Jak piszę z małej wyraz "wehrmacht", to na Lurku mi podkreśla, jak z dużej, to wszystko gra
https://i.pinimg.com/originals/14/1e/7b/141e7b46c06c3571de3936c07993365e.jpg
#Wehrmacht

https://i.pinimg.com/originals/14/1e/7b/141e7b46c06c3571de3936c07993365e.jpg
#Wehrmacht
10
Wehrmacht vs Armia Czerwona
Dlaczego niemiecki żołnierz bił się lepiej od sowieckiego? Dużo może nam powiedziec stopień ogólnego wykształcenia. W 1939 roku tylko 7% obywateli sowieckich ukończyło przynajmniej siedem klas szkoły podstawowej, a jedynie 0,7% studia wyższe. W przypadku mężczyzn w wieku poborowym (16-59 lat) wskazniki były dwa razy wyższe, odpowiednio 14 i 1,4%. W Niemczech średnie wykształcenie było praktycznie powszechne. W przeddzień wybuchu wojny w Armii Czerwonej tylko 7% dowódców legitymowało się wyższym wykształceniem wojskowym, w porównaniu do niemal 100% dowódców niemieckich. Przekładało się to na ogólne wojskowe przygotowanie; remonty czołgów i naprawy sprzętu. Sowieci nie poświęcali należytej uwagi przygotowaniom do służby wojskowej, dlatego ich "know-how" opierało się na wysyłaniu do boju całkowicie niewyszkolonych uzupełnień.
Ważną sprawą był też ogólny fatalizm przejawiający się w świadomości rosyjskiego żołnierza - wiedział, że nie jest szanowany przez dowództwo i ma robić na froncie za mięso armatnie, aż Niemcom nie przegrzeją się karabiny od kolejnych tysięcy nacierających bez ładu żołnierzy, dla porównania w Dywizji SS Totenkopf żołnierze posiadali swoje własne szafki na kłódkę, a dowódca Theodor Eicke podstawiał w kwaterze pudło, do którego każdy zainteresowany mógł anonimowo wrzucić kartkę zawierającą uwagi na temat służby bądz życia wojskowego. Aby uświadomić sobie jak nisko ceniono życie ludzkie w Armii Czerwonej warto wspomnieć też o taktyce rozminowywania, jaką Żukow pochwalił się Eisenhowerowi:
Istotną różnicą było tez korzystanie z elitarnych dywizji. Sowieci swoich formacji gwardyjskich używali tylko w drugim rzucie, w celu dokonania wyrwy, gdy zwykłe dywizje przełamały już obronę wroga, i nie dopuszczano do ich wyczerpania, często wyprowadzając na tyły przy pierwszej okazji. Przez takie działanie większy ciężar przerzucano na gorzej przygotowane i wyposażone oddziały, co jeszcze bardziej zwiększało straty w materiale ludzkim. Natomiast Niemcy trzymali swoich najlepszych żołnierzy często aż do zupełnego wyczerpania dywizji.
Gdy Dywizja Pancerna SS Das Reich w czerwcu 1942 roku wycofywała się z Frontu Wschodniego, liczyła tylko tysiąc spośród 19 tysięcy rozpoczynających operację Barbarossa, z kolei Dywizja Pancerna SS Totenkopf przez całą wojnę straciła 60 tysięcy poległych, a więc trzykrotność stanu etatowego. Dzięki tej taktyce Niemcy osiągali korzystniejszy stosunek strat a mniej sprawne i niedoświadczone dywizje otrzymywały cenny czas, aby zdobywać doświadczenie bojowe.
Fragment książki "Straszliwe zwycięstwo"
#iiwojnaswiatowa #wehrmacht #jfe
Dlaczego niemiecki żołnierz bił się lepiej od sowieckiego? Dużo może nam powiedziec stopień ogólnego wykształcenia. W 1939 roku tylko 7% obywateli sowieckich ukończyło przynajmniej siedem klas szkoły podstawowej, a jedynie 0,7% studia wyższe. W przypadku mężczyzn w wieku poborowym (16-59 lat) wskazniki były dwa razy wyższe, odpowiednio 14 i 1,4%. W Niemczech średnie wykształcenie było praktycznie powszechne. W przeddzień wybuchu wojny w Armii Czerwonej tylko 7% dowódców legitymowało się wyższym wykształceniem wojskowym, w porównaniu do niemal 100% dowódców niemieckich. Przekładało się to na ogólne wojskowe przygotowanie; remonty czołgów i naprawy sprzętu. Sowieci nie poświęcali należytej uwagi przygotowaniom do służby wojskowej, dlatego ich "know-how" opierało się na wysyłaniu do boju całkowicie niewyszkolonych uzupełnień.
