Witom i o zdrowie pytom.Chciołem się tu podzielić z wami relacją z dzisiejszej Ekstremelnej Drogi Krzyżowej.
Co to jest?
Nocny marsz o długości 30-50 km biegnący zwykle terenami leśnymi i polnymi, zaczynający się i kończący przy lokalnym #kościół a związany jest z Wielkim Postem. #edk
Po co?
Chęć sprawdzenia się, ofiarowania czegoś za swoje niegodziwe uczynki, czas na przemyślenia i rozmowy, poszukiwanie siebie
Jak to wyglądało?
Zaczęło się mszą o 19. O 20:10 grupka ok. 40 pielgrzymów wymaszerowała spod kościoła. Na początku była pestka, bo I stacja znajdowała się jakieś 4 km dalej, więc jak tylko opuściliśmy miasto i weszliśmy w las, to część uczestników była podbudowana-jak łatwo,damy radę te 13 pozostałych stacji.Przy każdej stacji killka minut postoju aby przeczytać rozważania z aplikacji i odpocząć.Najlepiej iść w grupce, bo raźniej, poza tym można zagaić rozmowę a też jak zabraknie światła to ktoś użyczy ci światła z jego latarki. Do V stacji szło szybko, nogi się spisywały, obliczyłem dzień wcześniej że w 7 godzin powinienem pokonać trasę i już o 4 rano smacznie leżeć w łóżku. Stacje są tak co 3-7 km. Po V stacji był cały czas marsz asfaltowymi chodnikami przez park i zacząłem odczuwać ból pięt. A buty miałem profesjonalne, do chodzenia po górach, tylko cieńkie skarpetki zabrałem i to był błąd. Do VII stacji doszedłem już nieco obolały, ale nogi cały czas pchały do przodu.Miałem izotonika w butelce, 1 kanapkę i 3 batony i do tego momentu zjadłem i wypiłem prawie wszystko, prócz batonów. Pogoda dopisywała, ale wysiłek był znaczny i zacząłem się pocić. Zdjąłem komin, to mnie trochę otrzeźwiło i poszedłem w grupką 3 innych osób na następną stację, zbiornik wodny oddalony o jakieś 7 km. Nogi zaczęły piec, dosznurowałem mocno buty bo czułem,że stopa obciera się o ścianki buta.Doszliśmy do jeziora, tam padłem na trawę i poprosiłem o 5 min postój.Napiłem się,usiadłem na trawie aby nogi choć chwilę mogły odpocząć.W głowie miałem dylemat-czy iść dalej.Jakby mi ktoś rozłożył śpiwór na tej skrawce trawy to momentalnie bym zasnął.Ale w głowie miałem zakodowane, że właśnie minęliśmy połowę i nie ma odwrotu.Grupka mnie zmotywowała i ruszyliśmy dalej.Wywiązała się rozmowa kogo co boli.Tego kolana, tego pięty, tego łydka (kolega miał pół łydki bo kiedyś miał operację).Tam się wspieraliśmy idąc przez las, a potem przez pola,w dużej mierze włócząc nogi.Apkę z trasą gps miał zwykle włączoną kolega,ale że słuchał rozważań na słuchawkach to weszliśmy w nie tę dróżkę polną co trzeba i wyszliśmy w szczerym polu. Trzeba było się wrócić, a pole było zaorane. Każde stąpnięcie butem po nierównej bruździe ziemi powodowało ból.Byłem trochę zły na kolegów że zboczyli z trasy i teraz dużo wysiłku kosztowało nas zejście na szlak.Znacząco spadło nam tempo.Byliśmy wycieńczeni.Ja mówiłem tak cicho,że koledzy mnie nie zrozumieli.Za 2 km była kolejna stacja XI i tam przysiedliśmy na jakieś 7 min ciesząc się że można chwilę usiąść na trawie.Kolega z tą łydką wyjął kroksy, bo mówił że buty go strasznie uwierały.Ja powiem,że ciało chciało zrezygnować,ale w głosie był głos-musisz dojść do końca.4 km dalej była stacja XII i cały czas szliśmy asfaltowymi drogami.Tam kolega z łydką odpuścił bo mówił że ból był straszny i zadzwonił po cierpa.A mnie naszła nowa energia i powiedziałem do trzeciego kolegi,że zrobimy te 2 pozostałe stacje. Wprawdzie na mapie w linii prostej to było jakieś 7 km, ale ja oszukiwałem się w głowie że zostały 2 stacje do końca. Po 40 min doszliśmy do stacji XIII rozmawiałem o kompanie który wrócił taksówką.I tak zaliczył 12 stacji,szacun.Usiedliśmy na schodach przy XII na piankach.Nie miałem już wody,zjadłem ostatniego batona.Nie mogliśmy przy tym siedzieć dłużej niż 5 min bo już byśmy wtedy nie wstali.Zaczęło świtać. Ruszyliśmy wzdłuż rezerwatu na ostatnią stację, a było to chyba 5 km do celu.Na krawężniku przy domkach ktoś postawił pełną butelkę wody i się uradowałem, bo mi woda się już skończyła. Napiłem się 2 łyki, smakowała bosko. 