„Przełom”.
Tak nazywał się dwutygodnik wydawany w czasie niemieckiej okupacji od wiosny 1944 do stycznia 1945 roku przez dwójkę Polaków - Feliksa Burdeckiego i Jana Emila Skiwskiego. Największe kontrowersje związane są z kulisami powstania gazety - została założona dzięki wsparciu III Rzeszy, natomiast w żaden sposób nie służyła za hitlerowską gadzinówkę. Choć wydawany za pieniądze wroga, „Przełom” – w przeciwieństwie do „Biuletynu Informacyjnego” AK – nie okłamywał rodaków. Nie wmawiał im, że nie ma się czego bać, bo Sowiety są „sojusznikiem naszych sojuszników”. „Przełom” po prostu pisał prawdę. Ostrzegał, że Armia Czerwona przychodzi do Polski nie po to, by ją „wyzwolić”, ale zniewolić.
Pierwszy numer „Przełomu” ukazał się z datą 17 kwietnia 1944 roku, ale do kolportażu trafił w maju. Pismo redagowane było w Krakowie, a szatą graficzną przypominało gazety konspiracyjne. Tak też było rozprowadzane. Podrzucano je do skrzynek pocztowych, kolporterzy sprzedawali „Przełom” spod płaszczów na ulicach. Miało to stworzyć wrażenie, że to przedsięwzięcie polskie, że gazeta jest wydawana bez udziału Niemców. Wszystkie teksty pisali Skiwski i Burdecki, później dołączył do nich jeszcze Jerzy de Nissau. Czy Polacy chętnie sięgali po „Przełom"? Nakład mówi sam za siebie: w szczytowym okresie osiągnął około 200 tysięcy egzemplarzy. A więc dziesięć razy więcej niż „Biuletyn Informacyjny” Armii Krajowej.
Co jednak najważniejsze, w „Przełomie” nigdy nie pojawił się nawet cień antypolonizmu. Na jego łamach nie wyszydzano polskiego państwa, polskiego sztandaru i godła, nie szargano polskich świętości. Przeciwnie, odwoływano się do polskiego patriotyzmu.
Jan Emil Skiwski był przed wojną znanym krytykiem literackim. W latach trzydziestych popierał skręt sanacji w stronę totalizmu, czyli zjawisko, które przeszło do historii jako Ozon. Już przed wojną doszedł do wniosku, że bolszewizm jest największym zagrożeniem dla ludzkości i Polska powinna sprzymierzyć się przeciwko niemu z III Rzeszą Z kolei Burdecki był popularyzatorem nauki, autorem szeregu książek na temat techniki przyszłości (Podróże międzyplanetarne, Tajemnice Marsa, Życie maszyn) oraz kilku opowiadań z gatunku science fiction (W niewoli u bestyj morskich czy Rakietą na Merkury).
Burdeckiemu oberwało się np za to, że za zgodą Niemców objął opieką polskich uczniów.
Fragment książki Zychowicza "Opcja niemiecka"
#iiwojnaswiatowa #jfe
Tak nazywał się dwutygodnik wydawany w czasie niemieckiej okupacji od wiosny 1944 do stycznia 1945 roku przez dwójkę Polaków - Feliksa Burdeckiego i Jana Emila Skiwskiego. Największe kontrowersje związane są z kulisami powstania gazety - została założona dzięki wsparciu III Rzeszy, natomiast w żaden sposób nie służyła za hitlerowską gadzinówkę. Choć wydawany za pieniądze wroga, „Przełom” – w przeciwieństwie do „Biuletynu Informacyjnego” AK – nie okłamywał rodaków. Nie wmawiał im, że nie ma się czego bać, bo Sowiety są „sojusznikiem naszych sojuszników”. „Przełom” po prostu pisał prawdę. Ostrzegał, że Armia Czerwona przychodzi do Polski nie po to, by ją „wyzwolić”, ale zniewolić.
