#smiecizglowy epizod 49

Ponad pół roku później.

Od ostatniego wpisu minęło całkiem sporo czasu, więc chyba czas najwyższy by coś napisać, chociażby parę słów wyjaśnienia.

Prawie wszystkie moje wpisy powstawały w okresie kiedy czułem się najgorzej, kiedy rozpamiętywałem stare dzieje i pogrążałem się w przeszłości, oraz skupiałem się na tym co najgorsze. Wierzyłem, że kiedy porywa cię prąd to trzeba dać się mu porwać, aby nie marnować sił, gdy cię już puści.

Gdy prąd mnie puścił nie było sensu by dalej w niego wpadać. Niby mógłbym, ale po co? Dla tych wpisów, czy po prostu by czuć się źle?

Zacząłem lubić moją pracę. Ze wszystkich jakie miałem to tutaj chciałbym zostać zdecydowanie dłużej. Nie chcę polepszać swojej sytuacji, miejsce w którym teraz się znajduje satysfakcjonuje mnie i to co daje mi życie jest wystarczające. Cieszę się z mojej pracy, że mogę w końcu zająć się sobą, gdy wracam do domu, że nie myślę o niej gdy kończę zmianę i w końcu nie czuję wyrzutów, bo lubię spędzać czas tak jak lubię.

Mam dziewczynę, z którą lubię spędzać czas i chce mi się wracać do domu. Mam kogoś w kim mam oparcie i nie muszę udawać kogoś kim nie jestem. W końcu przestałem mieć wyrzuty. To życie mi pasuje.

W sumie więcej mi nie trzeba, poza kimś z kim mogę to życie ,,marnować” na leżeniu, graniu i rozmowach.

Rzuciłem palenie i jestem wolny od dymu od lutego. Już nawet mnie nie ciągnie żeby do tego wrócić.

Gram sobie w tibie, kiedy mam na to czas i ochotę, w tle słuchając podcastów.

Z byłymi pracodawcami jestem rozliczony i odzyskałem swoje pieniądze. Komornik wszedł im na dom i znalazły się one bardzo szybko. Nawet apelacja od wyroku ich nie uratowała, bo otrzymali rygor natychmiastowej wykonalności.

W sumie śmieszna apelacja, bo streściła się w jednym zdaniu: ,,Nie zgadzam się z wyrokiem”.

Kolejna sprawa została załatwiona.

Zacząłem znowu ćwiczyć i czuję się lepiej. Chociaż ostatnim razem tak mi się spiął mięsień, że dwa tygodnie leżałem na chorobowym.

I o czym mam pisać? O tym że jest dobrze? Że kolejny lvl wbity? Że dostałem podwyżkę? Mam na siłę grzebać się w starych śmieciach?

Już nawet zrezygnowałem z przeglądania internetu, bo to tylko mnie drażni. Co chwilę bombardowany jestem informacjami, które nie są za wesołe, a i tak nic z nimi nie jestem w stanie zrobić.

Skupiłem się na swoim podwórku i mojej rodzinie. Po co mi coś więcej? Niech inni się kłócą, niech inni narzekają. Ja robię swoje.

Oczywiście jest jeszcze jeden powód mojego milczenia i może w którymś momencie do tego wrócę, bez popadania w melancholię. Biorę leki i one mnie tak otumaniają, że napisanie tego ,,krótkiego” tekstu jest ponad moje siły i moją zdolność skupienia.

W każdym razie panowie i panie: Żyję i mam się dobrze!

Czego i wam życzę.
#wychodzimyzprzegrywu #depresja #zaburzeniaosobowosci #chwalesie

18

Cała prawda o zbrodniczym eksperymencie lewarów zwanym „genderyzmem”.
https://streamable.com/5hazps
#lgbt, #zaburzenia, #zaburzeniaosobowości

15

Nie wiem czemu, ale odkąd terapeuta zasugerował że mogę mieć aspargera to zacząłem się lepiej czuć ze samym sobą.

Kiedyś mój ojciec się mnie zapytał czy moimi wspomnieniami za kilka lat będzie to, że w danym roku, miesiącu i dniu grałem w taką i taka grę.

Wtedy mi się wydawało to niewłaściwe. Dzisiaj stwierdzam że to jedne z lepszych wspomnień. W prawdziwym świecie nigdy mnie nie czekało nic dobrego, a przegrane godziny i rozmowy na tsie to jest to za czym tęsknię i co dobrze wspominam.

Źle natomiast wspominam moje wypady z ,,kolegami" i ogólnie cały okres szkoły i wczesnej dorosłości i robieniem wszystkiego żeby być normalnym.

A dobrze mi jest samemu ze sobą. Dziewczynie też nie zależy na wyjazdach i lataniu po imprezach. Mamy siebie i grono bliskich nam osób. Lubimy leżeć w domu i nic nie robić.

Lubię pracować samemu w ciszy. Lubię samotne spacery i lubię grindować w tibi.

I tyle. Czemu się tyle czasu z tym czułem źle? Że taki lekki autyzm jeszcze mi humor poprawił. Taki po prostu jestem. Taki będę szczęśliwy, a mając dziewczynę z podobnym charakterem to tak jakbym wygrał w lotto.

Jest w pytę.
#oswiadczenie #chwalesie #wygryw #asperger #zaburzeniaosobowosci #tibia

12

#smiecizglowy epizod 37

Uwaga, wpis zawiera treści domyślnie uważane za szkodliwe dla społeczeństwa i jednostki. Jeśli jesteś podatny na sugestie i nie potrafisz wyciągać własnych wniosków to lepiej tego nie czytaj.

Znowu będzie o uzależnieniach. Tym razem jednak rozważę to czy są one tak naprawdę szkodliwe i jeszcze raz zwrócę uwagę na przyczynę i skutki oraz ich pomyloną kolejność.

Czasami jest tak, że jakieś zdanie, czy jeden komentarz zmobilizuje mnie do napisania czegoś dłuższego. Jedna iskra, która rozpala cały mój wpis. Nie inaczej było tutaj. Rzuciłem palenie i podałem pod wątpliwość to czy rzucenie faktycznie jest mi potrzebne i co ono mi wnosi. Napisałem także, że więcej zalet widzę w paleniu niż wad. I oczywiście usłyszałem o moim wyparciu, ciężkim uzależnieniu i padł komentarz, który był iskrą:

,,Zrozum – gdybyś nigdy nie palił potrafiłbyś skupić swoje myśli bez problemu i nie potrzebowałbyś do tego szluga. Każdy kto nigdy nie był w to wjebany może to zrobić.”

