Stardew Valley
Pamiętam jak na początku tysiąclecia w jednej z growych gazetek których było wtedy pełno zobaczyłem recenzję gierki Harvest Moon na Playstation. Harvest Moon był to w skrócie symulator farmera. Pomysł wydał się młodocianemu Gihadowi nad wyraz ciekawy i chociaż nigdy nie udało mi się zagrać w wyżej wymieniony tytuł – odbiłem sobie temat z nawiązką jakieś 18 lat później przy okazji ogrywania Stardew Valley. Pomysł jak był tak pozostał ciekawy a wysyp rożnego rodzaju symulatorów farmera tylko potwierdza że prawdziwy gracz oprócz dowodzenia armiami czy ratowania świata po raz kolejny lubi także czasem pomachać motyką i wydoić krowę.
O co chodzi?
W Stardew Valley wcielamy się w rolę świeżo upieczonego farmera który odziedziczył po dziadku mocno zapuszczone gospodarstwo w tytułowej dolinie Stardew. Gospodarstwo jest dość wielkie i mocno zaniedbane będziemy musieli zatem zacząć od ogarnięcia obejścia i okolic zanim zaczniemy budować nasze ranczo. Pomogą nam w tym liczni mieszkańcy wioski którzy, jak to już bywa na wsi są bardzo mili i chętni do pomocy, sami również rozdając różnego rodzaju questy. Wioska jest wbrew pozorom całkiem spora a kiedy znudzi nam się zabawa w farmera, zawsze możemy pobawić się też w górnika zwiedzając przepastną kopalnię na obrzeżach miasteczka, zająć się rybołówstwem, gotowaniem czy też pomóc odnowić zapomniany budynek community centre. Będziemy mogli uczestniczyć w życiu wioski biorąc udział w licznych festiwalach, nawiązując znajomości czy nawet chodząc na randki. Wszystko utrzymane w pixelartowej, dwuwymiarowej ale bardzo czytelnej i kolorowej grafice.
Gdzie jest haczyk?
Mimo że może brzmi to wszystko bardzo prosto i nudnie, to od samej gry wręcz nie sposób się oderwać. Od samego początku zawsze mamy coś do zrobienia, jakieś ziarno do zasiania, jakieś narzędzie do wykucia czy jakieś grzybki do zebrania. Oczywiście jak w każdej grze tego typu system craftingu jest tutaj rozbudowany do granic możliwości a pomimo setek przedmiotów do znalezienia, kupienia czy zbudowania, rzadko kiedy będziemy zbierać jakieś nieprzydatne śmieci. Ekonomia w grze jest zbalansowana idealnie, praktycznie zawsze jesteśmy trochę pod kreską nawet w późniejszych etapach gry a sam dobowy system gry wkręca nas mocno w tryb „jeszcze jednej tury”. Czas jest właściwie jednym z głównych bohaterów bo oprócz dobowego systemu mamy również pełnoprawny kalendarz ze zmieniającymi się porami roku oraz wspomnianymi wcześniej festiwalami i różnego rodzaju eventami. Zapomnisz podlać warzywa? No cóż, właśnie straciłeś plony i sporo hajsu, wracamy do zbierania jagód żeby kupić więcej nasion. Przegapiłeś jakiś festiwal, albo zapomniałeś nazbierać kasztanów dla kogoś podczas jesieni? No cóż, zapraszamy za rok. Żeby nie było zbyt nudno, samych questów od niezależnych postaci jest tutaj zatrzęsienie, a wiele z nich oferuje nagrody bez których nie posuniemy się naprzód, więc strata całego roku potrafi boleć. Nie od razu będziemy też super farmerami, wędkarzami czy wojownikami (tak, tak nawet na wsi trzeba czasem komuś przywalić sztachetą przez łeb) więc realnie odczuwamy progress a sama chęć zobaczenia co jest dalej trzyma przy grze żelaznymi obcęgami.
Podsumowując, gra stanowi niespotykany mix minecrafta i simsów, podlana jest nieco RPGowym sosem i jest niesamowicie relaksująca. Warto zaznaczyć ze podobnie jak wspomniany minecraft – została w całości stworzona przez jednego człowieka, jest do wyłapania za jakieś 40zł i spokojnie wystarczy na cały lockdown
#gry #gryindie #grykomputerowe #tlusteindyki <- autorski tag do obserwowania/czarnolistowania
Pamiętam jak na początku tysiąclecia w jednej z growych gazetek których było wtedy pełno zobaczyłem recenzję gierki Harvest Moon na Playstation. Harvest Moon był to w skrócie symulator farmera. Pomysł wydał się młodocianemu Gihadowi nad wyraz ciekawy i chociaż nigdy nie udało mi się zagrać w wyżej wymieniony tytuł – odbiłem sobie temat z nawiązką jakieś 18 lat później przy okazji ogrywania Stardew Valley. Pomysł jak był tak pozostał ciekawy a wysyp rożnego rodzaju symulatorów farmera tylko potwierdza że prawdziwy gracz oprócz dowodzenia armiami czy ratowania świata po raz kolejny lubi także czasem pomachać motyką i wydoić krowę.
