Chciałbym zastopować zachwyty nad tą "nową metodą". To nadal jest skrajnie daleko od tego co Pan Bóg zaprojektował w roślinach i fitoplanktonie w procesie fotosyntezy.
Dokładniej, to nawet nie ociera się o fotosyntezę ani o wychwyt węgla z CO2. Słowem, to tylko kolejny pic na wodę, ale ładnie brzmi bo wielkie naukowce mrugnęły okiem do audytorium, że nie są takie mądre i muszą jakoś tam naśladować przyrodę.
Sęk w tym, że oni wiedzą, że Projekt Boży jest poza ich zasięgiem, ale do tego już się nie przyznają.
Cytuję:
metoda skutecznie oddzielała dwutlenek węgla od reszty mieszaniny. (..)
mówi Milner. "Można wyobrazić sobie panele na pustyni, które pochłaniają dwutlenek węgla i zamieniają go w czysty gaz pod ciśnieniem. Można go wtedy tłoczyć do rurociągu albo przetworzyć na miejscu".
Ten Milner pewnie wie, że o żadnym przetwarzaniu CO2 nie ma mowy, bo redukcja węgla z CO2 to proces cholernie kosztowny energetycznie, choć łatwy do osiągnięcia metodą chemiczną, choćby przez redukcję wodorem. Oczywiście, żaden naukowiec nie byłby w stanie przetworzyć CO2 w glukozę czy w inny węglowodan, bo tu już Pan Bóg specjalnie zaszył pułapki na mędrków i człowiek może sobie chcieć, ale nie jest w stanie stworzyć cząsteczek białek, nie jest w stanie stworzyć zwykłych kwasów tłuszczowych, czy choćby zwykłej glukozy.
Gwoli ścisłosci da się w trudnych reakcjach zsyntetyzować L-glukozę, która nie jest organiczną i tym samym nie może być pożywieniem. Nawet próbowano to wykorzystać, by dać cukier, który nie tuczy, jednak koszty uzyskania L-glukozy w grubych tysiącach zł za kg wykluczyły zabawę.
Reasumując, pic na wodę "skruszonych" naukAwców to odpowiednik takiego zwykłego wychwytu CO2 ze spalin np. elektrowni węglowej. Przy użyciu prostych procesów dałoby się uzyskiwać w ten sposób dziesiątki milionów ton CO2 z jednej tylko elektrowni węglowej. Ale poza eksperymentami nikt, na szczęście, tej głupoty nie robi, bo nie wchodzi w rachubę redukcja węgla i rozbicie na węgiel i tlen. A matołki już dekady temu zrozumiały, że wtłaczanie CO2 pod ziemię to najgłupszy sposób na droga katastrofę.
Istnieją i są eksploatowane już od kilku lat tzw węglowe bloki zeroemisyjne. Niestety trend unijny nakazuje budować farmy wiatrowe i PV a nie modernizować elektrownie węglowe.
To humbug propagandowy. To są małe, eksperymentalne bloki z opcją wtłaczania wyłapanego ze spalin CO2 pod ziemię. Zwykle tylko część CO2 jest wyłapywane. Przy różnych awariach instalacji wyłapującej i przestojach ta mała elektrownia pracuje dalej (coś musi zarabiać na utrzymanie a nie tylko dotacje podatników) i w pełni idzie emisja CO2 w powietrze. Mało tego, aby mieć instalację wyłapującą CO2 ze spalin, należy spalać więcej węgla i więcej CO2 emitować. Robota głupiego. Aby zupełnie obnażyć nonsens projektu warto sięgnąć po doświadczenia Norwegów od ponad pół wieku z wtłaczaniem CO2 pod ziemię. Realia są takie, że po 20 latach ich czujniki badawcze potwierdziły, że CO2 nawet w skalistym podłożu przechodzi przez grunt i powoli uwalnia się z powrotem do atmosfery. Podwójna głupiego robota, bo nie dość, że CO2 i tak trafi do atmosfery, to jeszcze trafi go dużo więcej niż z normalnej elektrowni węglowej, bo w takiej eksperymentalnej duża część spalania i energii elektrycznej idzie na podtrzymywanie procesów wychwytu i wtłaczania pod ziemię CO2.
Jest jeszcze gorsza opcja nagłego uwalniania się tego CO2 i śmiertelnego zatrucia tysięcy ludzi i zwierząt, jak w jednym jeziorze w Afryce. Co ciekawe, gdy o tym pisałem setki komentarzy jakieś 22 lata temu, już była zaklepana inwestycja w Bełchatowie do tej głupoty (pewnie łapówki były już rozdane), ale jakoś tak dziwnie parę lat później dowiedziałem się, że mieszkańcy zablokowali inwestycję, bo przytoczyli komentarze internetowe i wiedzę o śmiertelnych skutkach wycieku CO2 spod ziemi.
