Przed wczoraj wiosłowałem sobie wesoło po jeziorku. Była ładna słoneczna pogoda, więc ściągnąłem koszulkę. Chwilami narzekałem że nie ma słońca i że się nie opalę. Nie używałem olejków/kremów do opalania, bo uważałem je za zbędne i nie lubię się później lepić od jakiś mazideł. Mam ciemną karnację więc, na co mi one. Jeszcze tego samego wieczoru zauważyłem że jestem spieczony jak rak, moja skóra od pasa w górę nabrała koloru purpurowego, a jej powierzchnia zaczęła piec. W nocy było tylko gorzej, z godziny na godzinę odczuwałem większy ból. Jakoś udało mnie się zasnąć. Rano jak spojrzałem w lustro aż się przeraziłem. Skóra była mocno zaczerwieniona, a na plecach pojawiło się mnóstwo małych pęcherzy wypełnionych wodą. Według internetu są to oparzenia słoneczne ll stopnia. Chodzę bez koszulki bo nawet delikatny dotyk materiału sprawia mi ból. Wczoraj pryskałem to wodą termalną ale niewiele dało. Dziś kupiłem w aptece, preparat łagodzący po opalaniu i jak na razie niewiele pomogło. Podobno gojenie się takich oparzeń może potrwać, nawet kilka tygodni. Chwilowo jestem wyłączony z życia, nawet nie mogę ćwiczyć bo skóra jest tak bardzo napięta. Lurki nie lekceważcie słońca, bo przyjaracie się jak prosiak na ruszcie. Piszę to w ramach przestrogi i pamiętajcie żeby o siebie dbać. #outdoorskandynawia #lato #slonce #opalanie