaczy,
Jedynymi Słowianami ze „Wschodnich Słowian” są genetycznie nazywani Białorusinami, ale genetycznie są identyczni z Polakami, co oznacza, że wcale nie są „Wschodnimi Słowianami”, ale genetycznie Zachodnimi Słowianami. W istocie oznacza to geopolityczny upadek Słowiańskiego Trójkąta „Słowian Wschodnich”, bo Białorusini okazali się genetycznie Polakami, Rosjanami - Finami, a Ukraińcami - Finami i Sarmatami.
Oczywiście propaganda nadal będzie próbowała ukryć ten fakt przed ludnością, ale nie da się ukryć wszytego worka. Podobnie jak nie zamykanie ust przed naukowcami, nie ukrywanie ich najnowszych badań genetycznych. Nie można zatrzymać postępu naukowego. Dlatego odkrycia rosyjskich naukowców są nie tylko naukową sensacją, ale BOMBĄ zdolną do podważenia wszystkich istniejących podstaw idei narodów. Dlatego rosyjski magazyn „Vlast” ocenił ten fakt niezwykle zaniepokojony: „Rosyjscy naukowcy ukończyli i przygotowują do publikacji pierwsze na dużą skalę badanie puli genów narodu rosyjskiego. Publikacja wyników może mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla Rosji i porządku światowego ”. Magazyn nie przesadził.
#ciekawostki #genetyka #biologia #ciekawostkihistoryczne #polska #europa #rosja #ukraina
19
Himmler starał ukryć przed opinią publiczną swoją fascynację okultyzmem, którą żywił od czasów studenckich. Znaczenie, jakie przywiązywał do tego zagadnienia, potwierdza osoba Karla Marii Wiliguta, który od października 1934 roku sprawował funkcję dyrektora sekcji archiwów Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa, a od stycznia 1936 roku odpowiadał tam za komisje specjalne.
Wiligut, którego nazwisko w SS brzmiało "Weisthor" (młot na Żydów), był emerytowanym pułkownikiem armii austro-węgierskiej i miał już 66 lat, gdy zatrudnił go Himmler. Był on częstym bywalcem w volkistowskich i ezoterycznych kręgach Wiednia przed I WŚ oraz parał się dziennikarstwem. W roku 1930 ukazała się jego książka pt "Runy Zygfryda". Wiligut twierdził, że jest nosicielem tradycji antycznego gockiego plemienia, klanu Asa, a co więcej, "nosi w sobie" sekretne królestwo germańskie. Dzięki posiadanym - jak twierdził - zdolnościom mediumicznym, mógł nawiązać kontakt z przodkami i przywołać liczące tysiące lat wiedze tajemne.
Himmler, głęboko zafascynowany wizjami Wiliguta, próbował wszystkich metod, aby wzmocnić zdolność do pracy starzejącego się idola, głównie przy pomocy lekarstw i zastrzyków, aby zachować jak najwięcej z jego "tajemnej wiedzy". Wiligut przygotowywał dla Himmlera teksty o prehistorii i wczesnej historii oraz o kwestiach religijnych, wysyłał mu również autorskie wiersze. Były pułkownik sugerował np, aby Himmler wprowadził w Niemczech antyczną religię germańską. Głównie jednak przekazywał mu, jak twierdził, ustną tajemną wiedzę "klanu Asa-Uana" pod postacią dziewięciu przykazań boskich, które on sam spisał po raz pierwszy od 1200 roku, jako że "świadectwa na ten temat zostały publicznie spalone przez <<Ludwika Pobożnego>>". Dziewiąte przykazanie brzmiało:
Himmler mimo wszystko nie zarzucił całkowitych stosunków z Wiligutem; w roku 1940 wezwał go na poradę, w celu zaprojektowania emblematu na groby poległych SS-manów, i zgodnie z jego sugestią, w miejsce chrześcijańskiego krzyża, wykorzystać krzyż równoramienny "zgodnie ze starą, pragermańską religią"
#ss #jfe #ciekawostkihistoryczne
Wiligut, którego nazwisko w SS brzmiało "Weisthor" (młot na Żydów), był emerytowanym pułkownikiem armii austro-węgierskiej i miał już 66 lat, gdy zatrudnił go Himmler. Był on częstym bywalcem w volkistowskich i ezoterycznych kręgach Wiednia przed I WŚ oraz parał się dziennikarstwem. W roku 1930 ukazała się jego książka pt "Runy Zygfryda". Wiligut twierdził, że jest nosicielem tradycji antycznego gockiego plemienia, klanu Asa, a co więcej, "nosi w sobie" sekretne królestwo germańskie. Dzięki posiadanym - jak twierdził - zdolnościom mediumicznym, mógł nawiązać kontakt z przodkami i przywołać liczące tysiące lat wiedze tajemne.
Himmler, głęboko zafascynowany wizjami Wiliguta, próbował wszystkich metod, aby wzmocnić zdolność do pracy starzejącego się idola, głównie przy pomocy lekarstw i zastrzyków, aby zachować jak najwięcej z jego "tajemnej wiedzy". Wiligut przygotowywał dla Himmlera teksty o prehistorii i wczesnej historii oraz o kwestiach religijnych, wysyłał mu również autorskie wiersze. Były pułkownik sugerował np, aby Himmler wprowadził w Niemczech antyczną religię germańską. Głównie jednak przekazywał mu, jak twierdził, ustną tajemną wiedzę "klanu Asa-Uana" pod postacią dziewięciu przykazań boskich, które on sam spisał po raz pierwszy od 1200 roku, jako że "świadectwa na ten temat zostały publicznie spalone przez <<Ludwika Pobożnego>>". Dziewiąte przykazanie brzmiało:
"Bóg jest początkiem bez końca - Wszechświatem. Jest doskonałością w nicości, a jednak wszystkim w po trzykroć trzykrotnej wiedzy o wszystkich rzeczach. On zamyka krąg od tego, co świadome, do tego, co nieświadome, a także może się to ponownie stać świadome"Wiligut kilka razy awansował, a w 1936 roku, jako wyraz szczególnego szacunku, Himmler przyznał mu stopień Brigadenfuhrera SS. Na początku 1939 roku Himmler wstrzymał jednak kontakty z Weisthorem. Jednym z powodów był po raz kolejny sprzeciw Hitlera dotyczący wdrażania przez Himmlera jego osobliwej wizji świata. Kolejnym stanowiło odkrycie, że Wiligut spędził trzy lata w salzburskim szpitalu dla umysłowo chorych, a w 1925 roku został prawnie ubezwłasnowolniony.