Ważną sprawą był też ogólny fatalizm przejawiający się w świadomości rosyjskiego żołnierza - wiedział, że nie jest szanowany przez dowództwo i ma robić na froncie za mięso armatnie, aż Niemcom nie przegrzeją się karabiny od kolejnych tysięcy nacierających bez ładu żołnierzy, dla porównania w Dywizji SS Totenkopf żołnierze posiadali swoje własne szafki na kłódkę, a dowódca Theodor Eicke podstawiał w kwaterze pudło, do którego każdy zainteresowany mógł anonimowo wrzucić kartkę zawierającą uwagi na temat służby bądz życia wojskowego. Aby uświadomić sobie jak nisko ceniono życie ludzkie w Armii Czerwonej warto wspomnieć też o taktyce rozminowywania, jaką Żukow pochwalił się Eisenhowerowi:
"Zdumiała mnie rosyjska metoda pokonywania pól minowych, o której mówił Żukow. Niemieckie pola minowe, znajdujące się dodatkowo w zasięgu ognia, były poważną przeszkodą taktyczną, powodowały znaczne straty i spowalniały posuwanie się naprzód. Przedrzeć się przez nie było rzeczą niezwykle trudną, mimo że nasi specjaliści wykorzystywali różnego rodzaju sprzęt w celu ich bezpiecznej neutralizacji. Marszałek Żukow opowiedział mi o swojej praktyce, która, z grubsza biorąc, wyglądała następująco: "Kiedy natkniemy się na pole minowe, nasza piechota atakuje dokładnie tak, jakby go tam nie było. Straty poniesione przez wojsko na skutek wybuchu min przeciwpiechotnych uważa się zaledwie za takie same, jakie ponieślibyśmy pod ogniem artyleryjskim lub pod ostrzałem z karabinów maszynowych, gdyby Niemcy pokryli dany rejon nie tylko polami minowymi, lecz znaczną liczbą wojsk. Atakująca piechota kiedy dociera na koniec takiego pola, tworzy przejście, którym podążają saperzy i rozbrajają miny przeciwczołgowe, aby można było puścić tędy sprzęt bojowy".W armii niemieckiej na początku wojny wszyscy dowódcy dywizji i pułków mieli doświadczenie w służbie na stanowiskach oficerskich zdobyte w latach IWŚ, natomiast u Sowietów dawnych carskich oficerów było zaledwie kilku, co drastycznie obniżało wartość bojową. Odpowiadał za to oczywiście Stalin, któremu w żadnym razie nie zależało na armii zawodowej, gdyż upatrywał w niej zagrożenie dla swej nieograniczonej władzy. Chodziło mu o masowe, zle wyszkolone wojsko, mogące zwyciężyć tylko za cenę wielkiego rozlewu krwi.
Istotną różnicą było tez korzystanie z elitarnych dywizji. Sowieci swoich formacji gwardyjskich używali tylko w drugim rzucie, w celu dokonania wyrwy, gdy zwykłe dywizje przełamały już obronę wroga, i nie dopuszczano do ich wyczerpania, często wyprowadzając na tyły przy pierwszej okazji. Przez takie działanie większy ciężar przerzucano na gorzej przygotowane i wyposażone oddziały, co jeszcze bardziej zwiększało straty w materiale ludzkim. Natomiast Niemcy trzymali swoich najlepszych żołnierzy często aż do zupełnego wyczerpania dywizji.
Gdy Dywizja Pancerna SS Das Reich w czerwcu 1942 roku wycofywała się z Frontu Wschodniego, liczyła tylko tysiąc spośród 19 tysięcy rozpoczynających operację Barbarossa, z kolei Dywizja Pancerna SS Totenkopf przez całą wojnę straciła 60 tysięcy poległych, a więc trzykrotność stanu etatowego. Dzięki tej taktyce Niemcy osiągali korzystniejszy stosunek strat a mniej sprawne i niedoświadczone dywizje otrzymywały cenny czas, aby zdobywać doświadczenie bojowe.