Pierwszy numer „Przełomu” ukazał się z datą 17 kwietnia 1944 roku, ale do kolportażu trafił w maju. Pismo redagowane było w Krakowie, a szatą graficzną przypominało gazety konspiracyjne. Tak też było rozprowadzane. Podrzucano je do skrzynek pocztowych, kolporterzy sprzedawali „Przełom” spod płaszczów na ulicach. Miało to stworzyć wrażenie, że to przedsięwzięcie polskie, że gazeta jest wydawana bez udziału Niemców. Wszystkie teksty pisali Skiwski i Burdecki, później dołączył do nich jeszcze Jerzy de Nissau. Czy Polacy chętnie sięgali po „Przełom"? Nakład mówi sam za siebie: w szczytowym okresie osiągnął około 200 tysięcy egzemplarzy. A więc dziesięć razy więcej niż „Biuletyn Informacyjny” Armii Krajowej.
Trzeba przesunąć wskazówkę! – apelował Skiwski w programowym tekście Cena krwi. – Musi obrócić się w kierunku największego dziś niebezpieczeństwa, które nadchodzi ze wschodu. Nie rzucamy tych słów w sytuacji, kiedy armia niemiecka zagraża czerwonej Moskwie lub kiedy sztandar ze swastyką powiewał na szczycie Elbrusu. Mówimy to dziś, kiedy hordy Stalina jak stado zgłodniałych wilków harcują pod Tarnopolem. Nie zatrzymamy ich naszymi nagimi piersiami, zatrzymać ich mogą tylko ci, którzy mają broń i chcą z nimi walczyć do ostatka. Ten, kto podminuje tor, po którym ma przejechać pociąg z wojskiem lub amunicją – pisał Skiwski – kto niszczy wiertarkę w fabryce zbrojeniowej lub podpala wojskowy magazyn aprowizacyjny, ten działa wprost na korzyść uzbrojonej w czołgi i samoloty tłuszczy bolszewickiej. Każdy taki akt jest umniejszeniem zbrojeniowego potencjału niemieckiego i przez to torowaniem drogi zwycięstwa Stalinowi. Jest wiązaniem sił niemieckich u nas w kraju, tych sił, które wraz ze swoimi towarzyszami broni na wschodzie powołane są do spełnienia epokowej misji odegnania czerwonej szarańczy od bram Europy.Jednocześnie autorzy „Przełomu” próbowali wpłynąć na Niemców, by wstrzymali represje. W memoriale złożonym 30 września 1944 roku na ręce szefa rządu Generalnego Gubernatorstwa Josepha Bühlera Skiwski krytykował niemieckie zbrodnie na Polakach. Stosując podobne metody – przekonywał Niemców – sami pchacie Polaków w szeregi konspiracji. Polskie Państwo Podziemne wydanie „Przełomu” przyjęło z furią. Jego autorów wyzywano od najgorszych („Targowica”, „nikczemnicy”, „plugastwo”, „zdrajcy”) i grożono im śmiercią. „Jacy głupcy! Sami wypisali sobie bilet na latarnię!” – naśmiewał się „Biuletyn Informacyjny” Armii Krajowej.
Co jednak najważniejsze, w „Przełomie” nigdy nie pojawił się nawet cień antypolonizmu. Na jego łamach nie wyszydzano polskiego państwa, polskiego sztandaru i godła, nie szargano polskich świętości. Przeciwnie, odwoływano się do polskiego patriotyzmu.
W przeciwieństwie do Wasilewskiej – pisał profesor Jacek Bartyzel – Ważyka, Szenwalda, Adolfa Rudnickiego, Szczypiorskiego, Woroszylskiego e tutti quanti Skiwski wydając „Przełom” nie dopuściłsię żadnej obrzydliwości, już nawet nie w politycznym i narodowym, ale czysto ludzkim sensie. Nie denuncjował kolegów po piórze czy wręcz własnych krewnych. Nie pisał ód strzelistych do Adolfa Hitlera ani nie opiewał ciężkiego trudu nie sypiających po nocach towarzyszy z Gestapo. Nie wyrażał entuzjazmu z powodu „wyzwolenia” przez Wehrmacht Kraju Warty i General Gouvernement i nie składał za to publicznych dziękczynień.Ostatni numer „Przełomu” ukazał się w styczniu 1945 roku, niemal w przeddzień wkroczenia bolszewików do Krakowa. Gdy ich pismo było rozdawane na ulicach, Skiwski i Burdecki ewakuowali się wraz z rządem Generalnego Gubernatorstwa na zachód. 12 lutego 1945 roku cała kawalkada dotarła do małej bawarskiej miejscowości Neuhaus. W jednym z zajętych przez rząd Generalnego Gubernatorstwa (teraz już na uchodźstwie) domów wraz ze swoimi rodzinami ulokowali się Skiwski i Burdecki. Pewnego dnia wizytę złożył im Hank Frank i formalnie złożył Polakom wyrazy ubolewania z powodu „błędów” popełnionych przez Niemców wobec Polski w czasie wojny.
