Niszczyciel czołgów Elefant, kaliber 88 mm. Początkowo nie posiadał żadnego uzbrojenia dla samoobrony. Wyprodukowane na początku 1943 roku, w celu przeprowadzenia ofensywy na łuku kurskim. Opóźnienie w produkcji oraz szkoleniu oddziałów pancernych w ich wykorzystaniu spowodowały przesunięcie słynnego starcia na 5 lipca 43'. Kilka z Elefantów przetrwało rosyjskie starcie i wycofano je do Włoch, gdzie z powodu braku części zamiennych uznane zostały za bezużyteczne.
#jfezbrojenie #iiwojnaswiatowa
Fragment książki "Czołgi II Wojny Światowej"

14

@JFE, Tak opisywał spotkanie z nimi Gunter K. Koschorrek w swoich pamiętnikach zatytułowanych "Krwawy Śnieg";
[…] usłyszeliśmy bowiem odgłos pracy wielu silników. Takiego huku jeszcze w życiu nie słyszałem, a towarzyszyło mu drżenie, jakby zaczęło się trzęsienie ziemi. Ryk silników nastał i powoli z rozpadliny na naszych tyłach wyłonił się potężny kształt z długą lufą. W ślad za nim cztery następne. Były to największe, jakie kiedykolwiek widziałem, działa samobieżne, jadące powoli na bardzo szerokich gąsienicach.
Wszyscy przyglądaliśmy się im z podziwem i zdumieniem, bo nawet najstarsi weterani pojęcia nie mieli, co to takiego. Dopiero po chwili dotarła do nas podawana z ust do ust informacja, że to najnowsze ciężkie niszczyciele czołgów zwane Ferdinand, o wadze 75 ton i uzbrojone w armatę kal. 88 mm. Jeden z podoficerów z załogi poinformował nas, że każdy napędzany jest dwoma silnikami Diesla oraz dwoma elektrycznymi i, choć mają bardzo szerokie gąsienice, a więc niewielki nacisk jednostkowy na grunt, i tak zapadają się w błocie. To jest ich najgorszy wróg, dlatego najbardziej nadają się do obrony. Tych pięć zostało wysłanych na front w celu przeprowadzenia testów polowych.
[…] Ocalałe czołgi natychmiast się wycofały i zatrzymały w sporej odległości; załogi widać uznały, że są poza zasięgiem naszych armat. Poza zasięgiem Sturmgeschutzów faktycznie, ponieważ jednak stanęły na niewielkim wzniesieniu, dla Ferdinandów stanowiły doskonały cel. Dalszy rozwój wypadków mogłem obserwować dzięki celownikowi optycznemu MG 42. Nasze wozy odpaliły kolejną salwę i następne dwa sowieckie czołgi zostały trafione. Ferdinandy przeszły na ogień pojedynczy i zniszczyły kolejny T-34/76. Pozostałe wrogie jednostki z pełną prędkością uciekły za wzgórze.
@JFE, Wyprodukować takiego bydlaka pochłaniającego mnóstwo cennych zasobów, by następnie go porzucić z braku części. To pokazuje, że i w niemieckiej armii był burdel organizacyjny, co kłóci się z obiegową opinią o porządku i doskonałej organizacji.
co kłóci się z obiegową opinią o porządku i doskonałej organizacji.
@stawo73, w sumie taki sam, jeśli nie większy, panował burdel w MSZ, ba, sam Himmler co chwile wprowadzał "aktualizacje" do swoich teorii rasowych, np po przebadaniu pierwszych jeńców rosyjskich, gdzie im wyszło, że niektórzy posiadają domieszkę nordyckiej krwi
@JFE, w ramach uzupełniania: początkowo nazywał się Ferdynad (od Ferdynanda Porshe), a produkcja 89 sztuk zajęła raptem dwa miesiące. 48szt, które zostały w Wermachcie po Łuku Kurskim poddano modernizacji (zimmerit, dodano karabin, zmieniono właz dowódcy na wieżyczkę z peryskopami) i dopiero wtedy zmieniono nazwę na Elephanta i wysłano do Włoch.
@nemzetiMagomles dobrym przeglądem niemieckiego sprzętu jest album Niemieckie pojazdy wojskowe II wojny światowej Davida Doyla wyd. Vesper
@Prospero, A ta publikacja którą często cytujesz?
@nemzetiMagomles, to chyba nie do mnie pytanie
@Prospero, a przepraszam jeszcze się do lurkowego interfejsu nie przyzwyczaiłem
@JFE, czyja jest ta książka, chętnie przeczytałbym całość