Fragment książki "Straszliwe zwycięstwo"
#iiwojnaswiatowa #wehrmacht #jfe
20
77 lat temu, ósmego czerwca 1944 roku walcząc o wolną Europę, podczas ciężkiej walki w Normandii poległ mój pradziadek.
Mimo wielu wcześniejszych prób ustalenia miejsca jego spoczynku, dopiero parę lat temu udało mi się je zlokalizować dzięki niemieckiej organizacji volksbund. Jeśli mieliście przodków w Wehrmachcie i nie wiecie co się z nimi stało, to volksbund na pewno wam pomoże poznać ich losy.
#przodkowie #IIww #wehrmacht
https://farm6.staticflickr.com/5471/10342596403_e632714b92_c.jpg
Mimo wielu wcześniejszych prób ustalenia miejsca jego spoczynku, dopiero parę lat temu udało mi się je zlokalizować dzięki niemieckiej organizacji volksbund. Jeśli mieliście przodków w Wehrmachcie i nie wiecie co się z nimi stało, to volksbund na pewno wam pomoże poznać ich losy.
#przodkowie #IIww #wehrmacht
https://farm6.staticflickr.com/5471/10342596403_e632714b92_c.jpg
11
Wehrmacht i burdele
Pierwsze domy publiczne organizowane przez Wehrmacht powstały już po kampanii wrześniowej w okupowanej Polsce. Ich utworzenie zapowiadał jesienią 1940 roku feldmarszałek Brauchitsch, komunikując, że: "o ile takie wojskowe placówki zostaną utworzone przez wojsko albo administrację cywilną, wizyty w nich żołnierzy nie będą traktowane jako wykroczenie". Potem pojawiały się wszędzie, gdzie tylko docierała armia niemiecka. We Francji w 1942 roku było ich już ponad pięćset, pod całkowitą kontrolą miejscowych lekarzy wojskowych.
Odpowiedzialni za domy publiczne Wehrmachtu byli oficerowie sanitarni (Sanitatsoffiziere) albo lekarze w poszczególnych komendaturach (Kommendanturarzte). Oficjalną decyzję o ich otworzeniu pojęto w lipcu 1940 roku, wydając specjalny dekret w tej sprawie. Szybko rozdzielono zresztą te przybytki, tworząc bardziej ekskluzywne dla oficerów korzystających i tak chętniej z tych prywatnych, prowadzonych przez Francuzów. Pod neutralną nazwą "noclegowni dla oficerów" (Absteigehotels fur Offiziere), znajdowały się one w większych francuskich miastach. Ich liczba była ogromna, na przykład w całym okręgu wojskowym La Rochelle znajdowało się ich aż 143, a zatrudnionych tam kobiet było 1165.
W Paryżu oficerowie i żołnierze otrzymywali plany miasta z już zaznaczonymi na nich domami publicznymi. Te dla oficerów były wyposażone komfortowo. Żołnierskie zaś miały skromniejszy wystrój i niższe ceny. Cieszyły się jednak dużym powodzeniem i stale ustawiały się przed nimi kolejki. Organizacja domów publicznych miała zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób wenerycznych, a także ograniczyć kontakty z kobietami z okupowanych terytoriów, choć liczba nieformalnych związków wskazuje, że tego celu z pewnością nie udało się osiągnąć.
Prostytutki były pod stałym nadzorem lekarskim, a żołnierze musieli po stosunku poddać się specjalnemu zabiegowi higienicznemu (Sanierung), który polegał na oczyszczeniu organów płciowych za pomocą środków chemicznych rozdawanych bezpłatnie przez służby sanitarne Wehrmachtu. Ci, którzy się od tego uchylali, nie otrzymywali przepustek, a nawet podlegali aresztowi.