Jan Emil Skiwski był przed wojną znanym krytykiem literackim. W latach trzydziestych popierał skręt sanacji w stronę totalizmu, czyli zjawisko, które przeszło do historii jako Ozon. Już przed wojną doszedł do wniosku, że bolszewizm jest największym zagrożeniem dla ludzkości i Polska powinna sprzymierzyć się przeciwko niemu z III Rzeszą Z kolei Burdecki był popularyzatorem nauki, autorem szeregu książek na temat techniki przyszłości (Podróże międzyplanetarne, Tajemnice Marsa, Życie maszyn) oraz kilku opowiadań z gatunku science fiction (W niewoli u bestyj morskich czy Rakietą na Merkury).
Burdeckiemu oberwało się np za to, że za zgodą Niemców objął opieką polskich uczniów.
Wiedziałem: teraz zaczną się zbrodnie! – pisał po latach o początku niemieckiej okupacji. – W czasie tej epidemii zbrodni moim zadaniem było do minimum zredukować straty mojego narodu, Narodu Polskiego. Jest bowiem szaleństwem wzywać rozbrojony naród do ponoszenia dalszych ofiar w walce przeciw energetycznie spotęgowanej technice zniszczenia. Najważniejszą sprawą było ratowanie młodych przed zdziczeniem i zapewnienie istnienia szkołom.Te starania wystarczyły podziemiu do uznania Burdeckiego za zdrajcę. Zarówno Burdecki, jak i Skiwski nie podejmowali jednak żadnych inicjatyw natury politycznej – aż do roku 1943 i odkrycia grobów katyńskich. Wydarzenie to było dla nich wstrząsem, Skiwski zresztą oglądał zmasakrowane ciała oficerów na własne oczy, wziął bowiem udział w zorganizowanej przez Niemców wyprawie do Smoleńska. Burdecki i Skiwski uznali wówczas, że należy zrobić wszystko, aby ratować naród przed kolejnymi Katyniami.
Dzięki znajomości języka niemieckiego, a przede wszystkim dzięki umiejętności znajdowania zrozumienia i docierania do tego, co dobre w sercach zdobywców, udało mi się uzyskać zgodę na wydawanie czasopism dla uczniów, jako ersatz skonfiskowanych podręczników szkolnych. Od września 1940 roku pod swoim nazwiskiem redagowałem najpierw czasopisma dla uczniów „Ster”, a następnie „Mały Ster” oraz „Zawód i Życie”. Niezwykle istotną okoliczność stanowił fakt,
że istnienie czasopism związane było z istnieniem szkół i że miliony dzieci mogły codziennie brać udział w lekcjach szkolnych.
Fragment książki Zychowicza "Opcja niemiecka"
#iiwojnaswiatowa #jfe
Pajonk_STRACHU
1
Wiadomym jest kto głównie kolaborował z niemieckimi nazistami [ale nie tylko z nimi, bo i z sowietami, ba z każdym okupantem jaki zajechał na polskie ziemie]... mieli nazwiska polskie ale nigdy Polakami nie byli.
pichtovvy
1
https://www.youtube.com/watch?v=EtMU_tKV00c
JFE
0
dla przykładu - jego ksiazka Ribbentrop - Beck jest pełna myślenia życzeniowego i naginania rzeczywistości, ale dobrze że powstała, zapoczatkowujac tym samym wiele dyskusji i kolejnych publikacji ze strony innych autorów, ja polecam szczególnie "Polska - niespełniony sojusznik Hitlera" pióra Raka
Konto usunięte0
Fajny tekst, dzięki za podrzucenie
JFE
0
Eugeniusz
2
JFE
2