Himmler mimo wszystko nie zarzucił całkowitych stosunków z Wiligutem; w roku 1940 wezwał go na poradę, w celu zaprojektowania emblematu na groby poległych SS-manów, i zgodnie z jego sugestią, w miejsce chrześcijańskiego krzyża, wykorzystać krzyż równoramienny "zgodnie ze starą, pragermańską religią"
#ss #jfe #ciekawostkihistoryczne
9
3 stycznia 1986 roku zmarł ppłk Jan Zumbach ps. ,,Kaczor Donald'' - As myśliwski, pilot Wojska Polskiego, Uczestnik Bitwy o Anglię i dowódca słynnego Dywizjonu 303
Odznaczony m.in. czterokrotnie Krzyżem Walecznych, i Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari
#historia #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa
Odznaczony m.in. czterokrotnie Krzyżem Walecznych, i Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari
#historia #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa
14
Niezrealizowana ucieczka z zamku Colditz szybowcem zbudowanym z… pościeli.
Dzięki malowniczemu położeniu i renesansowej architekturze, zamek Colditz często określany jest słowem „bajkowy”. Niestety, jego historia nie może kojarzyć się z bajką, lecz co najwyżej z mroczną legendą – na wzór opowieści braci Grimm. W XIX wieku otwarto w jego salach pierwszy w Niemczech szpital psychiatryczny. Po 1933 roku naziści więzili w nim swych przeciwników, a po wybuchu wojny zmienili go w oflag. I choć wydawało się, że z tego miejsca nie ma jak uciec, więźniowie pokazali, że nawet niemożliwe jest… możliwe.
W tradycyjny sposób, czyli tunelem zdecydowała się uciec grupa francuskich oficerów. Niezwykłe w ich planie było to, że wejście do niego usytuowali na… szczycie zamkowej wieży. Tam odkryli stary i nieużywany szyb windy, do którego Niemcy zamurowali wejścia na poszczególnych piętrach, by nie kusiły potencjalnych uciekinierów. To paradoksalnie ułatwiło zadanie Francuzom. Ze szczytu wieży spuszczali się na trzydziestopięciometrowej linie do piwnicy, w której kopano właściwy tunel. Miał on 44 m długości i sięgał 8,5 m w dół. Był całkowicie zelektryfikowany – prąd czerpano z przykościelnej kaplicy. Ziemię z wykopu wywożono do góry, na strych wieży, a wejście do niego zamaskowano dużymi kamieniami. Praca nad tunelem trwała osiem miesięcy – od czerwca 1941 do stycznia 1942, kiedy to Niemcy przypadkowo odkryli wejście przez wieżę i przyłapali budowniczych na gorącym uczynku.
Chyba wszystkie projekty i plany przebili dwaj brytyjscy piloci, Bill Goldfinch i Jack Best. Doszli oni do wniosku, że jeśli droga podziemna jest odcięta, to pozostała jeszcze ta powietrzna i w maju 1944 roku zabrali się do… konstruowania szybowca. Warsztat umieścili na strychu kaplicy, maskując go dobudowaną ścianą. Dołączyli do nich jeszcze dwaj oficerowie – Anthony Rolt i Stooge Wardle. Plany szybowca wykreślił Goldfinch, opierając się na podręczniku „Projektowania samolotów” Latimera Needhama, którą ze zdumieniem odnalazł na półce obozowej biblioteki. Szkielet kadłuba samolotu montowali z łóżek i z kradzionych gdzie się tylko dało kawałków drewna. Do budowy skrzydeł posłużyły deski podłogowe. Z pościeli i poszew uszyli powłokę kadłuba, a linki sterownicze zrobili z ukradzionych w niezamieszkanej części zamku przewodów elektrycznych.
Jak miała odlecieć ta maszyna? Otóż, założono, że w dniu ucieczki, „załoga” szybowca wybije dziurę w zachodniej ścianie, wypchnie samolot na dach i doczepi mu skrzydła o rozpiętości 10 m. Maszyna miała unieść się w powietrzu dzięki katapultowaniu się przy użyciu wanny wypełnionej ziemią i cementem. Konstruktorzy wyliczyli, że ważąca około tony wanna pociągnie szybowiec za sobą i dzięki temu będzie mógł w powietrzu rozwinąć prędkość do 50 km/h. Brytyjczycy skończyli prace w styczniu 1945 roku, ale wobec bliskiego końca wojny nie zdecydowali się na ryzykowny lot. Warto dodać, że do pomysłu brytyjskich jeńców wrócili w 2000 roku autorzy programu „Ucieczka z Colditz”emitowanego w telewizji Channel 4. Chcieli sprawdzić czy szybowiec zbudowany w obozowych warunkach mógł odbyć bezpieczny lot. Dziennikarze zbudowali dokładną replikę maszyny i przeprowadzili udany lot według wskazówek Goldfincha i jego kolegów.
