Dodatkowy wymiar tej tragedii dziejowej nadaje fakt, że przez cały ten czas rosły w polskich elitach krajowych i emigracyjnych probrytyjskie sentymenty, notabene bazujące na równie utrwalonym podziwie dla angielskiej potęgi. Nie bez znaczenia był tu zapewne fakt bałamucenia się polskich mężów stanu – od króla Stasia po kolejnych premierów rządu na uchodźstwie – w klubach i lożach angielskiej masonerii, która dawała im zapewne złudzenie, że partycypują w naprawdę dużej grze na wysokim poziomie. W istocie wykorzystywano ich tam jako pionki. Nieszczęśni nasi przodkowie mimo kolejnych dotkliwych doświadczeń sami nie zauważali, co ich tak naprawdę trafiało. Nie potrafili zrozumieć, że w tzw. wielkiej grze imperiów brytyjskiego i rosyjskiego – toczących w Afganistanie pojedynek o drogę do Oceanu Indyjskiego i do serca Azji Środkowej – Polacy wykorzystywani są periodycznie do przeprowadzania „dywersji na tyłach” (znów casus Prowokacji Listopadowej i Styczniowej).