I bym się może z tym zgodził, gdybym się nie zgadzał. Bo jednak objawy, które opisałem i na które pomogły mi papierosy są ze mną od 12 lat, a palę od 2.

I w sumie dla wielu jest to wygodne. Zwalić winę na coś, a nie na osobę, okoliczności itp. Uświadomiłem sobie, że mój ojciec był alkoholikiem i winą za wszystko mogę obwinić alkohol, bo symptomy, objawy i wszystko inne wskazują na to, że miał z tym problem, jest tylko jeden szkopuł. Nie widziałem żeby pił więcej niż dwa razy w roku…

Ja miałem zawsze problem z nawałnicą myśli i pierwszy epizod mojego tagu pojawił się na długo zanim zacząłem palić. Stres i problemy z rozmawianiem z ludźmi miałem od dawna. Leczyłem się, chodziłem na terapię, brałem leki, które wyrządziły mi więcej szkody niż pożytku, a potem zacząłem palić…

Stres się zmniejszył, byłem bardziej rozluźniony w towarzystwie, łatwiej mi się rozmawiało i stałem się bardziej towarzyski. Odstawiłem leki i głupia nikotyna pomogła mi bardziej niż 10 lat ,,zdrowego” podejścia do tematu. Jednak potrafię usłyszeć, że fajki są problemem, ale jak tłumaczą tę prostą zależność:

Objawy odstawienia mam od 12 lat, a palę od 2.

To jest to ignorowane, bo nie pasuje w ogóle do narracji drugiej strony i każdy patrzy na mnie jak na idiotę.

Inny przykład. Od podobnego okresu czasu, mniej więcej w tym samym okresie bolała mnie głowa. Zaczęło się to 12 lat temu, a wtedy ćwiczyłem intensywnie, zdrowo się odżywiałem, nigdy nie miałem papierosa w ustach (podkreślam: NIGDY!) nie piłem alkoholu. Ból głowy był uciążliwy, ale mijał, chociaż z każdym rokiem był gorszy. Dopiero w tym roku przebadałem się na to, bo ból był uciążliwy, ale ktoś z mojego otoczenia stwierdził, że to wina fajek.

No fajnie, tylko że palę dwa lata, a ból mam tak samo 12 lat…

Pogadamy jak rzucisz… -.-

Oczywiście to ja się wypieram, gadam głupoty i mam problem, a każdy ignoruje to co mówię, więc oczywistym jest, że nie mam ochoty na ten temat dyskutować, a jak ktoś chce mnie przekonać to niech odniesie się do moich argumentów, a nie po raz kolejny mi będzie rzucał puste hasła i cytaty z innych artykułów i porównywanie mnie do ciężko uzależnionych osób, bo niby sobie tłumaczę. Odnieście się do tego co napisałem do tej pory, w przeciwnym razie nie będzie mi się chciało dyskutować na ten temat. Zlewasz mnie i traktujesz z góry. Nie mam zamiaru rozmawiać i przyjmować twoich argumentów. Proste.

I naszła mnie taka myśl, odnośnie uzależnień. Tak naprawdę od wszystkiego możesz się zniewolić i uzależnić. Od wszystkiego. Od swojej partnerki/partnera, od porno, masturbacji, seksu, zakupów, jedzenia, siłowni, joggingu, czytania, kradzieży w sklepie, adrenaliny etc. Etc.

We wszystkim tak naprawdę musisz znaleźć balans i wiedzieć ile możesz robić konkretnej rzeczy, żeby nie przesadzić. Jeść musisz, ale jak będziesz jadł za dużo to przytyjesz i będziesz podatny na choroby, a także ciężko będzie ci się opanować, żeby jeść mniej. Alkohol raz na jakiś czas jest dobry, jednak picie na umór prowadzi do poważnych konsekwencji zdrowotnych i psychicznych. Masturbacja jest dobra, ale jak bijesz niemca po kasku 5 razy dziennie to masz problem. To samo ze wszystkim.

I w sumie tak sobie myślę, że żyjemy w ciekawych czasach, gdzie każda potrzeba może zostać zaspokojona szybko i sprawnie i nie zajmuje ci to myśli. Oczywiście z jednej strony jest to złe, ale jednak nie każdy może zaspokoić swoją potrzebę w inny sposób i musi osiągnąć ten substytut, bo inaczej mózg cię zniszczy domagając się tego.

Jeśli na przykład mamy przedstawiciela klasy robotniczej zwanej #przegryw który hipotetycznie poza pracą nie ma nic i podjął działania, które miały na celu mu pomóc wyrwać się z tego dołka. Na przykład poszedł na siłownię, nofapchallenge już 100 dni, próbował rozmawiać z ludźmi, założył tindera, poszedł do psychiatry, na terapię i w ogóle obrócił swoje życie o 180 stopni. Poświęcił dużo czasu, wysiłku i robił to co dokładnie mu tutaj polecali.

BTW. Ja się słuchałem tych rad i nie polecam, bo wszystkie się gówno warte okazywały, a potem tylko słuchałem, że za mało się staram a jak zacząłem robić na odwrót i przestałem słuchać dobrych duszek to znalazłem swoją równowagę.

A teraz wracając do tematu i mimo wszystko (a bardzo prawdopodobne, że tak było) nie przyniosło to rezultatów to co taka osoba ma zrobić? Oczywiście usłyszy że za mało się starała i to może potrwać nawet tyle, że całe życie mu nie starcza, więc życie to będzie nieustanna walka o coś czego nigdy nie będzie miał. To może czas podejść do tematu trochę inaczej?

Uważam, że nie nauczysz głodnego zasad przy stole. Jak ktoś jest głodny, a ty go uczysz zasad. TJ. Ubierasz go, sadzasz, tłumaczysz mu co i jak, a on ledwo cię słucha, bo nie jadł już trzy dni i aż się trzęsie z głodu, a ty mu tłumaczysz jak ma się zachować, który widelec wziąć w którą rękę, a jak przychodzi jedzenie to nie potrafi się opanować i rzuca się z rękoma na to i zaczyna pożerać zawartość talerza.

Patrzysz z dezaprobatą, ale nie potrafisz zrozumieć jego sytuacji. Wystarczyłoby nie jeść kilka dni, żeby zrozumieć jego położenie. Wolisz jednak patrzeć z góry i nabijać się, że on nawet nie chce poprawy swojej sytuacji.

