#inflacja #polska #ekonomia #balcerowicz
W nawiązaniu do dyskusji o inflacji, a w zasadzie memicznym jej krytykowaniu chciałbym przypomnieć jak to było za monetarysty Balcerowicza, którego spojrzenie na sprawy inflacji zdominowało politykę monetarną na niemal 20 lat. Sam dobrze pamiętam lata dziewiędziesiąte i pierszą dekadę XXI wieku, a było to tak:
- bardzo drogie kredyty, które wbiły Cebulakom odruchową niechęć do lewarowania się nim. Nawet chcąc dostać małe pieniądze, trzeba było uproisić dwie osoby aby były żyrantami. Patola na pełnej jak ktoś pamięta, że nawet wzięcie telefonu (np jako student) w abonament wiązało się ze znalezieniem żyranta, więc miało się 24 lata, a telefon stał na ojca, czy matkę. Do tej pory obowiązuje przekonanie, że lepiej pożyczyć po rodzinie i znajomych niż brać "złodziejski kredyt" bankowy.
- powstanie patologicznego rynku "chwilówek", czyli zalegalizowanej lichwy, gdyż prosta pożyczka konsumencja wymagała spełnienia wyśrubowanycy norm.
- absolutny brak szans na własne mieszkanie dla młodych ludzi bez bogatych rodziców. Nawet pracując we dwoje trzeba było dziadować u starych kątem. Wstrzymywanie akcji kredytowej stworzyło też patologię zmiennych stóp procentowych, aby banki nie mogąc zarabiać mniej na powszechnie udzielanym kredycie, mogły brać więcej od tych, którym go udzielom.
- brak kredytu nie pozwalał na dynamiczne zatrudnienie (swoje ofkorz dokładały związki zawodowe), panowało dwucyfrowe bezrobocie sięgające w niektórych regionach nawet 30%. Problem ten starano się likwidować tworząc kolejną patologię tzw. "samozatrudnienia", czyli najemnej, własnej pracy, udającej firmę, do której z czasem dołożono tzw. umowy śmieciowe.
- powstanie partii populistycznych typu Samoobrony, gdzie naczelnym hasłem było "Balcerowicz musi odejść", co wynikało ze zmęczenia ludzi twardą polityką monetarną. Co z tego, że kurs złotówki był w widełkach do euro, skoro tych złotówek było tak mało w budżecie domowym, że strategicznym zakupem dekady był zakup pralki, telewizora, komputera, czy używanego auta po Niemcu. A taka rzeczywostość była w średnich i małych miastach.
- brak perspektyw dla młodego, ambitnego, przedsiębiorczego człowieka, który został pozbawiony naturalnego lewara kredytowego, np niskooprocentowanego kredytu odnawialnego. Aby zarobić na otworzenie biznesu w Polsce, było trzeba parę lat, czy miesięcy polatać na szmacie u Niemca, czy Anglika. Ale jak przyszło do otwieranie interesu to często, działo się to kraju emigracji.
To tylko kilka przykładów nakreślonych dość ogólne, ale mających swoje źródło w chorobliwie krótko trzymanej polityce monetarnej. Nie jestem oczywiście zwolennikiem wariantu Zimbabwe, czy etatyzmu na miarę III Rzeszy, a polityka Balcerowicza miała też swoje plusy w napływie kapitału zagranicznego, czy stabilności giełdy i rentowności obligacji rządowych ale... przeciętny człowiek ze wsi, małego i średniego miasteczka dziadował.
Pierwsze wiatry zmian powiały dopiero za kadencji prezesa Sławomira Skrzypka, na którego pluto i szkalowano nie mnie niż obecnie prezesa Glapińskiego (co za przypadek). Skrzypek wprowadził „Pakt na rzecz rozwoju akcji kredytowej" zainicjowany wiosną 2009 r., by zachęcić banki komercyjne do większej podaży kredytów. Niestety zginął w katastrofie smoleńskiej.
Mam nadzieję, że tym wpisem przypomniałem, że każda moneta ma dwie strony i tą ładniejszą niekoniecznie musi być ta pucowana przez zwolenników balcerowiczowskiego monetaryzmu, którym zawsze bardziej zależało na opinii zagrnicznego kapitału niż na tym aby maluczkiemu do pierwszego zostało.