Ostrzegano również przed próbami gwałtów, grożąc za takie postępki "godzące w honor niemieckiego żołnierza" najostrzejszymi karami i postawieniem oskarżonego przed sąd wojenny. Całkowicie zaś zabroniono jakichkolwiek kontaktów z kobietami pochodzenia żydowskiego, uznając je, zgodnie z niemieckim prawem rasowym obowiązującym od czasu ustaw norymberskich, za "hańbę rasową" (Rassenschande).
https://25.media.tumblr.com/tumblr_lw3yfn7xNg1qcytdro1_500.jpg
#jfe #wehrmacht
Fragment "Wehrmacht, legenda i rzeczywistość"
Pierwsze domy publiczne organizowane przez Wehrmacht powstały już po kampanii wrześniowej w okupowanej Polsce. Ich utworzenie zapowiadał jesienią 1940 roku feldmarszałek Brauchitsch, komunikując, że: "o ile takie wojskowe placówki zostaną utworzone przez wojsko albo administrację cywilną, wizyty w nich żołnierzy nie będą traktowane jako wykroczenie". Potem pojawiały się wszędzie, gdzie tylko docierała armia niemiecka. We Francji w 1942 roku było ich już ponad pięćset, pod całkowitą kontrolą miejscowych lekarzy wojskowych.
Odpowiedzialni za domy publiczne Wehrmachtu byli oficerowie sanitarni (Sanitatsoffiziere) albo lekarze w poszczególnych komendaturach (Kommendanturarzte). Oficjalną decyzję o ich otworzeniu pojęto w lipcu 1940 roku, wydając specjalny dekret w tej sprawie. Szybko rozdzielono zresztą te przybytki, tworząc bardziej ekskluzywne dla oficerów korzystających i tak chętniej z tych prywatnych, prowadzonych przez Francuzów. Pod neutralną nazwą "noclegowni dla oficerów" (Absteigehotels fur Offiziere), znajdowały się one w większych francuskich miastach. Ich liczba była ogromna, na przykład w całym okręgu wojskowym La Rochelle znajdowało się ich aż 143, a zatrudnionych tam kobiet było 1165.
W Paryżu oficerowie i żołnierze otrzymywali plany miasta z już zaznaczonymi na nich domami publicznymi. Te dla oficerów były wyposażone komfortowo. Żołnierskie zaś miały skromniejszy wystrój i niższe ceny. Cieszyły się jednak dużym powodzeniem i stale ustawiały się przed nimi kolejki. Organizacja domów publicznych miała zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób wenerycznych, a także ograniczyć kontakty z kobietami z okupowanych terytoriów, choć liczba nieformalnych związków wskazuje, że tego celu z pewnością nie udało się osiągnąć.
Prostytutki były pod stałym nadzorem lekarskim, a żołnierze musieli po stosunku poddać się specjalnemu zabiegowi higienicznemu (Sanierung), który polegał na oczyszczeniu organów płciowych za pomocą środków chemicznych rozdawanych bezpłatnie przez służby sanitarne Wehrmachtu. Ci, którzy się od tego uchylali, nie otrzymywali przepustek, a nawet podlegali aresztowi.
Ostrzegano również przed próbami gwałtów, grożąc za takie postępki "godzące w honor niemieckiego żołnierza" najostrzejszymi karami i postawieniem oskarżonego przed sąd wojenny. Całkowicie zaś zabroniono jakichkolwiek kontaktów z kobietami pochodzenia żydowskiego, uznając je, zgodnie z niemieckim prawem rasowym obowiązującym od czasu ustaw norymberskich, za "hańbę rasową" (Rassenschande).
https://25.media.tumblr.com/tumblr_lw3yfn7xNg1qcytdro1_500.jpg
#jfe #wehrmacht
Fragment "Wehrmacht, legenda i rzeczywistość"
6
5
Alfons Białecki
Urodzony w Bogucicach koło Katowic, a w czasie wojny mieszkający już w Chełmie Śląskim. Uczęszczał przed 1939 rokiem do polskiego gimnazjum w Katowicach, a potem do miejscowej szkoły górniczej. Po wybuchu wojny pracował jako robotnik rolny w Bad Reinerz, a w 1940 roku dostał powołanie do Wehrmachtu, do jednostek saperskich.
