#głębokiwpis #gównowpis
Postanowiłem wybrać się dzisiaj na zimowy spacer. Egzamin mnie zmęczył i czułem jak w domu mnie głowa ściska, bowiem cztery ściany działają na mnie jak imadło ściskających umysł. No to wybrałem się. I w głuchej ciszy która zapanowała na Sopockich ulicach, zimowe opłatki choć samotne pochłaniały wszelkie echa cudzych kroków a krzyk dzieci tłumiły. To w tym spokoju postanowiłem przejść obok wejścia do multikina. W szklanych ciemnych drzwiach widziałem niewyraźne odbicie. I przyszło mi coś całkiem niecodziennego do głowy.
"Ja" - Otóż kim jest ten "ja". Czy to ten głos który przepisuje przez palce i klawisze nim przeistoczą się w cyfrowe literki na ekranie? Moje myśli? Ale jak to Moje? Co to znaczy moje? Jak moje, to kim jestem ja? No ciekawa zagadka. Postanowiłem podejść do szkła i zerknąć na tą postać która wpatrywała się spowrotem we mnie. Byłem to ja. Ale czy na pewno? Nauczyłem się nazywać tą twarz, to ciało, "mną" i "sobą" bo tak mi powiedziano. Twarz z którą się utożsamiam i znam jest mi znana tylko dlatego że to ja ją widzę na codzień w lustrze, i tak jest od urodzenia. Ale co gdybym nigdy siebie nie widział. Czy byłbym w stanie siebie rozpoznać? Czy wystraszyłbym się że jakaś postać mnie naśladuje. Powoli zrozumiałem że pojęcie siebie jest pojeciem mikorkosmosu który zerka na świat przez oczy chociaż nimi nie jest. Który korzysta z ciała chociaż nim nie jest. Jest to coś co włąda czymsz. Coś co istnieje w rzeczy, pojemniku, mu posłusznym. Duch w maszynie. Rozpoznając siebie, no właśnie, rozpoznajemy siebie. Nauczeni jesteśmy rozpoznawać siebie niczym obcą osobę. Znamy siebie tylko dlatego że przywykliśmy do siebie, do swojego widoku w lustrze czy na zdjęciach. Bez tego, chociaz doszlibyśmy do wniosku że jesteśmy "kim" jesteśmy, z twarzy i ciała, byłoby to dla nas niczym przywykanie do własnego cienia. Zwierciadłem części całości, nierozłącznego drucha.
Świat jest przepełniony takimi mikrokosmosami, miliardami ludźmi którzy w podobny sposób istnieją tak jak my. Chociaż jego ciało czuje inaczej jego byt jest niezaprzeczalnie podobny do naszego. Kształtowany przez zmysły i zwyczaje, obyczaje, przechodzi przez świat. Tam gdzie my widzimy twarze widzimy "ich" a oni "nas". Ciekawe jest to że my ich rozpoznajemy tak jak uczymy się siebie rozpoznawać. Dokładnie tak jak obcych. Ale patrząc się na nich nie widzimy bezpośrednio duszy chociaż w głębi naszego umysłu drzemie wiedza że tak jest. Bo jeżeli to "kim" my jesteśmy nie jest bezpośrednio tym czym my jesteśmy bowiem to jest nam niemalże obce, to również paatrzymy się jedynie na ich "rzecz" zaś kim oni są pozostaje dla nas zagadką. Widzimy okłądkę ale należy pamiętać że okładka nie jest przypadkowa. Że to okładka jest odzwiercieleniem treści którą za sobą kryje. Czyli to kim ktoś jest. Jego jakoś, wartość, moralność i byt. Chociaż nim nie jest to jest ono nierozłącznie z nim połączone bowiem to ten ktoś jest odpowiedzialny za to co jego coś poczyni.
