Cześć
Od dawna moją frustrację i niezgodę budzi współczesna szkoła oraz roszczenia nieporadnych rodziców zakochanych bezkrytycznie w swoich dzieciach, a także sami uczniowie, którzy z co raz to nowymi diagnozami od psychologów i wymyślonymi fobiami (fobia szkolną, lęk przed odpowiedzią i inne bzdury) przychodzą do szkoły ogólnodostępnej, a powinni do specjalnej. Wiecie przecież, bo niejednokrotnie tak się tu wypowiadam. Na pch24 jest teraz cykl artykułów na temat współczesnej młodzieży. GENIALNY. Dla mnie to nazwanie wszystkich moich obserwacji.
Wklejam fragment z drugiej części:
"Najczęściej skutki złego wychowania objawiały się w szkole, która wówczas jeszcze nauczała i wymagała wiedzy, oceniając i domagając się przestrzegania określonych zasad. Szkoła może wyrównać pewne braki wychowania poprzez zmuszenie krnąbrnych uczniów do wysiłku, na co nie chcieli pozwolić globaliści. Do szkół trafiało coraz więcej dzieci, przekonanych, że ich fanaberie są prawem powszechnym i wszyscy się do nich dostosują. Ich rodzice w konfrontacji z wymogami szkolnymi zwykle występowali z agresywnymi roszczeniami, powołując się na swoje prawa.
Idąc za tym, psychopeda wzmocniła bunt rodziców przeciw szkole. Równocześnie to samo z młodzieżą robiła antykultura masowa. Uczniowie przestali się uczyć, a ich antykulturowi rodzice zaczęli domagać się indywidualnych dostosowań, obniżenia poziomu nauczania i wymagań. Równocześnie zachodziły zmiany w systemach edukacji, polegające na przyznaniu uczniom przywilejów i wygaszeniu obowiązków. Szkołę zmuszono do redukcji dodatniego wpływu na uczniów poprzez ograniczenie oceniania, testomanię i dostosowania indywidualne. Nauczyciele utracili większość środków wychowawczych, za to otrzymali szereg nowych, zwykle niewykonalnych obowiązków i ogrom formalności. Psychopeda wmówiła rodzicom, uczniom, nauczycielom i politykom, że każde dziecko samo chce się uczyć spontanicznie, a jeśli się nie uczy, to przez szkołę, która nie potrafi zainteresować. Zmuszono więc szkołę do tzw. kreatywnej edukacji, czyli wprowadzenia do zwykłych szkół dydaktyki, przeznaczonej dla dzieci upośledzonych. W praktyce oznacza to naukę przez zabawę, pozbawioną większej wartości poznawczej. Tak globaliści zaniżyli poziom edukacji publicznej.
Dalszym etapem psucia szkoły stała się edukacja włączająca, czyli dopuszczenie do zwykłych szkół wszystkich dzieci niepełnosprawnych, zaburzonych i niedostosowanych społecznie, które wcześniej przebywały w placówkach specjalnych. Pociągnęło to konieczność dostosowania poziomu nauki do uczniów najsłabszych, co sprowadziło większość szkół na Zachodzie do poziomu przedszkola."
Zachęcam was do lektury całości. Cała prawda.
Za: http://pch24.pl/problemy-psychiczne-mlodziezy-czesc-2-chaos-zarzadzany/
#mlodziez #swiat

Od dawna moją frustrację i niezgodę budzi współczesna szkoła oraz roszczenia nieporadnych rodziców zakochanych bezkrytycznie w swoich dzieciach, a także sami uczniowie, którzy z co raz to nowymi diagnozami od psychologów i wymyślonymi fobiami (fobia szkolną, lęk przed odpowiedzią i inne bzdury) przychodzą do szkoły ogólnodostępnej, a powinni do specjalnej. Wiecie przecież, bo niejednokrotnie tak się tu wypowiadam. Na pch24 jest teraz cykl artykułów na temat współczesnej młodzieży. GENIALNY. Dla mnie to nazwanie wszystkich moich obserwacji.
Wklejam fragment z drugiej części:
"Najczęściej skutki złego wychowania objawiały się w szkole, która wówczas jeszcze nauczała i wymagała wiedzy, oceniając i domagając się przestrzegania określonych zasad. Szkoła może wyrównać pewne braki wychowania poprzez zmuszenie krnąbrnych uczniów do wysiłku, na co nie chcieli pozwolić globaliści. Do szkół trafiało coraz więcej dzieci, przekonanych, że ich fanaberie są prawem powszechnym i wszyscy się do nich dostosują. Ich rodzice w konfrontacji z wymogami szkolnymi zwykle występowali z agresywnymi roszczeniami, powołując się na swoje prawa.