Zgłosił się jednak ochotniczo do elitarnych wojsk spadochronowych i, ponieważ wyróżniał się na służbie, otrzymał wyjątkowo jako wpisany na DVL (lista volksdeustchów) najniższy stopień oficerski - podporucznika. Niespodziewanie także w 1944 roku odznaczono go Krzyżem Rycerskim za przeprowadzony z resztką kompanii kontratak na zdobytą już przez wojska sowieckie miejscowość niedaleko Rygi. Wtedy dopiero okazało się, że nie posiada on jeszcze wpisu na DVL.
Przyjęto go dopiero w listopadzie 1944 roku, ale tylko do trzeciej grupy. Kariera to nieprawdopodobna, a porucznik Białecki, wydaje się, znajdował satysfakcję ze służby w armii niemieckiej, o czym świadczy jego ochotniczy akces do elitarnych oddziałów spadochronowych. Należał więc do wcale niemałej grupy żołnierzy z DVL 3, którzy służbę w armii niemieckiej traktowali nie jako przymus, ale część młodzieńczej, wielkiej przygody.
Dowodem na to, że nie chodziło o ideologiczne zaangażowanie się po stronie nazistów, a więc nie kolaboracjonizm, był niespodziewany epilog losów podporucznika Białeckiego. Rafał Bula ustalił, że mimo autorytetu, który sobie wypracował wśród niemieckich notabli w swojej miejscowości, do końca wojny nie stracił kontaktu z innymi, polskimi mieszkańcami tej wsi i zawsze podkreślał swoje górnośląskie korzenie. We wspomnieniach mieszkańców Chełma Śląskiego zachowała się relacja potwierdzająca taką jego postawę w czasie sporu z miejscowym wójtem.
Oto jak zachował się Białecki podczas pobytu na urlopie. Po mszy w miejscowym kościele, gdy podszedł do grupy znajomych, chełmski urzędnik zwrócił mu uwagę, że nie wypada, by on, niemiecki bohater, rozmawiał z nimi po polsku. Białecki wówczas bez namysłu uderzył wójta w twarz, wykrzykując "Das ist meine Muttersprache!". Interweniował ponadto skutecznie w sprawie zwolnienia sąsiadów uwięzionych w KL Auschwitz. Zginął pod koniec wojny niedaleko miejscowości, w której znajdował się jego dom.
https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/6/36/ca/4cb82a8982c20_p.jpg?1353381190
#jfe #wehrmacht
Fragment książki "Polacy w Wehrmachcie"
Urodzony w Bogucicach koło Katowic, a w czasie wojny mieszkający już w Chełmie Śląskim. Uczęszczał przed 1939 rokiem do polskiego gimnazjum w Katowicach, a potem do miejscowej szkoły górniczej. Po wybuchu wojny pracował jako robotnik rolny w Bad Reinerz, a w 1940 roku dostał powołanie do Wehrmachtu, do jednostek saperskich.
Zgłosił się jednak ochotniczo do elitarnych wojsk spadochronowych i, ponieważ wyróżniał się na służbie, otrzymał wyjątkowo jako wpisany na DVL (lista volksdeustchów) najniższy stopień oficerski - podporucznika. Niespodziewanie także w 1944 roku odznaczono go Krzyżem Rycerskim za przeprowadzony z resztką kompanii kontratak na zdobytą już przez wojska sowieckie miejscowość niedaleko Rygi. Wtedy dopiero okazało się, że nie posiada on jeszcze wpisu na DVL.
Przyjęto go dopiero w listopadzie 1944 roku, ale tylko do trzeciej grupy. Kariera to nieprawdopodobna, a porucznik Białecki, wydaje się, znajdował satysfakcję ze służby w armii niemieckiej, o czym świadczy jego ochotniczy akces do elitarnych oddziałów spadochronowych. Należał więc do wcale niemałej grupy żołnierzy z DVL 3, którzy służbę w armii niemieckiej traktowali nie jako przymus, ale część młodzieńczej, wielkiej przygody.
Dowodem na to, że nie chodziło o ideologiczne zaangażowanie się po stronie nazistów, a więc nie kolaboracjonizm, był niespodziewany epilog losów podporucznika Białeckiego. Rafał Bula ustalił, że mimo autorytetu, który sobie wypracował wśród niemieckich notabli w swojej miejscowości, do końca wojny nie stracił kontaktu z innymi, polskimi mieszkańcami tej wsi i zawsze podkreślał swoje górnośląskie korzenie. We wspomnieniach mieszkańców Chełma Śląskiego zachowała się relacja potwierdzająca taką jego postawę w czasie sporu z miejscowym wójtem.