W nawiązaniu do dyskusji o inflacji, a w zasadzie memicznym jej krytykowaniu chciałbym przypomnieć jak to było za monetarysty Balcerowicza, którego spojrzenie na sprawy inflacji zdominowało politykę monetarną na niemal 20 lat. Sam dobrze pamiętam lata dziewiędziesiąte i pierszą dekadę XXI wieku, a było to tak:
- bardzo drogie kredyty, które wbiły Cebulakom odruchową niechęć do lewarowania się nim. Nawet chcąc dostać małe pieniądze, trzeba było uproisić dwie osoby aby były żyrantami. Patola na pełnej jak ktoś pamięta, że nawet wzięcie telefonu (np jako student) w abonament wiązało się ze znalezieniem żyranta, więc miało się 24 lata, a telefon stał na ojca, czy matkę. Do tej pory obowiązuje przekonanie, że lepiej pożyczyć po rodzinie i znajomych niż brać "złodziejski kredyt" bankowy.
- powstanie patologicznego rynku "chwilówek", czyli zalegalizowanej lichwy, gdyż prosta pożyczka konsumencja wymagała spełnienia wyśrubowanycy norm.
- absolutny brak szans na własne mieszkanie dla młodych ludzi bez bogatych rodziców. Nawet pracując we dwoje trzeba było dziadować u starych kątem. Wstrzymywanie akcji kredytowej stworzyło też patologię zmiennych stóp procentowych, aby banki nie mogąc zarabiać mniej na powszechnie udzielanym kredycie, mogły brać więcej od tych, którym go udzielom.
- brak kredytu nie pozwalał na dynamiczne zatrudnienie (swoje ofkorz dokładały związki zawodowe), panowało dwucyfrowe bezrobocie sięgające w niektórych regionach nawet 30%. Problem ten starano się likwidować tworząc kolejną patologię tzw. "samozatrudnienia", czyli najemnej, własnej pracy, udającej firmę, do której z czasem dołożono tzw. umowy śmieciowe.
- powstanie partii populistycznych typu Samoobrony, gdzie naczelnym hasłem było "Balcerowicz musi odejść", co wynikało ze zmęczenia ludzi twardą polityką monetarną. Co z tego, że kurs złotówki był w widełkach do euro, skoro tych złotówek było tak mało w budżecie domowym, że strategicznym zakupem dekady był zakup pralki, telewizora, komputera, czy używanego auta po Niemcu. A taka rzeczywostość była w średnich i małych miastach.
- brak perspektyw dla młodego, ambitnego, przedsiębiorczego człowieka, który został pozbawiony naturalnego lewara kredytowego, np niskooprocentowanego kredytu odnawialnego. Aby zarobić na otworzenie biznesu w Polsce, było trzeba parę lat, czy miesięcy polatać na szmacie u Niemca, czy Anglika. Ale jak przyszło do otwieranie interesu to często, działo się to kraju emigracji.
To tylko kilka przykładów nakreślonych dość ogólne, ale mających swoje źródło w chorobliwie krótko trzymanej polityce monetarnej. Nie jestem oczywiście zwolennikiem wariantu Zimbabwe, czy etatyzmu na miarę III Rzeszy, a polityka Balcerowicza miała też swoje plusy w napływie kapitału zagranicznego, czy stabilności giełdy i rentowności obligacji rządowych ale... przeciętny człowiek ze wsi, małego i średniego miasteczka dziadował.
Pierwsze wiatry zmian powiały dopiero za kadencji prezesa Sławomira Skrzypka, na którego pluto i szkalowano nie mnie niż obecnie prezesa Glapińskiego (co za przypadek). Skrzypek wprowadził „Pakt na rzecz rozwoju akcji kredytowej" zainicjowany wiosną 2009 r., by zachęcić banki komercyjne do większej podaży kredytów. Niestety zginął w katastrofie smoleńskiej.
Mam nadzieję, że tym wpisem przypomniałem, że każda moneta ma dwie strony i tą ładniejszą niekoniecznie musi być ta pucowana przez zwolenników balcerowiczowskiego monetaryzmu, którym zawsze bardziej zależało na opinii zagrnicznego kapitału niż na tym aby maluczkiemu do pierwszego zostało.