Takie gadanie bez składu ani ładu, ale ciekawe wyzwanie umysłowe. Aż przyjemnie czasami sobie po mieście pochodzić chociaż ja osobiście wolę wieś. Szkoda tylko że jestem człowiekiem koczownikiem który pragnie zapuścić korzenie, szkoda tylko że nigdy nie będe pewien, czy nie staram się o swoje zaprzeczenie. #ludzie #filozofia
Postanowiłem wybrać się dzisiaj na zimowy spacer. Egzamin mnie zmęczył i czułem jak w domu mnie głowa ściska, bowiem cztery ściany działają na mnie jak imadło ściskających umysł. No to wybrałem się. I w głuchej ciszy która zapanowała na Sopockich ulicach, zimowe opłatki choć samotne pochłaniały wszelkie echa cudzych kroków a krzyk dzieci tłumiły. To w tym spokoju postanowiłem przejść obok wejścia do multikina. W szklanych ciemnych drzwiach widziałem niewyraźne odbicie. I przyszło mi coś całkiem niecodziennego do głowy.
"Ja" - Otóż kim jest ten "ja". Czy to ten głos który przepisuje przez palce i klawisze nim przeistoczą się w cyfrowe literki na ekranie? Moje myśli? Ale jak to Moje? Co to znaczy moje? Jak moje, to kim jestem ja? No ciekawa zagadka. Postanowiłem podejść do szkła i zerknąć na tą postać która wpatrywała się spowrotem we mnie. Byłem to ja. Ale czy na pewno? Nauczyłem się nazywać tą twarz, to ciało, "mną" i "sobą" bo tak mi powiedziano. Twarz z którą się utożsamiam i znam jest mi znana tylko dlatego że to ja ją widzę na codzień w lustrze, i tak jest od urodzenia. Ale co gdybym nigdy siebie nie widział. Czy byłbym w stanie siebie rozpoznać? Czy wystraszyłbym się że jakaś postać mnie naśladuje. Powoli zrozumiałem że pojęcie siebie jest pojeciem mikorkosmosu który zerka na świat przez oczy chociaż nimi nie jest. Który korzysta z ciała chociaż nim nie jest. Jest to coś co włąda czymsz. Coś co istnieje w rzeczy, pojemniku, mu posłusznym. Duch w maszynie. Rozpoznając siebie, no właśnie, rozpoznajemy siebie. Nauczeni jesteśmy rozpoznawać siebie niczym obcą osobę. Znamy siebie tylko dlatego że przywykliśmy do siebie, do swojego widoku w lustrze czy na zdjęciach. Bez tego, chociaz doszlibyśmy do wniosku że jesteśmy "kim" jesteśmy, z twarzy i ciała, byłoby to dla nas niczym przywykanie do własnego cienia. Zwierciadłem części całości, nierozłącznego drucha.
Świat jest przepełniony takimi mikrokosmosami, miliardami ludźmi którzy w podobny sposób istnieją tak jak my. Chociaż jego ciało czuje inaczej jego byt jest niezaprzeczalnie podobny do naszego. Kształtowany przez zmysły i zwyczaje, obyczaje, przechodzi przez świat. Tam gdzie my widzimy twarze widzimy "ich" a oni "nas". Ciekawe jest to że my ich rozpoznajemy tak jak uczymy się siebie rozpoznawać. Dokładnie tak jak obcych. Ale patrząc się na nich nie widzimy bezpośrednio duszy chociaż w głębi naszego umysłu drzemie wiedza że tak jest. Bo jeżeli to "kim" my jesteśmy nie jest bezpośrednio tym czym my jesteśmy bowiem to jest nam niemalże obce, to również paatrzymy się jedynie na ich "rzecz" zaś kim oni są pozostaje dla nas zagadką. Widzimy okłądkę ale należy pamiętać że okładka nie jest przypadkowa. Że to okładka jest odzwiercieleniem treści którą za sobą kryje. Czyli to kim ktoś jest. Jego jakoś, wartość, moralność i byt. Chociaż nim nie jest to jest ono nierozłącznie z nim połączone bowiem to ten ktoś jest odpowiedzialny za to co jego coś poczyni.
Takie gadanie bez składu ani ładu, ale ciekawe wyzwanie umysłowe. Aż przyjemnie czasami sobie po mieście pochodzić chociaż ja osobiście wolę wieś. Szkoda tylko że jestem człowiekiem koczownikiem który pragnie zapuścić korzenie, szkoda tylko że nigdy nie będe pewien, czy nie staram się o swoje zaprzeczenie. #ludzie #filozofia
Sleeve
2
Musiałeś mi rozjebywać banię o tej porze? Musiałeś?!
Konto usunięte2