(…) W ten sposób powstaje idea tego, co powszechnie nazywa się ‘zwyczajnym’ lub ‘codziennym’ życiem; rozumiane jest ono przede wszystkim jako życie, w które w żaden sposób nie może wkroczyć nic, co nie jest czysto ludzkie, za sprawą wykluczenia z niego wszelkiego sakralnego, rytualnego czy symbolicznego charakteru (drugorzędne znaczenie ma to, czy ów charakter rozumiany jest w sensie specyficznie religijnym, czy też odpowiadającym innej tradycyjnej modalności, ponieważ istotne w każdym przypadku jest tutaj efektywne działanie ‘duchowych wpływów’); same słowa ‘zwyczajne’ i ‘codzienne’ sugerują co więcej, że wszystko, co wykracza poza tegoż pojęcie, nawet jeśli nie zostało jeszcze wyraźnie zanegowane, zepchnięte zostało do domeny ‘nadzwyczajnej’, uznanej za niecodzienną i osobliwą.
Łatwo zatem zrozumieć, jak w koncepcji ‘zwyczajnego życia’ jeden etap pociąga za sobą kolejny niemal niedostrzegalnie, degenerując się z czasem coraz bardziej. Początkowo przyzwala się, by pewne rzeczy nie podlegały jakiemukolwiek tradycyjnemu wpływowi, następnie rzeczy te zaczyna się uważać za normalne; od tego momentu bardzo łatwo dotrzeć do uznania ich za jedyne ‘prawdziwe’, co wiąże się z odsunięciem jako ‘nierzeczywistego’ tego wszystkiego, co ‘ponadludzkie’; później zaś, gdy pojęcie ludzkiej domeny staje się coraz bardziej ograniczone, aż sprowadzone zostaje wyłącznie do modalności cielesnej, wykluczone jako nierzeczywiste zostaje wszystko to, co należy do porządku ponadzmysłowego. Wystarczy zauważyć, że współcześni ludzie, nawet o tym nie myśląc, stale wykorzystują słowo ‘rzeczywistość’ jako synonim tego, co ‘zmysłowe’, by uświadomić sobie, że istotnie w pełni osiągnęli oni ostatni etap i że ten sposób widzenia rzeczy tak kompletnie wrósł w samą ich naturę, iż powiedzieć można, że stał się u nich niemal instynktowny.
JFE
2