Drodzy Lurkowie,

Pewnie niewielu z Was pamieta, że @Borok zajmował się też wrzucaniem ciekawostek że świata żeglarskiego pod tagiem #wielkiezeglarskiewyprawy
Dziś wracam do tej tradycji, i będzie wyjatkowo:
Po pierwsze dlatego, że spróbuję sam opisać omawianą historie, po drugie tym razem nie będzie to historia z polskiego żeglowania…

Golden Globe Race, to wyścig który był wyjątkowy, w roku 1968 gazeta Sunday Times zorganizowała przełomowe, jak na tamte czasy regaty. Miał to być samotny wyścig śmiałków, którzy będą próbowali opłynąć świat dookoła, bez zawijania do portów.
Start nie był wspólny. Kto był gotów zgłaszał start, który odbywał się z Anglii. Ważne, że wystartować należało w okresie między czerwcem, a październikiem…
Wynikiem nie był czas na morzu, tylko wygrywał ten kto pierwszy przeciął linie mety. Zatem kto zdążył na start w czerwcu miał nieco większe szanse na zwycięstwo, niż osoba, która na starcie stanęła jesienią…

Samo ogłoszenie takiej formuły regat, było wyjątkowe… Po pierwsze technologia żeglarska nie była jeszcze tak rozwinięta, żeby można było bezpiecznie plywac samotnie, po drugie słychać było liczne opinie psychiatrów i klinicystow, którzy jednoznacznie twierdzili, że człowiek nie będzie w stanie przetrwać w tak skrajny warunkach, przez tak długi czas, na małej powierzchni, bez kontaktu i że to będzie skutkowało licznymi zaburzeniami psychicznymi…

W rejsie wystartowało dziewięciu żeglarzy… Czterech zrezygnowało z dalszego wyścigu będąc jeszcze na Atlantyku, kolejny wycofał się już na oceanie indyjskim, kolejny utracił jacht już w drodze powrotnej…
Na polu boju zostały trzy jednostki i trzy osobowosci:
Robin Knox Johnston
Bernard Moitessier
Donald Crowhurst

Pierwszy z nich zwyciężył, otrzymał tytuł szlachecki i stał się ikoną żeglarstwa regatowego…
Sir Robin wystartował jednak w samym początku okna startowego, czyli jeszcze w czerwcu…

Bernard, to wyjątkowo barwna postać (jeszcze zawita pod moim tagiem), wystartował znacznie później niż Knox-Johnston, ale przez cały wyścig mozolnie skracał dystans do lidera… Był Francuzem, więc nadawał ton w wyścigu czyniąc go rywalizacja brytyjsko-francuska i podkręcając emocje. Jednak, gdy było jasne, że nie uda mu się wyprzedzić lidera, będąc w połowie Atlantyku i zamykając pętle wokółziemskiej trasy, Bernard zmienił kurs i po 7 miesiącach na oceanie popłynął dalej Robiąc jeszcze pół wokolziemskiego kółka… Ostatecznie osiadł na Tahiti… Gdzie znalazł partnerkę życia (inna zostawił we francji) i dożył swoich dni, stając się ikona wolnościowego żeglarstwa i nieco hipisowskiego stylu życia…

Ostatni z trójki, był postacią niezwykle ciekawa… Urodził się w koloniach brytyjskich, ale w schyłkowym czasie kolonizatorów, jako młody chłopak wrócił do Anglii, gdzie żył w biedzie… Rozpoczął karierę wojskową, najpierw w raf, potem w regularnej armii… Jego pasja była elektronika, założył firmę, ożenił się, miał czwórkę dzieci… Kiedy jego biznes zaczął podupadać, postanowił wziąć udział w regatach, dla ratowania finansów rodziny… Niewiele miał czasu na budowę Łodzi i naukę żeglowania. Jako jedyny wystartował na trimaranie (czym wyprzedził epokę) niestety trimaran Crowhursta nie miał możliwości zastosowania technicznych nowinek, które umozliwiwalyby bezpieczna żeglugę przez ocean południowy… Crowhurst o tym wiedział… Zastosował ciekawą strategie… Pływał po Atlantyku, podając organizatorowi pozycje jachtu taka, jak gdyby żeglował z pozostałymi… Prowadził podwójny dziennik pokładowy… Jeden realny, aktualny zgodny z jego stanem faktycznym, drugi wyimaginowany, regatowy, prezentujący pozycje zakładana podczas rejsu… Jego regatowy dziennik wskazywał (a także podawane nieregularnie przez radio relacje), że dzielnie goni pozostała dwójkę żeglarzy…
Crowhurst przez pół roku bujał się po Atlantyku unikając kontaktu ze statkami, żeby nie zostać rozpoznanym… Raz podobno nawet przybil gdzieś do wybrzeży Brazylii, na dziko…
Donald nagrywał też swoje przemyślenia na magnetofon, co stanowi ciekawy zapis psychiki człowieka, który z jednej strony walczy dla swojej rodziny, czując presję, tęsknotę za dziećmi (najmłodsze nie miało roku), z drugiej strony ma świadomość, że nie jest w stanie nawiązać uczciwej walki, no i w końcu czuje jak pętla jego własnego oszustwa zaciska się na jego szyii (po wycofaniu się Bernarda z wyscigu) Crowhurst miał świadomość, że dopływając jako drugi, będzie wnikliwie analizowany pod kątem trasy, będzie musiał udzielić mnóstwa wywiadów, będzie musiał brnąć w swoją fikcyjna historie…

Teignmouth Electron Donalda Crowhursta, odnaleziono o 7:50, 10 lipca 1969 roku na Atlantyku, 1.800 mil od Anglii. Po zbadaniu trzykadłubowca okazało się, że jest opuszczony. Ciała Crowhursta nigdy nie odnaleziono.
#wielkiewyprawy #wielkiezeglarskiewyprawy #zeglarstwo #wydarzylosie #historia #ciekawostki #zainteresowania #pasja

9

Brak komentarzy. Napisz pierwszy