źródło: http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/23820?t=Niezwykle-ucieczki-z-zamku-Colditz
#ciekawostkihistoryczne #historia #iiwojnaswiatowa
Dzięki malowniczemu położeniu i renesansowej architekturze, zamek Colditz często określany jest słowem „bajkowy”. Niestety, jego historia nie może kojarzyć się z bajką, lecz co najwyżej z mroczną legendą – na wzór opowieści braci Grimm. W XIX wieku otwarto w jego salach pierwszy w Niemczech szpital psychiatryczny. Po 1933 roku naziści więzili w nim swych przeciwników, a po wybuchu wojny zmienili go w oflag. I choć wydawało się, że z tego miejsca nie ma jak uciec, więźniowie pokazali, że nawet niemożliwe jest… możliwe.
W tradycyjny sposób, czyli tunelem zdecydowała się uciec grupa francuskich oficerów. Niezwykłe w ich planie było to, że wejście do niego usytuowali na… szczycie zamkowej wieży. Tam odkryli stary i nieużywany szyb windy, do którego Niemcy zamurowali wejścia na poszczególnych piętrach, by nie kusiły potencjalnych uciekinierów. To paradoksalnie ułatwiło zadanie Francuzom. Ze szczytu wieży spuszczali się na trzydziestopięciometrowej linie do piwnicy, w której kopano właściwy tunel. Miał on 44 m długości i sięgał 8,5 m w dół. Był całkowicie zelektryfikowany – prąd czerpano z przykościelnej kaplicy. Ziemię z wykopu wywożono do góry, na strych wieży, a wejście do niego zamaskowano dużymi kamieniami. Praca nad tunelem trwała osiem miesięcy – od czerwca 1941 do stycznia 1942, kiedy to Niemcy przypadkowo odkryli wejście przez wieżę i przyłapali budowniczych na gorącym uczynku.
Chyba wszystkie projekty i plany przebili dwaj brytyjscy piloci, Bill Goldfinch i Jack Best. Doszli oni do wniosku, że jeśli droga podziemna jest odcięta, to pozostała jeszcze ta powietrzna i w maju 1944 roku zabrali się do… konstruowania szybowca. Warsztat umieścili na strychu kaplicy, maskując go dobudowaną ścianą. Dołączyli do nich jeszcze dwaj oficerowie – Anthony Rolt i Stooge Wardle. Plany szybowca wykreślił Goldfinch, opierając się na podręczniku „Projektowania samolotów” Latimera Needhama, którą ze zdumieniem odnalazł na półce obozowej biblioteki. Szkielet kadłuba samolotu montowali z łóżek i z kradzionych gdzie się tylko dało kawałków drewna. Do budowy skrzydeł posłużyły deski podłogowe. Z pościeli i poszew uszyli powłokę kadłuba, a linki sterownicze zrobili z ukradzionych w niezamieszkanej części zamku przewodów elektrycznych.
Jak miała odlecieć ta maszyna? Otóż, założono, że w dniu ucieczki, „załoga” szybowca wybije dziurę w zachodniej ścianie, wypchnie samolot na dach i doczepi mu skrzydła o rozpiętości 10 m. Maszyna miała unieść się w powietrzu dzięki katapultowaniu się przy użyciu wanny wypełnionej ziemią i cementem. Konstruktorzy wyliczyli, że ważąca około tony wanna pociągnie szybowiec za sobą i dzięki temu będzie mógł w powietrzu rozwinąć prędkość do 50 km/h. Brytyjczycy skończyli prace w styczniu 1945 roku, ale wobec bliskiego końca wojny nie zdecydowali się na ryzykowny lot. Warto dodać, że do pomysłu brytyjskich jeńców wrócili w 2000 roku autorzy programu „Ucieczka z Colditz”emitowanego w telewizji Channel 4. Chcieli sprawdzić czy szybowiec zbudowany w obozowych warunkach mógł odbyć bezpieczny lot. Dziennikarze zbudowali dokładną replikę maszyny i przeprowadzili udany lot według wskazówek Goldfincha i jego kolegów.
źródło: http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/23820?t=Niezwykle-ucieczki-z-zamku-Colditz
#ciekawostkihistoryczne #historia #iiwojnaswiatowa
11
5
TRZECIA RZESZA NA RINGU
(na zdjęciu Max Schmeling triumfuje, po zadaniu decydującego ciosu)
22 czerwca 1938 roku na Yankee Stadium doszło do bokserskiej walki o tytuł mistrza świata wszechwag, pomiędzy obrońcą tytułu, afroamerykaninem Joe Luisem, i pretendentem, Niemcem Maxem Schmelingiem. Ich pojedynek wstrząsnął całym światem i wszedł na stałe do historii pięściarskich zmagań. Walka miała być czymś znacznie większym, niż zwykłe bokserskie starcie. Niemcy 3 miesiące wcześniej dokonały anschlussu, w całej Europie szykowano się do wojny. Obie propagandy, nazistowska i amerykańska, uczyniły z pojedynku coś daleko wykraczającego poza sportową rywalizację. Był to pojedynek pomiędzy bitwą o "honor aryjskiej rasy" a obroną demokratycznych ideałów.
Starcie dwóch filozofii. Dobra ze złem. Ameryka kontra Hitler. Sam Joe Luis, co trochę ironiczne, będąc czarnoskórym nie mógł w pełni korzystać z pełni praw demokracji, lecz nie zaprzątał sobie tym głowy. Na kilka dni przed starciem został zaproszony na lunch do Białego Domu przez Roosvelta, który chwytając w ręce prawą pięść championa, serdecznie ją uścisnął, zapewniając;
Schmeling doskonale odrobił pracę domową, wiedział, że atakując, Louis obniża zawsze lewą rękę, odsłaniając podbródek. W tym właśnie upatrywał swojej szansy. W 12 rundzie Joe był już nieźle poobijany. Dolna warga nabrała rozmiarów banana. Zadawał nerwowe ciosy, brak było im ognia. Nigdy dotąd nie walczył jeszcze na tak długim dystansie. Schmeling swoje zadanie realizował z żelazną konsekwencją i co chwilę jego prawa pięść znajdowała dostęp do szczęki rywala.