Jak można komuś powiedzieć, że jak nie będzie pałować wiplera to znacznie to wpłynie na poprawę jego sytuacji. Tak jakby ten najedzony, który uczy zasad tego głodnego powiedział mu, że post dobrze mu zrobi. Nie ma nic lepszego jak koleś, któremu sperma uderza do mózgu i niemal ślini się na widok kobiety. Strasznie to pociągające i wróżę wielu sukcesów takim ludziom, którzy nie potrafią trzeźwo myśleć i tylko myślą o tym, żeby zamoczyć kija, bo ich problemy wtedy magicznie znikną.

Nie znikną, ale dobrze jest mieć cel, którego nigdy się nie osiągnie i słuchać najedzonych ludzi, którzy proponują ci pokutę. Świetnie!

Napisałem to w jednym z moich wpisów: https://lurker.land/post/hLhz5ZJEY (Uzależnienia to skutek, a nie przyczyna problemów), więc jak ktoś chce się dowiedzieć więcej, albo chce zrozumieć mój punkt widzenia to niech leci i przeczyta, inaczej cały wydźwięk tego wpisu może nie mieć sensu.

Nie każdy z nas jest w stanie zaspokoić swoje potrzeby. Niektórzy nawet nigdy nie zaznali żadnej bliskości od drugiej osoby, nawet swojej matki i ciężko takiej osobie zbudować zdrowe relacje. Jednak gdy taka osoba nie potrafi sobie poradzić i na przykład gra w jakieś mmo i rozmawia na ts z obcymi osobami, żeby choć trochę zaspokoić swoje potrzeby interakcji z ludźmi. To nie uważam tego za coś złego. Złe jest wmawianie mu, że to jego wina i jak przestanie to nagle wszystko się poprawi. Alkoholik przestanie pić, a rzeczywistość nadal będzie okropna i wróci do tego. To samo z narkotykami, papierosami etc.

To problemy powodują uzależnienia. Jedyny sposób, żeby móc sobie z nimi poradzić i jakoś złagodzić ból. Samo rzucenie nałogu nie pomoże gdy zakrywają one problemy, bo one po prostu wychodzą. Jakoś osoby, które mają dobre życie i nie mają większych problemów raczej nie myślą, żeby popadać w używki, nawet im to do głowy nie przychodzi, a im ktoś ma większy bagaż emocjonalny tym bardziej w uzależnienia popada.

I może te uzależnienia, w odpowiednich ilościach nie są złe? Skoro nie możesz zaspokoić popędu seksualnego to ulżyj sobie? Ciężko ci nawiązywać relacje to wejdź i pogadaj z randomami, żeby mieć tę cząstkę kontaktu z innymi? Zapal sobie na odstresowanie. Zrób wszystko, żeby móc w miarę normalnie funkcjonować, żeby twoje braki i niemożność zaspokojenia pragnień cię nie paraliżowała. Zrób co musisz, żeby żyć i móc chociaż wstać i iść do pracy, a z uzależnieniami sobie poradzisz jak już będziesz wstał i szedł.

Bo nie sztuką jest wstać i się przewrócić. Sztuką jest iść.
#wychodzimyzprzegrywu #depresja #palenie #nofapchallenge #zaburzeniaosobowosci

7

Depresja, Nerwica, Zaburzenia Osobowości.

Postanowiłem jeden z moich epizodów #smiecizglowy poświęcić dla osób, które chcą wyjść z depresji, przegrywu, lub innego rodzaju chorób psychicznych nęcących ich umysł. Chcę wam przedstawić, co zadziałało u mnie i jak moje życie poprawiło się w stosunku do lat ubiegłych. Nie jest kolorowo, ale jestem w stanie żyć na tyle, żeby nie myśleć codziennie o śmierci i bezsensowności mojego istnienia. Może komuś pomogę, może komuś podam kilka przydatnych według mnie rad, może ktoś walnie pięścią w stół i rozwali go w drzazgi. Oczywiście to nie jest recepta, ani sposób by poradzić sobie z problemami. Po prostu chcę opisać co zadziałało u mnie, ty zrobisz z tą wiedzą co chcesz, możesz nawet wrzucić mnie na czarną listę. Ktoś skorzysta, ktoś straci bezcenny czas, ktoś ten wpis oleje i zostanie zasypany innymi. Poza czasem nie stracisz nic, więc może warto chwilę poczytać.

Nie będę się rozpisywał nad moją historią. Wszystko jest na moim tagu i czasem coś dodaję do mojej historii. Leczenie depresji, zacząłem zdecydowanie za późno. W momencie gdy już mi zaorała w głowie i zmieniła moje postrzeganie świata tak bardzo, że to nie była depresja, a zaburzenie osobowości. Część mnie, która została tak zakorzeniona, że nic mi nie mogło pomóc. Myślenie o śmierci było dla mnie czymś naturalnym tak jak oddychanie.

Nie zdążyłem nawet załatwić swoich spraw za granicą, by wrócić do Polski i się zacząć leczyć, bo psychika mi siadła i wykończyłem się tak, że moje myślenie przeszło w działanie. Ogólnie jednak nic mi się nie stało, ale powrót do Polski, został przyspieszony i rozpocząłem terapię.

Poszedłem na terapię psychoanalityczną i powiem wam, że to co tam doświadczyłem, zmieniło moje myślenie i pozwoliło mi na lepsze funkcjonowanie. Nie myślcie sobie o tym, że będzie tu pitu, pitu o tym jakie to życie jest piękne, ciesz się dniem i jak ktoś ci dokucza to mu mówisz, żeby tego nie robił, bo ci to przeszkadza. Oczywiście takie pitu pitu jest, ale to wszystko miało cię przygotować na walenie po mordzie jakie cię potem czeka.

Zapomniałem wspomnieć. Terapia była grupowa i było w niej 13 osób. Pitu pitu miało na celu wspomóc poczucie bezpieczeństwa grupy, aby potem ludzie zaczęli się otwierać i mówić rzeczy, które nigdy by im przez gardło nie przeszły. W mojej grupie wszyscy dotrwali do końca, bardzo często jednak takie grupy nie kończą w takim samym składzie jak były na początku. Z 13 osób, robi się 7, bo nie dają rady. #blackpill to czuliby się tutaj jak w domu, oczywiście do momentu, aż terapeuci uświadomią ich o drugiej stronie medalu i że jednak faceci mają też swoje za uszami. W każdym razie jak jesteś blackpillowcem to polecam ci iść na terapię, z czysto naukowego powodu. Nauczysz się jak docierać do kobiet i o co im chodzi i nawet nie mając mordy 10/10 dowiesz się jak można do nich dotrzeć.

