Hollow Knight

Znacie to uczucie kiedy po jakimś dobrym serialu albo książce który wciągnie was tak że nie możecie się oderwać odczuwacie taką jakąś pustkę i smutek że przygoda już się skończyła? No to ja tak miałem z Hollow Knight czyli następnym indykiem o którym chciałbym wam Lurki opowiedzieć. Mimo że gra jest platformówką, czyli gatunkiem z którym nie do końca jest mi po drodze, jest to jedna z lepszych gier w jakie grałem w zeszłym roku i zaraz postaram się wam wyjaśnić dlaczego.

O co chodzi?

W skrócie – to nie wiadomo Wcielamy się w bliżej nieokreśloną z imienia postać wrzuconą w dziwny, mroczny dwuwymiarowy świat i rozpoczynamy swoją wędrówkę. Po kilku minutach docieramy do małej wioski gdzie dowiadujemy się od jedynego pozostałego w niej mieszkańca że królestwo (po prostu królestwo, nadal nie bawimy się w nazwy) podupadło przez ostatnie lata i generalnie jak tak dalej pójdzie to zapuści i zapadnie się ono całkowicie. Wygląda na to że trzeba będzie sprawdzić czemu tak się dzieje, zaciskamy więc dłonie na naszym orężu nazwanym tutaj hmm... gwóźdź? (Nail) i wskakujemy do stojącej nieopodal studni która okazuje się o wiele głębsza niż nam się wydaje.

Gdzie jest haczyk?

Musze przyznać że na początku gra mnie średnio zainteresowała. Stwierdziłem jednak że no, mogę sobie trochę poskakać i z każdym pokonaną platformą wsiąkałem coraz bardziej. Najciekawszą rzeczą w hollow knight jest chyba jej unikalny pomysł na siebie. Jak już wspomniałem gra jest bardzo mroczna, utrzymana w brudnej szaro-burej konwencji, niektóre lokacje są wręcz niepokojące i lekko straszne. Można wyraźnie poczuć że królestwo naprawdę się rozpada i nie jest ono zbyt przyjaznym światem. Ta dziwna podziemna kraina wypełniona jest rożnego rodzaju robalopodobnymi niemilstwami z którymi walczyć będziemy za pomocą naszego gwoździa i specjalnych umiejętności odblokowywanych w miarę postępów w grze. Sama gra jak już wspomniałem nie tłumaczy za bardzo kim jesteśmy i po co właściwie wałęsamy się od lokacji do lokacji, będziemy to odkrywać ze strzępków informacji a także dowiadywać się od napotykanych npców czy bossów z którymi skrzyżujemy miecze czy tam gwoździe. Sposób narracji mimo że sama fabuła jest od pewnego momentu nieco przewidywalna jest bardzo ciekawy i pozostawia sporo miejsca na domysły i interpretację. Kolejnym elementem spinającym tę ciekawą mozaikę jest fakt że gra jest całkiem trudna. Twórcy zaadaptowali tutaj system znany z gier Dark Souls i podobnych. Pokonując przeciwników zbieramy monety zwane tutaj geo za które kupimy różne talizmany dające bonusy czy też mapy kolejnych lokacji (a uwierzcie mi, bez mapy ani rusz), ale również dusze naszych wrogów które stanowią paliwo do naszych specjalnych umiejętności. Dusze wrogów uzupełniają również nasze zdrowie, trzeba więc zarządzać tym zasobem dość mądrze zwłaszcza że zagrożenie czyha z każdej strony. Po śmierci odradzamy się przy ostatnio napotkanym ognisku, wrogowie się odradzają i musimy wrócić do miejsca zgonu po zgubiony hajsik... wróć, tutaj są to po prostu ławeczki na których można sobie przycupnąć i nieco odetchnąć, wrogowie rzeczywiście się odradzają, a żeby odzyskać geo trzeba pokonać naszego ducha który lurkuje (hehe) w miejscu gdzie padliśmy. Trzeba przyznać że może to być na początku nieco irytujące bo jeśli zapomnimy przysiąść na ławeczce gdzieś w pobliżu, czeka nas przedzieranie się przez kilkanaście ekranów żeby dostać się do miejsca zgonu. Potem nie jest już to tak uciążliwe bo odblokujemy mnóstwo skrótów. Podobnie jak w Dark Souls spotkamy tutaj też multum bossów którzy - uwierzcie mi - skopią wam dupę nie raz i nie dwa razy. Sama rozgrywka to swoista metroidvania, przemierzając głębie królestwa nieraz natrafimy na bariery nie do przejścia, i obszary które staną się dostępne dopiero po odblokowaniu podwójnego skoku czy możliwości przyklejania się do ścian.

Gierka jest całkiem długa jak na platformówkę, spędziłem w niej trochę ponad 20h i po zobaczeniu napisów końcowych miałem na liczniku trochę ponad 60%. Polecam gorąco, zakończenie gry mimo że przewidywalne jest dalekie od happy endu i kiedy zaczniemy w końcu rozumieć na czym polega nasz quest będzie nam coraz ciężej brnąć ku nieuniknionemu rozwiązaniu poprzez brudne jaskinie i mroczne tunele pustego rycerza.
#gry #gryindie #grykomputerowe #tlusteindyki <- autorski tag do obserwowania/czarnolistowania

10

@hellgihad, Świetna gra wciągnęła mnie na długo. Mam jednak wadę poszukiwacza i lubię zwiedzać wszelkie zakamarki, jednocześnie nie odpuszczam miejscówek. I odbiłem się od Areny, prawdopodobnie za słabo rozwinięta postać żeby ją przejść na tym etapie którym byłem.
@apaf, Ja nawet areny nie odkryłem Potem przeglądając materiały z gry zobaczyłem ja wiele rzeczy ominąłem, może kiedyś zagram drugi raz żeby wymaksować wszystko.
@hellgihad, ja tak mam często po skończeniu książki. Czuję niedosyt i żal, że się skończyła. Rozumiem cię