O co chodzi?
W Stardew Valley wcielamy się w rolę świeżo upieczonego farmera który odziedziczył po dziadku mocno zapuszczone gospodarstwo w tytułowej dolinie Stardew. Gospodarstwo jest dość wielkie i mocno zaniedbane będziemy musieli zatem zacząć od ogarnięcia obejścia i okolic zanim zaczniemy budować nasze ranczo. Pomogą nam w tym liczni mieszkańcy wioski którzy, jak to już bywa na wsi są bardzo mili i chętni do pomocy, sami również rozdając różnego rodzaju questy. Wioska jest wbrew pozorom całkiem spora a kiedy znudzi nam się zabawa w farmera, zawsze możemy pobawić się też w górnika zwiedzając przepastną kopalnię na obrzeżach miasteczka, zająć się rybołówstwem, gotowaniem czy też pomóc odnowić zapomniany budynek community centre. Będziemy mogli uczestniczyć w życiu wioski biorąc udział w licznych festiwalach, nawiązując znajomości czy nawet chodząc na randki. Wszystko utrzymane w pixelartowej, dwuwymiarowej ale bardzo czytelnej i kolorowej grafice.
Gdzie jest haczyk?
Mimo że może brzmi to wszystko bardzo prosto i nudnie, to od samej gry wręcz nie sposób się oderwać. Od samego początku zawsze mamy coś do zrobienia, jakieś ziarno do zasiania, jakieś narzędzie do wykucia czy jakieś grzybki do zebrania. Oczywiście jak w każdej grze tego typu system craftingu jest tutaj rozbudowany do granic możliwości a pomimo setek przedmiotów do znalezienia, kupienia czy zbudowania, rzadko kiedy będziemy zbierać jakieś nieprzydatne śmieci. Ekonomia w grze jest zbalansowana idealnie, praktycznie zawsze jesteśmy trochę pod kreską nawet w późniejszych etapach gry a sam dobowy system gry wkręca nas mocno w tryb „jeszcze jednej tury”. Czas jest właściwie jednym z głównych bohaterów bo oprócz dobowego systemu mamy również pełnoprawny kalendarz ze zmieniającymi się porami roku oraz wspomnianymi wcześniej festiwalami i różnego rodzaju eventami. Zapomnisz podlać warzywa? No cóż, właśnie straciłeś plony i sporo hajsu, wracamy do zbierania jagód żeby kupić więcej nasion. Przegapiłeś jakiś festiwal, albo zapomniałeś nazbierać kasztanów dla kogoś podczas jesieni? No cóż, zapraszamy za rok. Żeby nie było zbyt nudno, samych questów od niezależnych postaci jest tutaj zatrzęsienie, a wiele z nich oferuje nagrody bez których nie posuniemy się naprzód, więc strata całego roku potrafi boleć. Nie od razu będziemy też super farmerami, wędkarzami czy wojownikami (tak, tak nawet na wsi trzeba czasem komuś przywalić sztachetą przez łeb) więc realnie odczuwamy progress a sama chęć zobaczenia co jest dalej trzyma przy grze żelaznymi obcęgami.
Podsumowując, gra stanowi niespotykany mix minecrafta i simsów, podlana jest nieco RPGowym sosem i jest niesamowicie relaksująca. Warto zaznaczyć ze podobnie jak wspomniany minecraft – została w całości stworzona przez jednego człowieka, jest do wyłapania za jakieś 40zł i spokojnie wystarczy na cały lockdown

#gry #gryindie #grykomputerowe #tlusteindyki <- autorski tag do obserwowania/czarnolistowania
Konto usunięte1
hellgihad
0
Konto usunięte0
Laffey
0
PS. Factorio jest świetne, sporo grałem w to z kumplem
hellgihad
2
Teraz chyba wyszła full wersja więc może się przemogę i spróbuję jeszcze raz ale pamiętam też że miałem taki problem że jak zrobiłem sobie z tydzień-dwa przerwy to potem nie mogłem ogarnąć w ogóle co gdzie jest i co mam dalej robić