Fragment powieści Józefa Mackiewicza "Nie trzeba głośno mówić"
(…) Natomiast te oczy węża, niech się pani im przypatrzy, nie zawierają nic poza nienawiścią, nic. Skąd się biorą? Przez Boga stworzone? Jak boża krówka, i apostoł Paweł? Chyba. Bo niech pani pomyśli, jeżeli wierzyć nauce o ewolucji organizmów od pierwotniaków do człowieka, to musiał być już w amebie jakiś miliardo-miliardowy zaczątek tej trochy ludzkiej dobroci. A niech pani spojrzy w oczy tego węża. Czy można sobie wyobrazić, że on mógłby cokolwiek użałować na globie?

Najbujniejsza fantazja wyobrazić by sobie nie mogła. On by zjadł kulę ziemską, księżyc i wszystkie gwiazdy, gdyby mógł. A pani się zamartwia, czy Irmgarda ma zapalenie płuc czy bronchit. Skąd się bierze miłość? Proszę mi powiedzieć. Bo skąd się bierze nienawiść, to żadna sztuka.
W tej chwili zdawało mu się, że Anastazja Ipolitowna ma tak złożone wargi, jakby niemo, bezgłośnie gwizdała w myśli, patrząc w szybę anakondy. To się wydało dziwne i nieoczekiwane od kobiety jej typu. Urwał mu się wątek myśli.

- O „miłości” jest najwięcej w librettach każdej operetki - powiedziała. Poszli zaciemnionym przejściem, po obu stronach przeświecającym widokiem gadów, płazów i ryb. - Pan wie - podjęła po pewnej chwili - ja miałam młodszą siostrę, Aleksandra było jej na imię. Wyszła przed wojną za mąż za Anglika. Jego nazwisko brzmiało po prostu: Cook. William Cook. On znalazł sobie później inną dziewczynę, która wkrótce oczekiwała od niego dziecka. Aleksandra wniosła posag. Cook i jego dziewczyna postanowili pozbyć się jej, ale posag zachować. Dziewczyna wynajęła mordercę. Cook zaprosił swoją żonę do restauracji za miastem. Pojechali samochodem. A później zaproponował jej przejażdżkę do lasu, na grzyby. Bo ona tylekroć opowiadała o zbieraniu grzybów w jej ojczyźnie.

Musiał być chyba dla niej bardzo uprzejmy, miły w tej chwili, nieprawdaż? Wzięli koszyczek... Gdy ona odeszła, nachyliła się, zerwała i zawołała: „Patrz, znalazłam grzyba!…”, wyskoczył zza drzewa wynajęty morderca, Mister Brown, i rozwalił jej czaszkę żelaznym łomem.
- A skąd wiadomo, że zawołała: „znalazłam grzyba”?
- Bo przypadkowo przez las przechodził świadek, który później zeznawał na procesie; ten okrzyk właśnie go zatrzymał, gdyż Anglicy nie zbierają, nie jadają grzybów. Potem mąż zamordowanej żony, razem z mordercą, zanieśli ją do samochodu i pojechali tak, żeby symulować katastrofę, rozbicie o drzewo. Następnie usadowili ją za kierownicę. I wtedy, gdy usadowili ze zdruzgotaną głową za kierownicą, dostrzegli, że ona daje jeszcze słabe oznaki życia. Ale uznali, że to nawet będzie lepiej tak.

Zostawili i uciekli. Jeden otrzymał zapłatę. A drugi chciał się ożenić z inną, która miała mieć dziecko i to dziecko wychowywać, zapewne grzecznie, troszczyć się i martwić, gdy dostanie zapalenia płuc, czy chociażby bronchitu. Z posagu tamtej. A więc żyć z ciągłą pamięcią... Gdzieś, w otoczeniu ładnego ogródka... Jak to w Anglii.
- A tam są ładne ogródki?
- Są. Brzydkie. Jeżeli pan teraz przeliczy ilość tych swoich kilogramometrów na ich świadomość czynu i zestawi z nieświadomością czynu węża, któregośmy oglądali…
- Już pierwszego dnia zauważyłem, że jest pani dużą pesymistką.
http://static.prsa.pl/images/f242832a-a315-4be8-a382-614c9c26af51.jpg
#mackiewicz #jfe

5

Brak komentarzy. Napisz pierwszy