W 1936 roku byłem najmłodszym przywódcą politycznym w Europie. W wieku dwudziestu dziewięciu lat wprowadziłem mój kraj w stan wibracji, która przeniknęła Belgię do jej trzewi. Setki tysięcy mężczyzn, kobiet, młodych chłopców, dziewcząt, podążało za mną z wiarą i bezgranicznym oddaniem. Jak huragan wprowadziłem dziesiątki deputowanych i senatorów do belgijskiego parlamentu. Mogłem być ministrem: wystarczyło jedno moje słowo, by wejść w partyjne układy.
Wolałem jednak, z dala od oficjalnego bagna, kontynuować ciężką walkę o porządek, sprawiedliwość, uczciwość, ponieważ byłem oddany ideałom, które nie uznawały ani kompromisów, ani podziałów. Pragnąłem udowodnić mój kraj od dyktatorskiej władzy pieniądza, która korumpowała polityków, niszczyła instytucje, burzyła moralność, rujnowała gospodarkę i rynek pracy. Anarchistycznemu reżimowi starych partii, zhańbionych trędowatymi skandalami polityczno-finansowymi, chciałem legalnie przeciwstawić Państwo" silne i wolne, uporządkowane, odpowiedzialne, reprezentatywne dla prawdziwych sił narodu.
Nie chodziło tu ani o tyranię, ani o "faszyzm". Chodziło o rozsądek. Żaden kraj nie może żyć w chaosie, niekompetencji, niepewności, rozkładzie. Domagałem się przestrzegania prawa, kompetencji osób na stanowiskach publicznych, bezpośredniego kontaktu między masami a władzą, rozumnej i kreatywnej zgody wśród obywateli, których dzieliły i przeciwstawiały sobie jedynie sztuczne konflikty: klasowe, religijne, językowe, podtrzymywane i karmione z wyjątkową troską, ponieważ stanowiły sens bytu rywalizujących partii, z hipokryzją prowadzących widowiskowe dysputy, aby później, po cichu, dzielić między siebie lukier władzy.
Druga wojna światowa - którą przekląłem - zdruzgotała wszystko w Belgii, jak i wszędzie. Stare instytucje, doktryny waliły się jak zamki ze spróchniałego drewna. "Rex" nie był w żaden sposób powiązany z triumfującą Trzecią Rzeszą, ani jej przywódcą, ani z jego partią. "Rex" był ruchem na wskroś narodowym, całkowicie niezależnym. Przewertowano wszystkie archiwa Trzeciej Rzeszy - nie zdołano w nich znaleźć nawet najmniejszego śladu jakiegokolwiek powiązania rexizmu z Hitlerem przed inwazją w 1940 roku.
Dla 99% Belgów i Francuzów w lipcu 1940 roku wojna była skończona; zwycięstwo Rzeszy było faktem, do którego zresztą stary i demokratyczny reżim pragnął się jak najszybciej dostosować! Każdy spośród miotających obelgi na Hitlera w 1939 roku, jak najszybciej rzucił się do stóp zwycięzcy w 1940 roku; szefowie największych partii lewicowych, magnaci finansowi, właściciele dzienników, ministrowie, był rząd - wszyscy błagali, oferowali, żebrali o jeden uśmiech, możliwość współpracy
Belgijska kolaboracja przebiegała w ciężkiej atmosferze. Król Leopold III chciał mieć jasność sytuacji i poprosił Hitlera o spotkanie. Otrzymał zgodę, lecz wrócił z niczym, nic nie osiągnął. Stało się jasne, że nasz kraj będzie musiał poczekać na pokój. Lecz po jego zawarciu może być za późno. Musieliśmy zdobyć jeszcze przed zakończeniem konfliktu prawo do prowadzenia efektywnych negocjacji. Jak osiągnąć taką pozycję? Miałem w zasięgu ręki jedyną okazję, by zdobyć szacunek Rzeszy dzięki walce, cierpieniu i chwale.
W 1940 roku byliśmy pokonanymi, nasz król stał się zakładnikiem. W 1941 roku niespodziewanie dano nam okazję, by stać się towarzyszami broni zwycięzców, całkowicie im równymi. Wszystko zależało od naszej odwagi. Mieliśmy nareszcie możliwość zdobycia chwalebnej pozycji, która pozwoliłaby nam w dni reorganizacji Europy wystąpić z wysoko podniesionym czołem w imieniu naszych bohaterów, w imieniu naszych poległych, w imieniu narodu, który złożył w darze swą krew.