Ogólne założenia tej terapii to po prostu: Ludzie nie są źli, ani dobrzy, ludzie po prostu są. Co to znaczy? Weźmy na przykład przyrodę. Wilk pożera owce. Wilk jest dobry czy zły? Wilk jest po prostu wilkiem i robi co musi. Owca jest dobra czy zła? Owca jest po prostu owcą itd. Ktoś może powiedzieć ludzie są inni! Mamy moralność, poczucie co jest dobre, a co złe. Nie skupię się na filozofii i skąd ta nasza moralność jest i skąd wiemy, co jest dobre, albo złe. W każdym razie człowiek robi to co robi, bo jest człowiekiem i wiele czynników działało i działa na niego z zewnątrz.

Weźmy na przykład przegrywa oczami normika. Normik miał dobre życie, rodzice byli kochający, niczego nie brakowało. Były gorsze okresy, były lepsze okresy, koniec końców, nie ma jednak na co narzekać. Taka osoba, automatycznie uważa że inni mają tak samo, albo podobnie, nawet jeśli słyszy o głodujących dzieciach, patologii i innych tego typu zjawiskach to przechodzą mu przez głowę jako puste frazesy i wypiera to z głowy. Jeśli ten opis kogoś uraził to podaję teraz przykład:
Maciej lat 24. Mieszka w domu, ma depresję, psioczy na dziewczyny, jest ulany, dodaje wpisy jak to on nie chce żyć i chce pomocy. Gdy ktoś wyciąga do niego rękę to on taką osobę zbeszta i dalej zawinie się w kocyk narzekając na to jaki świat jest okropny, a on sam został skrzywdzony.
Jeśli widzisz w tym kimś nieudacznika, który potrafi się użalać nad sobą i dobrze mu tam gdzie jest:

TO PEWNIE MASZ RACJĘ

Pytanie jednak brzmi czy dostrzegasz tutaj coś więcej? Jeśli nie to opis u góry do ciebie pasuje, bądź sobie urażony i idź sobie, bo ta wiedza tutaj w niczym nie jest ci potrzebna i życie w nieświadomości będzie lepsze. Wierz mi, że wiem co mówię. Ignorancja jest dobra i będziesz szczęśliwy, ja myślałem za dużo i byłem zbyt empatyczny i zobacz gdzie jestem.

Maciej ma dłuższą i gorszą historię życia, która też go zniszczyła i wykształciła go takim jakim jest teraz. Matka mogła go zamykać w schowku na miotły, bo za głośno płakał, ojciec alkoholik, bił go bez wyraźnego powodu. W szkole koledzy sprawdzali ile razy musi dostać w łeb cegłą, żeby zemdleć, a nauczycielka, która powinna pracować w obozach pracy, nie mogąc na niego patrzeć dokuczała mu na tle klasy. Wszystko idzie jak domino i w końcu masz obraz, wystraszonego chłopaka, zamkniętego w domu, który woli siedzieć z patologiczną rodziną, bo na zewnątrz go nie czeka wcale nic lepszego. Jak wyciągniesz do niego rękę, to będzie reagował jak pies bity bez powodu, będzie warczał i gryzł byle byś od niego odszedł, bo zaraz dostanie od ciebie lanie. Takie błędne koło i bardzo ciężko się z tego wydostać, bez pomocy kogoś naprawdę, naprawdę cierpliwego. Bo gryźć i warczeć może na ciebie latami, może już nawet za życia się to nie stanie.

Tak to wygląda z ludźmi, może jesteśmy bardziej rozwinięci, ale jednak to jak reagujemy i funkcjonujemy zależy w dużej mierze od dzieciństwa i tego jak ono nas kształtowało. Inaczej możesz przez to spojrzeć na innych ludzi, nawet na morderców, ale twoje rozumienie, nie oznacza akceptacji. Bo chociaż rozumiem Sebe, bo wywalił gonga frajerowi, jakie miał motywację i o co mu chodziło, to Seba idzie do więzienia i z Sebą to nie chcę mieć za dużo wspólnego. Bo nie jestem terapeutą, lekarzem czy jego rodziną, żeby przejmować się bardziej niż o to, że nie wiem co zjeść na kolację.

Czy takie myślenie pomaga? Zależy jak na to patrzysz. Mi w relacjach międzyludzkich bardzo. Dlaczego? Kiedy znam motywację innych osób, rozumiem ich zachowania o wiele łatwiej jest mi do nich dotrzeć. Jest czas, że mówię im to co chcą usłyszeć i potrafię na tej podstawie osiągnąć jakieś korzyści. Chociaż brzmi to egoistycznie, bo pewnie takie jest to jednak mam jedną, bardzo WIELKĄ wadę, że dobry ze mnie chłopak i nie wykorzystuje ludzi, ponadto co sam jestem w stanie zaoferować.

I tutaj to wygląda tak. Oczywistość dla wielu. Nie ma relacji bezinteresownych, a ci którzy takie relacje prowadzą, często lądują na terapii i lekach. Ty czegoś chcesz ode mnie? Ja chcę czegoś od ciebie. Jeśli tylko dajesz i nic nie bierzesz w zamian to masz idealny przepis na nerwicę. Bo ile można znosić kogoś, kto ciągle bierze, a nie daje ci nic? A narasta w tobie frustracja, bo zazwyczaj takie osoby widząc to, wykorzystują cię! Nawet nieświadomie, bo ludzie są po prostu ludźmi i korzystają z tego. Sam miałem okazję być po drugiej stronie barykady, kiedy tylko brałem, musiałem sam walczyć ze sobą, żeby takiej osoby nie zniszczyć, bo pokusa była zbyt silna i już wolałem zakończyć znajomość niż ją ciągnąć.

Jednak uważam to za wadę, bo trzeba być Skurwysynem! I robić tak by było tobie najlepiej.

Otaczam się teraz jednak ludźmi, którzy to doceniają i jakoś sobie funkcjonuje.

To jednak jedna z wielu rzeczy, które się nauczyłem na terapii, a jest ich o wiele więcej i wspomnę o nich w innych wpisach. Jeśli ktoś dotrwał do końca to dziękuję, za te kilka minut poświęcone na przeczytanie moich wypocin. Jeśli masz pytania to wal śmiało, a ja odpowiem czy to tutaj czy na priv. Czasami moje odpowiedzi są takiej samej długości jak te wpisy.
#smiecizglowy epizod 6
#przegryw #depresja #nerwica #zaburzeniaosobowosci #blackpill #wychodzimyzprzegrywu #przemyslenia #smiecizglowy

7

O życiu szaraczka słów kilka.

