Cześć Luraski
Dałem się trochę zajechać życiu. Ale nadal nie zdechłem. Mało tego - postanowiłem spróbować stanąć na nogi, idzie mi nawet średnio. W styczniu mam zaplanowany kolejny duży krok. Życzcie mi powodzenia Luraski
Jeśli dobrze pójdzie to dawny Verum zginie i na jego miejsce pojawi się ktoś lepszy. Oby.
http://meskasciezka.com/dosc-bycia-milym-facetem/
#rozwoj
Dałem się trochę zajechać życiu. Ale nadal nie zdechłem. Mało tego - postanowiłem spróbować stanąć na nogi, idzie mi nawet średnio. W styczniu mam zaplanowany kolejny duży krok. Życzcie mi powodzenia Luraski

Jeśli dobrze pójdzie to dawny Verum zginie i na jego miejsce pojawi się ktoś lepszy. Oby.
http://meskasciezka.com/dosc-bycia-milym-facetem/
#rozwoj
bogunieslaw
0
Verum
0
Wtedy to mi zostaje samobój, bo to wuj nie życie. Więc jednak wolałbym spróbować. Nawet jeśli nie zmienię natury samej w sobie, to chociaż zmienię swoje mechanizmy reagowania i działania.
Natura sama z siebie chyba nie jest taka zła. Ale zjebane dzieciństwo i kawał życia mogły mnie wykrzywić. Myślę że uda mi się to naprostować jako tako
tow_wieslaw
3
rencista
5
Dałem się trochę zajechać życiu.
Opowiedziałbyś szerzej, a nie szybki lament i nara.
*http://meskasciezka.com/dosc-bycia-milym-facetem/*
Stary chłop, a nie wie jaki ma kręgosłup moralny. Rozumiem, że jesteś miłym facetem, ale coś ci sie popsuło i poczułeś frustracje czy cuś. Mi sie wydaje, że jak na siłe bedziesz próbował być niemiły czy chamem to cie rozterki sumienia i tak znajdą.
d00d
3
Mam takie samo zdanie jak @rencista.
Verum
1
Myślę że można je potraktować jako psychoterapię, ale nastawioną stricte na jeden problem a nie na całość osoby.
Rozwinę trochę wątek "miłego gościa". To brzmi dobrze ale takie nie jest. Tutaj chodzi o specyficzny typ bycia "miłym". Typ toksyczny dla siebie i czasem dla otoczenia. W moim przypadku okazało się między innymi że nie czuję gniewu, przez co wytrwałem kilka lat w związku który mocno się popsuł. Ten gniew gdzieś tam jest, ale tak ocenzurowany że nie dociera do świadomości. Muszę się nauczyć go uwalniać i kierować tak by mnie chronił.
Ogólnie sporo wątków. Bywa że dzieciństwo, religia czy inne czynniki zaprogramują Cię tak byś był dobry dla wszystkich nawet kosztem siebie i to się ciągnie za ludźmi latami. Ja się niestety wbiłem w taki program zachowań i muszę coś z tym zrobić, bo się tak nie da żyć. Nie w tych czasach i nie z takimi ludźmi jakich spotykam.
Współpracuję z tym Panem już jakiś czas i sporo mi pomógł. Zadaje bardzo celne pytania, czasem rzuci jakimś spostrzeżeniem, ale końcowo człowiek zawsze wychodzi z nową perspektywą. On nie powie Ci jak iść, prędzej rzuci więcej światła na ścieżki które są przed tobą oraz drogę którą już pokonałeś.
Chauwa
1
Verum
0
Ładnie to ująłeś.
Z terapeutami jest loteria. Poprzedniego miałem niestety zjebanego, nieprofesjonalnego. Ale obecny to inna bajka. Naprawdę doświadczony i ogarnia.
Inna kwestia że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i można nawet z dobrym fachowcem zwyczajnie się nie zgrać. Jedne metody i podejścia zadziałają, inne nie. Życie. Mi pomaga, więc inwestuje prawie 3 koła i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Verum
1
Nie chodzi o zwykle bycie uprzejmym. Tutaj dość zwięźle opisują ten problem:
http://marcinwasik.pl/syndrom-milego-faceta/
Nie jest to opis 1:1 mojej osoby ale spora część z tej listy się zgadza. Mam nad czym pracować.
Nie zamierzam być docelowo "niemiły". Co najwyżej w sytuacji gdy ktoś będzie przekraczał moje granice. Muszę wyłapać wewnętrzne mechanizmy które mnie sabotują, co już w dużej mierze jest zrobione. Później trudniejszy krok - zmienić je. Po to są mi te zajęcia potrzebne.
Verum
4
A rozwijając "lament". Związek mi się psuł od paru lat z apogeum w jego ostatnich dwóch miesiącach trwania. Nie wiedziałem co się dzieje i jak to naprawić. Związek całe szczęście już zakończony. Ale straciłem na tę relację 10 lat. Zostawiałem też za sobą wspólne mieszkanie. Pracę mam do końca grudnia.
Rany po związku w dużej mierze są już zaleczone. Odnośnie mieszkania czekam na opinie rzeczoznawcy, później się z byłą rozliczymy. Praca na styczeń też już ogarnięta.
No ale w najgorszym momencie miałem ochotę na samobója... Straszliwie mi dojebała. Odwróciła ode mnie też ludzi których miałem za przyjaciół. Jakiś czas przed rozpadem zaproponowała żebyśmy nie mówili o naszych problemach wspólnym znajomym, żeby sobie wokół dupy nie robić. Stwierdziłem że to dobry pomysł i się tego trzymałem. Jak się okazało tylko ja, a w tle ona chodziła się tam wypłakiwać i robić ze mnie potwora. W najgorszym momencie zostałem sam. Było zajebiście ciężko.
Mam już 30 lat, niedługo 31. Nie mogę sobie więcej pozwolić na takie błędy. Dlatego pracuję nad sobą.
Konto usunięte2
Andrzej_Zielinski
2