Publikujemy obszerny artykuł Pana Pawła Bohdanowicza dotyczący zbrodni w Parośli uważanej przez historyków za pierwszy masowy mord UPA i początek Rzezi Wołyńskiej.
Artykuł w dużej części stanowi polemikę z publikacjami na ten temat polskiego historyka dr hab. Grzegorza Motyki. W szczególności kwestionowana jest w nim teza o dokonaniu tego mordu przez sotnię UPA pod dowództwem Hryhorija Perehijniaka „Korobki”.
Autor nie neguje jednak, iż „jest niemal pewne, że zbrodni dokonali ludzie narodowości ukraińskiej”. Nie uważa natomiast zbrodni w Parośli za „ludobójczą czystkę etniczną”, gdyż – jego zdaniem -„nie ma żadnych przesłanek do stwierdzenia, że narodowość ofiar była jedynym powodem morderstwa, ani że było to działanie zmierzające do unicestwienia narodu polskiego”.
Mord ten Paweł Bohdanowicz określa jako „zbrodnią wojenną”.
Ze wstępu:
Co się stało w Parośli?
Były dwie blisko położone miejscowości o tej nazwie. To piszę dla słabiej zorientowanych czytelników. Tu nazwy „Parośla” używam zawsze na określenie miejscowości, gdzie 9 lutego 1943 roku doszło do rzezi.
Na tym etapie nie chcę jeszcze zaczynać dyskusji. Napiszę więc tylko to, z czym zgadzają się wszyscy lub prawie wszyscy.
9 lutego 1943 roku, na północnowschodnim Wołyniu, w powiecie sarneńskim, pewien oddział partyzancki, grupa albo banda wkroczyła do polskiej wsi (kolonii) Parośla, podając się za sowieckich partyzantów. Grupa opanowała wieś, obezwładniła mieszkańców i pomordowała ich siekierami i ewentualnie inną białą bronią, lecz nie bronią palną. Po kilku miesiącach wioska została spalona i dziś nie istnieje.
Co do tego wszyscy są mniej więcej zgodni. Spory zaczynają się, gdy mowa o tożsamości sprawców, o ich organizacyjnej przynależności i o przyczynach zbrodni. Ja dodam do tego jeszcze kolejne pytania: ilu ludzi zostało zamordowanych i czy na pewno byli to prawie wszyscy mieszkańcy?
Dlaczego Parośla jest tak ważna?
O co toczy się spór?
W czasie wojny sowiecko-chińskiej w 1969 roku, na środku zamarzniętej rzeki unieruchomiony został sowiecki czołg. Bardzo nowoczesny czołg. Chińczycy bardzo chcieli ściągnąć go na swoją stronę i przebadać, a sowieci za wszelką cenę starali się do tego nie dopuścić. Uwaga obu stron skupiła się na tym z pozoru drobnym elemencie.
Rzeź w Parośli (9 lutego 1943 roku), to kluczowy element, jak ten ruski czołg na zamarzniętej rzece, a nawet dużo, dużo ważniejszy. Obie strony historycznego i historyczno-politycznego polsko-ukraińskiego sporu przywiązują do Parośli ogromną wagę. W Polsce ta rzeź uznawana jest za początek ludobójczej czystki etnicznej. Trzeba, żeby czystka etniczna zaczęła się jak najwcześniej. Trzeba, żeby początek czystki etnicznej był jak najmniej oddalony w czasie od konferencji referentów wojskowych OUN-B z końca 1942 roku.
Trzeba, żeby UPA jeszcze na dobre nie zaistniało, a już zaczęło mordować Polaków. Trzeba, żeby mordowanie Polaków było dla OUN-B i UPA absolutnym priorytetem. Tak więc bardzo ważne jest, żeby rzezi dokonał oddział banderowców, a nie jakikolwiek inny oddział albo banda. Gdyby to był ktoś inny, to rozpadła by się prostota i jednorodność całej rzezi wołyńskiej. Cały misterny plan... musiałby zostać mocno okrojony. Nasi politycy od historii stają więc na głowie, żeby jakoś ulepić to, co tak bardzo jest nam potrzebne, żeby jakoś to z niepasujących części do kupy poskładać.
[...]
W lutym 1943 r. w okolicy była jedna, jedyna sotnia banderowców - sotnia Korobki.