3 km później pożegnałem kolegę bo mieszkał blisko i sam ruszyłem pod kościół,gdzie miałem zaparkowane auto.Moja radość była przedwczesna, bo nogi strasznie bolały i pokonanie 1 km nie szło już tak łatwo.Odczuwałem blazy na obu piętach. Tylko siłą woli posuwałem się naprzód, a ślad na mapie bardzo wolno się przesuwał.W tych oto bólach zobaczyłem drewnianą ławkę w rezerwacie ok. 6 rano i przysiadłem na 5 min.Jak pięknie ptaszki śpiewały,to była nagroda za ten trud.Wyszedłem z lasu i ostatnie 2 km pokonałem drogą asfaltową myśląc jednocześnie, że jak wejdę do auta to będzie niesamowita ulga.A jak dojadę do domu to będzie jeszcze większa ulga jak się położę, a radość po obudzeniu będzie jeszcze większa gdyż zrobiło się coś bardzo trudnego.
Czy było warto?
Po fakcie stwierdzam że tak, choć to czy się ukończy trasę wcale nie było takie pewne. Ta droga naładuje mnie pozytywną energią na najbliższe kilka dni.Pomoże też w lepszym przeżywaniu Wielkiego Postu gdyż zwykły człowiek ma porównanie, co wycierpiał za nas Chrystus. Daje jeszcze coś innego-jak mało ludzi na świecie jest w stanie robić rzeczy wielkie.Wielu woli konsumpcjonizm, wygody,dobre i niezdrowe jedzenie, pakiet telewizji itp. Przy takich nawykach trudno raczej porzućić te wygody, powiedzieć domownikom cześć,idę na nocny rajd lasem,wrócę rano będę głodny,spocony,morderczo zmęczony ale chcę to zrobić :-)
Co to jest?
Nocny marsz o długości 30-50 km biegnący zwykle terenami leśnymi i polnymi, zaczynający się i kończący przy lokalnym #kościół a związany jest z Wielkim Postem. #edk
Po co?
Chęć sprawdzenia się, ofiarowania czegoś za swoje niegodziwe uczynki, czas na przemyślenia i rozmowy, poszukiwanie siebie
Jak to wyglądało?
Zaczęło się mszą o 19. O 20:10 grupka ok. 40 pielgrzymów wymaszerowała spod kościoła. Na początku była pestka, bo I stacja znajdowała się jakieś 4 km dalej, więc jak tylko opuściliśmy miasto i weszliśmy w las, to część uczestników była podbudowana-jak łatwo,damy radę te 13 pozostałych stacji.Przy każdej stacji killka minut postoju aby przeczytać rozważania z aplikacji i odpocząć.Najlepiej iść w grupce, bo raźniej, poza tym można zagaić rozmowę a też jak zabraknie światła to ktoś użyczy ci światła z jego latarki. Do V stacji szło szybko, nogi się spisywały, obliczyłem dzień wcześniej że w 7 godzin powinienem pokonać trasę i już o 4 rano smacznie leżeć w łóżku. Stacje są tak co 3-7 km. Po V stacji był cały czas marsz asfaltowymi chodnikami przez park i zacząłem odczuwać ból pięt. A buty miałem profesjonalne, do chodzenia po górach, tylko cieńkie skarpetki zabrałem i to był błąd. Do VII stacji doszedłem już nieco obolały, ale nogi cały czas pchały do przodu.Miałem izotonika w butelce, 1 kanapkę i 3 batony i do tego momentu zjadłem i wypiłem prawie wszystko, prócz batonów. Pogoda dopisywała, ale wysiłek był znaczny i zacząłem się pocić. Zdjąłem komin, to mnie trochę otrzeźwiło i poszedłem w grupką 3 innych osób na następną stację, zbiornik wodny oddalony o jakieś 7 km. Nogi zaczęły piec, dosznurowałem mocno buty bo czułem,że stopa obciera się o ścianki buta.Doszliśmy do