W pewnej chwili władował Schmelingowi potężny lewy sierp, dobre 15 cm poniżej pasa. Arbiter Arthur Donovan zareagował natychmiast. Louis znów poderwał się do ataku, lecz Max całą serią ciosów rzucił go na liny. Trzasnął kilka razy prawym sierpowym, aż w głowie Louisa eksplodowały miliony gwiazd. Robił co mógł, ale tej nocy za Maxem Schmelingiem stali wszyscy germańscy bogowie. Thor z rodu Azów - władca burzy i piorunów wyposażył prawą rękę Maxa w kilka swoich gromów, zaś bóg wojny Odyn, stary cwaniak i mistrz czarów, czuwał nad taktyczną stroną walki.
Nad ringiem, jak nad polem bitwy, unosiła się Walkiria, jedna z dziewic Odyna, wybierająca tych, którzy mieli polec. Tym razem wybrała Joe Louisa. 42 tysiące widzów na "Yankee Stadium" wydało z siebie przeraźliwy jęk. Joe klęczał na deskach, usiłując rozpaczliwie wspiąć się po linach, ale nie dał rady. W końcu dotarł do niego stłumiony głos arbitra:
#jfe #trzeciarzesza #ciekawostkihistoryczne
Fragment książki "Otto Skorzeny komandos Hitlera", rozdział o walce jest bardzo obszerny, skróciłem go, aby nie tworzyć elaboratu
(na zdjęciu Max Schmeling triumfuje, po zadaniu decydującego ciosu)
22 czerwca 1938 roku na Yankee Stadium doszło do bokserskiej walki o tytuł mistrza świata wszechwag, pomiędzy obrońcą tytułu, afroamerykaninem Joe Luisem, i pretendentem, Niemcem Maxem Schmelingiem. Ich pojedynek wstrząsnął całym światem i wszedł na stałe do historii pięściarskich zmagań. Walka miała być czymś znacznie większym, niż zwykłe bokserskie starcie. Niemcy 3 miesiące wcześniej dokonały anschlussu, w całej Europie szykowano się do wojny. Obie propagandy, nazistowska i amerykańska, uczyniły z pojedynku coś daleko wykraczającego poza sportową rywalizację. Był to pojedynek pomiędzy bitwą o "honor aryjskiej rasy" a obroną demokratycznych ideałów.
Starcie dwóch filozofii. Dobra ze złem. Ameryka kontra Hitler. Sam Joe Luis, co trochę ironiczne, będąc czarnoskórym nie mógł w pełni korzystać z pełni praw demokracji, lecz nie zaprzątał sobie tym głowy. Na kilka dni przed starciem został zaproszony na lunch do Białego Domu przez Roosvelta, który chwytając w ręce prawą pięść championa, serdecznie ją uścisnął, zapewniając;
-Joe, cała Ameryka wierzy w tą pięść!Przystępując do spotkania z Louisem, Niemiec miał stoczone 51 walk, z których 43 wygrał, w tym 32 przed czasem, 5 przegrał, a 3 były remisowe. Na koncie "Brązowego Bombardiera" widniało 27 pojedynków, wszystkie wygrane, z czego 23 przez k.o. - Louis znajdował się w świetnej dyspozycji i był zdecydowanym faworytem, w stosunku 10:1.
Schmeling doskonale odrobił pracę domową, wiedział, że atakując, Louis obniża zawsze lewą rękę, odsłaniając podbródek. W tym właśnie upatrywał swojej szansy. W 12 rundzie Joe był już nieźle poobijany. Dolna warga nabrała rozmiarów banana. Zadawał nerwowe ciosy, brak było im ognia. Nigdy dotąd nie walczył jeszcze na tak długim dystansie. Schmeling swoje zadanie realizował z żelazną konsekwencją i co chwilę jego prawa pięść znajdowała dostęp do szczęki rywala.
W pewnej chwili władował Schmelingowi potężny lewy sierp, dobre 15 cm poniżej pasa. Arbiter Arthur Donovan zareagował natychmiast. Louis znów poderwał się do ataku, lecz Max całą serią ciosów rzucił go na liny. Trzasnął kilka razy prawym sierpowym, aż w głowie Louisa eksplodowały miliony gwiazd. Robił co mógł, ale tej nocy za Maxem Schmelingiem stali wszyscy germańscy bogowie. Thor z rodu Azów - władca burzy i piorunów wyposażył prawą rękę Maxa w kilka swoich gromów, zaś bóg wojny Odyn, stary cwaniak i mistrz czarów, czuwał nad taktyczną stroną walki.
Nad ringiem, jak nad polem bitwy, unosiła się Walkiria, jedna z dziewic Odyna, wybierająca tych, którzy mieli polec. Tym razem wybrała Joe Louisa. 42 tysiące widzów na "Yankee Stadium" wydało z siebie przeraźliwy jęk. Joe klęczał na deskach, usiłując rozpaczliwie wspiąć się po linach, ale nie dał rady. W końcu dotarł do niego stłumiony głos arbitra:
-Ten! And you are out!Powrót Schmelinga do Berlina stał się świętem nazistowskiej propagandy. Setki tysięcy ludzi witały swojego bohatera kwiatami, czerwone flagi ze swastykami dumnie łopotały na wietrze. Goebbels był zachwycony, to samo Adolf H., którego teorie rasowe znalazły potwierdzenie na ringu bokserskim. Max razem z żoną zostali honorowymi gośćmi, podczas uroczystego obiadu wydanego przez Fuhrera w Obersalzberg. Hitler podczas biesiady zagadnął boksera:
-Panu jest łatwiej, drogi Maxie - powiedział z uśmiechem. - Panu jest dane dokonywać zemsty jedynie za pomocą pięści. I ja pragnąłbym tego.https://boxrec.com/media/images//thumb/2/2c/Max-Schmeling_KO_12_Joe-Louis.jpg/400px-Max-Schmeling_KO_12_Joe-Louis.jpg
#jfe #trzeciarzesza #ciekawostkihistoryczne
Fragment książki "Otto Skorzeny komandos Hitlera", rozdział o walce jest bardzo obszerny, skróciłem go, aby nie tworzyć elaboratu
9
Goring i IQ
Gdy Goring trafił do Mondorf (przejściowy areszt przed Norymbergą) miał ze sobą dwie walizki parakodeiny. Komendant więzienia, pułkownik Andrus, w żartach powtarzał, że Niemiec przypominał handlarza narkotyków.
