Bogusław Wolniewicz o tzw "prawach człowieka"
Międzynarodowe ruchy dla "monitorowania praw człowieka" są zakamuflowaną formą wojny, która w terroryzmie zrzuca swą humanitarną maskę. Gdy obywatele jednego państwa usiłują reformować drugie, to mają na to jeden tylko sposób: wypowiedzieć mu wojnę i je podbić.
W haśle "praw człowieka" zadzierzgnięte zostały w jeden supeł ideologiczny trzy sfery życia ludzkiego, których lekką ręką supłać ze sobą nie należy: sfera polityki, sfera moralności i sfera prawa. W politycznym legalizmie, tzw "praw człowieka" szuka sobie nowego ujścia wciąż żywy duch rewolucyjnej utopii. Zmierza on teraz do naprawy świata drogą sądową, licząc, że da mu to zarazem środek przymusu i legitymizację moralną.
Praw człowieka nie da się racjonalnie uzasadnić w tym sensie, by w efekcie okazało się, że są one jakoś nam "przyrodzone": nadane nie przez ludzi, lecz przez instancje ponad-ludzką - przez Boga albo przyrodę. W tym wypadku to wszystko jedno. Rzecz w tym, że człowiek nie ma w ogóle żadnych przyrodzonych "praw"; ma tylko przyrodzone obowiązki. Można by niemal rzecz, że z natury jest wyjęty spod prawa. (Biblia też nakłada na niego tylko obowiązki, nie nadaje mu żadnych praw). Hasło "przyrodzonych praw człowieka" to świecki substytut gasnącej wiary w nadprzyrodzone prawa Boże.
Kiedyś ta fikcja prawna może nawet jakąś pożyteczną i poczciwą funkcję społeczną spełniała, dziś jest inaczej. "Prawa człowieka" już nie tylko praw obywatela nie wspierają, lecz wprost przeciwnie - jako wehikuł anarchii zagrażają im. Widać to naocznie, gdy występują np jako "prawo człowieka" do demonstrowania swego niezadowolenia przez zakłócanie porządku publicznego i niszczenie cudzego mienia; albo jako "prawo" do "swobodnej ekspresji", polegającej na zapaskudzaniu miejsc publicznych.
https://nczas.com/wp-content/uploads/2017/08/wolniewicz2.jpg
#wolniewicz #jfe
Międzynarodowe ruchy dla "monitorowania praw człowieka" są zakamuflowaną formą wojny, która w terroryzmie zrzuca swą humanitarną maskę. Gdy obywatele jednego państwa usiłują reformować drugie, to mają na to jeden tylko sposób: wypowiedzieć mu wojnę i je podbić.
W haśle "praw człowieka" zadzierzgnięte zostały w jeden supeł ideologiczny trzy sfery życia ludzkiego, których lekką ręką supłać ze sobą nie należy: sfera polityki, sfera moralności i sfera prawa. W politycznym legalizmie, tzw "praw człowieka" szuka sobie nowego ujścia wciąż żywy duch rewolucyjnej utopii. Zmierza on teraz do naprawy świata drogą sądową, licząc, że da mu to zarazem środek przymusu i legitymizację moralną.
Praw człowieka nie da się racjonalnie uzasadnić w tym sensie, by w efekcie okazało się, że są one jakoś nam "przyrodzone": nadane nie przez ludzi, lecz przez instancje ponad-ludzką - przez Boga albo przyrodę. W tym wypadku to wszystko jedno. Rzecz w tym, że człowiek nie ma w ogóle żadnych przyrodzonych "praw"; ma tylko przyrodzone obowiązki. Można by niemal rzecz, że z natury jest wyjęty spod prawa. (Biblia też nakłada na niego tylko obowiązki, nie nadaje mu żadnych praw). Hasło "przyrodzonych praw człowieka" to świecki substytut gasnącej wiary w nadprzyrodzone prawa Boże.
Kiedyś ta fikcja prawna może nawet jakąś pożyteczną i poczciwą funkcję społeczną spełniała, dziś jest inaczej. "Prawa człowieka" już nie tylko praw obywatela nie wspierają, lecz wprost przeciwnie - jako wehikuł anarchii zagrażają im. Widać to naocznie, gdy występują np jako "prawo człowieka" do demonstrowania swego niezadowolenia przez zakłócanie porządku publicznego i niszczenie cudzego mienia; albo jako "prawo" do "swobodnej ekspresji", polegającej na zapaskudzaniu miejsc publicznych.
https://nczas.com/wp-content/uploads/2017/08/wolniewicz2.jpg
#wolniewicz #jfe
Brak komentarzy. Napisz pierwszy