Przy okazji decyzji "Czaskowskiego" o krzyżach odżyła dyskusja o starym jak świat temacie. Czytam więc te wypowiedzi o okupacji watykańskiej, o niewoli, rządach Kościoła i temu podobnych. Jak to Kościół cofa nas w rozwoju, blokuje postęp, pierze ludziom mózgi. Mam niezwykłe deja vu, bo dd kiedy pamiętam, a pamięc moja sięga mniej więcej do początków III, okresowo słyszę dokładnie to samo. Ale dopiero teraz zacząłem się zastanawiać - gdzie tak naprawdę ten Kościół ingeruje w państwo?
Jasne, jest kilka obszarów gdzie są oczywiste korzyści - chociażby kapelni we wszelkiego rodzaju służbach. Jest konkordat i zwyczajne przelewanie pieniędzy.
Ale reszta? Kościół nie ma żadnej mocy w państwie, poza tym, że zgromadził sobie wyznawców którzy sugerują się jego opinią. Ale czym to się różni od dowolnej innej telewizi, gazety czy nawet influencera z TikToka? Że księża wypowiadają się na różne tematy - no a dlaczego by się mieli nie wypowiadać? Że bajdurzą o chrystusie i przytaczają opowieści ze starej książki, śmiesznie się ubierają? Albo kipią hipokryzją mówiąc o skromności samemu chodząc w złotych szatach? No kipią, jak praktycznie każdy kogo pokazują w telewizji, od celebrytów przez polityków. Dalej mają taki sam wpływ na politykę dokładnie tacy jak wszyscy inni - poza oczywiście wybranymi politykami.
Prawdziwą różnicę zauważyłem jedynie w tym, jak bardzo można po Kościele jechać. Z samego mojegu wpisu widać, że jestem nastawiony raczej negatywnie do instytucji. I nikogo to nie wzruszy. Nie będzie żadnych konsekwencji, nawet jakbym wrzucił to na FB pod moim nazwiskiem i nazwą firmy w której pracuję. I od kiedy pamiętam to nigdy nie było, tak jak powinno być w kraju w którym jest wolność słowa. Nigdy ten wszechwładny Kościół nie mógł mi nic zrobić. Ani nikomu kogo znam, poza oczywiście grożeniem palcem czy nakładaniu innych czarów. Moi rodzice od zawsze byli z tych fajnych, kupowali z dumą magazyn "Nie", a w latach 90tych magazyn ten był potrafił zaskoczyć. I co? I nic. Mieli w pracy czy we władzach lokalnych znanych "katoli". Oni nazywali ich "katolami", tamci nazywali ich bezbożnikami, a jak była okazja to wszyscy razem pili. Opis moich rodziców można spokojnie rozciągnąć na pewnie połowe kraju. Antyklerykalizm w mniej lub bardziej radykalnej formie był obecny "zawsze", mam wrażenie że był i jest po prostu modny. Historie pokroju strajków błyskawic pokazały, że można jawnie głosić nienawiść w kierunku Kościoła. I co? I to co zawsze, czyli nic. Ta wszechpotężna instytucja trząsąca całym krajem nic z tym nie robi. Nie ma konseknwecji społecznych, nie ma ostracyzmu, zwolnień, pokazywania w głównym wydaniu wiadomości z łatką wywrotowca.
Wygodny wróg, nie?
#przemysleniazdupy
Jasne, jest kilka obszarów gdzie są oczywiste korzyści - chociażby kapelni we wszelkiego rodzaju służbach. Jest konkordat i zwyczajne przelewanie pieniędzy.
Ale reszta? Kościół nie ma żadnej mocy w państwie, poza tym, że zgromadził sobie wyznawców którzy sugerują się jego opinią. Ale czym to się różni od dowolnej innej telewizi, gazety czy nawet influencera z TikToka? Że księża wypowiadają się na różne tematy - no a dlaczego by się mieli nie wypowiadać? Że bajdurzą o chrystusie i przytaczają opowieści ze starej książki, śmiesznie się ubierają? Albo kipią hipokryzją mówiąc o skromności samemu chodząc w złotych szatach? No kipią, jak praktycznie każdy kogo pokazują w telewizji, od celebrytów przez polityków. Dalej mają taki sam wpływ na politykę dokładnie tacy jak wszyscy inni - poza oczywiście wybranymi politykami.
Prawdziwą różnicę zauważyłem jedynie w tym, jak bardzo można po Kościele jechać. Z samego mojegu wpisu widać, że jestem nastawiony raczej negatywnie do instytucji. I nikogo to nie wzruszy. Nie będzie żadnych konsekwencji, nawet jakbym wrzucił to na FB pod moim nazwiskiem i nazwą firmy w której pracuję. I od kiedy pamiętam to nigdy nie było, tak jak powinno być w kraju w którym jest wolność słowa. Nigdy ten wszechwładny Kościół nie mógł mi nic zrobić. Ani nikomu kogo znam, poza oczywiście grożeniem palcem czy nakładaniu innych czarów. Moi rodzice od zawsze byli z tych fajnych, kupowali z dumą magazyn "Nie", a w latach 90tych magazyn ten był potrafił zaskoczyć. I co? I nic. Mieli w pracy czy we władzach lokalnych znanych "katoli". Oni nazywali ich "katolami", tamci nazywali ich bezbożnikami, a jak była okazja to wszyscy razem pili. Opis moich rodziców można spokojnie rozciągnąć na pewnie połowe kraju. Antyklerykalizm w mniej lub bardziej radykalnej formie był obecny "zawsze", mam wrażenie że był i jest po prostu modny. Historie pokroju strajków błyskawic pokazały, że można jawnie głosić nienawiść w kierunku Kościoła. I co? I to co zawsze, czyli nic. Ta wszechpotężna instytucja trząsąca całym krajem nic z tym nie robi. Nie ma konseknwecji społecznych, nie ma ostracyzmu, zwolnień, pokazywania w głównym wydaniu wiadomości z łatką wywrotowca.
Wygodny wróg, nie?
#przemysleniazdupy
Brak komentarzy. Napisz pierwszy