Więzienny psycholog pewnego razu zarządził test na inteligencję w jego celi. Gdy wszedł, Goring był w nieco depresyjnym nastroju, ale ożywił się po kilku minutach rozmowy (lekarze w czasie pobytu w więzieniu stopniowo zmniejszali mu dawki morfiny i parakodeiny, aż wyleczyli go z nałogu). Na wyzwanie, jakie stanowił test, reagował z czujnym zainteresowaniem, a pod koniec jego części (zakres pamięci) zachowywał się niczym błyskotliwy, egoistyczny uczeń, chcący popisać się przed nauczycielem. Chichotał z radości, gdy psycholog okazywał zaskoczenie jego umiejętnościami zapamiętywania liczb o wzrastającej trudności. Niecierpliwie klepał się po udach i tłukł w pryczę, gdy pomylił kolejność i prosił o trzecie, czwarte podejście: "Och, proszę dać spokój, pozwolić na drugą próbę, potrafię to zrobić!". Gdy, ku zdumieniu psychologa, wreszcie mu się to udało, ledwie potrafił opanować radość i ukryć dumę.
Ten model kontaktu utrzymywał się przez cały czas trwania testu; "egzaminator" zachęcał go uwagami o tym, jak niewielu ludzi potrafi uporać się z kolejnym zadaniem, a Goring odpowiadał niczym popisujący się uczniak. Goring dawał do zrozumienia, że dotychczas osiągnął najwyższe wskaźniki. Stwierdził, że amerykańscy psycholodzy naprawdę znają się na rzeczy: "Metoda jest dobra - znacznie lepsza, niż bzdury, z którymi wygłupiali się nasi eksperci.
Ostatecznie zajął miejsce na podium , za Schachtem i Seyss-Inquartem
https://atenznowuohistorii.files.wordpress.com/2015/05/dc018f6a-8545-4af3-b1b1-937f3b63ac83_900x.jpg
#jfe #ciekawostkihistoryczne #norymberga
Fragment książki "Proces norymberski trzecia rzesza przed sądem"
Gdy Goring trafił do Mondorf (przejściowy areszt przed Norymbergą) miał ze sobą dwie walizki parakodeiny. Komendant więzienia, pułkownik Andrus, w żartach powtarzał, że Niemiec przypominał handlarza narkotyków.
Więzienny psycholog pewnego razu zarządził test na inteligencję w jego celi. Gdy wszedł, Goring był w nieco depresyjnym nastroju, ale ożywił się po kilku minutach rozmowy (lekarze w czasie pobytu w więzieniu stopniowo zmniejszali mu dawki morfiny i parakodeiny, aż wyleczyli go z nałogu). Na wyzwanie, jakie stanowił test, reagował z czujnym zainteresowaniem, a pod koniec jego części (zakres pamięci) zachowywał się niczym błyskotliwy, egoistyczny uczeń, chcący popisać się przed nauczycielem. Chichotał z radości, gdy psycholog okazywał zaskoczenie jego umiejętnościami zapamiętywania liczb o wzrastającej trudności. Niecierpliwie klepał się po udach i tłukł w pryczę, gdy pomylił kolejność i prosił o trzecie, czwarte podejście: "Och, proszę dać spokój, pozwolić na drugą próbę, potrafię to zrobić!". Gdy, ku zdumieniu psychologa, wreszcie mu się to udało, ledwie potrafił opanować radość i ukryć dumę.
Ten model kontaktu utrzymywał się przez cały czas trwania testu; "egzaminator" zachęcał go uwagami o tym, jak niewielu ludzi potrafi uporać się z kolejnym zadaniem, a Goring odpowiadał niczym popisujący się uczniak. Goring dawał do zrozumienia, że dotychczas osiągnął najwyższe wskaźniki. Stwierdził, że amerykańscy psycholodzy naprawdę znają się na rzeczy: "Metoda jest dobra - znacznie lepsza, niż bzdury, z którymi wygłupiali się nasi eksperci.
Ostatecznie zajął miejsce na podium , za Schachtem i Seyss-Inquartem
https://atenznowuohistorii.files.wordpress.com/2015/05/dc018f6a-8545-4af3-b1b1-937f3b63ac83_900x.jpg
#jfe #ciekawostkihistoryczne #norymberga
Fragment książki "Proces norymberski trzecia rzesza przed sądem"
11
Niemiecki plakat propagandowy, rok 1943. Niemcy lubili na nich podkreślać zniszczenie duchowe, jakie niesie ze sobą bolszewickie zagrożenie
#plakatypropagandowe #ciekawostkihistoryczne #jfe
#plakatypropagandowe #ciekawostkihistoryczne #jfe
21
Bitwa pod Raszynem

Bitwa, która podniosła morale społeczeństwa i udowodniła jak ważny jest talent dowódczy
19 kwietnia 1809 roku w czasie wojny z Austrią na terenie dzisiejszej gminy Raszyn zsoatała stoczona bitwa przez wojska polskie i saskie, dowodzone przez księcia Józefa Poniatowskiego, z korpusem wojsk austriackich, pod dowództwem arcyksięcia Ferdynanda Karola d'Este.
