Włochy i faszyzm żywieniowy.
Italia - kraj kulinarnie idealny, ma jednak swoje minusy. Dla cudzoziemców jest nim przede wszystkim….brak tolerancji. Według Beppe Severgniniego Włochy to kraina gastronomicznych talibów. W kuchni i restauracji obowiązuje dyktatura. Tradycja ściśle określa, co można jeść, kiedy i z czym. Ktoś, kto postąpi inaczej, uznany zostaje za cudzoziemca. Czytaj: osobę upośledzoną kulinarnie.
Na początek warto zacząć od cappuccino. We Włoszech pije się je tylko rano, a zamówienie złożone po godzinie jedenastej wystawia na szwank cierpliwość barmanów i kelnerów. Chęć wypicia cappuccino wieczorem, po kolacji, przyprawia ich o stan przedzawałowy.
Swoją porę dnia ma też międzynarodowy hit made in Italy, czyli pizza. W porze lunchu jedzą ją tylko studenci. I Amerykanie. Pozostali wiedzą, że należy zamawiać ją tylko wieczorem. Dodatkowo polewanie jej sosem (jeżeli jakimś cudem go dostaniemy) wypada pozostawić bez komentarza. To kuriozalne upodobanie dzielimy tylko z Amerykanami. Pizza nie lubi również sałaty, która towarzyszyć może drugiemu, ale nigdy pierwszemu daniu.
Świat makaronu również ma swój savoir-vivre. Kawałki mięsa w risotto są jak najbardziej dopuszczalne, ale dodane do makaronu zepsują całe danie. Kluski lubią wyłącznie sosy na bazie mięsa, ale bez jego udziału. Parę wyjątków to między innymi sos carbonara z policzkiem wieprzowym i rzymskie rigatoni co'la pajata z kawałkami jagnięcych filetów. Niewłaściwe kombinacje narażą nas na śmieszność, a używanie pecorino jako odpowiednika parmezanu do wszystkich bez wyjątku makaronowych dań wystawi nam jak najgorsze świadectwo.
Jeśli chcemy wyjść na pseudoznawcę włoskiej kuchni, zamówimy spaghetti z sosem bolońskim. Ten przysmak z regionu Emillia-Romania, nie wiedzieć czemu, kojarzony jest właśnie z takim makaronem, podczas gdy każde dziecko wie, że do mięsnego sosu pasują tylko tagliatelle.
I kwestia ważna jak kurs franka: łyżka do makaronu. U nas często, w Niemczech zawsze, podawana jest razem z widelcem. We Włoszech - tylko w lokalach mega turystycznych lub na bardzo wyraźne żądanie klienta. Makaron, nawet ten najdłuższy, jemy tylko widelcem. Pomaganie sobie łyżką to wymysł diabła i dowód na naszą stołową ignorancję. Jeśli jednak chcemy czerpać przyjemność z dań, to nic nam w tym, na szczęście, przeszkodzić nie może. Wycieranie chlebem resztek sosu z talerza (nazywane tu scarpetta) świadczy bowiem o nas jak najlepiej. Wiemy, co dobre, i umiemy to wykorzystać do samego końca. Lepiej jednak powstrzymać się od tej czynności podczas oficjalnych kolacji.
Przy okazji makaronu warto wspomnieć o skandalu, który poruszył Włochy tylko trochę mniej, niż wynik wyborów parlamentarnych. Skandal z udziałem przedstawiciela perfidnego Albionu, guru smakoszy na całym świecie, ulubieńca mam i Zięcia idealnego. Tak, to właśnie Jamie Olivier wywołał na półwyspie burzę, publikując w internecie przepis na makaron carbonara. Carbonara to klasyk tutejszej kuchni, niegdyś ulubione danie węglarzy (stąd nazwa, bo carbone to po włosku węgiel), złożone z makaronu rzecz jasna, jajek, parmezanu i wołowego policzka, niechętnie i w ramach wyjątków zastępowane czasem boczkiem. Jamie użył hiszpańskiej kiełbasy chorizo, rozmarynu i …..jogurtu. W internecie rozpętało się piekło. Przemówiły też kulinarne autorytety: "Jaime Olivier robiący carbonarę to jak Giordano Bruno produkujący podpałkę" itp
W sprawie wina także obowiązują pewne endemiczne reguły. Wino w oplecionych słomą butelkach nadaje się tylko dla turystów, chyba, że jesteśmy w naprawdę wiejskiej trattorii, gdzie wino w butelkach normalnych podaje się z kolei tylko turystom. Niepicie wina nie prowokuje do zadawania niedyskretnych pytań, ani nikogo specjalnie nie dziwi. Dziwi co najwyżej jego nadużywanie, jako że jesteśmy w kraju, w którym pijani bywają wyłącznie cudzoziemcy.
Regionalizm - we Włoszech zamawiamy dania z regionu/miasta, w którym jesteśmy. Jedzenie klusek z sosem bolońskim w Rzymie ma średni sens, podobnie jak delektowanie się (pseudo) pizzą w Mediolanie czy grzybowym risotto na Sycylii. Wrażenia smakowe najlepiej łączą się z krajobrazem, stąd najlepszym sposobem zwiedzania kraju jest właśnie podążanie szlakiem kulturowo-gastronomicznym.
Na zakończenie przestróg przyjemna, acz rzadko odkrywana, niespodzianka dla cudzoziemców: możliwość zamówienia każdej prostej potrawy spoza karty. Prośba o jajecznicę czy gotowane warzywa wcale nie wzbudzi pogardliwego uśmiechu kelnera, można nawet spodziewać się podyktowanego troską pytania o nasze samopoczucie. We Włoszech logika nie za często ma coś do powiedzenia.
fragment książki "Włosi. Życie to teatr"
#jfe #ciekawostki #wlochy