Josef Settnik pożegnał się z żoną. I z życiem. W Niemieckiej Republice Demokratycznej, tym antynazistowskim, komunistycznym kraju, jego życie nie było nic warte. Ochotnik w SS. Potem w piechocie. Potem, od stycznia 1942 roku, członek załogi niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Najpierw był tam strażnikiem. Ale przełożeni promowali go na tłumacza bloku politycznego Gestapo. Więźniowie, którzy przeżyli obóz, zeznali, że brał udział w torturowaniu przesłuchiwanych. Że brał udział w procesie selekcjonowania na rampie w Auschwitz. Że brał udział w rozstrzeliwaniu Żydów. Z tą myślą poszedł do biura Stasi w Dippoldswalde.
Pod koniec rozmowy z funkcjonariuszami Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Settnik zaczął płakać. Nie to, żeby nagle poczuł wyrzuty sumienia za to, co robił w Auschwitz. Nie dlatego, że usłyszał wyrok śmierci. Był rok 1964, a Josef Settnik właśnie dostał szansę na nowe życie.
Jako „nieoficjalny współpracownik” Erwin Mohr miał zostać oddanym członkiem pewnej katolickiej społeczności i ją szpiegować. To była cena, którą Stasi zaoferowała byłemu naziście za to, że NRD zapomni o jego zbrodniach wojennych. Settnik był jednym z wielu byłych nazistów, którzy dostali taką ofertę.
JFE
1