Ostatnio widziałem wpis kogoś, kto jedynie wygłosił #gorzkiezale bo zarabia 2k netto miesięcznie, mieszka z rodzicami i nie ma żadnych perspektyw na rozwój. Kasa mu leci, nie ma z czego odłożyć i ogólnie opisał coś co wielu ludzi zna.

Różnie bywa w naszych życiach, może to jego wina, może nie, może powinien bardziej zaciskać pasa, a może zmienić pracę. Dużo tych może. Jednak większość nawet się nie zastanowi i są dla nich tylko dwa rozwiązania: Zaciskaj pas, albo zmień pracę. To prawie tak jak nasz były prezydent powiedział: Weź kredyt i zmień pracę. PROSTE!

Mam wrażenie, że większość tych osób nigdy nie doświadczyła tego co my, albo dopiero to przeżyje. Bo albo wypowiadają się osoby typu programista15k, albo dzieci, które tych pierwszych słuchają, a potem rzeczywistość jest dla nich okrutna. Wiem co mówię, bo sam tak miałem. Po wejściu na rynek pracy, szybko się wyleczyłem z porad internetowych ekspertów.

Większość rzeczy, które widać w internecie odnośnie pracy, jej zmiany i kształcenia się, piszą osoby, które mają na to czas. Są to osoby pracujące w biurze, przy komputerze itp. W każdym razie nie wykonują pracy fizycznej.

Okoliczności zmusiły mnie, żebym zamiast na studia, pójść do pracy. Nie ważne po co i dlaczego. Po prostu uwierzyłem ,,mądrzejszym” od siebie, że po pracy będę miał czas i siłę, żeby się uczyć, pójdę na studia zaoczne i chociaż w dłuższym czasie, to jednak poradzę sobie z nauką, pracą i jeszcze obowiązkami domowymi. Nie żebym im ufał w 100%, że wtedy olałem szkołę, po prostu okoliczności i tak mnie do tego zmusiły. Wyjechałem za granicę, znalazłem pracę, poszedłem na kursy na miejscu uczyć się języka i po roku, lub dwóch latach miałem iść na studia.

Kasę odkładałem, chodziłem na kursy językowe i tak to powoli się ciągnęło. Jednak bardzo szybko moja praca zaczęła mnie wykańczać. Niby robiłem osiem godzin, to jednak było to aż osiem godzin. Cały ten czas to była ciężka praca, z jedną przerwą w ciągu dnia i miałem zero czasu na przemyślenia, odpoczynek, lub żeby się zastanowić. Całe 100% mojego czasu, uwagi i energii lądowało w pracę, a dodając do tego fizyczny wysiłem, po ośmiu godzinach pracy nie miałem na nic siły. Poświęcić głupie pół godziny na naukę, graniczyło u mnie z cudem, nie dlatego, że mi się nie chciało, a dlatego, że po tym czasie i tak nic nie rozumiałem. Straciłem pół godziny, żeby zmusić się do jakiejś aktywności, z której nic nie miałem.

Szkoły wieczorowe? Kursy? Mam niby iść na studia zaoczne?

Nie mogę się skupić 30 min, żeby nauczyć się paru słówek, a ja mam iść na kilkugodzinne wykłady? Weekendy? Jedynie niedziele, bo w sobotę nic ze mnie nie było, bo schodziło ze mnie ciśnienie i miałem tylko jeden dzień na odpoczynek, naukę i załatwienie swoich spraw. Oczywiście robiłem to też w sobotę, ale wtedy nie odpoczywałem ani jednego dnia i następny tydzień kończył się dla mnie następująco: 8-16 w pracy, wracam do domu, zjem, umyję się i idę spać o 18.00 i wstaję następnego dnia przed 7 i póki nie odpocząłem jednego dnia to tak wyglądały wszystkie moje dni, a najdłuższy taki mój okres trwał 2 miesiące.

Posłuchałem rad ,,ekspertów” idź pobiegać, aktywność fizyczna, dobrze działa na ciało. SUPER POMYSŁ! Łapałem się wtedy wszystkiego i różnych sposobów próbowałem, ale wtedy nie wiedziałem, że pisze to gość, który 8 godzin siedzi przy kompie i jemu po takim wysiłku umysłowym, siłownia, bieganie się przyda, ale nie mnie, gdzie pracuję ciężko fizycznie. Biegałem sobie spokojnie, przez kilka miesięcy, aż nogi mi odmówiły posłuszeństwa, bo stoję 8 godzin, biegam codziennie godzinę i jeszcze kupę innych rzeczy robię.

Zmiana pracy? Oczywiście! Były gorsze, były takie same, ale na pewno nie lepsze, niż to co miałem. Bez języka i bez umiejętności udało mi się trafić na stolarkę i jedynie na to mogłem liczyć.

Wykończony, bez perspektyw, z upadłym i tak już wcześniej zdrowiem psychicznym, skończyłem z depresją i na dwa lata zostałem wykluczony z życia społecznego, aby nie odjebać samobója, kiedy miałem na to okazję.

Wróciłem do Polski, dwa lata przeleżałem i przepiłem wszystko co odłożyłem, bo miałem taką traumę, że odkładałem powrót do pracy jak tylko mogłem. Dziś się nawet nie łudzę, że będzie lepiej, że pójdę na studia itp. Życie brutalnie pokazuje, że chcieć to sobie mogę. Szukałem potem pracy prawie pół roku i nikt nigdzie mnie nie chciał. Składałem na kasę do Lidla, na Orlen, produkcję itd. Cokolwiek, byle znowu nie wylądować w tej stolarce, ale jak w końcu stało się, że nie miałbym co jeść, bo na ten moment żarłem tylko naleśniki, bo były dosyć tanie w zrobieniu, to musiałem w to iść. Trzy lata w sumie miałem doświadczenia, więc szybko znalazłem wtedy pracę i skończyło się tak jak wtedy

Praca i do domu. Już nawet się nie łudzę jakimkolwiek rozwojem i zmianą, zaczynam akceptować swój los i nawet źle nie zarabiam jak na głupiego robola. Tylko że chuj mi z pieniędzy, skoro w tym kraju jest jak jest, a jak znów wyjadę to wrócę za pół roku z rozwaloną psychiką, albo w śmieciarce.

Jednak to moja wina, bo przecież jestem leniwy c’nie?

