Nic mi tak nie odbiera motywacji, humoru i dobrego samopoczucia jak cholerne bóle korzonkowo-lędźwiowe.

Chodzę połamany jak dziad, nie mogę się wyprostować, grzeję się poduszką elektryczną, łykam na zmianę Apap Extra z KetoKaps Max (w ostateczności w szafce leżą jeszcze Dexak i Skudexa z tramadolem w składzie, ale to już ostateczność i wiem, że rozwalają trawienie).

Brałem już nie raz serię szpryc w dupsko Olfen i Milgamma i to przechodzi i mija, potrafi minąć rok, półtora, dwa bez tego. Potem człowiek się nie przypilnuje, stanie gdzieś rozgrzany w jakimś przeciągu, albo pójdzie na bieżnię i pomimo +20°C na termometrze, podmuchy wiatru są france jak 10°C odczuwalne i potem sru.

A rozwala mi to humor i podcina skrzydła dlatego, że ćwiczę aktywnie od lat, skłony, ciężary, rozciąganie, kiedyś trochę pływania i nigdy mi bęben nie wisiał, nigdy nie żarłem bez opamiętania. Odmawiam sobie słodyczy, nauczyłem się żyć bez nich, za to spożywam pyłek pszczeli co rano, jajko na miękko (7 w tyg.), ziółka zaparzam, szklankę kefiru dziennie, odrobinę octu jabłkowego/winogronowego z wodą przegotowaną, ryby (śledzie), dużo zielonej herbaty (Sen-cha gigner & lemon), sałata, same chude wędliny, maca i sonko zamiast tradycyjnego pieczywa......

Inwestuję w zdrowie i zdrowy styl życia wiodę a tu takie g*wno się przypęta i człowiek rozwalony. F a k.

Teraz gdyby mi przyszło chłopa swojej wagi (87kg) omdlałego przenieść to albo bym go wlókł jak pług po ziemi, albo próbował dźwignąć i ryzykował takim bólem jakby mnie sam Thanos albo Lord Rayden pociągnął błyskawicą po plecach.

#zdrowie #zal #wkurzenie #zlosc

14