Dps
0
Bogactwo nie bierze się z akcji kredytowej tylko z pracy. To znaczy że nie powstaną nowe auta, telefony mieszkania dlatego bo będą niskie stopy procentowe a dokładniej bo ktoś Ci wydrukuje pieniądz z niczego. W normalnej gospodarce cena kapitału stanowiłaby wypadkową popytu i podaży pieniądza. Nie ustalamy przecież ceny pomidorow czy masła, natomiast już ponad 100 lat temu politycy wymyślili ze chcą mieć kontrolę nad pieniadzem i ustalać ile kosztuje. Stąd pokłosiem są bezproduktywne rozmowy - "powinna być wyższa stopa", "nie właśnie ze niższa". A za przeproszeniem kim do cholery jesteśmy by wiedzieć jakie powinny być?
Jak, miedzyinnymi , tego nie zrozumiemy to będziemy w nieskończoność wiązać dobrobyt z tanim pieniadzem, bo dziwnym przypadkiem ten dobrobyt się zawsze pojawia kiedy jest tani. Również dziwnym przypadkiem zawsze prowadzi do recesji i pękania baniek, ale wtedy przecież są wysokie stopy procentowe. Więc tutaj już prosta droga do błędnych wniosków "nisko- dobrze. Wysoko- źle." Bardzo łatwo to wszystko pomylić. Efekt taniego kredytu jest prawie natychmiastowy i , wydawać by się mogło, zawsze pozytywny, natomiast skutki nieprzewidywalne co do terminu, skali i zakresu.
Jeśli kac pojawiałyby się po każdej libacji losowo w terminie np miesiąca to zapewniam że alkoholizm zniszczyłby każdy naród, a picie byłoby uznawane za zachowanie prozdrowotne. W końcu zawsze po lampce czujesz się lepiej. Dokładnie tak jest z luźna politka pieniężna
Emrys_Vledig
0
borubar
0
Bank musi na każdym kredycie zarobić, co więcej bank chce też zarobić na każdej lokacie.
Jeśli jedna osoba w rodzinie ma jakieś pieniądze i nie pożyczy ich innej osobie z rodziny to obie będą stratne - zarówno ta co ma pieniądze jak i ta która ich potrzebuje.
To nie ma nic wspólnego z polityką.
To też nie ma związku z polityką i finansami państwa. Po prostu bezdomni bez pracy i wszelkiego majątku wyłudzali telefony a potem znikali bez śladu.
Ja kupiłem sobie telefon w sklepie za gotówkę - 3 razy taniej niż u operatora.
Nie było jeszcze wtedy prepaidów, ale nie robili żadnych problemów aby student bez stałych dochodów i bez żadnego majątku podpisał umowę. Umowa na 20zł miesięcznie którą można zerwać w każdej chwili. Zresztą szybko zerwana i zmieniona bo początkowo w abonamencie było 30 minut i 30 smsów a za chwilę za tą samą cenę można było mieć 60 a kto miał umowę z telefonem ten nie mógł jej zerwać.
Właściwie to i umowę z telefonem chcieli ze mną podpisać (bo im się dużo bardziej opłacała) pod warunkiem, że to będzie taki model telefonu którego im nie kradną (zbyt tani albo trudny do sprzedania).
Nie mieszajmy 2 rzeczy.
Pierwszą rzeczą jest posiadania nieruchomości na własność - czyli bicie bogatym i posiadanie dużego majątku już w młodym wieku.
Drugą rzeczą jest mieszkanie w którym można mieszkać.
Mieszkanie w mieszkaniu i bycie właścicielem mieszkania to zupełnie 2 różne rzeczy.
Ja na przykład kupiłem sobie mieszkanie ale nadal mieszkałem z rodzicami. Bo w tamtych czasach mieszkania były tanie i wiadomym było, że później podrożeją a pieniądze stracą na wartości.
Za to ktoś inny mieszkał w moim mieszkaniu i tylko płacił mi za wynajmem.
