Na zdjęciu niemiecki wojak zajadający się lodem w okupowanym Paryżu. Obrazek tylko z pozoru wygląda na odpoczynek w kawiarni. Pod maską śmietankowego nadzienia owiniętego w waffel krył się prawdziwy horror. Francuski ruch oporu za pomocą swojego fanatycznego heroizmu ciągle uświadamiał Niemców, że ich dni są już policzone. Do tej kwestii w swoich powojennych wspomnieniach o kontrowersyjnym tytule Der Maler ist mein Hirte (Malarz moim pasterzem) powrócił SS-man z dywizji Das Reich, Joachim von Lurkerstauffen:
Tak, jedliśmy lody. I co z tego? Co to za przyjemność? Przez stres słodkie przysmaki zaczynały smakować jak ciekła smoła. Owszem, w Rosji ponad 100 tysięcy Niemców zmarło od odmrożeń, ale u nas też nie było różowo. Loda jadłem 5 minut, do tego 10 minut na kawę. Łącznie kwadrans. Czynność powtarzałem 6 razy dziennie. Oczywiście ciągle kręcąc dookoła głową w poszukiwaniu zasadzek i partyzantów. Do dzisiaj mam przed oczami widok mych przyjaciół, którzy z grymasem bólu na twarzy wzywali pomocy, bo naciągnęli sobie kark. Niektórzy popadali w obłęd. Straszna rzecz. Po prostu nakładali przeciwsłoneczne okulary, łączyli dwa krzesła aby się rozciągnąć jak na łóżku i kwitowali wszystko: niech się dzieje, co chce.
Przez 20 lat moje cierpienie nie ustało. To już nie jest życie, a agonia. Skrętogłowie zabiorę ze sobą do grobu. Żona w końcu nie wytrzymała i zażądała rozwodu. Zabrała też dzieci. Cofając się w czasie, wolałbym front wschodni niż te pozorne uciechy we Francji.
https://i.redd.it/dgwie1z4nq151.jpg
#jfe #iiwojnaswiatowa

11

@JFE, Francuzi na długo przed resztą świata wiedzieli, że cukier to biały zabójca.
@JFE, co za potwory z tych Francuzów. Jak mogli tak się psychicznie znęcać nad tymi biednymi Niemcami?