PS. Jak ktoś stwierdzi, że niby przez te dwa lata miałem czas na naukę, to odsyłam do tagu #depresja albo wstrzymajcie się z komentarzem. Kto tego nie doświadczył, nigdy nie zrozumie, co ta choroba robi ci w głowie, więc olej ten okres dwóch lat, albo nic nie pisz. Bo dla moich bliskich to była walka o moje życie, a mi było bez różnicy, o nauce nie wspominając, no bo po co? Ja już mam drzewo upatrzone, na co mi nauka, będę fajnym trupem, z jakąś tam wiedzą, która nic nie znaczy.
#smiecizglowy epizod 3
#przemyslenia #zaburzeniaosobowosci #zalesie

17

Była sobie kiedyś dziewczynka, którą strasznie frasowało to, że jej mama zawsze kroiła kiełbasę na pół, przed wrzuceniem go garnka i ugotowaniu jej. Kierowana swoją dziecięcą ciekawością, zapytała się mamy, dlaczego tak robi. Mama bez namysłu odpowiedziała jej:
- Ponieważ moja mama tak robiła
Dziewczynce jednak nie dawało to spokoju, a odpowiedź nie była dla niej satysfakcjonująca, dlatego poszła do swojej babci i zapytała o to samo, na co ona odpowiedziała:
- Ponieważ moja mama tak robiła.
Odpowiedź była równie niesatysfakcjonująca, więc dziewczynka wybrała się do swojej prababci i zapytała o to samo ją. Prababcia się uśmiechnęła i powiedziała:
- Ponieważ mam za mały garnek

Lubię tę historię. Prawdziwa czy nie, to jednak każdy z nas na pewno się z czymś takim spotkał. Bezmyślnym powtarzaniu schematów, które ktoś nam narzucił i powielaniu ich. Innym może bliższym przykładem jest eksperyment z małpami, o którym czytałem parę lat temu, ale też odnosił się on do tego zjawiska. Będę pisał z pamięci, jak kogoś interesuje faktyczny przebieg eksperymentu to na końcu wkleję link do artykułu. W skrócie:

Naukowcy zamknęli na sali dziesięć małp, a na środku ustawili drabinę, a na jej szczycie koszyk z bananami. Za każdym razem, kiedy jedna małpa się wspięła i wzięła banany, wszystkie pozostałe były lane wodą. Bardzo szybko małpy zauważyły zależność, pomiędzy zbieraniem tych bananów, a laniem wodą, więc jak tylko którą weszła na górę, to gdy schodziła, była bita przez inne małpy. Gdy już nauczono ich tych odruchów, żadna już nigdy nie weszła na drabinę. Naukowcy więc zaczęli wymieniać małpy. W miejsce starej małpy, przychodziła nowa, która niczego nieświadoma, chciała ,,poczęstować” się bananem. Wtedy reszta skutecznie jej to wybijała z głowy i już nawet nie próbowała. Tak samo było z każdą pozostałą małpą. Raz za razem, naukowcy systematycznie wymieniali małpy, aż w końcu ze starej ekipy nie został nikt. Żadna z tych małp nigdy nie doświadczyła lania wodą, jednak zostało w nich to tak zakorzenione, że żadna już nie tknęła koszyczka z bananami.

Myślę, że to idealnie oddaje funkcjonowanie społeczeństwa i naszych zachowań. Sztywne ramy i schematy, które ktoś nam wpoił. Z małpami jest prościej. Podejrzewam, że nie przekazały sobie dlaczego nie wchodzimy na drabinkę i wcale nie potrzebowały sensu i odpowiedzi w tym, reszta narzuciła jej swoją wolę, a ona musiała się dostosować. Tak jak każda inna i ostatecznie ta małpa też brała w tym udział. Nie potrzebowała w tym sensu i logiki, tak jest i już.

My jednak różnimy się od małpy czyż nie?

Cóż. Historia z dziewczynką pokazuje, że nie do końca. Mamy mózg, potrafimy zadawać pytania dlaczego, to czemu ani mama, ani babcia nigdy tego nie zrobiły? Tylko ślepo podążały za tym co ktoś robi?

Strasznie mnie to całe życie drażniło. Zastanawiały mnie zachowania ludzi, które według mnie nie miały sensu, a do tego były narzucone mi jak prawda objawiona. Czułem się jak ta małpa, której ktoś narzuca swoją wolę i nikt nie potrafi mi odpowiedzieć dlaczego. Im bardziej byłem ciekawy, im bardziej chciałem zrozumieć te zachowania tym bardziej byłem sprowadzany do parteru przez ludzi wokół. Mam tak robić i koniec. Moje pytania dlaczego, albo stwierdzenia, że coś nie ma sensu, tak działało ludziom na nerwy, że byłem traktowany z agresją i ludzie wokół mnie zniszczyli. Póki nie nauczyłem się nie zadawać pytań i zostałem sam na sam z moimi myślami. Tak jak w tym eksperymencie. Małpy mnie tłukły, aż wymusiły na mnie posłuszeństwo. Jednak ja już nie powielałem ich zachowań, ale to nieważne.

Zastanówcie się czy macie takie osoby wokół siebie? A może sami już zostaliście sprowadzeni do bezmyślnego powielania schematów? Najprostszy przykład jest dla mnie związany z religią. Instytucja działająca na zasadzie strachu i wzbudzania poczucia winy. Dzisiaj nie jest tak tragicznie jak to było załóżmy 30 lat temu, lub 600 lat temu. Jednak dalej są ludzie tak głęboko zakorzenieni w kościele, że nic do nich nie dociera, a tam jest największy zbiór schematów i zachowań, który są przestrzegane, a nikt ich nie rozumie. Dlatego pijak, który bije regularnie swoją żonę, leci potem do kościółka, bo tak trzeba. Nie rozumie, że bicie żony jest złe, że znęcanie się nad swoimi dziećmi je niszczy. On idzie bezmyślnie do kościoła i nie widzi w tym hipokryzji, ani niczego złego. Pierwszy rzuci się na kogoś, kto według niego nie szanuje świętości schematów, które ktoś mu wpoił, mimo że ta osoba może szanować i kochać swoją rodzinę. Mało go to interesuje. Bezmyślnie jak małpa wykonuje schematy jego ojca, ojca jego ojca itd.

Nie chcę się skupiać na motywacji kościoła i do czego dążył, bo to temat na inny wpis.

