"Pewnego wieczoru, około godziny dziesiątej, do naszego stanowiska dowodzenia przybył kapelan, by odprawić mszę. Był to doskonały pomysł. Telefoniści, kucharze i łącznicy byli zachwyceni. Ale to nie oni najbardziej potrzebowali duchowego wsparcia.
Poprosiłem dzielnego księdza, żeby poszedł ze mną na wysunięte pozycje. Spędził noc szorując brzuchem po zagonach. Przerażały go kule, które świstały nad głowami. W pewnej chwili utknął w jakiejś dziurze. Musiałem zawrócić po niego:
— Ojcze! czy wierzy Ojciec w Raj?
— Tak…
— I tak się Ojciec boi tam trafić?…
Dzielny człowiek musiał przywołać upodobanie do niebiańskich wędrówek i dalej czołgać się za mną... Pociski tańczyły nad nami. Co chwilę przyklejaliśmy się do gruntu.
Kule uderzały w ziemię. W końcu dotarliśmy do niewielkich jam, gdzie gnieździły się czujki. Przejmowałem po kolei karabiny kolegów, którzy za moimi plecami spowiadali się i przyjmowali komunię. Starałem się nie słuchać, kiedy wyznawali najcięższe grzechy.
A potem ruszaliśmy do następnego okopu, do kolejnej jamy, do następnej ubłoconej postaci, która w głębokiej tajemnicy przeistaczała się pod wpływem malutkiej białej hostii, wznoszonej na krótką chwilę zaledwie kilkadziesiąt metrów od Bolszewików.
Nieszczęsny kapelan nie mógł już dalej posuwać się ze zmęczenia i strachu. Z dziesięć razy prawie nas skoszono. O drugiej nad ranem odprowadziłem go na tyły. Czas był już najwyższy. Powoli wstawał dzień. Księżulo wycierał chustką twarz i wznosił do nieba modlitwy dziękczynne: Deo Gratias! Deo Gratias! powtarzał bez przerwy. Święci, którzy pełnili tej nocy straż, ubawili się tam, w górze, na swoich pozycjach u rajskich bram…"
Fragment "Front Wschodni" Leona Degrelle
#degrelle #jfe #iiwojnaswiatowa #wiara
na zdjęciu Degrelle wraz z resztą walońskich żołnierzy w czasie mszy polnej
https://i.pinimg.com/564x/14/89/9c/14899cea8875399c6a755dce8c64a04f.jpg
Poprosiłem dzielnego księdza, żeby poszedł ze mną na wysunięte pozycje. Spędził noc szorując brzuchem po zagonach. Przerażały go kule, które świstały nad głowami. W pewnej chwili utknął w jakiejś dziurze. Musiałem zawrócić po niego:
— Ojcze! czy wierzy Ojciec w Raj?
— Tak…
— I tak się Ojciec boi tam trafić?…
Dzielny człowiek musiał przywołać upodobanie do niebiańskich wędrówek i dalej czołgać się za mną... Pociski tańczyły nad nami. Co chwilę przyklejaliśmy się do gruntu.
Kule uderzały w ziemię. W końcu dotarliśmy do niewielkich jam, gdzie gnieździły się czujki. Przejmowałem po kolei karabiny kolegów, którzy za moimi plecami spowiadali się i przyjmowali komunię. Starałem się nie słuchać, kiedy wyznawali najcięższe grzechy.
A potem ruszaliśmy do następnego okopu, do kolejnej jamy, do następnej ubłoconej postaci, która w głębokiej tajemnicy przeistaczała się pod wpływem malutkiej białej hostii, wznoszonej na krótką chwilę zaledwie kilkadziesiąt metrów od Bolszewików.
Nieszczęsny kapelan nie mógł już dalej posuwać się ze zmęczenia i strachu. Z dziesięć razy prawie nas skoszono. O drugiej nad ranem odprowadziłem go na tyły. Czas był już najwyższy. Powoli wstawał dzień. Księżulo wycierał chustką twarz i wznosił do nieba modlitwy dziękczynne: Deo Gratias! Deo Gratias! powtarzał bez przerwy. Święci, którzy pełnili tej nocy straż, ubawili się tam, w górze, na swoich pozycjach u rajskich bram…"
Fragment "Front Wschodni" Leona Degrelle
#degrelle #jfe #iiwojnaswiatowa #wiara
na zdjęciu Degrelle wraz z resztą walońskich żołnierzy w czasie mszy polnej
https://i.pinimg.com/564x/14/89/9c/14899cea8875399c6a755dce8c64a04f.jpg
Brak komentarzy. Napisz pierwszy