Istniała od dwóch tygodni. Chyba wtedy w ogóle była tylko jedna mobilna banderowska sotnia, 8 a reszta to zwykłe wsiowe SKW (ukraińskie wiejskie oddziały samoobrony). Sotnia Korobki była zalążkiem tego, co dziś znane jest pod nazwą UPA, a co jest w historii bodaj trzecią organizacją używającą tej nazwy. Sotnia Korobki (i jak tu nie wierzyć w szczęśliwe zbiegi okoliczności?) była we Włodzimiercu, 10 kilometrów od Parośli, najpóźniej 8 lutego nad ranem, więc można z tego coś ulepić. Trzeba tylko zachachmęcić jakoś jedną dobę. Trzeba tylko nie zauważyć niewygodnych fragmentów we wspomnieniach i relacjach świadków.
„Siekiery były rodzajem politycznego kamuflażu (łapcie i baby jak rozumiem też). Decyzja zapadła na najwyższym szczeblu... itd., itd. Na Wołyniu ani jeden Polak nie zginął z rąk żadnej innej bandy, jak tylko banderowców, a banderowcem jest ten, kogo my za banderowca uznamy” – tak to mniej więcej w lekko krzywym zwierciadle wygląda. Siemaszkowie nie podzielają opinii o sprawstwie banderowców, twierdzą, że mordu dokonali bulbowcy. Mają jednak wielkie zasługi dla tej „polityki historycznej”, bo wprowadzili specjalną kategorię:
„zbrodnię sowiecko-ukraińską”. Jeżeli sowieci na Wołyniu jakichś Polaków zamordowali, to dlatego tylko, że Ukraińcy na Polaków donieśli, bo jak tu ludziom powiedzieć, że ktoś oprócz Ukraińców mordował Polaków? Można powiedzieć zgryźliwie: „nie sowieci mordowali, lecz Ukraińcy rękami sowietów i nie Niemcy, lecz Ukraińcy rękami Niemców”.
W imię „polityki historycznej” nasi historycy nie zauważają tego, co jak wół stoi w źródłach, na które sami się powołują. Nie zauważają świadków, którzy być może jeszcze żyją. Nie zauważają bardzo niepokojących rozbieżności w wynikach badań. Rozbieżności, których nie da się wytłumaczyć pomyłką, czy działaniem nieumyślnym. Ciemny lud wszystko kupi. Musi być tylko bardzo dużo okrucieństwa. Wewnętrzne sprzeczności nie są problemem, jeżeli umiejętnie przysłoni się je okrucieństwem. Najlepiej użyć pomordowanych dzieci. Wtedy nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań. Wtedy nikt się nie wychyli. Wtedy każdy będzie się bał, że dostanie od kresowiackiego Naukowca etykietkę „banderowskiego ścierwa”, przy którym sowieci byli aż do bólu łagodni...
A Katyń i tysiące ludzi umierających na Syberii, to była tylko niewinna psota, jak to między sąsiadami..
Pierwsza część to analiza ofiar, dokładnie trzech różnych list pomordowanych w Parośli, co podsumowuje ta tabelka:

Przez różne listy ofiar z Parośli, nie licząc „gości” i „anonimów”, przewinęło się około 210 osób. Z najstarszej znanej mi listy Czesława Piotrkowskiego na listę Siemaszków przeszło zaledwie 90 osób, czyli mniej niż połowa. Na listę Siemaszków wprowadzono nową rodzinę i nowe osoby do starych rodzin, często podając informacje w taki sposób, że nie da się ich zweryfikować – brak imion, brak płci. Ze starej listy Piotrowskiego znikały zazwyczaj całe domy. Albo nigdy nie istniały, albo po prostu zbyt wielu ludzi w tych domach przeżyło, albo jest jakieś inne wytłumaczenie, które nie przychodzi mi do głowy. Liczba ofiar bardzo zmalała. Może to być spowodowane tym, że zastosowano zasadę domniemania śmierci z rąk ukraińskich nacjonalistów każdego mieszkańca Parośli. Jeżeli tak, to gdy okazywało się, że ktoś przeżył rzeź, był on usuwany z listy ofiar, ale póki nikt tego nie udowodnił, póty „ofiara” była uznawana za ofiarę pewną, chociaż w rzeczywistości nie była ofiarą pewną.