W każdym razie nie neguję kościoła, religii. Wiara jest dobra. Tylko trzeba najpierw zrozumieć co na przykład Jezus miał na myśli, a tego większość osób nie robi. Nawet wielu duchownych, traktuje wiarę jako narzędzie do kierowania ludem, dlatego do kościoła już nie chodzę, nawet gdy ksiądz jest w porządku, rozumie i potrafi przekazać swoją wiarę, to on sam jest zmuszony do narzucania rzeczy, w które nie wierzy, podyktowane polityką, chęcią zysku itp.

Zastanówcie się przez chwilę, jakie wy macie schematy, co robicie czego nie rozumiecie? Zastanów się czy jakaś czynność, którą wykonujesz nie ma najmniejszego sensu? Nie wiem, nie wywiesisz prania w niedzielę? Pocałujesz chlebek jak spadnie na ziemię? Nie mówię, że to głupie. Pytam się po prostu czy widzisz w tym jakiś sens? Jeśli tak to dobrze, jeśli nie to zastanów się nad tym po co w takim razie to kontynuować? Tylko pamiętaj, bo tak trzeba, moja mama tak robiła, nie jest dobrą odpowiedzą, co chyba do tej pory można wywnioskować.

Nie atakuję kościoła, po prostu najlepsze przykłady, które można przedstawić, pojawiają się właśnie tam. Są inne rzeczy jak na przykład: Ucz się, pójdź na studia, żebyś nie harował jak my. Widzę bardzo dużo osób, które są zdziwione, kiedy okazuje się, że po studiach i tak muszą robić za najniższą krajową, albo nawet co gorsza nie pracują w zawodzie, który wybrali. Z czego ta pierwsza opcja nie jest jeszcze tragiczna, bo kształtujesz się dalej w swoim fachu, tak druga opcja może zamknąć ci drzwi do dalszego rozwoju.

Nie wińcie za to swoich rodziców, ludzi wokół siebie, oni też bezmyślnie powtarzali schematy, które ktoś im narzucił. Intencje były dobre, jednak przykłady, kiedy ktoś po studiach pracuje u człowieka, który ledwo skończył zawodówkę, lub nie skończył szkoły jest dużo. Różne czynniki na to wpłynęły. Statystycznie po studiach masz większe szanse na rozwój, jednak sucha wiedza i papierek niewiele ci pomogą, jeśli nie umiesz ich wykorzystać. Mogłeś w tym czasie poświęcić czas na inne aktywności, które mogłyby ci pomóc, jednak skąd mogłeś wiedzieć? Nawet jeśli wiedziałeś to mogłeś zostać zgnojony za własne myślenie i tak by nic z tego nie wyszło. Wśród wykształconych są jednostki wybitnie głupie, tak samo wśród ludzi słabo wykształconych spotkasz tak samo osoby wybitne. Jednak to wyjątki, a nie reguła, a ty miałeś pecha. Czy to przez otoczenie, czy przez to, że sam nie byłeś na to gotowy.

Dobrymi chęciami piekło jest brukowane. Czasu nie cofniesz, możesz jedynie iść przed siebie. Jeśli ciśnie ci się na usta jak? To ci odpowiem: Nie wiem. Sam jeszcze tego nie wiem, ale wierzę że jest jakieś wyjście.

Dobrym krokiem, jest na przykład pozbycie się schematów, zastanowić się nad tym co robimy, dlaczego to robimy, czemu nasi rodzice robią to co robią i jak można to poprawić. Może aktywności, które wykonujesz cię blokują, sprawiają że czujesz się gorzej? Może prościej będzie rodzicom wybaczyć ich błędy, gdy zrozumiesz kto i jak ich oszukał? Dobrym przykładem jest brak osób wykształconych w naszym kraju po upadku PRL-u, wtedy trąbiło się w mediach że nie mamy wykształconych ludzi, że studia to przepis na udane życie itd. Tylko niestety, jest to zarezerwowane dla 10% społeczeństwa, a nie dla 40%. ,,Nowy Wspaniały Świat” polecam ci tę książkę. Ładnie tam też zostało opisane, dlaczego nie może być w społeczeństwie zbyt wielu wykształconych ludzi. Jednak nie chce mi się na ten temat rozpisywać. Może w innym wpisie. Tutaj skup się tylko na tym dlaczego robisz to co robisz, dlaczego wierzysz w to co wierzysz, dlaczego kogoś nienawidzisz?

Widzisz to?
#smiecizglowy epizod 2
#terapia #zaburzeniaosobowosci #depresja #psychologia #psychiatria #przemyslenia

Wołam @Macer bo trochę mnie zainspirowałeś

15

Czuję się, jakby mój mózg był wysypiskiem śmieci. Lecą do niego odpadki, które zbierałem przez całe życie i które już go nigdy nie opuszczą. Czuję się jak zbierasz, tylko zamiast rzeczy materialnych, zbieram rzeczy takie jak: wiedza, informacje, spostrzeżenia. Gdy czytałem Sherlocka Holmesa, zapadł mi w pamięć jeden dialog jaki prowadził z Watsonem.

Lekarz opowiadał mu o tym, że ziemia kręci się wokół słońca. Tłumaczył mu ruchy ciał niebieskich, spostrzeżenia naukowców itp. Holmes stwierdził jednak krótko: Fascynujące! Mam nadzieję, że jak najszybciej to zapomnę. Gdy Watson zapytał dlaczego ten mu odparł, że nie potrzebuje gromadzić nieistotnych informacji, które do niczego mu się nie przydadzą.

Według mnie, takie podejście ma zdecydowany sens, zwłaszcza gdy jesteś geniuszem jego pokroju. Wyobraźcie to sobie. Detektyw, który jednym spojrzeniem potrafi rozszyfrować zbrodnię, prześwietla od góry do dołu każdego człowieka, niemal bezbłędnie, ma olbrzymie doświadczenie i wiedzę w dziedzinach kryminalistyki i nagle dowiadujecie się, że nie wie o tym iż ziemia się kręci wokół słońca. Gdybyście go nie znali, nazwalibyście go idiotą, ale ponieważ znacie go, jesteście w szoku, że nie ma tak podstawowej wiedzy.

W sumie tylko po co mu ta wiedza? On zajmuje się czymś innym i bez reszty poświęcił się swojej pasji, pracy. Gdyby postawić mu to pytanie w milionerach i nie znałby odpowiedzi to większość ludzi by go wyśmiała i długo by się jeszcze mówiło o idiocie, który nie wie, że ziemia krąży wokół słońca. Jednak wielu z tych ludzi, nadal by wyglądała blado przy nim.

