Czysta propaganda - Żydzi, wszy i tyfus plamisty

Jak hitlerowcy wmawiali Polakom, że dla ich dobra i bezpieczeństwa tworzą żydowskie getta. Film zachowany w archiwach IPN był wyświetlany w kinach w czasie wojny i dziś Czarno na Białym pokazuje na czym polegała nazistowska propaganda.

Niezbyt często polecam TVN ale tym razem zdecydowanie warto obejrzeć materiał. Wystarczy zamienć słowo "Żyd" na nieco inne
https://tvn24.pl/programy/czarno-na-bialym-czysta-propaganda-ra817050-2337318




#zydzi #plandemia #covid1984 #stopsegregacjisanitarnej

12

Tyfus w getcie warszawskim.

Fragmenty:

Żydowski lekarz Jakub Person opisując zjawisko epidemii tyfusu w getcie warszawskim określił je jako “[…] eksperyment na wielotysięcznej ludności getta […]”, który musiał doprowadzić do epidemii o ogromnej skali i śmierci tysięcy uwięzionych w getcie ludzi.

Od końca 1939 r. Niemcy podjęli działania zmierzające do koncentracji ludności żydowskiej w strefie odizolowanej od reszty miejskiej przestrzeni. Oficjalnie uzasadniali to koniecznością ochrony pozostałych mieszkańców przed epidemią tyfusową. W marcu 1940 r. doszło do antyżydowskich zajść (zapewne zainicjowanych przez okupanta). Był to kolejny argument za zamknięciem dzielnicy: by chronić Żydów przed agresją Polaków. Getto utworzono w tzw. Dzielnicy Północnej, rejonie zamieszkiwanym najliczniej przez Żydów.

Tyfusu Niemcy się bali. Potraktowali go jako środek uniwersalny. W praktyce służący uzasadnieniu realizacji planów. Dla międzynarodowej opinii publicznej tworzony był więc wizerunek Niemca – okupanta, który nie tylko nie krzywdził Żydów, lecz przeciwnie, kierując się najwyższymi wartościami, niósł wrogowi pomoc wobec nękającej go epidemii. Tyle niemieckiego humanitaryzmu w wersji oficjalnej. Jakże inaczej przebiegały „praktyczne” działania. Pierwszym krokiem była izolacja. Kolejnym – zaplanowana na wielką skalę dezynfekcja i dezynsekcja getta i jego mieszkańców. Plany i prace miały służyć wszystkim mieszkańcom Warszawy. Z tym jednak od początku były problemy: brakowało odpowiedniego sprzętu, wyszkolonego personelu i pieniędzy. W „wojnie” z epidemią przeplatały się zła wola okupanta i bezsilność ludności żydowskiej. Ich wspólnym mianownikiem było – na wielką skalę – łapownictwo.Jedyne co było skrupulatnie realizowane, to usystematyzowane nękanie Żydów: „Niemiecki system walki z epidemią (tak zwany policyjny) polegał na przymusowej dezynfekcji i dezynsekcji całego domu oraz wszystkich mieszkańców budynku, gdzie zdarzył się wypadek choroby” [8]

Masowe dezynsekcja i dezynfekcja były zsynchronizowane tymczasową konfiskatą wszystkiej garderoby mieszkańców budynku. Dla wielu było to największe nieszczęście: „Choroba dawała osiemdziesiąt procent szans przeżycia, a dezynsekcja mogła zniszczyć cały dobytek” [17,235]. Wpierw pakowane do wielkich worów, transportowane były do przystosowanej do tego pralni. Tam wszystkie rzeczy „czekały” – niekiedy kilkanaście dni – na poddanie procesowi odwszawiania. L. Hirszfeld napisał o „jakości” takiej procedury: „Zainteresowałem się tą dezynsekcją. […] Kładliśmy probówki z wszami do tłumoków umieszczonych w komorach. Jeżeli wszy zdychały, to chyba ze śmiechu. Stwierdziliśmy, że przeżyły w tłumokach wszystkie” [17,233].

Czy mieszkańcy getta mieli szansę przetrwać epidemię? L. Hirszfeld był sceptykiem: „Prawdopodobnie w ciągu ośmiu lat życie dzielnicy by wygasło – uważał – Pozostałoby naturalnie kilkoro ludzi, którzy by się mogli wyratować” [10]. Inny lekarz, Jakub Panson, twierdził, że epidemia w ostateczności by wygasła, a ludność się uodporniła: „Niemiecka administracja z całą świadomością rozpętała epidemię duru plamistego w getcie. Karykaturalna metoda zwalczania faktycznie sprzyjała szerzeniu się. Mimo stale pogarszających się warunków bytowania, epidemia wygasła samoistnie. Po przechorowaniu duru plamistego przez znaczną część ludności, zaraza uległa wyczerpaniu – jest to znane zjawisko biologiczne” [7].
http://1943.pl/artykul/tyfus-w-getcie-warszawskim/