Później mamy przedstawione kontakty polsko-sowieckie, czasami przeradzające się w sojusz:
ZSRS traktowany był jako wróg numer dwa, który w dodatku, po podpisaniu układu Sikorski–Majski w 1941 roku, oficjalnie stał się sojusznikiem. I choć polskie podziemie patrzyło na niego bardzo nieufnie, to jednocześnie udzielało Sowietom wsparcia wywiadowczego, organizowało pomoc dla głodzonych sowieckich jeńców ([...]), i tym też należy tłumaczyć spontaniczne poparcie, z jakim z polskiej strony spotykały się sowieckie oddziały partyzanckie pojawiające się na przykład w końcu 1942 roku na Wołyniu
czy:
Według informacji niemieckich służb bezpieczeństwa oddział sowieckich spadochroniarzy, zrzucony na początku listopada 1942 r. pod miasteczkiem Rokitno [sam środek Zasłucza] na Wołyniu, natknął się na grupę nacjonalistów. Podczas walki część spadochroniarzy zginęła, nacjonaliści przechwycili zdobycz, w tym broń.
Wysyłane na Wołyń grupy zwiadowcze, nie znając terenu, szukały pomocy na miejscu „I znajdowały ją przede wszystkim u Polaków, ponieważ we wsiach ukraińskich będących pod wpływem nacjonalistów, groziło im niebezpieczeństwo prowokacji i wsypy”
I to samo odnośnie bezpośrednio Parośli:
Po napaści wojsk hitlerowskich, w czasie strasznego nalotu samolotów, wojsko radzieckie uciekając w popłochu, zostawiło dużo broni w lasach otaczających kolonię Parośla.
[...]
Prawdopodobnie Ukraińcy zorientowali się, iż Polacy [mieszkający w Parośli] są w posiadaniu większej ilości tej broni. Bardzo często już od lata 1942 r. kolonię Parośla
odwiedzały patrole ukraińskie, po pięciu, sześciu jeźdźców na koniach. W okresie jesienno-zimowym takie same patrole (ubrani w sukmany, postoły, uzbrojeni) były rozpoznawane przez Polaków, m.in. przez ojca, że są to Ukraińcy, a nie partyzantka [sowiecka], z którą przecież Polacy mieli łączność.
Później jest tłumaczenie fragmentów rozmowy Ołeksandra Szmalucha „Gruszki” vel Stepana Bakunca, co pominę.
I na koniec już sama polemika z samym Grzegorzem Motyką, często używając jego własnych cytatów z innych książek czy wystąpień, odnośnie powodów, daty, czy samych sprawców, np:
1/
Formułując hipotezę, że wydarzenia w Parośli były początkiem eksterminacji Polaków, Grzegorz Motyka ignoruje fakt, że była tam magazynowana broń i że mieszkańcy utrzymywali kontakt z sowiecką partyzantką. W tym czasie, w najbliższej okolicy żyli nie ochraniani przez nikogo Polacy, którzy nie byli mordowani. Nawet późniejszy o kilkanaście godzin napad na Hutę Stepańską (noc z 9 na 10 lutego) miał charakter wyraźnie selektywny – szukano broni, zamordowano kilku ludzi, wyłącznie mężczyzn. Tak więc jest mało prawdopodobne, żeby jedyną przyczyną mordowania Polaków w Parośli była ich narodowość, a bardzo prawdopodobne, że współpraca z sowiecką partyzantką i przechowywana broń (o tym wyraźnie mówi Witold Kołodyński, ale Grzegorz Motyka wie lepiej od niego). No i także to, że mieli jedzenie, buty, ubrania i inne rzeczy, które można było im zabrać na potrzeby oddziału (grupy, bandy), który dokonał zbrodni. Zamordowanie kogoś wraz z rodziną za współpracę z sowietami oraz dla rabunku jest zbrodnią wojenną, ale nie jest ludobójstwem i nie jest czystką etniczną. Podobne zbrodnie popełniano na Ukraińcach z powodu ich współpracy z Niemcami na zachodnich kresach terenu objętego polsko-ukraińskim konfliktem.
[...]
chciałbym się odnieść do hipotezy „punktowych masakr” mających na celu przerażenie polskiej ludności.
