Wątek hippisowski w książce Rafała Gan-Ganowicza "Kondotierzy":
#czytajzlurkerem #ganganowicz #hipisi #kiedystobylo
"Jechaliśmy z Jemenu do Europy na urlop. Georges, René i ja. Pętałem się wzdłuż bulwaru. Georges i René siedzieli przy kieliszku na tarasie pobliskiej knajpy. Nad brzegiem Bosforu banda niby-hippisów. Brudni, długowłosi, w łachmanach. Grają na gitarach i żebrzą. Podchodzi do mnie dziewczyna. Również brudna i w łachmanach. Długie, jasne włosy skołtunione i tłuste.
— Give me some money, please.
Tamci grają na gitarach i obserwują nas spod oka. Dziewczyna ma oczy podkrążone, smutne, lecz uśmiecha się zalotnie.
— Masz parę dolarów? — pyta. — Tu za murem jest trawnik…
Dałem jej kilka dolarów. Spojrzenia „hippisów” stały się mniej natarczywe.
— Co ty tu robisz? — zapytałem.
Odpowiedziała mi, że wracają z Katmandu. Że żebrzą podrodze, by mieć na podróż, na utrzymanie. Żebrzą? Wiedziałem, że te bandy prostytuują swe dziewczyny i kradną, i że to stanowi większość ich dochodów.
— Chodź ze mną — powiedziałem - Pieniędzy dla nich ci nie dam, ale za bilet do Europy zapłacę.
Dziewczyna, jak się później dowiedziałem — siedemnastoletnia Holenderka, spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
— Dobrze — powiedziała po chwili zastanowienia. Grupa „hippisów” czegoś się domyśliła. Przerwali brzdąkanie w struny i ruszyli w naszą stronę. Odcinali mi drogę od
bulwaru, od ruchu ulicznego. Szli zwartą grupą. Tylko jeden miał w rękach gitarę. Inni mieli noże... Dziewczyna zbladła i zaczęła płakać. Ja poczułem nagły odpływ odwagi.
— Hi, boys — krzyknął ktoś za plecami „hippisów”.
Odwrócili się. Za nimi stał ogromny René. A obok Georges z pistoletem w ręku uśmiechał się życzliwie. Noże znikły w kieszeniach. Hippisi spokornieli i spuściwszy głowy ulotnili się chyłkiem. I tylko później, z bezpiecznej już odległości obrzucili dziewczynę stekiem potwornych wyzwisk. Złożyliśmy się we trzech na zakup kiecek dla zbłąkanej owieczki, na jej nocleg w hotelu i bilet lotniczy. Córka lekarza z Amsterdamu."
#czytajzlurkerem #ganganowicz #hipisi #kiedystobylo
"Jechaliśmy z Jemenu do Europy na urlop. Georges, René i ja. Pętałem się wzdłuż bulwaru. Georges i René siedzieli przy kieliszku na tarasie pobliskiej knajpy. Nad brzegiem Bosforu banda niby-hippisów. Brudni, długowłosi, w łachmanach. Grają na gitarach i żebrzą. Podchodzi do mnie dziewczyna. Również brudna i w łachmanach. Długie, jasne włosy skołtunione i tłuste.
— Give me some money, please.
Tamci grają na gitarach i obserwują nas spod oka. Dziewczyna ma oczy podkrążone, smutne, lecz uśmiecha się zalotnie.
— Masz parę dolarów? — pyta. — Tu za murem jest trawnik…
Dałem jej kilka dolarów. Spojrzenia „hippisów” stały się mniej natarczywe.
— Co ty tu robisz? — zapytałem.
Odpowiedziała mi, że wracają z Katmandu. Że żebrzą podrodze, by mieć na podróż, na utrzymanie. Żebrzą? Wiedziałem, że te bandy prostytuują swe dziewczyny i kradną, i że to stanowi większość ich dochodów.
— Chodź ze mną — powiedziałem - Pieniędzy dla nich ci nie dam, ale za bilet do Europy zapłacę.
Dziewczyna, jak się później dowiedziałem — siedemnastoletnia Holenderka, spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
— Dobrze — powiedziała po chwili zastanowienia. Grupa „hippisów” czegoś się domyśliła. Przerwali brzdąkanie w struny i ruszyli w naszą stronę. Odcinali mi drogę od
bulwaru, od ruchu ulicznego. Szli zwartą grupą. Tylko jeden miał w rękach gitarę. Inni mieli noże... Dziewczyna zbladła i zaczęła płakać. Ja poczułem nagły odpływ odwagi.
— Hi, boys — krzyknął ktoś za plecami „hippisów”.
Odwrócili się. Za nimi stał ogromny René. A obok Georges z pistoletem w ręku uśmiechał się życzliwie. Noże znikły w kieszeniach. Hippisi spokornieli i spuściwszy głowy ulotnili się chyłkiem. I tylko później, z bezpiecznej już odległości obrzucili dziewczynę stekiem potwornych wyzwisk. Złożyliśmy się we trzech na zakup kiecek dla zbłąkanej owieczki, na jej nocleg w hotelu i bilet lotniczy. Córka lekarza z Amsterdamu."
Tomkek
4
Czytałem kiedyś, Gan-Ganowicz zawsze na propsie!
Emrys_Vledig
0
Eugeniusz
2
reflex1
1