W 1807 r. na mocy Traktatu w Tylży powstała kolebka odrodzonej Polski, co prawda daleka od polskich aspiracji lecz napawająca nadzieją na wskrzeszenie Rzeczypospolitej – Księstwo Warszawskie. Księstwo posiadało ponad 30 000 nieźle wyszkolonych żołnierzy. Jednak Wojsko Polskie nie stacjonowało tylko w kraju lecz zostało rozdysponowane przez Napoleona, m.in. w Hiszpanii, w Gdańsku, na Pomorzu i Dolnym Śląsku.
Z nominacji Napoleona – Wodzem Naczelnym Wojska Polskiego w dniu 21 marca 1809 r. został książę Józef Poniatowski.
Pobici przez Napoleona w 1805 r. Austriacy i w 1806 r. Prusacy chwilowo przestali się liczyć w Europie jako mocarstwa. Austriacy, chcąc pobudzić do działania pruskiego sojusznika, który pobity w 1806 r. przez Napoleona i pozostawał na razie w cieniu, postanowili demonstracyjnie poszukać źródeł łatwego sukcesu. Upatrzyli go w słabym ich zdaniem – Księstwie Warszawskim[3]. Napoleon w tym czasie był zajęty walkami w Hiszpanii.
W dniu 14 kwietnia 1809 r. liczący 32 000 żołnierzy i 94 działa korpus austriacki pod dowództwem księcia Ferdynanda d’Este przekroczył granicę Księstwa Warszawskiego pod Nowym Miastem, podejmując marsz na Warszawę.
Wojsko Polskie pod dowództwem ks. Józefa Poniatowskiego, liczyło ok. 15 500 żołnierzy i 32 działa. Polaków wspierało 1 800 Sasów z 12 działami. Austriacy mieli więc dwukrotną przewagę. J. Poniatowski nie bez przyczyny wybrał pod Raszynem dogodną do obrony pozycję, która była poprzecinana stawami i groblami. Siły polskie były uszykowane następująco:
prawe skrzydło pod dowództwem gen. Łukasza Biegańskiego, liczyło 2 bataliony piechoty i 4 działa;
w centrum było uszykowanych 5 batalionów piechoty, 2 szwadrony jazdy i 23 działa – dowodził nimi saski gen. Polentz;
na lewym skrzydle stały 2 bataliony piechoty i 6 dział pod dowództwem gen. Ludwika Kamienieckiego.
Kluczowej polskiej pozycji, grobli w m. Falenty, o szerokości ok. 6 km, bronił gen. Michał Sokolnicki, który miał 3 bataliony piechoty i 6 dział.
19 kwietnia 1809 r. w godzinach rannych w okolicach Nadarzyna doszło do pierwszych potyczek przedniej straży austriackiej z kawalerią gen. Aleksandra Rożnieckiego. Po południu Austriacy siłami 5 batalionów piechoty, wspieranej 12 działami natarli na pozycje gen. M. Sokolnickiego. Silna obrona polska zmusiła przeciwnika do wprowadzenia do walki dodatkowych 6 batalionów piechoty i 10 dział. Atak austriackich odwodów spowodował przełamanie polskich pozycji. Falenty zostały zdobyte, a oddziały polskie zmuszone do odwrotu. Zaalarmowany o utracie tej ważnej pozycji, ks. J. Poniatowski przybył natychmiast, powstrzymał wycofujących się żołnierzy polskich i przykładem osobistym stając w pierwszej linii z karabinem w ręku, przeprowadził skuteczny kontratak odrzucając Austriaków na pozycje wyjściowe. Ci jednak nie dali za wygraną i wprowadzając świeże siły wsparte artylerią, ponownie zdobyli groblę w Falentach i wtargnęli do Raszyna.
Równolegle do zmagań w centrum ugrupowania walki trwały również na prawym skrzydle polskich pozycji pod Michałowicami. Po przejściowym sukcesie Austriaków i dotarciu pod wieś Puchały, obrona polska powstrzymała, a następnie wyparła nieprzyjaciela.
W tym samym czasie książę J. Poniatowski, przeprowadził manewr polegający na ciągłym ostrzale przez artylerię polsko-saską nacierających batalionów austriackich, a po wykrwawieniu szturmujących, rozkazał polskim batalionom kontratakować. Skutkiem tego działania było wyparcie Austriaków z Raszyna, niestety na wyparcie ich z grobli w Falentach nie starczyło już sił.
Około godz. 21 walka została przerwana. Wojsko Polskie utrzymało główną pozycję obrony, choć w rękach austriackich pozostała grobla w Falentach.
Po bitwie odbyła się narada wojenna, podczas której zadecydowano, że siły polskie wycofają się do Warszawy, gdyż trwanie na pozycji raszyńskiej mogłoby doprowadzić do ich wyniszczenia. Odwrót odbył się w należytym porządku, bez nacisku ze strony Austriaków.
W ocenie polskiego historyka wojskowości, gen. Mariana Kukiela bitwę raszyńską można następująco scharakteryzować:
„Bitwa pod Raszynem ze strony polskiej jest przykładem czystej obrony; Poniatowski do końca pozostawił inicjatywę przeciwnikowi, co jest zrozumiałe przy fatalnym stosunku sił i rozciągłości frontu. Ze strony austriackiej energiczny atak czołowy na dwa kolejno klucze taktyczne, Falenty i Raszyn, połączono w obu przypadkach z manewrem na flankę odpowiedniej grupy naszego wojska. Brak natomiast manewru w większym stylu, chociaż przewaga liczby ułatwiała Austriakom obejście i otoczenie naszej pozycji. Wyjaśnia się to jedynie lekceważeniem przeciwnika, którego uważano przed bitwą za rodzaj milicji niesfornej i niewyćwiczonej”.
Straty polskie w bitwie pod Raszynem wyniosły 450 poległych i ok. 800 rannych żołnierzy. Austriacy stracili ok. 2500 zabitych i rannych.
