To był chyba 5ty rok studiów. Uniwersytet Szczeciński. Mieliśmy właśnie teorię prawa i z jakiegoś dziwnego powodu doktor Ch. postanowiła, że na zajęciach nie będziemy zajmować się teoria prawa(jakby nazwa wskazywała), tylko polityką
Zaczęło się niewinnie.
Od pytania czy ktoś może dostawać więcej punktów za pochodzenie (albo coś podobnego). Cisza. Na początku po grupie przeszedł pomruk dezaprobaty. Powoli pojawiały się głosy, że jak to? Gdzie sprawiedliwość. Studenci stawiali się w roli jakby to oni mieli przegrać z kimś miejsce na studia. Z 30 osobowej grupy 10 może 15 osób aktywnie uczestniczyło w dyskusji. Były one realnie oburzone i w głębokiej niezgodzie by ktoś miał fory. Na studia dostała się tylko co 3 osoba stąd każdy rozumiał i cenił równe szanse
Pani Ch przygotowała wtedy pewien esej. Jeśli dobrze pamiętam to autorstwa Rawlsa o pozytywnej dyskryminacji. Dała każdemu do przeczytania. Nie było to długie, może 4 czy 5 stron a4 zapełnionych pięknymi słowami. O ciężkim żywocie czarnej ludności. O "spychaniu na margines" "wykluczeniu poza nawias", ogólnie była to ta cała piękna nowomowa, która uderzała z podwójną siłą - bo widzisz ja po raz pierwszy, a nie znasz jej sztuczek. To było ponad 15 lat temu. Wtedy kiedy w Polsce Tusk był liberalnym szaleńcem chcącym wprowadzić podatek liniowy. Każdy z nas był jednakowo podatny na te słowa jak organizm na nowy patogen, którego po prostu nie zna
A więc - masz 23 lata, i każde słowo z tego eseju daje Ci poczucie, że jeśli za nim podążysz to wyemancypujesz się z tego motłochu, w którym jeszcze sekundę temu byłeś. Będziesz kimś lepszym, kimś kto ROZUMIE, kimś kto posiadł mądrość, której nie miał. Do tego całe spektrum nowych słów, opisujące znane zjawiska ale inaczej. Mniej pieniędzy to nie "bieda" tylko wykluczenie, marginalizacja, brak dostępu do zasobów etc
I wtedy wydarzyło się coś autentycznie dla mnie nadzwyczajnego. Najwięksi krzykacze, przeciwnicy uprzywilejowania kogokolwiek stali się największymi apologetami pozytywnej dyskryminacji. Początkowo nieśmiało, ale z czasem, kiedy cały czas protestowałem, że to nie ma sensu, tym bardziej utwierdzali się w przekonaniu, że "dyskryminacja pozytywna" jest... dobra. Nagle cała klasa była w niezgodzie ze mną (i może jeszcze jedną osobą)
Ostatecznie zostałem wtedy faszystą . A cała przyszła elita narodu, tj prawnicy, rozeszli się do domu po zajęciach, będąc lepszymi, w ich mniemaniu, ludźmi.
Dlaczego doktor Ch indoktrynowała ludzi na studiach? Ciężko powiedzieć, mogła mieć takie przekonania, ale to tylko jeden, pewno z wielu, przykładów jak studia stają się nowoczesnymi kościołami lewicowej propagandy.
#pozytywnadyskryminacja #indoktrynacja
Zaczęło się niewinnie.
Od pytania czy ktoś może dostawać więcej punktów za pochodzenie (albo coś podobnego). Cisza. Na początku po grupie przeszedł pomruk dezaprobaty. Powoli pojawiały się głosy, że jak to? Gdzie sprawiedliwość. Studenci stawiali się w roli jakby to oni mieli przegrać z kimś miejsce na studia. Z 30 osobowej grupy 10 może 15 osób aktywnie uczestniczyło w dyskusji. Były one realnie oburzone i w głębokiej niezgodzie by ktoś miał fory. Na studia dostała się tylko co 3 osoba stąd każdy rozumiał i cenił równe szanse
Pani Ch przygotowała wtedy pewien esej. Jeśli dobrze pamiętam to autorstwa Rawlsa o pozytywnej dyskryminacji. Dała każdemu do przeczytania. Nie było to długie, może 4 czy 5 stron a4 zapełnionych pięknymi słowami. O ciężkim żywocie czarnej ludności. O "spychaniu na margines" "wykluczeniu poza nawias", ogólnie była to ta cała piękna nowomowa, która uderzała z podwójną siłą - bo widzisz ja po raz pierwszy, a nie znasz jej sztuczek. To było ponad 15 lat temu. Wtedy kiedy w Polsce Tusk był liberalnym szaleńcem chcącym wprowadzić podatek liniowy. Każdy z nas był jednakowo podatny na te słowa jak organizm na nowy patogen, którego po prostu nie zna
A więc - masz 23 lata, i każde słowo z tego eseju daje Ci poczucie, że jeśli za nim podążysz to wyemancypujesz się z tego motłochu, w którym jeszcze sekundę temu byłeś. Będziesz kimś lepszym, kimś kto ROZUMIE, kimś kto posiadł mądrość, której nie miał. Do tego całe spektrum nowych słów, opisujące znane zjawiska ale inaczej. Mniej pieniędzy to nie "bieda" tylko wykluczenie, marginalizacja, brak dostępu do zasobów etc
I wtedy wydarzyło się coś autentycznie dla mnie nadzwyczajnego. Najwięksi krzykacze, przeciwnicy uprzywilejowania kogokolwiek stali się największymi apologetami pozytywnej dyskryminacji. Początkowo nieśmiało, ale z czasem, kiedy cały czas protestowałem, że to nie ma sensu, tym bardziej utwierdzali się w przekonaniu, że "dyskryminacja pozytywna" jest... dobra. Nagle cała klasa była w niezgodzie ze mną (i może jeszcze jedną osobą)
Ostatecznie zostałem wtedy faszystą . A cała przyszła elita narodu, tj prawnicy, rozeszli się do domu po zajęciach, będąc lepszymi, w ich mniemaniu, ludźmi.
Dlaczego doktor Ch indoktrynowała ludzi na studiach? Ciężko powiedzieć, mogła mieć takie przekonania, ale to tylko jeden, pewno z wielu, przykładów jak studia stają się nowoczesnymi kościołami lewicowej propagandy.
#pozytywnadyskryminacja #indoktrynacja
Wodorost
1
Psychopaci manipulują normictwem od początku. I tak będzie aż do końca.