[b] Nalot miał miejsce dzień po ogłoszeniu decyzji jałtańskich. Czy to miało na was jakiś wpływ? [/b]
No cóż... Doprowadziło to, o czym mało kto wie, do buntu w szeregach Dywizjonu 300. O zdradzie dowiedzieliśmy się z prasy angielskiej, do której mieliśmy dostęp w mesach. Pamiętam, że w „Daily Express” przeczytałem mowę Churchilla, w której powiedział, że it is right – to poważne słowo w języku angielskim – żeby Sowieci zabrali Polsce Kresy. Dla mnie, jako że pochodzę z Tarnopola, to był straszliwy cios. To była moja ojczyzna.
[b] Wiedzieliście wtedy, że następnego dnia lecicie nad Drezno? [/b]
Nie, dowiedzieliśmy się dopiero na odprawie w dniu lotu. Było 13 załóg po siedem osób, czyli 91 ludzi. Zaczęliśmy rozmawiać, utworzyły się grupki. Zaczęto podnosić głos. Najwięcej było kresowiaków i trzy załogi oświadczyły, że w tej sytuacji nie lecą. Nie będą walczyć dla Anglików, którzy nas zdradzili. Staraliśmy się ich przekonać, mówiliśmy, że w ten sposób dostarczamy argumentów Sowietom, którzy oskarżają nas o sprzyjanie Niemcom i niechęć do walki. Jednej załogi nie udało się namówić. Złożona była z wilniuków. Dwie inne zgodziły się warunkowo. Jedna zapowiedziała, że to jej ostatni lot. I rzeczywiście tak się stało. To była ta maszyna z moim przyjacielem na pokładzie, która rozbiła się w wyniku kolizji z angielskim samolotem.
JFE
0