Oto jak zachował się Białecki podczas pobytu na urlopie. Po mszy w miejscowym kościele, gdy podszedł do grupy znajomych, chełmski urzędnik zwrócił mu uwagę, że nie wypada, by on, niemiecki bohater, rozmawiał z nimi po polsku. Białecki wówczas bez namysłu uderzył wójta w twarz, wykrzykując "Das ist meine Muttersprache!". Interweniował ponadto skutecznie w sprawie zwolnienia sąsiadów uwięzionych w KL Auschwitz. Zginął pod koniec wojny niedaleko miejscowości, w której znajdował się jego dom.
https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/6/36/ca/4cb82a8982c20_p.jpg?1353381190
#jfe #wehrmacht
Fragment książki "Polacy w Wehrmachcie"
6
Kartka pocztowa wysłana przez Polaka służącego w Luftwaffe. Na zdjęciu samolot bombowy Junkers Ju 88
#wehrmacht #jfe #ciekawostkihistoryczne
#wehrmacht #jfe #ciekawostkihistoryczne
10
Zaświadczenie repatriacyjne wystawione dla pochodzącego z Bydgoszczy żołnierza Wehrmachtu. Powrócił do Polski w 1947 roku, przekraczając granicę w Szczecinie. W prawym górnym rogu widoczna pieczęć "Okaziciel niniejszego dokumentu przynależy do grupy 3 Volkdeutschy". Po wojnie do Polski z samej tylko Wielkiej Brytanii wróciło 10 tysięcy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, z których większość (około 70%) stanowili Ślązacy wcieleni do Wehrmachtu a następnie dezerterujący na froncie zachodnim.
Fragment książki "Odyseja żołnierzy Andersa"
#wehrmacht #jfe #iiwojnaswiatowa
Fragment książki "Odyseja żołnierzy Andersa"
#wehrmacht #jfe #iiwojnaswiatowa
5
To groteska - mówi niemiecki historyk. Oskarżono go o… ujawnienie „niehonorowych faktów na szkodę żołnierzy Wehrmachtu”niezalezna.pl
#niemcy #nazisci #wehrmacht
Jens-Christian Wagner jest dyrektorem miejsc pamięci Buchenwald i Mittelbau-Dora. Ostatnio, w zawiadomieniu do prokuratury zarzucono mu ujawnienie 'niehonorowych faktów na szkodę żołnierzy Wehrmachtu'. Naukowiec narzeka na wybiórcze traktowanie faktów historycznych w Niemczech.
""Nie dziwię się, że nadal istnieją odruchy obronne wśród Niemców, kiedy zbrodnie Wehrmachtu są pokazywane. Jednak to było bardzo zaskakujące, że dochodzenie zostało faktycznie wszczęte na podstawie zgłoszenia o "niehonorowych faktach ze szkodą dla żołnierzy Wehrmachtu""
Pytany o stan debaty historycznej w Niemczech wskazał, że z naukowego punktu widzenia wiedza o zbrodniach popełnionych przez SS, policję i Wehrmacht w narodowym socjalizmie jest teraz bardziej wszechstronna niż kiedykolwiek. Zwraca jednak uwagę na to, że "pogląd na winowajców jest bardzo wybiórczy".
"Nadal silny jest historyczny obraz, zgodnie z którym grupy nazistowskich urzędników uwiodły Niemców i zmusiły ich do wykonywania rozkazów. Jest to sprzeczne z wynikami badań historycznych, które wyraźnie wskazywały, że krąg sprawców i wspólników był bardzo szeroki i że nie trzeba im było nakazać udziału w zbrodniach, ponieważ działali z własnej inicjatywy" - mówił Wagner.
"Dotyczy to nie tylko SS, policji i Wehrmachtu, ale także niezliczonych Niemców. Oznacza to, że w prawie każdej niemieckiej rodzinie byli ludzie, którzy byli sprawcami i wspólnikami lub przynajmniej widzami zbrodni nazistowskich".
