Bogusław Wolniewicz o cenzurze obyczajowej
#jfe #wolniewicz
Gdzie powiedziano, że demokracja wyklucza cenzurę? Otóż nigdzie. Trzeba odróżnić cenzurę polityczną od cenzury obyczajowej. Pierwsza ma chronić władzę państwową przed krytyką; druga - moralność publiczną przed zgorszeniem. Na tę pierwszą nie ma w demokracji miejsca; druga dobrze się tam mieści i czasem okazuje się niezbędna.https://ocdn.eu/images/pulscms/YjA7MDA_/2d7b40e3922e3314190dc2adaf89ca8e.jpg
Cenzura bywa dolegliwa, bo ogranicza swobodę jednostki i grup. Liberałowie lubią mawiać "swobody nigdy za wiele" i kwestionują cenzurę jakąkolwiek. Same słowa "cenzura" i "represja" brzmią im nieznośnie a "cenzura represyjna" brzmi tak w dwójnasób. Nie mają racji: swobody może być za wiele, i bywa, gdy jej nie są w stanie jej utemperować same tylko wewnętrzne powściągi rozsądku i przyzwoitości. Granica między demokracją a anarchią jest cienka i niewyraźna, łatwo ją więc przeoczyć i przekroczyć. Cenzura zaś okazuje się potrzebna na tej właśnie cienkiej i zatartej granicy.
Nałożenie represyjnej cenzury obyczajowej na program telewizyjny nie jest kwestią zasad ustrojowych, lecz oceny sytuacji. Pamiętajmy jednak, że w demokracji cenzura jest środkiem nadzwyczajnym, który mogą usprawiedliwiać tylko nadzwyczajne okoliczności. Czy w tym wypadku zachodzą? Tak, zachodzą, bo telewizja stanowi medium przekazu nadzwyczajne, różne jakościowo od wszystkich pozostałych, a wobec rosnącego rozprężenia coraz groźniejsze dla obyczajowego ładu.
Telewizja wprowadza dziś wprost do domów, i to z właściwą sobie hipnotyczną sugestywnością, treści społecznie destrukcyjne. Staje się przez to poważnym amplifikatorem szerzącego się rozwydrzenia. To nie może nie alarmować. Cenzura obyczajowa nie jest narzucaniem własnego gustu. Nie pozwala jedynie, by publicznie i bezkarnie obrażany był gust cudzy.
Prywatnie każdy może folgować swoim gustom do woli, z koprofagią włącznie. Ale publicznie nie wolno. Emitując programy, które obrażają dobry obyczaj, wkracza się w sferę cudzej prywatności: swój własny gust narzuca się komuś drugiemu. Powiedzą nam pewnie, że "starczy przecież nacisnąć włącznik". Sypie się tak piasek w oczy, bo przemilcza hipnotyczną siłę telewizji. A ta działa jak narkotyk. To jakby doradzać narkomanowi, że "wystarczy wyrzucić strzykawkę"; albo pijakowi, że "starczy zakorkować butelkę". Z medium tym trzeba obchodzić się odpowiedzialnie, jak z materiałem wybuchowym, a w stanie społecznego rozprężenia nie dzieje się to samorzutnie. Na tym w ogóle stan ten polega: przestaje działać samoregulacja społeczna. Coś się w niej zepsuło.
#jfe #wolniewicz
Brak komentarzy. Napisz pierwszy