Z cyklu nadrabianie zaległości. Dziś padło na film Bohemian Rhapsody z roku 2018. Widać że film ma bardzo wysoką ocenę, i do tego 4 Oskary na koncie, więc mam spore oczekiwania #film
Jedyna rzecz bardziej niesamowita od ich muzyki to jego historia
No to moim zdaniem trochę im się nie trafiło z tym sloganem.
Muzyka Queen owszem, była - ale na szczęście puszczana z playbacku, bo Raimi Malek za nic by nie sprostał wokalnym umiejętnościom Mercury'ego. Napisałem "na szczęście", bo dzięki temu można sobie przynajmniej posłuchać kilku dobrych kawałków w tym filmie. To jest na plus. Jednak sama historia została mocno ponaginana, pocięta i w wielu miejscach pospieszona, żeby zgadzało się narzucone tempo fabularne. Do tego w scenariuszu położono duży, bardzo duży nacisk na orientację seksualną głównego bohatera - i o to w tym wszystkim chodziło. Geje, kobiety, Murzyni, transwestyci i tak dalej - oto bohaterowie wywyższani we współczesnej popkulturze. Dlatego i Freddie Mercury to idealna ikona do kreowania w tych chorych czasach, w jakich przyszło nam żyć. "Patrzcie, jaki dzielny i odważny, toć zaraził się HIV-em na własne życzenie, ale wy płaczcie nad jego losem", tak ja to odebrałem po domowym seansie.
Nie był to źle nakręcony film, nic z tych rzeczy, jednak idea przyświecająca jego twórcom aż bije po oczach. Nie oddali bohaterowi sprawiedliwości, zamiast tego zrobili z niego narzędzie do bicia swojej propagandowej piany, co zostało potulnie docenione przez nie mniej upolitycznionych (w wiadomym kierunku) tzw. profesjonalnych krytyków filmowych oraz komitety od obecnie nic niewartych nagród w stylu Oskarów właśnie.
Niemniej, mam nadzieję że znajdziesz w tym filmie choćby minimalną spodziewaną wartość rozrywkową.
Konto usunięte1
Alpragen
2
No to moim zdaniem trochę im się nie trafiło z tym sloganem.
Muzyka Queen owszem, była - ale na szczęście puszczana z playbacku, bo Raimi Malek za nic by nie sprostał wokalnym umiejętnościom Mercury'ego. Napisałem "na szczęście", bo dzięki temu można sobie przynajmniej posłuchać kilku dobrych kawałków w tym filmie. To jest na plus.
Jednak sama historia została mocno ponaginana, pocięta i w wielu miejscach pospieszona, żeby zgadzało się narzucone tempo fabularne. Do tego w scenariuszu położono duży, bardzo duży nacisk na orientację seksualną głównego bohatera - i o to w tym wszystkim chodziło. Geje, kobiety, Murzyni, transwestyci i tak dalej - oto bohaterowie wywyższani we współczesnej popkulturze. Dlatego i Freddie Mercury to idealna ikona do kreowania w tych chorych czasach, w jakich przyszło nam żyć. "Patrzcie, jaki dzielny i odważny, toć zaraził się HIV-em na własne życzenie, ale wy płaczcie nad jego losem", tak ja to odebrałem po domowym seansie.
Nie był to źle nakręcony film, nic z tych rzeczy, jednak idea przyświecająca jego twórcom aż bije po oczach. Nie oddali bohaterowi sprawiedliwości, zamiast tego zrobili z niego narzędzie do bicia swojej propagandowej piany, co zostało potulnie docenione przez nie mniej upolitycznionych (w wiadomym kierunku) tzw. profesjonalnych krytyków filmowych oraz komitety od obecnie nic niewartych nagród w stylu Oskarów właśnie.
Niemniej, mam nadzieję że znajdziesz w tym filmie choćby minimalną spodziewaną wartość rozrywkową.
[TL;DR: Ten film w pigułce - obrazek poniżej]
Pan Maruda Niszczyciel Dobrej Zabawy out.
Sleeve
0
Immortal_Emperor
1