DarrDarek
2
Chciałbym zastopować zachwyty nad tą "nową metodą". To nadal jest skrajnie daleko od tego co Pan Bóg zaprojektował w roślinach i fitoplanktonie w procesie fotosyntezy.
Dokładniej, to nawet nie ociera się o fotosyntezę ani o wychwyt węgla z CO2. Słowem, to tylko kolejny pic na wodę, ale ładnie brzmi bo wielkie naukowce mrugnęły okiem do audytorium, że nie są takie mądre i muszą jakoś tam naśladować przyrodę.
Sęk w tym, że oni wiedzą, że Projekt Boży jest poza ich zasięgiem, ale do tego już się nie przyznają.
Cytuję:
Ten Milner pewnie wie, że o żadnym przetwarzaniu CO2 nie ma mowy, bo redukcja węgla z CO2 to proces cholernie kosztowny energetycznie, choć łatwy do osiągnięcia metodą chemiczną, choćby przez redukcję wodorem. Oczywiście, żaden naukowiec nie byłby w stanie przetworzyć CO2 w glukozę czy w inny węglowodan, bo tu już Pan Bóg specjalnie zaszył pułapki na mędrków i człowiek może sobie chcieć, ale nie jest w stanie stworzyć cząsteczek białek, nie jest w stanie stworzyć zwykłych kwasów tłuszczowych, czy choćby zwykłej glukozy.
Gwoli ścisłosci da się w trudnych reakcjach zsyntetyzować L-glukozę, która nie jest organiczną i tym samym nie może być pożywieniem. Nawet próbowano to wykorzystać, by dać cukier, który nie tuczy, jednak koszty uzyskania L-glukozy w grubych tysiącach zł za kg wykluczyły zabawę.
Reasumując, pic na wodę "skruszonych" naukAwców to odpowiednik takiego zwykłego wychwytu CO2 ze spalin np. elektrowni węglowej. Przy użyciu prostych procesów dałoby się uzyskiwać w ten sposób dziesiątki milionów ton CO2 z jednej tylko elektrowni węglowej. Ale poza eksperymentami nikt, na szczęście, tej głupoty nie robi, bo nie wchodzi w rachubę redukcja węgla i rozbicie na węgiel i tlen. A matołki już dekady temu zrozumiały, że wtłaczanie CO2 pod ziemię to najgłupszy sposób na droga katastrofę.
mtelisz
0
Istnieją i są eksploatowane już od kilku lat tzw węglowe bloki zeroemisyjne. Niestety trend unijny nakazuje budować farmy wiatrowe i PV a nie modernizować elektrownie węglowe.
DarrDarek
1
To humbug propagandowy. To są małe, eksperymentalne bloki z opcją wtłaczania wyłapanego ze spalin CO2 pod ziemię. Zwykle tylko część CO2 jest wyłapywane. Przy różnych awariach instalacji wyłapującej i przestojach ta mała elektrownia pracuje dalej (coś musi zarabiać na utrzymanie a nie tylko dotacje podatników) i w pełni idzie emisja CO2 w powietrze. Mało tego, aby mieć instalację wyłapującą CO2 ze spalin, należy spalać więcej węgla i więcej CO2 emitować. Robota głupiego. Aby zupełnie obnażyć nonsens projektu warto sięgnąć po doświadczenia Norwegów od ponad pół wieku z wtłaczaniem CO2 pod ziemię. Realia są takie, że po 20 latach ich czujniki badawcze potwierdziły, że CO2 nawet w skalistym podłożu przechodzi przez grunt i powoli uwalnia się z powrotem do atmosfery. Podwójna głupiego robota, bo nie dość, że CO2 i tak trafi do atmosfery, to jeszcze trafi go dużo więcej niż z normalnej elektrowni węglowej, bo w takiej eksperymentalnej duża część spalania i energii elektrycznej idzie na podtrzymywanie procesów wychwytu i wtłaczania pod ziemię CO2.
Jest jeszcze gorsza opcja nagłego uwalniania się tego CO2 i śmiertelnego zatrucia tysięcy ludzi i zwierząt, jak w jednym jeziorze w Afryce. Co ciekawe, gdy o tym pisałem setki komentarzy jakieś 22 lata temu, już była zaklepana inwestycja w Bełchatowie do tej głupoty (pewnie łapówki były już rozdane), ale jakoś tak dziwnie parę lat później dowiedziałem się, że mieszkańcy zablokowali inwestycję, bo przytoczyli komentarze internetowe i wiedzę o śmiertelnych skutkach wycieku CO2 spod ziemi.
Mitne
3
malcolm
5
PostironicznyPowerUser
4