#cudanakiju w #pracbaza
W tamtym tygodniu miałem Wam wrzucić wpis o coraz większych cudach w firmie, w której pracuję. Ale jakoś tak wyszło, że piątek mnie pociągnął
Więc wracam dziś z tym wpisem i cudami jakie doszły po weekendzie.
Kiedyś dało się zarobić w firmie fajne pieniądze za nadgodziny. Bo były płacone do ręki. Stawka + 50%. Od jakiegoś czasu, szef zaczął kombinować. Zaczęło się od tego, że zabronił nadgodzin. Później nadgodziny miały być do odebrania jako dzień wolny. W praktyce było ciężko to odebrać (ja nie narzekałem na to akurat). Następnym pomysłem szefa były nadgodziny płatne normalnie na konto razem z poborami. Ciągle jednak było źle. Więc ostatnio wpadł na pomysł, że będzie obniżał premię o kwotę dodatku za nadgodziny. Wypłata ta sama a nadgodziny wypłacone.
W tym momencie ludzie zauważyli, że ktoś tu ich chce zajść od tyłu i wyruchać. Przestali zostawać, nie chcą robić sobót. Zrobił się lament, że nikt nie chce robić. W tym czasie do pracy przyjęli młodego "podkierownika". Tak go nazywamy. Niedługo po tym pojawił się pomysł, że przyjedzie serwis do maszyny. Co się wiąże z przestojem całej linii przez cały dzień. Na dzień serwisu wybrali piątek.
Więc postanowił, że odpracuje się dzień wolny w sobotę. W czwartek okazało się, że serwisu nie będzie. Więc i piątek i sobota pracująca bo już nie ma co planów zmieniać.
Serwis został przełożony o tydzień.
W następnym tygodniu rozstawił nas na trzy zmiany i standardowa śpiewka, za wolny piątek. Jak się okazało również w czwartek, serwis nie przyjedzie. Chciał więc zorganizować sobote pracującą. Jak się możecie domyślać, nie było ani jednego chętnego.
Doszliśmy do bieżącego tygodnia pracy. Już na 100% serwis ma przyjechać jedenastego. Piątek wolny ale trzeba odpracować. Wymyślił więc, że pierwsza zmiana od wtorku będzie pracować 10h a druga normalnie 8h. W następnym tygodniu tak samo ale piątek wolny bo serwis będzie cały dzień.
Przez skórę czuję, że to wałek. I piątek będzie pracujący. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Ale już się ludzie buntują, kombinują.
Taka wisienka na torcie, którą dziś zasłyszałem od dwóch operatorów. Że, jeżeli nie będziemy wyrabiać normy, którą on sobie wyliczył to nie będziemy dostawać premii.
Wspólnie stwierdziliśmy, że chyba czas zaktualizować CV i powoli ruszać w świat za następną pracą.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
W tamtym tygodniu miałem Wam wrzucić wpis o coraz większych cudach w firmie, w której pracuję. Ale jakoś tak wyszło, że piątek mnie pociągnął

Więc wracam dziś z tym wpisem i cudami jakie doszły po weekendzie.
Kiedyś dało się zarobić w firmie fajne pieniądze za nadgodziny. Bo były płacone do ręki. Stawka + 50%. Od jakiegoś czasu, szef zaczął kombinować. Zaczęło się od tego, że zabronił nadgodzin. Później nadgodziny miały być do odebrania jako dzień wolny. W praktyce było ciężko to odebrać (ja nie narzekałem na to akurat). Następnym pomysłem szefa były nadgodziny płatne normalnie na konto razem z poborami. Ciągle jednak było źle. Więc ostatnio wpadł na pomysł, że będzie obniżał premię o kwotę dodatku za nadgodziny. Wypłata ta sama a nadgodziny wypłacone.
W tym momencie ludzie zauważyli, że ktoś tu ich chce zajść od tyłu i wyruchać. Przestali zostawać, nie chcą robić sobót. Zrobił się lament, że nikt nie chce robić. W tym czasie do pracy przyjęli młodego "podkierownika". Tak go nazywamy. Niedługo po tym pojawił się pomysł, że przyjedzie serwis do maszyny. Co się wiąże z przestojem całej linii przez cały dzień. Na dzień serwisu wybrali piątek.
Więc postanowił, że odpracuje się dzień wolny w sobotę. W czwartek okazało się, że serwisu nie będzie. Więc i piątek i sobota pracująca bo już nie ma co planów zmieniać.
Serwis został przełożony o tydzień.
W następnym tygodniu rozstawił nas na trzy zmiany i standardowa śpiewka, za wolny piątek. Jak się okazało również w czwartek, serwis nie przyjedzie. Chciał więc zorganizować sobote pracującą. Jak się możecie domyślać, nie było ani jednego chętnego.
Doszliśmy do bieżącego tygodnia pracy. Już na 100% serwis ma przyjechać jedenastego. Piątek wolny ale trzeba odpracować. Wymyślił więc, że pierwsza zmiana od wtorku będzie pracować 10h a druga normalnie 8h. W następnym tygodniu tak samo ale piątek wolny bo serwis będzie cały dzień.
Przez skórę czuję, że to wałek. I piątek będzie pracujący. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Ale już się ludzie buntują, kombinują.
Taka wisienka na torcie, którą dziś zasłyszałem od dwóch operatorów. Że, jeżeli nie będziemy wyrabiać normy, którą on sobie wyliczył to nie będziemy dostawać premii.
Wspólnie stwierdziliśmy, że chyba czas zaktualizować CV i powoli ruszać w świat za następną pracą.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy.