Choć od zamachów na World Trade Center i Pentagon mija kilkanaście lat, nadal nie znamy całej prawdy o tych tragicznych wydarzeniach.
Dramat rozpoczął się o godzinie 8.46, kiedy samolot linii lotniczych American Airlines, lot nr 11, o numerach rejestracyjnych N334AA, pilotowany przez Mohammeda Attę Al-Sayeda, lecący z prędkością prawie 900 km/h, wypełniony 10 tys. galonów paliwa, wbił się między 94. a 98. piętro północnej wieży WTC. Egipski porywacz wykonał mistrzowskie sprowadzenie olbrzymiego samolotu pasażerskiego, godne najlepszych pilotów świata. O 8.37 samolot zaczął obniżać poziom o 900 m na minutę z wysokości 8800 m W ciągu sześciu minut pilot sprowadził potężną maszynę na wysokość około 200 metrów nad Manhattanem, aby bezbłędnie, z chirurgiczną wręcz precyzją uderzyć w wieżę WTC. Powołana przez amerykański Kongres specjalna komisja śledcza, nazywana w mediach „Komisją 9/11", ustaliła, że samolot w momencie uderzenia dosłownie wyparował. Wielu sceptycznie nastawionych naukowców podważa racjonalność takiego myślenia. No chyba, że tego dnia w Stanach Zjednoczonych panowały inne prawa fizyki. Jak bowiem można wytłumaczyć, że pasażerski boeing zniknął, ale z pożogi uratował się papierowy saudyjski paszport Satama Al-Suqamiego, jednego z porywaczy?
WBREW PRAWOM FIZYKI
O godzinie 9.03 drugi samolot, Boeing 767-222, należący do amerykańskich linii United Airlines, lot nr 175, pilotowany przez pilota awionetek Al-Shehhiego, także wypełniony 10 tys. galonów paliwa, wbił się pomiędzy 77. a 84. piętro drugiej, południowej wieży WTC. Pilot zaczął gwałtownie obniżać pułap lotu z wysokości 8686 m nad New Jersey w tempie ok. 3000 m na minutę. Każdy pilot świata potwierdzi, że Al-Shehhi mistrzowsko sprowadził maszynę lecącą z szybkością prawie 1000 km/h nad Dolny Manhattan i z precyzją pocisku Stinger trafił w drugi wieżowiec WTC. Uderzenie samolotu w południową wieżę tylko pogłębiło chaos. Niektóre lokalne stacje telewizyjne podawały informacje o możliwym ataku rosyjskim, inne o samolocie lecącym z misją zniszczenia Białego Domu.
Fakt bezbłędnego naprowadzenia samolotu na cel przez zwykłego dyletanta budzi zrozumiałe wątpliwości wobec wniosków, jakie wyciągnęła później „Komisja 9/11". Równie zadziwiające jest, że na wysokości około 10 tys. metrów kilka osób dodzwoniło się z telefonów komórkowych do swoich bliskich przebywających w różnych regionach Ameryki. Dopiero kilka lat później wprowadzono do samolotów pasażerskich technologię umożliwiającą takie połączenia. Każdy, kto podróżował samolotem w tamtym czasie, pamięta doskonale, że połączenie przez telefon komórkowy z pokładu samolotu pasażerskiego lecącego na tak dużej wysokości było niemożliwe. Tymczasem ku zdumieniu śledczych z komisji parlamentarnej istnieją potwierdzone dowody, że tego dnia przynajmniej dwie osoby znajdujące się na pokładzie samolotu American Airlines (lot nr 77) połączyło się ze swoimi rodzinami. Jedną z nich była stewardesa Renee May, która zadzwoniła do swej matki Nancy, mieszkanki Las Vegas. Czyżby – jak podkreślali to w swoim śledztwie dziennikarze telewizji ABC – wieloletnia pracownica linii American Airlines nie wiedziała, że takie połączenie jest niemożliwe? Raport „Komisji 9/11" wskazuje, że tego dnia nie działały prawa fizyki.
Polecam artykuł który rzepa przedrukowywuje co jakiś czas z okazji kolejnych rocznic updatku WTC
https://www.rp.pl/Historia/309099993-11-wrzesnia-2001-roku-Dzien-ktory-zmienil-swiat.html
#usa #wtc #teoriespiskowe
Dramat rozpoczął się o godzinie 8.46, kiedy samolot linii lotniczych American Airlines, lot nr 11, o numerach rejestracyjnych N334AA, pilotowany przez Mohammeda Attę Al-Sayeda, lecący z prędkością prawie 900 km/h, wypełniony 10 tys. galonów paliwa, wbił się między 94. a 98. piętro północnej wieży WTC. Egipski porywacz wykonał mistrzowskie sprowadzenie olbrzymiego samolotu pasażerskiego, godne najlepszych pilotów świata. O 8.37 samolot zaczął obniżać poziom o 900 m na minutę z wysokości 8800 m W ciągu sześciu minut pilot sprowadził potężną maszynę na wysokość około 200 metrów nad Manhattanem, aby bezbłędnie, z chirurgiczną wręcz precyzją uderzyć w wieżę WTC. Powołana przez amerykański Kongres specjalna komisja śledcza, nazywana w mediach „Komisją 9/11", ustaliła, że samolot w momencie uderzenia dosłownie wyparował. Wielu sceptycznie nastawionych naukowców podważa racjonalność takiego myślenia. No chyba, że tego dnia w Stanach Zjednoczonych panowały inne prawa fizyki. Jak bowiem można wytłumaczyć, że pasażerski boeing zniknął, ale z pożogi uratował się papierowy saudyjski paszport Satama Al-Suqamiego, jednego z porywaczy?
WBREW PRAWOM FIZYKI
O godzinie 9.03 drugi samolot, Boeing 767-222, należący do amerykańskich linii United Airlines, lot nr 175, pilotowany przez pilota awionetek Al-Shehhiego, także wypełniony 10 tys. galonów paliwa, wbił się pomiędzy 77. a 84. piętro drugiej, południowej wieży WTC. Pilot zaczął gwałtownie obniżać pułap lotu z wysokości 8686 m nad New Jersey w tempie ok. 3000 m na minutę. Każdy pilot świata potwierdzi, że Al-Shehhi mistrzowsko sprowadził maszynę lecącą z szybkością prawie 1000 km/h nad Dolny Manhattan i z precyzją pocisku Stinger trafił w drugi wieżowiec WTC. Uderzenie samolotu w południową wieżę tylko pogłębiło chaos. Niektóre lokalne stacje telewizyjne podawały informacje o możliwym ataku rosyjskim, inne o samolocie lecącym z misją zniszczenia Białego Domu.
Fakt bezbłędnego naprowadzenia samolotu na cel przez zwykłego dyletanta budzi zrozumiałe wątpliwości wobec wniosków, jakie wyciągnęła później „Komisja 9/11". Równie zadziwiające jest, że na wysokości około 10 tys. metrów kilka osób dodzwoniło się z telefonów komórkowych do swoich bliskich przebywających w różnych regionach Ameryki. Dopiero kilka lat później wprowadzono do samolotów pasażerskich technologię umożliwiającą takie połączenia. Każdy, kto podróżował samolotem w tamtym czasie, pamięta doskonale, że połączenie przez telefon komórkowy z pokładu samolotu pasażerskiego lecącego na tak dużej wysokości było niemożliwe. Tymczasem ku zdumieniu śledczych z komisji parlamentarnej istnieją potwierdzone dowody, że tego dnia przynajmniej dwie osoby znajdujące się na pokładzie samolotu American Airlines (lot nr 77) połączyło się ze swoimi rodzinami. Jedną z nich była stewardesa Renee May, która zadzwoniła do swej matki Nancy, mieszkanki Las Vegas. Czyżby – jak podkreślali to w swoim śledztwie dziennikarze telewizji ABC – wieloletnia pracownica linii American Airlines nie wiedziała, że takie połączenie jest niemożliwe? Raport „Komisji 9/11" wskazuje, że tego dnia nie działały prawa fizyki.
Polecam artykuł który rzepa przedrukowywuje co jakiś czas z okazji kolejnych rocznic updatku WTC
https://www.rp.pl/Historia/309099993-11-wrzesnia-2001-roku-Dzien-ktory-zmienil-swiat.html
#usa #wtc #teoriespiskowe
Brak komentarzy. Napisz pierwszy