Idąc za tym, psychopeda wzmocniła bunt rodziców przeciw szkole. Równocześnie to samo z młodzieżą robiła antykultura masowa. Uczniowie przestali się uczyć, a ich antykulturowi rodzice zaczęli domagać się indywidualnych dostosowań, obniżenia poziomu nauczania i wymagań. Równocześnie zachodziły zmiany w systemach edukacji, polegające na przyznaniu uczniom przywilejów i wygaszeniu obowiązków. Szkołę zmuszono do redukcji dodatniego wpływu na uczniów poprzez ograniczenie oceniania, testomanię i dostosowania indywidualne. Nauczyciele utracili większość środków wychowawczych, za to otrzymali szereg nowych, zwykle niewykonalnych obowiązków i ogrom formalności. Psychopeda wmówiła rodzicom, uczniom, nauczycielom i politykom, że każde dziecko samo chce się uczyć spontanicznie, a jeśli się nie uczy, to przez szkołę, która nie potrafi zainteresować. Zmuszono więc szkołę do tzw. kreatywnej edukacji, czyli wprowadzenia do zwykłych szkół dydaktyki, przeznaczonej dla dzieci upośledzonych. W praktyce oznacza to naukę przez zabawę, pozbawioną większej wartości poznawczej. Tak globaliści zaniżyli poziom edukacji publicznej.
Dalszym etapem psucia szkoły stała się edukacja włączająca, czyli dopuszczenie do zwykłych szkół wszystkich dzieci niepełnosprawnych, zaburzonych i niedostosowanych społecznie, które wcześniej przebywały w placówkach specjalnych. Pociągnęło to konieczność dostosowania poziomu nauki do uczniów najsłabszych, co sprowadziło większość szkół na Zachodzie do poziomu przedszkola."
Zachęcam was do lektury całości. Cała prawda.
Za: http://pch24.pl/problemy-psychiczne-mlodziezy-czesc-2-chaos-zarzadzany/
#mlodziez #swiat
Konto usunięteWpis został usunięty przez autora
d00d
0
Konto usunięteWpis został usunięty przez autora
d00d
1
Blob
1
d00d
0
Blob
0
d00d
1
Blob
0
FiligranowyGucio
0
d00d
0
FiligranowyGucio
0
d00d
0
borubar
2
Tak generalnie nauka przez zabawę jest znacznie lepsza niż stosowany do tej pory model pruski i tresura zamiast nauki. Współpraca jest lepsza od posłuszeństwa wymuszonego siłą albo strachem.
Na początkowym etapie edukacji program całego roku można opanować w tydzień, większość zajęć szkolnych jest tylko po to aby uczniom zająć czas.
Nie każdy uczy się w jednakowym tempie - ale to właśnie kiedyś było równanie do tego najsłabszego i najwolniejszego. Teraz zaczęto naciskać na bardziej indywidualne podejście aby szybsi i inteligentniejsi się nie nudzili tylko może nauczyć ich czegoś więcej niż tylko program minimum (co oczywiście spotkała się z protestem tych bardziej leniwych nauczycieli).
Małych dzieci też nie ma co oceniać na każdej lekcji, na tym etapie wystarczy ogólna ocena semestralna, ewentualnie kwartalna aby poinformować rodzica jak radzi sobie jego dziecko - nauczyciel może sobie sporządzać codzienne własne prywatne notatki o uczniach aby nie zapomnieć, ale ocena dopiero na końcu jak będzie obraz całości postępów danego ucznia w danym czasie.
No i podstawowe prawa człowieka to nie jest nowo wprowadzony przywilej. Prawo do wypoczynku, czy prawo do zachowania tajemnicy prywatnej korespondencji to nie są rzeczy nowo wymyślone - to było od dawna, tyle że dopiero niedawno pojawiły się środki techniczne aby kontrolować przestrzeganie tego typu praw.
W czasie gdy ja chodziłem do szkoły nie było telefonów komórkowych a telefon stacjonarna w domu, miała może co trzecia rodzina. Nie było internetu a komputery były 8-bitowe i posiadało je tylko kilka osób w klasie. Aparat robił zdjęcia na kliszy a muzyki słuchało się z kaset.
Mimo to w zasadzie szkoła funkcjonowała tak samo. W identyczny sposób jak teraz zwalczano wszelkie nowinki techniczne - gdy nie było internetu to źródłem całego zła była telewizja (która nadawała 2 programy i tylko przez kilka godzin na dobę). Tak jak teraz obawiają się nagrania telefonem tak kiedyś bano się nagrania dyktafonem (aby przypadkiem ktoś poza szkołą nie dowiedział się jakie bzdury nauczyciel wygaduje na lekcji - oczywiście nie każdy, byli tacy którzy nie mieli nic przeciwko). Na komputerze wypracowań pisać nie wolno bo wtedy nie ma błędów ortograficznych i trzeba by oceniać treść wypracowania a nie postawić 2 albo 1 za ortografię i spokój.
