#usa #grenlandia

Po co wojna? Jak już to Dania będzie pacyfikować Grenlandię a USA wstawią za obywatelami

14

Trump grozi Danii odebraniem Grenlandii. Premier Frederiksen zabrała głosnczas.info

Premier Danii Mette Frederiksen skomentowała wypowiedzi Donalda Trumpa dotyczące ewentualnej ekspansji terytorialnej USA, m.in. kosztem Danii. Prezdydent-elekt zapowiedział, że nie wyklucza użycia siły, by przejąć kontrolę nad Grenlandią.

– Nie potrafię sobie wyobrazić, że do tego dojdzie – powiedziała premier Danii Mette Frederiksen w rozmowie z duńską telewizją TV2.

Zdjęcie

– Chciałabym zaapelować do wszystkich o zachowanie spokoju – dodała.

Następnie premier Frederiksen wskazała, że podstawą wzajemnych relacji Danii i Stanów Zjednoczonych wymiana gospodarcza jest. I chciałaby, aby tak pozostało.

– Myślę, że powinniśmy we właściwy sposób utrzymać wzajemne relacje handlowe (…). Jako bardzo bliski sojusznik Stanów Zjednoczonych uważam, że mamy powód, by cieszyć się z rosnącego amerykańskiego zainteresowania – oceniła Frederiksen.

– Ale powinno się to odbywać z poszanowaniem ludności Grenlandii – podkreśliła.

Grenlandia jest autonomicznym terytorium zależnym Danii. Wcześniej Donald Trump zapowiedział, że chciałby ją przyłączyć do USA.

Nie wykluczył przy tym użycia siły, co zaznaczył bardzo wyraźnie.

http://nczas.info/2025/01/07/trump-grozi-danii-odebraniem-grenlandii-premier-frederiksen-zabrala-glos/

#trump #dania #grenlandia

6

Niedawno robiłem porządek w swoim księgozbiorze. Gdzieś tam między książką o rachunku prawdopodobieństwa a atlasem ziół znalazłem cieniutką książeczkę: "Anaruk - chłopiec z Grenlandii". I się wkurwiłem.
Jako dzieciak przeczytałem tę książkę chyba z piętnaście razy, znałem na pamięć długie fragmenty, jarałem się niepomiernie. Nawet jeśli wiedziałem, że postać Anaruka jest zmyślona, wierzyłem, że wszystkie te inuickie obyczaje, kultura, polowania - wierzyłem, że to wszystko jest prawdziwe. Zresztą, w szkole traktowano tę opowieść nieomalże jak reportaż - brałem ją więc na serio.
Minęło kilkanaście lat. Przeglądając randomowe gównostronki w internecie dowiedziałem się, że słowo "Anaruk" po grenlandzku znaczy ni mniej, ni więcej: "Sraj to". Dowiedziałem się również, że Czesław Centkiewicz w dupie był i gówno widział, a nie Grenlandię. Miał informacje z drugiej i trzeciej ręki, wszystko co napisał w swojej książce to gównoprawda i przez te wszystkie lata jarałem się czymś wyssanym z psiej końcówy. Kurwa, wiecie jakie to paskudne uczucie? To gorzej jak dowiedzieć się, że Święty Mikołaj nie istnieje, kawałek mojego dzieciństwa został brutalnie wyrwany, osrany i zbezczeszczony.
I tak sobie pomyślałem: to tak, jakby jakiś Japończyk pił z kimś, kto pił z Polakami i na podstawie tego postanowił napisać przygodową książkę o Polsce. Nazwałby ją: "Wacuś Hójek - chłopiec z Polski".
Wacuś mieszkałby gdzieś w wiejskim domku w centrum Krakowa. Na parapecie uprawiałby ziemniaki, codziennie chodziłby do kościoła a z kolegami witał albo "Szczęść Boże!" albo "Kurwa mać!". W szkole Wacuś wraz z kolegami uczyłby się grać na fortepianie, no bo Chopin. Oczywiście, każdy grałby perfekcyjnie, bo w ojczyźnie Chopina wszyscy wysysają tę umiejętność z mlekiem matki i wódką. Na lekcjach WF jeździliby konno i walczyli szablami, ewentualnie skakali na nartach - no bo Małysz.
Wódkę oczywiście piliby wszyscy od ósmego roku życia. Ba, tak jak grenlandzki Sraj-to polował na reny i foki, tak Polacy walczyliby regularnie w Wód-dżitsu. Tak jak grenlandzki Sraj-to uratował swojego ojca zabijając w pojedynkę niedźwiedzia polarnego, tak Wacuś Hójek przepiłby carskiego urzędnika, który chciał zabrać mieszkanie jego rodzinie, wygrywając tym samym sądowy spór. Wódkę piliby z kubków z ceramiki bolesławieckiej, a zagryzali tradycyjną polską potrawą - kiszonymi ziemniakami zawijanymi w gotowaną kapustę.
Codziennie o 12:00 cały kraj odmawiałby "Anioł Pański", a o 21:37 śpiewałby "Barkę"; nieironicznie, z pełnym poszanowaniem dla Jana Pawła II. Każdy dorosły byłby Lechem Wałęsą - nosiłby wąsy, mówił od rzeczy, ale emanował wielką, wewnętrzną mądrością życiową, która wiodłaby naród ku dobrobytowi. Wszystkie kobiety byłyby Marią Skłodowską-Curie - obok gotowania, prania i sprzątania, zajmowałyby się laboratoryjnymi eksperymentami, zaś kopalnie w Lubinie ledwo nadążałyby z dostarczaniem polonu i radu do polskich domostw.
Wieczorami cała rodzina zbierałaby się na modlitwie połączonej ze snuciem opowieści wojennych, urozmaiconymi grą na fortepianie. Zebrane w kręgu kobiety skórowałyby wiewiórki (hodowane od wieków dla futra i mięsa) i szykowały na rosół, mężczyźni rąbaliby drewno gołymi rękami.
Komputery byłyby rzadkością - jeśli akurat jakiś został wyrzucony na brzeg Bałtyku, zaraz otrzymywaliby go tylko wójtowie czy inni wodzowie polskich miast i wsi. Gdy japoński przybysz pokazałby Wacusiowi Hójkowi swój laptop, chłopiec zdziwiłby się, jakim cudem tyle ludzików mieści się w takiej niewielkiej teczuszce. "To w Japonii wszyscy ludzie mają takie olbrzymie oczy?" zapytałby, ujrzawszy anime.
Książka kończyłaby się duszoszczypatielną sceną, w której rodzina Hójków żegna przybysza z Japonii. Wymieniają się prezentami: przybysz daje im wielki worek ryżu (wszak w Polsce nie znają takich rarytasów), od Wacusia dostałby zaś butelkę z ceramiki bolesławieckiej wypełnioną czystym spirytusem pędzonym na wiewiórczym mięsie.
Centkiewicz, kurwaaaaaa…

Prawdziwa historia: http://www.poznajgrenlandie.pl/kim-byl-anaruk.html
#literatura #grenlandia #eskimosi #heheszki #pasta

6