Jens-Christian Wagner jest dyrektorem miejsc pamięci Buchenwald i Mittelbau-Dora. Ostatnio, w zawiadomieniu do prokuratury zarzucono mu ujawnienie 'niehonorowych faktów na szkodę żołnierzy Wehrmachtu'. Naukowiec narzeka na wybiórcze traktowanie faktów historycznych w Niemczech.
""Nie dziwię się, że nadal istnieją odruchy obronne wśród Niemców, kiedy zbrodnie Wehrmachtu są pokazywane. Jednak to było bardzo zaskakujące, że dochodzenie zostało faktycznie wszczęte na podstawie zgłoszenia o "niehonorowych faktach ze szkodą dla żołnierzy Wehrmachtu""
Pytany o stan debaty historycznej w Niemczech wskazał, że z naukowego punktu widzenia wiedza o zbrodniach popełnionych przez SS, policję i Wehrmacht w narodowym socjalizmie jest teraz bardziej wszechstronna niż kiedykolwiek. Zwraca jednak uwagę na to, że "pogląd na winowajców jest bardzo wybiórczy".
"Nadal silny jest historyczny obraz, zgodnie z którym grupy nazistowskich urzędników uwiodły Niemców i zmusiły ich do wykonywania rozkazów. Jest to sprzeczne z wynikami badań historycznych, które wyraźnie wskazywały, że krąg sprawców i wspólników był bardzo szeroki i że nie trzeba im było nakazać udziału w zbrodniach, ponieważ działali z własnej inicjatywy" - mówił Wagner.
"Dotyczy to nie tylko SS, policji i Wehrmachtu, ale także niezliczonych Niemców. Oznacza to, że w prawie każdej niemieckiej rodzinie byli ludzie, którzy byli sprawcami i wspólnikami lub przynajmniej widzami zbrodni nazistowskich".
32
Wrześniowe mordy. Te zbrodnie na Polakach burzą „mit czystego Wehrmachtu”superhistoria.pl
#wehrmacht #nazisci #niemcy
Niemieccy żołnierze mordowali polską ludność cywilną, Zbrodnie Wehrmachtu zaczęły się 1 września 1939 r. Koło przygranicznej wsi Parzymiechy bronili się polscy żołnierze. Gdy opanowały ją oddziały niemieckiej 19. Dywizji Piechoty, rozpoczęło się mordowanie jej mieszkańców, rzekomo w odwecie za strzały, jakie miały paść z wieży kościoła. Zabijani byli nie tylko mężczyźni, lecz także kobiety i dzieci. W sąsiedniej wsi Zimnawoda także mordowani byli jej mieszkańcy. Większość zginęła w podpalonych przez Niemców domach. W obu wsiach zginęło co najmniej 116 Polaków.
W sąsiednim Wyszanowie, gdzie nie było ani polskich żołnierzy, ani mężczyzn, bo ich wywieziono, więc nikt do żołnierzy Wehrmachtu nie strzelał, 2 września Niemcy wrzucili granaty do piwnicy, w której ukryły się kobiety z dziećmi. Zginęło 17 osób. Wieś została spalona.
Niemieccy żołnierze mordowali polską ludność cywilną, Zbrodnie Wehrmachtu zaczęły się 1 września 1939 r. Koło przygranicznej wsi Parzymiechy bronili się polscy żołnierze. Gdy opanowały ją oddziały niemieckiej 19. Dywizji Piechoty, rozpoczęło się mordowanie jej mieszkańców, rzekomo w odwecie za strzały, jakie miały paść z wieży kościoła. Zabijani byli nie tylko mężczyźni, lecz także kobiety i dzieci. W sąsiedniej wsi Zimnawoda także mordowani byli jej mieszkańcy. Większość zginęła w podpalonych przez Niemców domach. W obu wsiach zginęło co najmniej 116 Polaków.
W sąsiednim Wyszanowie, gdzie nie było ani polskich żołnierzy, ani mężczyzn, bo ich wywieziono, więc nikt do żołnierzy Wehrmachtu nie strzelał, 2 września Niemcy wrzucili granaty do piwnicy, w której ukryły się kobiety z dziećmi. Zginęło 17 osób. Wieś została spalona.
15