Ja osobiście nigdy nie potrzebowałem dyktafonu bo mam dobrą pamięć do tego co słyszę - jako dziecko nawet po pół roku potrafiłem powtórzyć dokładnie to co usłyszałem (może nie co do słowa ale zachowując znaczenie każdego zdania). Przez to nigdy nie nauczyłem się szybko pisać długopisem, bo nie robiłem notatek. Szybkie pisanie dopiero na klawiaturze komputera.
Taki uczeń jak ja to był dla niektórych nauczycieli ogromny problem - potrafi im przerwać i wytknąć błąd w tym co mówią, nie robi notatek które można by ocenić, ale zapytany o coś co było na lekcji będzie znał odpowiedź (no chyba że pytać o coś czego na lekcji nie było), ma własne zdanie - często nie takie jak powinien. No i co najgorsze - nie boi się, nie można go zastraszyć typowymi metodami. W dodatku rozwiązuje zadania po swojemu, najprostszą metodą w pamięci i podaje tylko wynik.
Podkreślam niektórzy - bo byli też tacy którym się to podobało, oraz tacy których to zupełnie nie obchodziło.
Była też wyraźna różnica między nauczycielem który uczył czegoś na lekcji i nauczycielem który jedynie nakazywał nauczenie się samemu w domu z książki a on potem tylko sprawdzi.
Być może z powodu tego jak byłem traktowany gdy byłem uczniem, teraz tak ja oceniam nauczycieli. Już po chwili rozmowy wiem z jakim typem nauczyciela mam do czynienia.
Czasy się zmieniły, a nauczyciele nadal nie rozumieją, że na autorytet trzeba sobie zapracować swoim własnym postępowaniem, że to nie jest coś nadane z urzędu.
szatanista
0
Mnie starsze pokolenia straszyły m.in. tym, że studia nic nie dają, a dobrą pracę da się znaleźć tylko po znajomości. Bo gdy oni wchodzili na rynek pracy, to bezrobocie było >20% nawet w miastach. Tylko, że jak ja wchodziłem na rynek pracy, to okazało się, że jest trochę lepiej, studia techniczne otwierają drogę do zawodu i nie trzeba wyjeżdzać na zmywak do Irlandii by jako tako żyć. Dobrze, że nie słuchałem starszych.
Zresztą ci młodzi co są obecnie też będą za dekadę narzekać na jeszcze młodszych bo będzie im się wydawało, że ich pokolenie było najlepsze. Czy mi niepodoba się korzystanie przez młodych z gówna jakim jest Tiktok? Jak najbardziej. Czy przeraża mnie popularność patostrimów, gal fame mma i popularności influencerów wśród młodych? I to jak! Wydaje mi się, że obecne zagrożenia są niczym w porównaniu z tym, że ja sobie w internecie mogłem co najwyżej gołą babę obejrzeć. Jednak nie wieszczę z tego powodu jakiegoś armageddonu, bo prędzej czy później do każdego młodego zapuka życie, co wymaga zostawienia marzeń o byciu sławnym jutuberem i pójście do normalnej pracy. W młodości tracimy czas na głupoty, ale robimy też pożyteczne rzeczy. Ja grałem w GTA, ale zdążyłem nauczyć się trochę o komputerach.
Tak, rodzice i ich podejście często nie jest idealne. Ale jak w ogóle możliwe, skoro oni chodzili do tej "starej" "lepszej" szkoły? No właśnie. Chyba nie była jednak taka idealna?
Jeśli chodzi o klasy integracyjne to też nie za bardzo rozumiem obwiniania ich za właściwie co. Za zaniżanie poziomu? Przecież poziom wynika z podstawy programowej i jest wszędzie taki sam. Możesz podać jakieś przykłady takich klas, gdzie wyniki np. matur były gorsze? Ja nie kojarzę. Zresztą przecież takie klasy to i tak rzadkość. Aczkolwiek muszę zauważyć, że za moich czasów szkoła nie była tak ideologiczna. To znaczy nie było specjalnych przedmiotów wpychających wszędzie papieża i tak dalej. A chodziłem do gimnazjum za pierwszego PiSu (2006-2007). Także jak pojawia się odpór dla takiej propagandy od strony młodych, co siłą rzeczy . Za moich czasów polityki i ideologii w szkołach było mniej i to akurat był plus.
d00d
1
A tak po części odnosząc się do twoich argumentów:
1. "prędzej czy później do każdego młodego zapuka życie" - też tak sądziłam i nawet to był jeden z argumentów, dlaczego te słabości i ułomności stracą prawo bytu już na studiach, bo kogo będzie obchodziło, że dorosły człowiek boi się odpowiadać przy tablicy. Ale okazuje się, że granica się przesuwa, bo niektóre uczelnie wyższe wprowadzają takie ulgi dla studentów, np. Uniwersytet Śląski.
