Hejka.
Wiem, że na lurkerze jest sporo katolików, w tym wielu praktykujących, więc chciałbym poruszyć jedną bardzo nurtującą mnie kwestię.
Antykoncepcja w małżeństwie.
Wiem, że jedyną dozwoloną metodą "odkładania ciąży" są naturalne metody, tzw metody NPR.
I teoretycznie katolik zawsze powinien być otwarty na życie, dlatego metody sztuczne jak np. prezerwatywy są zakazane.
Słyszałem nawet o takiej opinii, że właściwie traktowanie NPR jak antykoncepcji również jest grzechem, bo samo zamknięcie się na poczęcie nowego dziecka jest złe.
Z tym, że... to się dla mnie nie trzyma kupy totalnie.
Dlaczego kobieta, która ma trójkę dzieci i 40 lat miałaby odkładać ciążę na później? Ona tak naprawdę stosuje NPR jak antykoncepcję, bo już nie chce dzieci w przyszłości. I do menopauzy będzie "odkładać ciążę na później".
To jest dla mnie trochę hipokryzja. Nie rozumiem tego.
W dodatku czytałem wiele niefajnych historii, gdzie np. po urodzeniu dziecka kobieta miała rozbuchaną gospodarkę hormonalną i w żaden sposób nie dało się określić czy dzień jest płodny czy nie, więc albo trzeba było ryzykować kolejną ciążę albo być wstrzemięźliwym.
Przy czym czy wstrzemieźliwość to nie jest zamknięcie się na dar życia?
A tak pomijając to wszystko to pytanie mam jedno, bo głównie o to się mi rozchodzi.
Czy małżeństwo stosujące antykoncepcję (np. prezerwatywy) zostanie skazane na piekło?
#wiara #katolicyzm #pytanie #antykoncepcja #seks #zwiazki #malzenstwo #dziecihttps://www.verywellfamily.com/thmb/4K4HJL1my_Wb5MaPoeikcEvIDWg=/800x0/filters:no_upscale():max_bytes(150000):strip_icc()/Illo_LargeFamilies-abb4fa761280472d90359bd015d13c49.png