Dało się zarobić na mieszkanie pracując na zleceniach jako student - no może nie każdy potrafił pisać jakieś programiki na zlecenie (i z 3 dniowego zlecenia mieć tyle co średnia pensja), ale jak ktoś nie miał możliwości zarobić a nie miał gdzie mieszkać to mieszkanie wynajmował - ze znalezieniem mieszkania na wynajem nie było żadnego problemu, trudniej było znaleźć lokatorów którym się mieszkanie wynajmie.
Do tej pory mam to mieszkanie ale nigdy w nim nie mieszkałem, wolę dom niż mieszkanie.
Musiałem te mieszkanie kupić, a potem jeszcze kilka garaży i działki rekreacyjne gdy mieszkania podrożały, właśnie z powodu polityki inflacyjnej państwa - gdybym trzymał pieniądze w banku albo kupił obligacje państwowe to teraz guzik bym miał.
Emrys_Vledig
0
Ale ja nie mam nic przeciwko aby bank zarobił sobie nawet i 10% APR rocznie, gdzie zamiast się prosić dostaję kase do ręki i wiem ile mam płacić miesięcznej raty, zamiast dziadować po rodzinie, gdzie i tak zawsze jakiś kwas wyjdzie i będą wypominać latami jak to hojni byli.
Właśnie bank po to jest, aby pożyczać. Nie kręcisz, uczciwie spłacasz, budujesz swoją historię kredytową i z kolejnymi latami masz większy lewar. Tylko Cebulakom wbito do głowy, że "dobry zwyczaj nie pożyczaj" i to w obie strony.
Nie no, nikt bezdomenemu nie dawał wtedy telefonów, bo jak ojciec kupował mi pierwszy telefon w abonamencie, jak szedłem na studia, to musiał przynosić jakies wyciągi z banków. To co piszesz miało miejsce ale w zorganizowanych szajkach kupujących "na słupa" i lewe papiery. Ale to kryminał i rodzaj złodziejstwa wyższego rzędu.
Co do trzeciej sprawy, ja nie piszę, że nie można było sobie zarobić na mieszkanie jako programista, tylko że nie mozna było dostać kredytu na nie bez stałej pracy na umowę i wykazywaniu odpowiednich zarobków.
borubar
0
W jaki sposób kredyt na zakup mieszkania ma przynieść zysk?
Gdyby taki kredyt miał by być bardziej opłacalny niż wynajem to bank zamiast udzielać kredytów kupował by mieszkania.
Co innego gdy komuś brakuje jakiś małej kwoty aby kupić mieszkanie - pożyczenie 10% czy nawet 30% wartości mieszkania może być opłacalne bo dzięki temu reszta kapitału jaki się posiada nie traci na wartości tylko na siebie zarabia.
Pożyczając pieniądze od kogoś prywatnie robi się tak aby obie strony na tym skorzystały - no chyba że taką pożyczkę w rodzinie rozumiesz jako poszukanie sobie sponsora który zrezygnuje z własnej korzyści a najlepiej w ogóle zrezygnuje z tego abyś oddał co pożyczyłeś.
Przysłowie mówi o pożyczaniu bez potrzeby na cele które nie dadzą żadnej korzyści (a druga część której nie zacytowałeś o nieoddawaniu).
Co do dalszej części oczywistym jest, że bank chce robić interesy tylko z tym kto mu kredyt spłaci i na kim bank zarobi, ryzykownych umów będą unikać, wolą zysk bez ryzyka.
Emrys_Vledig
0
stawo73
4
Luźna polityka monetarna i wysoka inflacja jest korzystna tylko dla rządu, który w ten sposób może krótkoterminowo stymulować gospodarkę i niezauważenie okradać ludzi z ich oszczędności.
Emrys_Vledig
0
Co do biedy polskiej to dla porównania, po przyjeździe do UK z jedną walizką i uzyskaniu stałego przychodu, po pół roku dostałem kartę kredytową, po dostaniu stałej pracy na kontrakt już mogłem brać kredyt na nieruchomość do 150k GBP przy stałym oprocentowaniu. To są rzeczy nie do pomyślenia w Polsce w tym okresie, gdzie biorąc kredyt na mieszkanie musiałem go brać do spółki z obojgiem rodziców, sam będąc posiadaczem dobrze prosperującej firmy. Życie ma się tylko jedno.