2. "Tak, rodzice i ich podejście często nie jest idealne. Ale jak w ogóle możliwe, skoro oni chodzili do tej "starej" "lepszej" szkoły?" Otóż problem polega na tym, że jeśli wyszliby z tej starej szkoły, o której piszesz, to powinni być nauczeni, że luz, brak wymagań i nadmierna ochrona nie przynoszą dobrych efektów. Dzieci się mentalnie rozleniwiają, a każda trudna sytuacja wywołuje w nich uczucie końca świata.
3. "Przecież poziom wynika z podstawy programowej i jest wszędzie taki sam". Właśnie odpowiedziałeś na moje pytanie, czy jesteś nauczycielem. Podstawa programowa to zbiór zakresu materiału, który ma zostać zrealizowany. Podstawa programowa nic nie mówi nt. trudności zadań. Dla przykładu: reakcje redoks mogą wyglądać tak: 2K + 2HCl -> 2KCl + H2 lub tak: 5CH2=CH2 + 2KMnO4 + 3H2SO4 + 2H2O -> 5HO-CH2-CH2-OH + 2MnSO4 + K2SO4. Jedna i druga reakcja spełnia wymagania podstawy programowej. Na maturze będą jednak wymagali poziomu tej drugiej reakcji, a nie banalnej pierwszej.
4. "Możesz podać jakieś przykłady takich klas, gdzie wyniki np. matur były gorsze? Ja nie kojarzę." Proszę:
"Czempionem matury 2021 jest XIV LO im. Stanisława Staszica z Warszawy. To oczywiście nie jest zaskoczenie, ale jest symptomatyczne, że maturalna pozycja tej szkoły w dwóch ostatnich epidemicznych latach wyraźnie się wzmocniła.
W tym roku XIV LO ma najwyższy wynik w województwie z SIEDMIU różnych matur: z matematyki (podstawowej i rozszerzonej), z chemii, z fizyki, z informatyki, z biologii, a na dokładkę – z filozofii. Z języka angielskiego (arkusz podstawowy) wynik 99% lokuje Staszica na II miejscu na Mazowszu, na równi z 21 innymi liceami. W ubiegłym roku sytuacja była zbliżona, ale z pewną istotną różnicą – egzamin z rozszerzonej matematyki wypadł lepiej w dwóch innych dużych stołecznych szkołach – w XL LO Żeromskiego i w XVLII LO Czackiego. (W tym roku i Żeromski jest trzeci, a Czacki jedenasty.)
Ten zadziwiająco szeroki wachlarz sukcesów „Staszica” to oczywiście pochodna wielu sprzyjających okoliczności. Niechętni szkole przypomną o znakomitym naborze (choć Staszic nie należy do najbardziej obleganych warszawskich liceów), o uczniach z wielkim domowym kapitałem, wspieranych przez rodziców, o absolwentach wybitnych gimnazjów. To prawda. Ale tak mocne wyniki są w dużym stopniu pokłosiem pracy, którą w przygotowania włożyli w ciągu ostatnich trzech lat sami uczniowie, przez ostatnie półtora roku pracując zdalnie. Ci uczniowie byli skutecznie wspierani przez większość nauczycieli, ale także przez starszych kolegów, absolwentów szkoły i jej sympatyków, prowadzących wiele dodatkowych zajęć."
wiktor
2
Teraz wszyscy "równają w dół", ze zdrowych dzieci z problemami robi się nietykalne "płatki śniegu". Każde dziecko ma jakieś problemy, na tym polega dorastanie, dziś to wypaczono i różne cechy charakteru, czy skłonności wymagające skorygowania podniesiono do rangi choroby usprawiedliwiającej uprzywilejowaną pozycję.
d00d
3
Konto usunięte1
d00d
0
Konto usunięte0
d00d
0
Konto usunięte0
Już nie mówiąc o takich co całkiem szli na łatwiznę.
YoloDruid
2
Z wychowaniem muszę się zgodzić. Znam dwa przykłady. Jeden, dziewczynka 9 lat, codziennie odrabia pracę domową z rodzicami. Również w piątek, żeby weekend spokój mieć. Drugi przykład, chłopiec, 13 lat, kompletnie olewa obowiązki szkolne. A lektury czytają mu rodzice i odrabiają pracę domową. W zeszłym roku nieklasyfikowany przez nieobecności.
d00d
0
Z moich obserwacji wynika, że często ci odrabiający lekcje z dzieckiem nie godzą się z jego porażkami.
W każdej postawie są dobre i złe strony.