jeziora, tam padłem na trawę i poprosiłem o 5 min postój.Napiłem się,usiadłem na trawie aby nogi choć chwilę mogły odpocząć.W głowie miałem dylemat-czy iść dalej.Jakby mi ktoś rozłożył śpiwór na tej skrawce trawy to momentalnie bym zasnął.Ale w głowie miałem zakodowane, że właśnie minęliśmy połowę i nie ma odwrotu.Grupka mnie zmotywowała i ruszyliśmy dalej.Wywiązała się rozmowa kogo co boli.Tego kolana, tego pięty, tego łydka (kolega miał pół łydki bo kiedyś miał operację).Tam się wspieraliśmy idąc przez las, a potem przez pola,w dużej mierze włócząc nogi.Apkę z trasą gps miał zwykle włączoną kolega,ale że słuchał rozważań na słuchawkach to weszliśmy w nie tę dróżkę polną co trzeba i wyszliśmy w szczerym polu. Trzeba było się wrócić, a pole było zaorane. Każde stąpnięcie butem po nierównej bruździe ziemi powodowało ból.Byłem trochę zły na kolegów że zboczyli z trasy i teraz dużo wysiłku kosztowało nas zejście na szlak.Znacząco spadło nam tempo.Byliśmy wycieńczeni.Ja mówiłem tak cicho,że koledzy mnie nie zrozumieli.Za 2 km była kolejna stacja XI i tam przysiedliśmy na jakieś 7 min ciesząc się że można chwilę usiąść na trawie.Kolega z tą łydką wyjął kroksy, bo mówił że buty go strasznie uwierały.Ja powiem,że ciało chciało zrezygnować,ale w głosie był głos-musisz dojść do końca.4 km dalej była stacja XII i cały czas szliśmy asfaltowymi drogami.Tam kolega z łydką odpuścił bo mówił że ból był straszny i zadzwonił po cierpa.A mnie naszła nowa energia i powiedziałem do trzeciego kolegi,że zrobimy te 2 pozostałe stacje. Wprawdzie na mapie w linii prostej to było jakieś 7 km, ale ja oszukiwałem się w głowie że zostały 2 stacje do końca. Po 40 min doszliśmy do stacji XIII rozmawiałem o kompanie który wrócił taksówką.I tak zaliczył 12 stacji,szacun.Usiedliśmy na schodach przy XII na piankach.Nie miałem już wody,zjadłem ostatniego batona.Nie mogliśmy przy tym siedzieć dłużej niż 5 min bo już byśmy wtedy nie wstali.Zaczęło świtać. Ruszyliśmy wzdłuż rezerwatu na ostatnią stację, a było to chyba 5 km do celu.Na krawężniku przy domkach ktoś postawił pełną butelkę wody i się uradowałem, bo mi woda się już skończyła. Napiłem się 2 łyki, smakowała bosko. 3 km później pożegnałem kolegę bo mieszkał blisko i sam ruszyłem pod kościół,gdzie miałem zaparkowane auto.Moja radość była przedwczesna, bo nogi strasznie bolały i pokonanie 1 km nie szło już tak łatwo.Odczuwałem blazy na obu piętach. Tylko siłą woli posuwałem się naprzód, a ślad na mapie bardzo wolno się przesuwał.W tych oto bólach zobaczyłem drewnianą ławkę w rezerwacie ok. 6 rano i przysiadłem na 5 min.Jak pięknie ptaszki śpiewały,to była nagroda za ten trud.Wyszedłem z lasu i ostatnie 2 km pokonałem drogą asfaltową myśląc jednocześnie, że jak wejdę do auta to będzie niesamowita ulga.A jak dojadę do domu to będzie jeszcze większa ulga jak się położę, a radość po obudzeniu będzie jeszcze większa gdyż zrobiło się coś bardzo trudnego.
Czy było warto?
Po fakcie stwierdzam że tak, choć to czy się ukończy trasę wcale nie było takie pewne. Ta droga naładuje mnie pozytywną energią na najbliższe kilka dni.Pomoże też w lepszym przeżywaniu Wielkiego Postu gdyż zwykły człowiek ma porównanie, co wycierpiał za nas Chrystus. Daje jeszcze coś innego-jak mało ludzi na świecie jest w stanie robić rzeczy wielkie.Wielu woli konsumpcjonizm, wygody,dobre i niezdrowe jedzenie, pakiet telewizji itp. Przy takich nawykach trudno raczej porzućić te wygody, powiedzieć domownikom cześć,idę na nocny rajd lasem,wrócę rano będę głodny,spocony,morderczo zmęczony ale chcę to zrobić :-)