Grzegorz Motyka używa tu liczby mnogiej. Jeżeli za pierwszą „punktową masakrę” uznamy wydarzenia w Parośli, to gdzie nastąpiła druga „punktowa masakra” przeprowadzona przy użyciu siekier? Sytuacja przez miesiąc po wydarzeniach w Parośli nie odbiega od tego, co działo się wcześniej. Są likwidacje pojedynczych osób i pojedynczych polskich rodzin, głównie za wspieranie partyzantki sowieckiej oraz są morderstwa gajowych i nauczycieli.
Tak działo się przed Paroślą i tak dzieje się po niej. Częstotliwość mordów na Polakach w lutym 1943 roku na Wołyniu, poza Paroślą, nawet, gdyby uwierzyć Siemaszkom co do liczb, nie odbiega zbytnio od tego, co działo się z Ukraińcami na Chełmszczyźnie już w roku 1942.
Według Siemaszków, przez cały luty, ginie na Wołyniu, poza Paroślą i Tuptynem, około 120 Polaków w różnych miejscach i w różnych okolicznościach. Nie ma kolejnej dużej „masakry”.
Zabójstwa i morderstwa mają miejsce prawie wyłącznie w powiecie sarneńskim i kostopolskim, a więc tam, gdzie toczy się walka z partyzantką sowiecką wspieraną przez ludność polską.
2/
Wołodymyr Wiatrowicz powątpiewając w sprawstwo Korobki, zwraca uwagę na „siekierników” działających w interesującym nas czasie i miejscu. Autor uważa, że była to grupa współdziałająca z nacjonalistami, ale nie dająca się jednoznacznie przydzielić ani do bulbowców, ani do melnykowców, ani do banderowców. Nie jest prawdą, że cytowane przez Wołodymyra Wiatrowycza źródło nie odróżnia „siekierników” od innych 51 nacjonalistycznych grup i odłamów. Odróżnia ich bardzo wyraźnie, mówi i o jednych, i o drugich. Chyba, że cytat jest sfałszowany, ale Grzegorz Motyka tego Wołodymyrowi Wiatrowyczowi nie zarzuca.
3/
Datowanie akcji we Włodzimiercu na noc z 8 na 9 lutego 1943 roku? Które źródło tak ją datuje? Najczęściej podawana jest, za pierwszą notatką OUNowskiej podziemnej gazetki „Вісті з фронту УПА”, data 7 lutego 1943, w której też pojawia się być może przekręcony pseudonim „Dowbeszka”. Następnie spotyka się datowanie 7 na 8 lutego. Nie wydaje mi się, żeby datę 8 na 9 lutego podawała „każda historia UPA”. Nawet Siemaszkowie nie piszą o nocy z 8 na 9 lutego, lecz po prostu o 8 lutego.
[...]
Grzegorz Motyka najpierw przesuwał wydarzenia w Parośli na 8 lutego. Gdy okazały się trudne do przesunięcia, zaczął przesuwać wydarzenia we Włodzimiercu. One też są trudne do przesunięcia, bo te wydarzenia są datowane najpóźniej na noc z 7 na 8 lutego. A jest też dużo wcześniejsze datowanie Szmalucha-Bakunca, które moim zdaniem należy potraktować poważnie, co nie znaczy bezkrytycznie.
4/
To, że Grzegorz Motyka powołuje się na zeznania złożone przez upowców podczas sowieckiego śledztwa, to nic nowego, ale wcześniej nie pisał tak otwarcie, że przesłuchiwanych „badano”. To, że tym razem powołał się na książkę, która dość wyraźnie mówi o „badaniu”, trzeba docenić. Nie uważam, żeby hipoteza sowieckiego sprawstwa (prowokacji) w Parośli była prawdopodobna. Moim zdaniem jest ona mało prawdopodobna. Jednak to, że rzeź w Parośli, bardzo szybko została wykorzystana przez sowietów w celach propagandowych, wydaje mi się prawdopodobne.
TLDR:
Powyższa, dość ciekawa, polemika z jednym z bardziej znanych historyków pokazuje jak łatwo dobrać i pominąć fakty które nie pasują do tezy. I jak historia, mimo że się wydarzyła, nie jest zamkniętą książką.
http://kresy24.pl/pawel-bohdanowicz-parosla-rzez-w-polskiej-wiosce-na-wolyniu/#polska #ukraina #wolyn #upa #historia #politykahistoryczna