To, że starsi narzekają na nowe pokolenia to prawo starsze niż cała ludzkość. Tutaj chyba nikt nie ma wątpliwości. Natomiast każde nowe pokolenie miało zwykle podejśćie - starzy to gówno wiedzą, my wiemy lepiej i zrobimy po swojemu. Jak to wychodziło i jak życie to potem weryfikowało to już inna sprawa. Ale motywem przewodnim było, że "zgredy" mówiły, że "gówniarze" to teraz mają łatwo, a "gówniarze", że "zgredy" wszystko robili źle i oni wiedza lepiej. I tak się nasza cywilazcja toczyła. "Gówniarze" wbrew "zgredom" pchali świat do przodu, potem sami dorastali i zauważali, że te "zgredy" jednak miały trochę racji (ale nie całkowicie).
Po raz pierwszy jednak mam wrażenie, że role się odwróciły. Nagle nowe pokolenie zaczyna twierdzić, że to oni mają ciężko a poprzednicy to mieli życie. Zamiast nowego, lepszego świata bajdurzą po prostu o tym jak mają źle. Paradoksalnie, sam brzmię jak zgred narzekający na "dzieciaki". Tylko podejrzanie pachnie mi to czasami sprzed rewolucji komunistycznych. Masy przekonane, że ktoś ich okradł z czegoś, czego nigdy nie mieli. Które skończą w jeszcze gorszej sytuacji, oddając jeszcze więcej władzy temu samemu panu. Przesadzam?
Polecam poczytać komentarze pod tym wpisem -
http://wykop.pl/wpis/78444871/ja-nie-wiem-co-jest-z-tymi-ludzmi-nie-tak-coraz-wi#codziennyprzegladwykopu #przemysleniazdupy