W krótkim podsumowaniu bitwy, czytamy:
„Bój z dwukrotnie silniejszym przeciwnikiem był taktycznie nierozegrany, moralnie i taktycznie przyniósł duże korzyści Polakom. Austriacy działali bezplanowo, nie wykazując ani inicjatywy, ani manewru. Po prostu rzucali batalion za batalionem, by złamać słabszego przeciwnika. Jeśli chodzi o żołnierza, to z obu stron bił się dobrze. Polacy przeprowadzili w nocy porządny odwrót na Warszawę. Słusznie też Fryderyk August wyraził z Saksonii wojsku 28 kwietnia podziękowanie, stwierdzając, „że dobrze zasłużyło się Ojczyźnie”; przyznał mu 528 krzyży „Virtuti Militari".
Autor: ppłk Ryszard Najczuk.
Bibliografia:
Kozłowski Eligiusz, Wrzosek Mieczysław, Historia oręża polskiego 1795-1939. Warszawa 1984.
Kukiel M., Zarys historii wojskowości w Polsce. Londyn 1949.
Polskie Tradycje Wojskowe, pod red. Józefa W. Dyskanta. Warszawa 1995.
Sikorski J., Zarys dziejów wojskowości powszechnej do końca XIX w. Warszawa 1972.
Topolski Jerzy, Historia Polski. Poznań 2005.
Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, T.2, pod red. J. Sikorskiego. Warszawa 1966.
https://www.wojsko-polskie.pl/raszyn/
#historia #raszyn #bitwa #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne

Bitwa, która podniosła morale społeczeństwa i udowodniła jak ważny jest talent dowódczy
19 kwietnia 1809 roku w czasie wojny z Austrią na terenie dzisiejszej gminy Raszyn zsoatała stoczona bitwa przez wojska polskie i saskie, dowodzone przez księcia Józefa Poniatowskiego, z korpusem wojsk austriackich, pod dowództwem arcyksięcia Ferdynanda Karola d'Este.
W 1807 r. na mocy Traktatu w Tylży powstała kolebka odrodzonej Polski, co prawda daleka od polskich aspiracji lecz napawająca nadzieją na wskrzeszenie Rzeczypospolitej – Księstwo Warszawskie. Księstwo posiadało ponad 30 000 nieźle wyszkolonych żołnierzy. Jednak Wojsko Polskie nie stacjonowało tylko w kraju lecz zostało rozdysponowane przez Napoleona, m.in. w Hiszpanii, w Gdańsku, na Pomorzu i Dolnym Śląsku.
Z nominacji Napoleona – Wodzem Naczelnym Wojska Polskiego w dniu 21 marca 1809 r. został książę Józef Poniatowski.
Pobici przez Napoleona w 1805 r. Austriacy i w 1806 r. Prusacy chwilowo przestali się liczyć w Europie jako mocarstwa. Austriacy, chcąc pobudzić do działania pruskiego sojusznika, który pobity w 1806 r. przez Napoleona i pozostawał na razie w cieniu, postanowili demonstracyjnie poszukać źródeł łatwego sukcesu. Upatrzyli go w słabym ich zdaniem – Księstwie Warszawskim[3]. Napoleon w tym czasie był zajęty walkami w Hiszpanii.
W dniu 14 kwietnia 1809 r. liczący 32 000 żołnierzy i 94 działa korpus austriacki pod dowództwem księcia Ferdynanda d’Este przekroczył granicę Księstwa Warszawskiego pod Nowym Miastem, podejmując marsz na Warszawę.
Wojsko Polskie pod dowództwem ks. Józefa Poniatowskiego, liczyło ok. 15 500 żołnierzy i 32 działa. Polaków wspierało 1 800 Sasów z 12 działami. Austriacy mieli więc dwukrotną przewagę. J. Poniatowski nie bez przyczyny wybrał pod Raszynem dogodną do obrony pozycję, która była poprzecinana stawami i groblami. Siły polskie były uszykowane następująco:
prawe skrzydło pod dowództwem gen. Łukasza Biegańskiego, liczyło 2 bataliony piechoty i 4 działa;
w centrum było uszykowanych 5 batalionów piechoty, 2 szwadrony jazdy i 23 działa – dowodził nimi saski gen. Polentz;
na lewym skrzydle stały 2 bataliony piechoty i 6 dział pod dowództwem gen. Ludwika Kamienieckiego.
Kluczowej polskiej pozycji, grobli w m. Falenty, o szerokości ok. 6 km, bronił gen. Michał Sokolnicki, który miał 3 bataliony piechoty i 6 dział.
19 kwietnia 1809 r. w godzinach rannych w okolicach Nadarzyna doszło do pierwszych potyczek przedniej straży austriackiej z kawalerią gen. Aleksandra Rożnieckiego. Po południu Austriacy siłami 5 batalionów piechoty, wspieranej 12 działami natarli na pozycje gen. M. Sokolnickiego. Silna obrona polska zmusiła przeciwnika do wprowadzenia do walki dodatkowych 6 batalionów piechoty i 10 dział. Atak austriackich odwodów spowodował przełamanie polskich pozycji. Falenty zostały zdobyte, a oddziały polskie zmuszone do odwrotu. Zaalarmowany o utracie tej ważnej pozycji, ks. J. Poniatowski przybył natychmiast, powstrzymał wycofujących się żołnierzy polskich i przykładem osobistym stając w pierwszej linii z karabinem w ręku, przeprowadził skuteczny kontratak odrzucając Austriaków na pozycje wyjściowe. Ci jednak nie dali za wygraną i wprowadzając świeże siły wsparte artylerią, ponownie zdobyli groblę w Falentach i wtargnęli do Raszyna.
Równolegle do zmagań w centrum ugrupowania walki trwały również na prawym skrzydle polskich pozycji pod Michałowicami. Po przejściowym sukcesie Austriaków i dotarciu pod wieś Puchały, obrona polska powstrzymała, a następnie wyparła nieprzyjaciela.