Nazwa mojego tagu nie wzięła się znikąd. Chciałem pozbyć się moich myśli, które zaśmiecały mój umysł przez kilkanaście lat. Jednak dalej siedzą mi w głowie i nie wiem nawet czy gdybym zapisał tych wpisów milion to bym się ich pozbył. Podczas jednej takiej sesji przy komputerze, odzywają się inne śmieci. Pisząc do tej pory już wpadłem na pomysł, że może bym mógł iść do 1z10, bo w sumie dużo małej wiedzy by się tam przydało. Myślałem nad Sherlockiem i jego pasji. Porównanie o zbieractwie odezwało się nagle i nawet nie miałem zamiaru tego pisać. Tak jabym zaczął wybierać śmieci z dołu, w rezultacie czego, obsunęła się na mnie reszta śmieci. I krok po kroku przy przygotowywaniu tego wpisu nagle wszystkie moje śmieci, potrzebne na ten moment przybyły, przyciągnięte jak magnes, a inne ustawiły się w kolejce, abym z nimi też zrobił porządek.

Za dużo myślę, ale gdy nie myślę wcale to wtedy dopiero zaczyna mi ciążyć ciężar mojego umysłu. Zaczynają się odzywać demony, przykryte całym tym syfem i miażdżą mnie swoim ciężarem.

Chciałbym aby moja wiedza, była przydatna dla mnie w jakiś sposób, aby nie była tylko niepotrzebnym balastem przez życie. Skoro nie mam z niej żadnej korzyści, to wolałbym się tego pozbyć. Mogę pogadać na temat ekonomii, historii, polityki, religii, psychologii, informatyki, stolarstwa itd. Jednak nie będę ekspertem w żadnej dziedzinie i zaciekawię jedynie osoby, które nic na ten temat nie wiedzą. Czego się nie podejmę to zawsze jestem mądrzejszy od przeciętnego Kowalskiego, ale nigdy nie będę mądrzejszy od kogoś, kto jest ekspertem w danej dziedzinie. Wiszę wtedy w próżni zdając sobie sprawę jak mało wiem i to co uzbierałem do tej pory, jest w sumie bezwartościowe. Z pisaniem jest tak samo, pojawi się jedna osoba, która stwierdzi, że mam talent, a druga mi powie, że jeszcze bardzo dużo pracy przede mną. I taka osoba ma rację, jednak jest pewien próg, którego przekroczyć nie mogę i zostaję na tym etapie, którym jestem.

Gdy byłem młodszy uprawiałem sport. Biegałem i sprawdzałem się w biegu na 3km. Bardzo łatwo było przeskoczyć z 25 minut na 20, potem 15, 14, 13, Jednak gdy pokonywałem 3km w czasie 12 minut to tak już nie mogłem tej bariery przekroczyć. Wymagało to ode mnie wysiłku, intensywniejszych treningów i tak w sumie po trzech latach nie mogłem dalej przekroczyć tej granicy. Po prostu po osiągnięciu pewnego poziomu się zatrzymuje i już tam pozostaje. Z drugiej jednak strony o wiele lepiej sobie radziłem w maratonach na tle reszty. Po prostu nigdy nie byłem krótkodystansowcem, a o biegu na 100m to już nawet nie mówię, bo tutaj było tragicznie.

Tak sam mam z nauką. Nie potrafię przekroczyć pewnej granicy i się zatrzymuje, nie wiem co jest przyczyną, a ja zebrałem kolejne doświadczenie, które zaśmieca mój umysł. Niektórzy mogą powiedzieć: Trzymaj się jednego i przy tym zostań! No dobrze. Tylko podałem wyżej jeden przykład z moim bieganiem. Podam jeszcze jeden przykład. Pracuję 5 lat jako stolarz i też nie robię postępów i zatrzymałem się na pewnym poziomie. Mój czas pracy, dokładność została na tym samym poziomie. Pracuję w takim samym tempie jak po pół roku i staram się być tak samo dokładny jak wtedy, wiedza jedynie mi się poszerza, która nieutrwalona, po prostu przepada.

A tak w ogóle to nie lubię tego zawodu, po prostu się na to uparłem, bo mam za krótkie życie by próbować wszystkiego i może w wieku 65 lat znajdę swoją prawdziwą pasję i powołanie, po drodze tracąc kupę czasu na inne aktywności, z których nic nie będę miał za te parę lat.

Chciałbym się realizować w czymś bardziej wymagającym, albo czymś co przyniesie mi większą satysfakcję, niekoniecznie materialną. Drażni mnie to gdy ktoś mi mówi że jestem inteligenty, bo skoro tak jest to dlaczego zarabiam niewiele więcej niż najniższa krajowa, liczę każdy grosz, a ostatnio jak prawdziwy polak spędziłem urlop na remoncie. Rozumiem to, ale nie akceptuję. Wydaje mi się, że rozumiem swoje błędy, jednak brak mi sił, czasu i chęci by to zmienić, a nawet gdy mam coś z tych trzech rzeczy to nie mam pozostałych dwóch. Gdy nie mam czasu, mam siły i chęci. Gdy mam siłę i czas, brakuje mi chęci. Gdy mam chęci i czas to brakuje mi siły. I nie jest to okres cykliczny. Dziś tak, jutro tak. Często to występuje w ciągu dnia. Rano mam siły i chęci, ale pracuję i brak mi czasu. Wracam do domu, mam czas i chęci, ale brakuje mi siły. Przychodzi niedziela, to nawet jak nie mam nic do załatwienia to brakuje mi chęci, bo cała moja motywacja została zabrana w ciągu tygodnia, a nawet jeśli się do tego zmuszę to konsekwencje odczuwam przez najbliższe tygodnie. Niekończące się błędne koło, brak perspektyw.

Mam teraz kilka dni wolnego. Odżywam i zaczynam coś robić. Nawet napisanie tego wpisu to jest dla mnie wyczyn. Tylko, że wolne się skończy, a ja wyląduje znowu w błędnym kole. I moje plany, zapał i dobry humor pryśnie jak bańka mydlana, a nawet jeśli bym uwolnił się od pracy i mógł się całkowicie czemuś poświęcić to nie wiem nawet jak wykorzystać mój potencjał.

Raczej nie widzę perspektyw i szansy na jakąś zmianę. Inteligencja, wiedza to nie jest atut, jeśli nie umie się jej wykorzystać. Może kiedyś moje wysypisko będzie puste i będę w końcu zadowolony z mojego życia?
#smiecizglowy epizod 1
#depresja #gorzkiezale #zalesie #zaburzeniaosobowosci #tworczoscwlasna

12