Alfons Białecki
Urodzony w Bogucicach koło Katowic, a w czasie wojny mieszkający już w Chełmie Śląskim. Uczęszczał przed 1939 rokiem do polskiego gimnazjum w Katowicach, a potem do miejscowej szkoły górniczej. Po wybuchu wojny pracował jako robotnik rolny w Bad Reinerz, a w 1940 roku dostał powołanie do Wehrmachtu, do jednostek saperskich.
Zgłosił się jednak ochotniczo do elitarnych wojsk spadochronowych i, ponieważ wyróżniał się na służbie, otrzymał wyjątkowo jako wpisany na DVL (lista volksdeustchów) najniższy stopień oficerski - podporucznika. Niespodziewanie także w 1944 roku odznaczono go Krzyżem Rycerskim za przeprowadzony z resztką kompanii kontratak na zdobytą już przez wojska sowieckie miejscowość niedaleko Rygi. Wtedy dopiero okazało się, że nie posiada on jeszcze wpisu na DVL.
Przyjęto go dopiero w listopadzie 1944 roku, ale tylko do trzeciej grupy. Kariera to nieprawdopodobna, a porucznik Białecki, wydaje się, znajdował satysfakcję ze służby w armii niemieckiej, o czym świadczy jego ochotniczy akces do elitarnych oddziałów spadochronowych. Należał więc do wcale niemałej grupy żołnierzy z DVL 3, którzy służbę w armii niemieckiej traktowali nie jako przymus, ale część młodzieńczej, wielkiej przygody.
Dowodem na to, że nie chodziło o ideologiczne zaangażowanie się po stronie nazistów, a więc nie kolaboracjonizm, był niespodziewany epilog losów podporucznika Białeckiego. Rafał Bula ustalił, że mimo autorytetu, który sobie wypracował wśród niemieckich notabli w swojej miejscowości, do końca wojny nie stracił kontaktu z innymi, polskimi mieszkańcami tej wsi i zawsze podkreślał swoje górnośląskie korzenie. We wspomnieniach mieszkańców Chełma Śląskiego zachowała się relacja potwierdzająca taką jego postawę w czasie sporu z miejscowym wójtem.
Oto jak zachował się Białecki podczas pobytu na urlopie. Po mszy w miejscowym kościele, gdy podszedł do grupy znajomych, chełmski urzędnik zwrócił mu uwagę, że nie wypada, by on, niemiecki bohater, rozmawiał z nimi po polsku. Białecki wówczas bez namysłu uderzył wójta w twarz, wykrzykując "Das ist meine Muttersprache!". Interweniował ponadto skutecznie w sprawie zwolnienia sąsiadów uwięzionych w KL Auschwitz. Zginął pod koniec wojny niedaleko miejscowości, w której znajdował się jego dom.
https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/6/36/ca/4cb82a8982c20_p.jpg?1353381190
#jfe #wehrmacht
Fragment książki "Polacy w Wehrmachcie"
Urodzony w Bogucicach koło Katowic, a w czasie wojny mieszkający już w Chełmie Śląskim. Uczęszczał przed 1939 rokiem do polskiego gimnazjum w Katowicach, a potem do miejscowej szkoły górniczej. Po wybuchu wojny pracował jako robotnik rolny w Bad Reinerz, a w 1940 roku dostał powołanie do Wehrmachtu, do jednostek saperskich.
Zgłosił się jednak ochotniczo do elitarnych wojsk spadochronowych i, ponieważ wyróżniał się na służbie, otrzymał wyjątkowo jako wpisany na DVL (lista volksdeustchów) najniższy stopień oficerski - podporucznika. Niespodziewanie także w 1944 roku odznaczono go Krzyżem Rycerskim za przeprowadzony z resztką kompanii kontratak na zdobytą już przez wojska sowieckie miejscowość niedaleko Rygi. Wtedy dopiero okazało się, że nie posiada on jeszcze wpisu na DVL.
Przyjęto go dopiero w listopadzie 1944 roku, ale tylko do trzeciej grupy. Kariera to nieprawdopodobna, a porucznik Białecki, wydaje się, znajdował satysfakcję ze służby w armii niemieckiej, o czym świadczy jego ochotniczy akces do elitarnych oddziałów spadochronowych. Należał więc do wcale niemałej grupy żołnierzy z DVL 3, którzy służbę w armii niemieckiej traktowali nie jako przymus, ale część młodzieńczej, wielkiej przygody.
Dowodem na to, że nie chodziło o ideologiczne zaangażowanie się po stronie nazistów, a więc nie kolaboracjonizm, był niespodziewany epilog losów podporucznika Białeckiego. Rafał Bula ustalił, że mimo autorytetu, który sobie wypracował wśród niemieckich notabli w swojej miejscowości, do końca wojny nie stracił kontaktu z innymi, polskimi mieszkańcami tej wsi i zawsze podkreślał swoje górnośląskie korzenie. We wspomnieniach mieszkańców Chełma Śląskiego zachowała się relacja potwierdzająca taką jego postawę w czasie sporu z miejscowym wójtem.
Oto jak zachował się Białecki podczas pobytu na urlopie. Po mszy w miejscowym kościele, gdy podszedł do grupy znajomych, chełmski urzędnik zwrócił mu uwagę, że nie wypada, by on, niemiecki bohater, rozmawiał z nimi po polsku. Białecki wówczas bez namysłu uderzył wójta w twarz, wykrzykując "Das ist meine Muttersprache!". Interweniował ponadto skutecznie w sprawie zwolnienia sąsiadów uwięzionych w KL Auschwitz. Zginął pod koniec wojny niedaleko miejscowości, w której znajdował się jego dom.
https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/6/36/ca/4cb82a8982c20_p.jpg?1353381190
#jfe #wehrmacht
Fragment książki "Polacy w Wehrmachcie"
Brak komentarzy. Napisz pierwszy