Leon Degrelle, fragment książki "Front Wschodni"
#jfe #degrelle #iiwojnaswiatowa
Wolałem jednak, z dala od oficjalnego bagna, kontynuować ciężką walkę o porządek, sprawiedliwość, uczciwość, ponieważ byłem oddany ideałom, które nie uznawały ani kompromisów, ani podziałów. Pragnąłem udowodnić mój kraj od dyktatorskiej władzy pieniądza, która korumpowała polityków, niszczyła instytucje, burzyła moralność, rujnowała gospodarkę i rynek pracy. Anarchistycznemu reżimowi starych partii, zhańbionych trędowatymi skandalami polityczno-finansowymi, chciałem legalnie przeciwstawić Państwo" silne i wolne, uporządkowane, odpowiedzialne, reprezentatywne dla prawdziwych sił narodu.
Nie chodziło tu ani o tyranię, ani o "faszyzm". Chodziło o rozsądek. Żaden kraj nie może żyć w chaosie, niekompetencji, niepewności, rozkładzie. Domagałem się przestrzegania prawa, kompetencji osób na stanowiskach publicznych, bezpośredniego kontaktu między masami a władzą, rozumnej i kreatywnej zgody wśród obywateli, których dzieliły i przeciwstawiały sobie jedynie sztuczne konflikty: klasowe, religijne, językowe, podtrzymywane i karmione z wyjątkową troską, ponieważ stanowiły sens bytu rywalizujących partii, z hipokryzją prowadzących widowiskowe dysputy, aby później, po cichu, dzielić między siebie lukier władzy.
Druga wojna światowa - którą przekląłem - zdruzgotała wszystko w Belgii, jak i wszędzie. Stare instytucje, doktryny waliły się jak zamki ze spróchniałego drewna. "Rex" nie był w żaden sposób powiązany z triumfującą Trzecią Rzeszą, ani jej przywódcą, ani z jego partią. "Rex" był ruchem na wskroś narodowym, całkowicie niezależnym. Przewertowano wszystkie archiwa Trzeciej Rzeszy - nie zdołano w nich znaleźć nawet najmniejszego śladu jakiegokolwiek powiązania rexizmu z Hitlerem przed inwazją w 1940 roku.
Dla 99% Belgów i Francuzów w lipcu 1940 roku wojna była skończona; zwycięstwo Rzeszy było faktem, do którego zresztą stary i demokratyczny reżim pragnął się jak najszybciej dostosować! Każdy spośród miotających obelgi na Hitlera w 1939 roku, jak najszybciej rzucił się do stóp zwycięzcy w 1940 roku; szefowie największych partii lewicowych, magnaci finansowi, właściciele dzienników, ministrowie, był rząd - wszyscy błagali, oferowali, żebrali o jeden uśmiech, możliwość współpracy
Belgijska kolaboracja przebiegała w ciężkiej atmosferze. Król Leopold III chciał mieć jasność sytuacji i poprosił Hitlera o spotkanie. Otrzymał zgodę, lecz wrócił z niczym, nic nie osiągnął. Stało się jasne, że nasz kraj będzie musiał poczekać na pokój. Lecz po jego zawarciu może być za późno. Musieliśmy zdobyć jeszcze przed zakończeniem konfliktu prawo do prowadzenia efektywnych negocjacji. Jak osiągnąć taką pozycję? Miałem w zasięgu ręki jedyną okazję, by zdobyć szacunek Rzeszy dzięki walce, cierpieniu i chwale.
W 1940 roku byliśmy pokonanymi, nasz król stał się zakładnikiem. W 1941 roku niespodziewanie dano nam okazję, by stać się towarzyszami broni zwycięzców, całkowicie im równymi. Wszystko zależało od naszej odwagi. Mieliśmy nareszcie możliwość zdobycia chwalebnej pozycji, która pozwoliłaby nam w dni reorganizacji Europy wystąpić z wysoko podniesionym czołem w imieniu naszych bohaterów, w imieniu naszych poległych, w imieniu narodu, który złożył w darze swą krew.
Leon Degrelle, fragment książki "Front Wschodni"
#jfe #degrelle #iiwojnaswiatowa
Brak komentarzy. Napisz pierwszy