W tym samym czasie książę J. Poniatowski, przeprowadził manewr polegający na ciągłym ostrzale przez artylerię polsko-saską nacierających batalionów austriackich, a po wykrwawieniu szturmujących, rozkazał polskim batalionom kontratakować. Skutkiem tego działania było wyparcie Austriaków z Raszyna, niestety na wyparcie ich z grobli w Falentach nie starczyło już sił.
Około godz. 21 walka została przerwana. Wojsko Polskie utrzymało główną pozycję obrony, choć w rękach austriackich pozostała grobla w Falentach.
Po bitwie odbyła się narada wojenna, podczas której zadecydowano, że siły polskie wycofają się do Warszawy, gdyż trwanie na pozycji raszyńskiej mogłoby doprowadzić do ich wyniszczenia. Odwrót odbył się w należytym porządku, bez nacisku ze strony Austriaków.
W ocenie polskiego historyka wojskowości, gen. Mariana Kukiela bitwę raszyńską można następująco scharakteryzować:
„Bitwa pod Raszynem ze strony polskiej jest przykładem czystej obrony; Poniatowski do końca pozostawił inicjatywę przeciwnikowi, co jest zrozumiałe przy fatalnym stosunku sił i rozciągłości frontu. Ze strony austriackiej energiczny atak czołowy na dwa kolejno klucze taktyczne, Falenty i Raszyn, połączono w obu przypadkach z manewrem na flankę odpowiedniej grupy naszego wojska. Brak natomiast manewru w większym stylu, chociaż przewaga liczby ułatwiała Austriakom obejście i otoczenie naszej pozycji. Wyjaśnia się to jedynie lekceważeniem przeciwnika, którego uważano przed bitwą za rodzaj milicji niesfornej i niewyćwiczonej”.
Straty polskie w bitwie pod Raszynem wyniosły 450 poległych i ok. 800 rannych żołnierzy. Austriacy stracili ok. 2500 zabitych i rannych.
W krótkim podsumowaniu bitwy, czytamy:
„Bój z dwukrotnie silniejszym przeciwnikiem był taktycznie nierozegrany, moralnie i taktycznie przyniósł duże korzyści Polakom. Austriacy działali bezplanowo, nie wykazując ani inicjatywy, ani manewru. Po prostu rzucali batalion za batalionem, by złamać słabszego przeciwnika. Jeśli chodzi o żołnierza, to z obu stron bił się dobrze. Polacy przeprowadzili w nocy porządny odwrót na Warszawę. Słusznie też Fryderyk August wyraził z Saksonii wojsku 28 kwietnia podziękowanie, stwierdzając, „że dobrze zasłużyło się Ojczyźnie”; przyznał mu 528 krzyży „Virtuti Militari".
Autor: ppłk Ryszard Najczuk.
Bibliografia:
Kozłowski Eligiusz, Wrzosek Mieczysław, Historia oręża polskiego 1795-1939. Warszawa 1984.
Kukiel M., Zarys historii wojskowości w Polsce. Londyn 1949.
Polskie Tradycje Wojskowe, pod red. Józefa W. Dyskanta. Warszawa 1995.
Sikorski J., Zarys dziejów wojskowości powszechnej do końca XIX w. Warszawa 1972.
Topolski Jerzy, Historia Polski. Poznań 2005.
Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, T.2, pod red. J. Sikorskiego. Warszawa 1966.
https://www.wojsko-polskie.pl/raszyn/
#historia #raszyn #bitwa #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne
10
Radziecka interwencja w Afganistaniewiekdwudziesty.pl
25 grudnia 1979 roku rozpoczęła się radziecka interwencja w Afganistanie. Przedstawiamy galerię zdjęć dokumentujących ten konflikt.
Siły ZSRR wycofały się z Afganistanu 15 lutego 1989 roku. Interwencja mająca na celu narzucenie sowieckich wpływów i stabilizację sytuacji w kraju nie powiodła się, wspierani przez USA mudżahedini zadawali siłom radzieckim i wojskom marionetkowego rządu afgańskiego znaczne straty. Niedługo po wycofaniu się Armii Czerwonej Afganistan pogrążył się w wojnie domowej, w wyniku której władzę przejęli talibowie.
#zsrr #historia #ciekawostkihistoryczne #zimnawojna #afganistan #geopolityka
https://wiekdwudziesty.pl/radziecka-interwencja-w-afganistanie/
Siły ZSRR wycofały się z Afganistanu 15 lutego 1989 roku. Interwencja mająca na celu narzucenie sowieckich wpływów i stabilizację sytuacji w kraju nie powiodła się, wspierani przez USA mudżahedini zadawali siłom radzieckim i wojskom marionetkowego rządu afgańskiego znaczne straty. Niedługo po wycofaniu się Armii Czerwonej Afganistan pogrążył się w wojnie domowej, w wyniku której władzę przejęli talibowie.
#zsrr #historia #ciekawostkihistoryczne #zimnawojna #afganistan #geopolityka
https://wiekdwudziesty.pl/radziecka-interwencja-w-afganistanie/
6
Pz.Kpfw III Ausf.N. w Muzeum Broni Pancernej w Poznaniumuzeumbronipancernej.pl
Rok 2020, pomimo wielu niedogodności dla Muzeum i chyba wszystkich Państwa, kończy się serią niespodzianek w postaci nowych eksponatów. Do Muzeum przybył samochód pancerny FOX czy niszczyciel czołgów M36 Jackson. Jednak wisienką na torcie jest wyremontowany czołg Pz.Kpfw III Ausf.N.
#polska #militaria #poznan #muzeum #czolgi #historia #ciekawostkihistoryczne #iiirzesza
https://muzeumbronipancernej.pl/jeszcze-jeden-prezent-pod-choinke/
#polska #militaria #poznan #muzeum #czolgi #historia #ciekawostkihistoryczne #iiirzesza
https://muzeumbronipancernej.pl/jeszcze-jeden-prezent-pod-choinke/
6