We wrześniu 1931 r. Komisja Kodyfikacyjna przedstawiła nowy projekt kodeksu karnego. Do paragrafów określających kwestię karalności za aborcję dodano bardzo istotny zapis: „Sprawca czynu z art. 141 i 142 nie ulega karze, jeśli zabieg był dokonany przez lekarza i przy tym konieczny ze względu na zdrowie kobiety ciężarnej, jej ciężkie położenie materialne, dobro rodziny oraz ważny interes społeczny”. Jednym słowem, jeśli aborcji dokonywał lekarz, stawał się ona legalna i niekaralna. Żeleński dostawał wszystko, czego się domagał, aczkolwiek nie pisano tego wprost. Nie uszło to jednak uwagi Kościoła. W liście pasterskim biskupów z 10 listopada 1931 r. episkopat zagrzmiał: „Bóg dał wolność Ojczyźnie, a jej dzieci chcą dla niej nowy grób wykopać”. Jak główną groźbę wskazywano dopuszczalność aborcji oraz poradnie świadomego macierzyństwa.
„A biskupi szaleją. Niedługo czekaliśmy na skutki konkordatu, owego niepoczytalnego konkordatu, dającego biskupom przywileje, jakich nie mieli w Polsce nawet w średniowieczu, konkordatu, który czyni z nich wyłącznie przedstawicieli Rzymu, luźnie związanych z naszym społeczeństwem, czujących się ponad naszym prawem” – odgryzł się Boy na łamach „Wiadomości Literackich” w tekście pod znamiennym tytułem „Nasi okupanci”. W kolejnym artykule pisał, że „domorosły katolicyzm polski ma tę właściwość, że jest bardziej katolicki od papieża”. Ale przedstawiciele episkopatu poszli z interwencją do prezydenta Mościckiego. Ten osobiście naniósł poprawki do kodeksu karnego. Usunął możliwość aborcji ze względów materialnych, społecznych i rodzinnych, nadal nie podlegały karze te zdrowotne.
Tak ukształtował się przedwojenny kompromis aborcyjny. Oczywiście nikt nie był z niego zadowolony. Kościół ze zdwojoną siłą potępiał spędzanie płodu, a Boy założył Ligę Reformy Obyczajów po to, by „strząsnąć jarzmo nowej okupacji, które grozi wolnej Polsce” i ruszył z wykładami po kraju. Antoni Słonimski wspominał, że wkrótce Żeleński zaczął panicznie bać się dostawiania krzeseł na salach wykładowych. Bo w odwrotności do tych przymocowanych na stałe do podłogi łatwo dawało się ich użyć przeciw prelegentowi. Zwłaszcza że roczna liczba aborcji wzrosła do ok. 500 tys. i nic nie zwiastowało rychłego końca rewolucji obyczajowej.